Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

- Pójdę dzisiaj sama. - zwróciłam się do Mariny, mojej współlokatorki.

- Przepraszam, wiesz, że zawsze chodzę z tobą, ale no widzisz...

Z Mariną poznałyśmy się w małym barze mlecznym ,,Goodies" niedaleko centrum. Obie przyszłyśmy na rozmowę o pracę, ubiegałyśmy się o posadę kelnerki. Od początku nam się dobrze rozmawiało, dziewczyna zagadała do mnie i od tamtego czasu zaprzyjaźniłyśmy się. Marina i ja mamy dużo wspólnego, zarówno ona jak i ja jesteśmy bezrobotne, młode i marudne. Krótko po tym jak żadna znas nie dostała posady w ,,Goodies" stwierdziłyśmy, że dobrym sposobem na zaoszczędzenie paru groszy będzie zamieszkanie razem.

I w ten sposób już od kilku miesięcy jesteśmy współlokatorkami. Nie mieszkamy jednak same. Marina ma syna.  Tak, tutaj zaczynają się schody... Oliver ma niecały roczek i spokojne mogę powiedzieć, że to dziecko to dziecko terrorysta. Płacz i krzyk dwadzieścia cztery godziny na dobę. Oliver to urocze dziecko, wymaga jednak ciągłej uwagi. Marina nie może nawet odwrócić od niego wzroku, bo ten gdy to zauważa od razu zaczyna płakać.

Od ostatnich kilku dni Oliver strasznie kaszle, a Marina ma z nim dwa razy więcej kłopotów niż zwykle. Nie może zostawić synka z sąsiadką, jak zazwyczaj ma w zwyczaju kiedy idziemy do pracy, bo chłopczyk podczas choroby cały czas chce być z mamą. Marina nigdy nie powiedziała mi, co się stało z ojcem Olivera, ale podejrzewam, że młody jest wpadką po jakiejś imprezie i moja współlokatorka wstydzi się tego przyznać.

Przecież nie będę jej oceniać. Sama nie jestem lepsza, truję ludzi. W końcu jestem dilerką...
Tak, tutaj dochodzimy do punktu, w którym sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Ja i Marina sprzątałyśmy swego czasu domy. W jednym z nich natknęliśmy się na córkę właścicielki posiadłości. Przyłapałyśmy ją na braniu jakiś tabletek i od razu poszłyśmy do jej rodzicielki. Ta jednak nie wydała się poruszona tym faktem i zagroziła, że jeśli komuś powiemy źle się to dla nas skończy...
Sprzątałyśmy jej w domu kilka miesięcy aż zaproponowała nam inną robotę...
Mi, jako że potrafię robić paznokcie, zaproponowała, że będę chodziła do stałych klientek. Tym sposobem robiłam paznokcie i przy okazji zostawiałam rożnym kobietom woreczki z najwcześniej białym proszkiem lub jakieś tabletki. Nie trafiłam najgorzej, w większości przypadków chodzę do kobiet, które są bogate, niektóre nawet kojarzę w lokalnej telewizji... Marina z kolei dołuje raczej na ulicach, w klubach, czasem na melinach.

Dzisiaj miałyśmy odebrać prochy na najbliższy tydzień. Zawsze chodziłyśmy we dwie, dzięki temu czując się bezpieczniej, ale dziś będę musiała poradzić sobie sama. Nie ufaliśmy nikomu z tej ,,branży", dlatego chodzenie we dwie z gazem pieprzowym i mini paralizatorem w kieszeni kurtki albo bluzy było naszym sposobem na zapewnienie sobie namiastki bezpieczeństwa.

- Nie przejmuj się. Dam radę, jestem ubezpieczona. - powiedziałam pakując do kieszeni gaz i paralizator. - Zostań z małym. Mi nic nie będzie. - uśmiechnęłam się do niej lekko.

- Wiesz jaki jest Oli. Nie da żyć sąsiadce, a jednak przydałoby się, żeby kiedyś miała ochotę się nim jeszcze zająć. Jeśli oddam go jej w tym stanie to wątpię, żeby jeszcze kiedykolwiek miała ochotę go wziąć.

- Marina, spokojnie. Rozumiem. Już tysiąc razy tam chodziłam teraz tez dam radę.

Dostawałyśmy narkotyki zazwyczaj, gdy chodziłyśmy sprzątać. Sprawa zmieniła się jakiś czas temu, kiedy nasza pracodawczyni wpadła w jakieś kłopoty. Musiała się wyprowadzić ze swojego dawnego domu i od tamtego czasu przyjmujemy ,,dostawy" w różnych miejscach o różnych porach.

Zazwyczaj wyglada to tak, że siadam na ławce, obok mnie siada dostawca, zazwyczaj Hiram albo Mason. Mają ze sobą plecak, który kładą gdzieś niedaleko mnie. Potem odchodzą, ja przejmuje plecak i pędzę do domu, ówczesnej upewniając się, że jest bezpiecznie.

Nigdy nic złego się nie stało i mam nadzieję, że i tym razem wszystko pójdzie szybko i sprawnie.

Gdybym tylko wtedy wiedziała jak bardzo się myliłam...

Zapinam czarną bluzę, biorę klucze i wychodzę z domu.

- Uważaj na siebie! - krzyknęła na odchodne Marina.

Szybko zeszłam ze schodów i wyszłam na ulicę. Rześkie, jesienne powietrze i chłodny, zdradliwy wiatr poczułam od razu kiedy przekroczyłam próg domu. Pogoda dzisiaj jest trochę jak nastrój Olivera, jednym słowem zła.
Niebo spowiły ciemne chmury, za którymi schowało się słońce.
Ptaki latają nisko - będzie padać, a z takich chmur to bardziej lać.

Westchnęłam cicho i szybkim krokiem ruszyłam do parku, w którym miała odbyć się dostawa. Nigdy nie lubiłam chodzić powoli, zawsze mnie to męczyło. Zerknęłam na wyświetlacz smartfona, zaraz się spóźnię. Przyspieszam kroku.
Zerkam na moje ręce, drżą. Zresztą jak za każdym razem gdy to robię.

Czy takiego życia chciałam? Jasne, że nie. Przyjechałam do dużego miasta pracować. Miałam w miarę dobrą, spokojną pracę w szkolnym sekretariacie. Niestety nie wszystko potoczyło się po mojej myśli. Z urlopu macierzyńskiego wróciła dawna sekretarka, a ja musiałam odejść. Potem większość moich pieniędzy na ,,czarną godzinę" poszła na operację korekcji wzroku. Straciłam płynność finansową i szybko byłam zmuszona wynieść się z mojego dawnego mieszkania. Potem poznałam Marinę i sprawy jakoś tak się potoczyły, że znalazłam się w tym miejscu. W parku czekając na plecak pełen narkotyków.

Za każdym razem kiedy go brałam czułam jak przytłacza mnie nie tylko sam ciężar fizyczny prochów, ale też ten którego nie widać na pierwszy rzut oka. Zawsze mam wyrzuty sumienia, z każdym sprzedanym gramem. Narkotyki niszczą wszystko, związki, Małżeństwa i rodziny. Ileż to razy widziałam jak ktoś się stacza... Dlatego nigdy nie złamałam najważniejszej zasady każdego dilera - nigdy nie próbuj własnego towaru. Plus mój własny dopisek - nigdy nie dotykaj narkotyków. Dostałam paranoi do tego stopnia, że nie wypije nawet kropli alkoholu i wstrzymuje oddech, gdy ktoś obok kogo przechodzę pali.

Powinnam przerwać dilowanie i zrobię to, kiedy tylko znajdę jakąś normalną pracę i upewnię się, że Marina i Oliver również sobie poradzą.

W zeszłym tygodniu miałam dwie rozmowy o pracę i z tego co mi się wypadają poszły całkiem nieźle.

Usiadłam na ławce, na której zobaczyłam czekającego na mnie Hirama. Bez słowa poczekałam aż odejdzie, wzięłam plecak i ruszyłam w drogę powrotną. Nagle zadzwonił mój telefon.

- Psy węszą. - w słuchawce usłyszałam chłodny głos Hirama. - Trzymaj plecak luźno. Zaraz ktoś na ciebie wpadnie i go przejmie. Idź w lewo. - dokładnie słucham się instrukcji, które dostaje od mężczyzny.

Idę tak jak mi każe, tym samym zapuszczając się w dzielnice, której totalnie nie znam.

Wysokie wieżowce, szklane wieże, robią wrażenie. Czuje jak ktoś na mnie wpada i tym samym zabiera plecak. Sama jestem w szoku jak bardzo płynnie to wyszło.

- Spokojnie, teraz Mason zajmie się i policją i narkotykami. To ostatni raz. Nie kontaktuj się z nami i nie szukaj. Spółka rozwiązana. - wiedziałam, co to znaczyło. To było hasło albo szefowa wyjechała i pewnie nigdy nie wróci, albo zgarnęła ją policja.

- Zrozumiałam. - rozłączył się.

Teraz muszę wydostać się z tej dzielnicy i wymyślić jak przekaże Marinie, że nasze jedyne źródło dochodu zniknęło...

Zamyślona idę przed siebie, patrząc w ziemie. Odwracam wzrok i widzę jak na ulicy czarne auto spowalnia. Jego szyby powoli się uchylają....

W tym momencie wpadam na kogoś.

Nagle czuje przeszywający ból w okolicach brzucha. Delikatnie dotykam obolałe miejsce.
Na rękach mam krew.
Moją krew.

W momencie, w którym zdaje sobie z tego sprawę upadam, a ostatnie co pamiętam to czyjeś ciemnobrązowe tęczówki...

***
A.R

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro