3. Jak Się Poznaliście
– Hej Axel, znasz tą dziewczynę, tak? – zapytał Mark wreszcie przetrawiwszy całą sytuację jaka się wydarzyła. Było to akurat podczas rozgrzewki czwórki zawodników. Kapitan, Jude, Nathan i Jack mieli przetestować jej umiejętności. Gdyby miała pokonać całą drużynę, byłoby to niesprawiedliwe, prawda? Zwłaszcza, ze prawie nikt nie wierzył, że poradzi sobie chociaż z jednym z nich. Większość osób zainteresowała się zaistniałą rozmową, a część nawet dołączyło. W końcu słowa Marka przypomniały o tym dziwnym fakcie innym osobom, które zdążyły, już wyrzucić to z pamięci i świadomości.
– Właśnie, jak się poznaliście? – zadał pytanie Jude podnosząc się z ziemi. Axel nie wiedział od czego zacząć. Czy powiedzieć, że jest w zasadzie najbliższą mu osobą? Że znają się od dziecka? Że nic im nie powiedział o jego pierwszej miłości? Że porzucił ją nie wyjaśniając ani słowa? Miał wrażenie, że to jego prywatna sprawa, co ich łączy. Nie chciał słuchać jak Mark, Jude i reszta drużyny wypominają mu jego złe zachowanie. Był tego świadomy, a czuł by się jeszcze gorzej słuchając ich oskarżeń.
– W zasadzie to znam ją od małego – powiedział, wstydził się teraz nie tylko faktu, że zaniedbał ta relację. Teraz głupio mu było, bo nigdy nie mówił o niej swoim przyjaciołom. Wszystko to nie brzmiało jakby to były Myśli Axela Blaze. To zawsze on prawił innym morały i mówił jak niedorzeczne jest ich zachowanie, a przynajmniej tak było od czasu dołączenia do jedenastki Raimona. A tu proszę, sam wpadł w podobną sytuację, tym razem faktycznie to była jego wina. Próbował powtarzać swoje rady, które innym udzielał, ale teraz wydawały mu się zupełnie bezsensowne i pozbawione ładu i składu.
– Tak? – ponaglił go Mark, najwyraźniej nie był usatysfakcjonowany taką odpowiedzią i chciał dowiedzieć się więcej. Blaze westchnął cicho. Musiał powiedzieć, jeśli dziewczyna dołączy do drużyny nie da rady powiedzieć jej, żeby przestała się do niego odzywać i zachowywać jakby znali się jak łyse konie. A w zasadzie zachowywałoby się tak jedno z nich. Ciężko jest odnawiać przyjaźń po świadomym jej zakończaniu, a jeśli będą narażeni na swoje towarzystwo to… Musiał wybrać, powiedzieć przyjaciołom o dziewczynie, albo poprosić ją i jakoś delikatnie przekazać, że już ich nic nie łączy. Nie wiedział, czy podjął dobrą decyzję.
Mała dziewczynka o bladych, karmelowych włosach z kilkoma wplecionymi, małymi warkoczykami stała podekscytowana koło swojej matki. Jej duże, orzechowe oczka tryskały iskierkami radości, kiedy czekała, aż starsza zawiąże buty. Stały w pomieszczeniu, które nie mogło być niczym innym niż przedpokojem. Sporo wieszaków, komoda, jakąś ławka i szafka na buty. Oczywiście same drzwi wyglądały na frontowe i posiadały wizjer.
– Jest moją przyjaciółką z poprzedniej szkoły. Nasi rodzice pracowali razem jako lekarze, nie było możliwości żebyśmy się nie poznali. Z Julią też się dogadywała, potrafiła bawić się z nią, kiedy ja padałem już z nóg. – Zaczął sobie wspominać te magiczne chwile w momentach, kiedy cała ich trójka z szerokimi uśmiechami na ustach bawiła się to klockami, to na placu zabaw lub po prostu ze sobą.
Niska kobieta, w kręconych jasnych lokach klękała i wiązała sobie buta. Kurtyna włosów zasłaniała jej twarz przed pomieszczeniem. Była z natury spokojną osobą, lubiącą zasady i spokój, dlatego lekko wytrącało ją z równowagi zachowanie dziewczynki.
– Mamusiu, Mamusiu pośpies się! – zawołała dreptając w miejscu. Była bardzo podniecona, żeby zobaczyć w jaki sposób pracuje jej mama. Wiele razy słyszała od niej, że ją zabierze, ale dopiero dzisiaj obietnicą została spełniona.
– Już spokojnie Noriano, uspokój się, bo nigdzie cię nie zabiorę – pogroziła jej, kiedy mała prawie strąciła zdjęcie stojące na komodzie. Przedstawiało ono właśnie dziewczynkę i matkę, kiedy obejmowały się ramionami. Oprócz tego na zdjęciu był mężczyzna o praktycznie czarnych włosach, ale jasnych oczach. Siedział bardziej z tyłu z twarzą pozbawioną uczuć. Wydatny nos i szczęka sprawiały wrażenie osoby ponurej i taki w zasadzie był, a przynajmniej z pozoru.
– Pszeplasam... – zasmuciła się dziewczynka, nie mogła dopuścić do stracenia szansy zobaczenia na czym właściwie polega praca jej mamy. Sama myśl o tym sprawiała, że łzy napływają jej do oczu. Tak, była bardzo emocjonalnym dzieckiem, a jej uczucia popadały z skrajności w skrajność. Raz była bezgranicznie i namacalnie szczęśliwa, a zaraz potem zachowywała się jak fontanna.
– Już spokojnie – powiedziała podnosząc się z ziemi. Otworzyła drzwi i przepuściła znowu nadmiernie podekscytowaną Dziewczynkę. Wyszła tuż za nią mówiąc na odchodne – Do zobaczenia Iroki!
Odpowiedziała jej cisza, bo mężczyzna o tym imieniu siedział kilka pokoi dalej i był za bardzo skupiony na papierach leżących przed nim, żeby ją usłyszeć. Albo nie chciało mu się marnować sił na odpowiedź? Kto to wie. Kobieta wyszła szybko najwyraźniej chcąc zatuszować fakt, że w ogóle coś mówiła.
– Mieszkaliśmy tez niedaleko siebie, więc spotkania nie były wielkim problemem. Dosłownie od naszych domów było 10 minut szybszego marszu. Mogliśmy odprowadzać się nawzajem w tą i z powrotem – wymknęło mu się jedno z tych wspomnień, których nie chciał im przekazywać. Po prostu nie mógł się powstrzymać przed powiedzeniem tego, co krążyło mu po głowie. Pamiętał doskonale, kiedy wracali ze szkoły, najpierw on odprowadzał ją, potem ona go i tak w kółko, aż stwierdzili, że rozdzielą się w połowie drogi i rozejdą się w swoje strony.
Córeczka już czekała na nią przy samochodzie podskakując znów jak mała sprężynka. Mieszkały w ładnym, białym i przestronnym domu z dwoma piętrami. Posiadali garaż i dodatkowy ogródek za domem. Na podjeździe był zaparkowany sporawy samochód i to właśnie do niego wsiadły dwie osoby.
Jednym z ulubionym zajęć małej Nori było wpatrywanie się w rozmazujące się krajobrazy zza okna auta. Miała wtedy poczucie, że jest niezwyciężona. To, jak wszytko uciekało jej z oczu. To, jak teren zmieniał się z niewyobrażalną prędkością. Jak bloki pojawiały przed oczami i znikały po chwili.
Dlatego właśnie tak szybko minęła jej długa podróż. Kiedy wysiadała z auta była już zupełnie w innym miejscu. Była na parkingu przed szpitalem. Rozglądała się dookoła jakby miała zapamiętać każdy szczegół tego miejsca w zaledwie kilka minut. Niemiała jednak za dużo czasu, bo zaraz mama złapała ją za rękę i poprowadziła do wejścia.
W tym czasie zdążyła zauważyć jak wysoki jest budynek. Przed nim stało jakieś małe drzewko i parę krzaków. Szpital był biały, tak jak ich dom, ale ta biel była tak czysta, że paliła w oczy. Dodatkowo światło, które odbijało się od okien raziło ją, kiedy próbowała dojrzeć co jest w środku. Mały placyk był nienaturalnie pusty przez co czuła się tam jak niepożądany gość.
Weszła już do środka i dalej zaczęła kręcić głową we wszystkie strony patrząc na ludzi, meble, ściany, dekoracje, twarze. Widziała recepcjonistkę, która miała tak wielkie wory pod oczami, że prawie jej wypadały. Widziała małą rodzinę, która siedziała na sterylnie białej ławce i w napięciu czekała. Wszystkie przedmioty we wnętrzu były białe lub brązowe. Od ciągłego wytrzeszczania oczu na te nieprzyjemne dla oka kolory, musiała przetrzeć je sobie wolną ręką.
Matka ciągnęła ją dalej nawet nie oglądając się na innych. Poszła na piętro schodami i w końcu stanęła przed jednymi z drzwi na której było coś napisane. Nori nie była jeszcze tak dobra w czytaniu, żeby zrozumieć treść napisu w tak krótkim czasie jaki dostała. Dopiero po wejściu do pomieszczenia jej rączka została uwolniona od uścisku matki. Teraz miała więcej czasu na rozejrzenie się.
– Usiądź tutaj – poleciła małej dziewczynce, a ta szybko to zrobiła. Niby miała dość dobra kondycję i jak na dziecko miała duże pokłady energii, ale mimo wszystko wolała się zachowywać, jak należy, żeby nie narazić się mamie. Jak mogłaby znieść obwieszczenie, że jednak musi wrócić?
W zasadzie przez większość czasu nic się nie działo, więc na spokojnie przeanalizowała zawartość pokoju. Nie znalazła tu nic ciekawego więc szybko zaczęło jej się nudzić, przez jakiś czas oglądała kwiatki w doniczce i zastanawiała się czy można by było upleść z nich wianek. Stwierdziła w końcu, że ona i tak nie potrafi tego robić, więc nawet nie próbowała sięgać po nie rączką.
– Mieliśmy sporo wspólnego, udało nam się załapać dobry kontakt przy naszym pierwszym spotkaniu. Mieliśmy wtedy może po cztery, pięć lat. Jak się potem dowiedzieliśmy, to spotkanie wcześniej zostało zaplanowane przez naszych rodziców. Nie wiedzieli jednak, kiedy do niego dojdzie, ale byli pewni, że w końcu to się stanie – Powiedział przymykając oczy i przypominając sobie pierwszą chwilę, ten moment, kiedy się spotkali.
Bardzo ciężko było jej usiedzieć na miejscu przez kilka godzin, jak to siedmioletnie dziecko. W końcu stało się coś co zmieniło ten nudny dzień. Do gabinetu zapukał jakiś ciemnoskóry mężczyzna i dwie osoby znajdujące się w pokoju odwróciły się w kierunku stukotu. Kiedy do pokoju wszedł mężczyzna od razu coś zwróciło jej uwagę; mały, białowłosy chłopiec.
Obydwoje przykuli swoją uwagę. Wpatrywali się w siebie podczas gdy dorośli wymieniali ze sobą obojętne im zdania. Chłopak musiał być w jej wieku i podobnego wzrostu. Jego oczy były ciemne i przypominały tło na jakimś świecą nocą gwiazdy i właśnie w taki sposób odbijało się światło na jego tęczówkach. Do tego jaśniejsza cera niż tego mężczyzny co wszedł z nim do pokoju. Była to ciekawa kombinacja i wręcz fascynowała małą dziewczynkę. Zastanawiała się co sprawiło, że chłopak przyszedł tutaj do jej mamy. Jest chory? Coś mu dolega? A może jest tu z zupełnie innego powodu…
Najwyraźniej on też badał ją wzrokiem. Obserwował jej twarz jakby by była jedynym obiektem w pokoju. Na jego twarzy widać było czystą ciekawość z nutką zaskoczenia. W końcu nawet rodzice musieli zauważyć, że ich dzieci mierzą się przydługimi spojrzeniami.
– Może spędzą chwile razem? Noriana i tak nie ma nic do roboty – powiedziała matka dziewczynki jednocześnie patrząc na młodszą dwójkę.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby ojciec liczył na to, że razem zostaną lekarzami w przyszłości. Zapewne oczekiwał, że córka pielęgniarki podąży tą samą karierą i pociągnie mnie w tą stronę – Axel przyznał otwierając oczy.
– Nie mam nic przeciwko temu – powiedział obojętnym totem mężczyzna i wyszedł z pomieszczenia zostawiając chłopczyka z nową koleżanką…
– Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. W końcu chodziliśmy razem do Krikwood, chociaż do innych klas. Ale niecały rok temu, po wypadku Julii, zlikwidowano szpital, w którym pracowali nasi rodzice. – spojrzał z nadzieją w stronę bramy. Chciał, żeby dziewczyna już przyszła, wyplątał by się wtedy z niewygodnej rozmowy, ale nikt się nie pojawił, więc ciągnął dalej – Tak się składa, że nie tylko to było nieszczęśliwym wypadkiem w tamtym czasie. Dziadkowie Nori zginęli i… – chciał już opowiedzieć o jeszcze jednej tragedii, ale ugryzł się w język. Nie miał takiej mocy sprawczej, żeby przekazywać im informacje o cudzych prywatnych sprawach – …i zostawili w spadku mieszkanie właśnie w tej okolicy. Akurat obok był szpital z wolną posadą, a ta szkoła też nie była daleko. Postanowiły przeprowadzić się tutaj, a ja, jak już dobrze wiecie, przyjechałem do Inazuma Town.
– A więc to tak – powiedział Mark również patrząc w stronę bramy. Na tym zakończyła się opowieść Axela. Chyba dobrze zrobił zwierzając się im w końcu z tego co mu leżało na sercu. Nie patrzył na przyjaciół więc nie widział co o tym myślą albo chociaż co pokazują miny na ich twarzach. Nie zdawał sobie właściwie sprawy, że każdy przysłuchiwał się jego opowieści i że każdego, nawet Trenerkę to zainteresowało. Mimo to, nikt z nich wszystkich nie powiedział już ani słowa.
Rozmowa z Evansem i resztą sprawiła, że coś sobie uświadomił. Chwile, które spędził z Nori są jednymi z najszczęśliwszych z jego życia. Po mimo tego, że ostatecznie nie wyznał jej swoich uczuć i nie dowiedział się czy kiedykolwiek je odwzajemniała. Wiedział, że jeśli uratował by ich relację, mogło z niej wyniknąć wiele wspaniałych chwil, ale czy jest tutaj co ratować? Miał świadomość, że gdyby podjął się próby, albo zrobił by coś nie tak, nie tylko zbłaźnił by się, ale też musiał by nauczyć się żyć z tą sytuacją. Jakby się poczuł mijając ją za parę lat gdzieś w tłumie i udając, że w ogóle się nie znają a tak naprawdę wiedząc o sobie wszystko.
Pytanie teraz brzmiało: Czy odważy się zacząć rozmowę na ten temat? Jak teraz pomyślał jak zapoczątkował by przeprosiny, miał kompletną pustkę w głowie, no może oprócz „Bardzo mi przykro, że cię olewałem i o tobie zapomniałem” co brzmiało naprawdę głupio. Czemu czuł się, aż taki spięty? Przecież to nie powinna być dla niego żadna filozofia, żeby przeprosić, spróbować wytłumaczyć i poprosić o wybaczenie. Ale jakoś nie mógł znaleźć odpowiednich słów w ustach, kiedy próbował nawet pomyśleć co by mógł powiedzieć. No i jak tu nie zwariować.
Nie tylko Axel był w podłym nastroju. Cała drużyna odczuwała przygnębienie (oprócz Marka oczywiście). Osoby takie jak Jack i Todd czuły zrezygnowanie. Ten pierwszy nie widział sensu do rozgrzewki i nawet nie przykładał się zbytnio do zadania. Todd był blisko wyciągnięcia swojej małej konsoli i zacząć zdobywać punkty w ulubionej grze. Nathan wraz z Jude’m rozpoczęli szybką przebieżkę po boisku, żeby chociaż rozprostować nogi po kilku godzinach siedzenia w autokarze. Wywiązała się między nimi krótka rozmowa, która w gruncie rzeczy nie była zbyt głośna.
– Wiesz co Jude, gdyby udało się nam nazbierać dość mocnych graczy w całym kraju, może faktycznie uda nam się pokonać Gemini Storm – Stwierdził niebiesko włosy rozpamiętując jak łatwo dali się pokonać przez przybyszy z Gwiazd. Gryzł się tym, pewnie tak samo jak wszyscy ci co zostali w szpitalu przez doznane od kosmitów kontuzje. Czul, że powinni ten czas spędzać na treningi, a przez tą wypowiedz chciał przekazać, że powinni szukać naprawdę dobrych graczy a nie dziewczyn, które zostały przypadkowo spotkane.
– Może nie będzie taka zła – stwierdził z przekonaniem Jude, odczytując ukrytą wiadomość. Miał już chwilę, żeby przyjrzeć się dziewczynie i zdążył poznać jej budowę ciała, przynajmniej na tyle na ile pozwalały mu to grube ubrania. Widział sposób w jaki chodzi i nawet pewne odruchy świadczyły o tym, że nie jest zupełną nowicjuszką w sportach – Mam wrażenie, że może nas pozytywnie zaskoczyć.
Zanim Nathan zdołał skomentować to w jakikolwiek inny sposób niż zaskoczone spojrzenie, pojawiła się osoba, o której była właśnie mowa. To nagłe pojawienie się przerwało też rozmowę, która toczyła się między Erikiem Bobby ’m i Celią.
– Erik na pewno myślisz, że to dobry pomysł? – zapytał wysoki, chudy chłopak dwie minuty wcześniej. Jak większość drużyny miał sceptyczne nastawienie do jakiegokolwiek testowania dziewczyny. Z resztą co miała im do pokazania płeć przeciwna? Nie śmiał wymawiać tego na głos w obecności czarnowłosej, ale naprawdę miał ochotę podzielić się swoimi obawami z najlepszym przyjacielem
– Wiesz, skoro Axel się z nią przyjaźnił nie ma opcji, żeby nie potrafiła grać w piłkę. – Zaczął ostrożnie ciemnowłosy. W sumie nie wiedział co tak naprawdę podkusiło go do zaproponowania przetestowania dziewczyny mimo jej oświadczenia – Poza tym, są przypadki, kiedy ukryty talent pokazuje się po raz pierwszy, szkoda by było nie upewnić się co jest na rzeczy
– Erik, sam to przed chwilą powiedziałeś. Potrafiła. Skąd myśl, że… – przerwał niebiesko włosy, bo Silvia nie dała mu dokończyć zdania.
– Uważa, że Erik ma rację. Każdy kiedyś zaczynał. U was za każdym razem, gdy graliście w piłkę było widać, że to jest właśnie to, nawet jeśli nie wychodziły wam podana i strzały. Może ona jeszcze nie miała okazji pokazać swojego talentu i czekała na moment, żeby zabłysnąć – zasugerowała pewnie. Przecież dobrze pamiętała pierwszy moment zetknięcia się ich z piłką nożną i widziała błysk w oczach chłopaków – Daj jej szansę Bobby.
I to właśnie w tym momencie Nori weszła pewnym krokiem na boisko.
★°•———————————————————•°★
2395 słów
Aż dumna jestem wiecie? Zaczynam mieć wrażenie, że jednak nie jestem życiowym przegrywem, bo potrafię napisać coś co po przeczytaniu sprawia, że jestem zadowolona, a nie, że chce się zakopać pod ziemię (zobaczymy jak się będę czuła za kilka lat po przeczytaniu tego)
Nie bijcie mnie za to, że Retrospekcja jest opisana z perspektywy Nori, a słowa opisujące już Axela. Chciałam pokazać obydwie strony plus zawrzeć historię w historii. Mam nadzieje, że wyszło i jest czytelne nie tylko dla mnie.
Łapcie, więc zalążki nowych wątków jakie będą się pojawiać, oczywiście mam świadomość tego, że są banalne i może nawet głupie, ale ja też jestem banalna i głupia oraz lubię banalne i głupie rzeczy. Nie wiem czemu, ale lubię oklepane motywy, wiem wtedy czego się spodziewać i czuje, że wiem co się powinno stać w tym i w tym momencie. Albo to jest po prostu już schemat w jakim myślę? Powiedzcie proszę jakie macie odczucia co do przewidywalności/oryginalności/oklepaności (XDDD) tej historii.
Nie spodziewajcie się następujące części przez najbliższe dwa tygodnie. Mozedam rozdział bonusowy, bardziej organizacyjny ale kontynuację poznacie w drugiej połowie lipca.
To chyba tyle, więc jedyne co mogę powiedzieć więcej to do następnego przeczytania!
~Puchonka 01.07.2024
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro