24. Wielka Kolacja
Erik miał mniej problemów. Po zapukaniu do drzwi i zaczekaniu aż się otworzą, usłyszał pytanie „Tak?" od kobiety, która stanęła w progu. Była trochę zaskoczona, trochę zniecierpliwiona. Kto zbierał jej wolny czas, skoro i tak za dosłownie dziesięć minut mieli się zebrać? Czy naprawdę jakaś drobnostka była tak pilne, żeby nie tracić ani chwili i od razu zwracać się do niej? Utkwiła oczy w chłopku, który śmiał zakłócić jej spokój.
— Czy Mark, to znaczy kapitan, przyszedł do trenerki? Właśnie go szukam i pomyślałem, że może do pani przyszedł — zapytał lekko speszony i mimo wszystko bojąc sie odpowiedzi. Wyraz twarzy a nawet sam sposób bycia trenerki był taki... władczy, dumny, a jednocześnie pogardliwy.
— Nie było go u mnie, przykro mi — powiedziała zupełnie bezbarwnym głosem i zatrzasnęła Eagle'owi drzwi przed nosem. Huk nadal wisiał w powietrzu, a piłkarz stał nie wiedząc co ma z sobą zrobić. Był lekko oszołomiony przez tak nagłe zakończenie rozmowy, Z pomocą przyszedł mu okrzyk Tori i tuż za panem Weteranem poszedł pod wejście do pokoju numer sto dwanaście. Sam wszedł za dziwaczną karawaną do dwuosobowego pokoju, żeby przede wszystkim zapytać co takiego się stało, że Vangard zareagowała w ten sposób.
— O Erik, jesteś — zauważył go Bobby i spojrzał za niego — Czyli nie było go u trenerki, tak? — zapytał wracając do chłopaka wzrokiem. Brunet pokiwał głową, a obrońca zrezygnowany opadł na jedno z łóżek. Podczas, gdy Nori powstrzymywała swoją współlokatorkę od wypadnięcia z pokoju, Erik usiadł koło swojego przyjaciela.
Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, w korytarzu rozległy się kroki kilkorga osób i słowa przeplatane śmiechem. Tori wyrwała się z uścisku Mills, Erik i Bobby wymienili spojrzenia. W tym samym momencie trójka z nich podbiegła do drzwi. Trochę się przepychając wyjrzeli z pokoju, a potem wypadli na korytarz. Brązowowłosa wyszła za nimi na spokojnie nie uczestnicząc w wyścigu i jako ostatnia zauważyła grupkę, na której czele stał nasz zaginiony.
— Mark! — krzyknęła uradowana Tori przerywając tym samym opowieść, którą ten dzielił się z resztą. Wśród gromadki znalazł się Jack, Jude i Nathan. W ten sposób osiem osób zaczęło żywo dyskutować. Przepraszam, tak właściwie to sześć. Nori się tylko przysłuchiwała, a Nathan.... Nie mógł jakoś wbić się w rozmowę, która brzmiała mniej więcej tak:
— Tori? A co tu robisz? — zapytał kapitan, który nadal rozkoszował się ciepłem, bo wbrew temu co mówił długowłosemu, odczuł minusowe temperatury. Cieszył się na bliską kolację i był pewny, że wypije kilka kubków gorącej herbaty.
— Wszyscy cię szukają — odpowiedział za nią Erik, ale zaraz musiał się dopytać — Co się z tobą działo... Tak nagle zniknąłeś, że zaczęliśmy się bać, że coś się stało — powiedział. Widać było, że poczuł ulgę, gdy zobaczył znajomą okrągłą twarz bruneta w pomarańczowej opasce.
— Kapitan właśnie był w połowie opowiadania — naskarżył rozpromieniony Jack, który nie mógł się gniewać na nikogo po odnalezieniu Marka. Uśmiechał się szeroko, a jego spojrzenie wywoływało uśmiech na tym, na kim spoczęło.
— Tak, ale zacznę od nowa. Więc, siedziałem sobie z Nathanem i przez te wcześniejsze wzmianki o treningu zachciało mi się pokopać piłkę, — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — ale zapomniałem, że przecież jesteśmy na Hokkaido i jest strasznie zimno, a ja w samej koszulce poszedłem z kilometr czy półtorej, zanim do mnie dotarło co robię. I zawróciłem, trochę się pogubiłem, ale nie ma co się tak o mnie martwić.
Wszyscy parsknęli śmiechem. No tak, Mark Evans, który nie widział nic poza piłką, mógł nieświadomie ignorować minusową temperaturę, kiedy miał przed sobą perspektywę gry w ukochany sport. Piłkarze skupili się koło Mark'a jak wokół jakiegoś iście interesującego dzieła sztuki.
Dwójka osób, które nie brały udziału w rozmowie: „Ty naprawdę masz bzika na punkcie piłki...", „Nie wziąłeś nawet bluzy?", „Na serio powinieneś zacząć troszczyć się o swoje zdrowie, mogłeś się przeziębić!", „A skąd wiadomo, że nie jest przeziębiony?"; wymieniły szybkie spojrzenia. W jednej chwili spojrzeli na siebie, a zaraz odwrócili wzrok jakby nie mogli za długo go wytrzymać. Nori szybko wycofała się do pokoju, ale niebieskowłosy pozostał na korytarzu stojąc drętwo oparty o ścianę.
— Co to za hałasy? — rozległ się donośny, kobiecy głos i nie trzeba było się specjalnie głowić, żeby wywnioskować do kogo należał. Trenerka Lina postanowiła opuścić swój pokój, żeby sprawić powód zamieszek. Prowadziła ważną rozmowę z trenerem Hillman'em, a głośne śmiechy i chichy potrafiły przeszkadzać w konwersacji, a tutejsze ściany nie były za bardzo dźwiękoszczelne. Już i tak miała zakłócenia w postaci pukającego bruneta — Jak już wam się tak nudzi to zbierzcie wszystkich, za pięć minut idziemy na kolację.
Grupka się rozproszyła i zaraz zwołała całą drużynę. Kevin zjawił się w trakcie zamieszania i wszyscy zebrali się na korytarzu. Jack przekazywał swoim współlokatorom jak to było z tą ucieczką Mark'a. Celia próbowała uspokoić Raimon, która była na skraju załamania nerwowego. Przytulała dziewczynę, która chociaż była wyższa, kuliła się przy niej i wyglądała na znacznie niższą niż jej przyjaciółka.
— Nelly spokojnie, słuchaj... mogę ci pożyczyć suszarkę, przywiozłam swoją — zapewniła menadżerka współczująco klepiąc rudą po plecach. Wyraz jej twarzy faktycznie wyrażał chęć do pomocy, ale zaraz dziewczyna w lokach pokręciła głową nadal chowając twarz w koszulce przyjaciółki.
— Ale... nie masz końcówki... — załkała. Pomimo, że Hills miała ochotę spojrzeć na nią i powiedzieć „Przecież to nie ma wielkiego znaczenia" lub „Nie wybrzydzaj, ciesz się, że w ogóle masz suszarkę", ale powstrzymała się od tego mając na uwadze ich przyjaźń. Zmusiła się do zachowania powagi.
— Możemy kupić końcówkę w jakimś sklepie, tak? Spokojnie Nelly, zawsze jest wyjście. Jeszcze dziś pójdziemy i kupimy, obiecuję — przekonywała ją dalej. Ruda ostatni raz pociągnęła nosem. Wychyliła głowę i spojrzała na nią z nadzieją. W oczach Celii znalazła zapewnienie i uspokoiła się. Oderwała się od dziewczyny i ręką wygładziła swoje ubranie.
— Okej... Z resztą, nieważne — powróciła do swojego charakterystycznego stylu bycia pozbywając się zrozpaczonego dziecka, którym w gruncie rzeczy nadal była. Jej wychowanie nie pozwalało jej zbytnio na bycie dzieckiem. Przecież samotnemu, zapracowanemu ojcu ciężko dopilnować swojej jedynaczki. No i tak jakoś wyszło, że Nelly szybko zaczęła mu pomagać. Bardzo szybko z relacji ojciec-córka przeszli do relacji biznesmen-pomocniczka.
Będąc dorosłym dzieckiem starała się zachować powagę w każdej sytuacji. Ale jak dobrze wiemy, powstrzymywanie emocji zawsze prowadzi do wybuchu. Czasami jest to kropla, która przelewa miarę. Raimon dba o swój wygląd. Ciężko się doszukać dziewczyny, która robi to w takim stopniu jak ona Ważny jest dla niej wizerunek, na który składa się charakter i wygląd. Kiedy jedno zostaje zaburzone, drugie zapewne też, a przynajmniej tak jest w jej przypadku.
Jak mogła by znieść, gdyby jutro i przez następne dni pokazywała się w rozczochranych włosach, nie jak zwykle w uporządkowanych lokach? W włosach spiętych z tyłu? Czy bez tego potrafiłaby być przebojową, opanowaną i władczą Nelly Raimon? Nie, na pewno nie.
W tym momencie koło nich przeszła Silvia, która oczywiście zanim wyszła musiała doprowadzić swoje rzeczy do porządku, bo pozostałe współlokatorki pozostawiły swoje rzeczy w takim stanie, w jakim „ułożyła" je Nelly. Czarnowłosa nie podeszła do nich, a skierowała swoje kroki do Erik'a i Bobby'ego. Nie poczuła ostrego spojrzenia na swoich plecach.
— Chłopaki! Czyli znaleźliście Mark'a, tak? — zapytała dwójkę piłkarzy, którzy odwrócili się do niej i uśmiechnęli. Mogła poznać po ich twarzach, że są już zmęczeniu. Mieli lekko opadnięte powieki, ale starali się wyglądać jakby wcale tak nie było. Może nie mieli worów pod oczami, ale wyglądali jakby dopiero co ktoś ich obudził.
— A tak, odezwał się Eagle zanim jego przyjaciel zdążył to zrobić. Dziewczyna utkwiła w nim spojrzenie wyraźnie oczekując rozwinięcia wypowiedzi, ale jej niemą prośbę spełnił Bobby.
— A wyobraź sobie, że nasz Mark postanowił zagrać w tym śniegu — powiedział pół żartem pół serio. Obserwował z oczekiwaniem jej twarz, która zaraz wydłużyła się w niemym szoku. Z niemniejszym zainteresowaniem Erik przypatrywał się przyjacielowi. Czyżby on... Czy on przypadkiem nie..?
— Nie gadaj, naprawdę? Zapytała z niedowierzaniem Woods i spoglądała to na jednego to na drugiego, żeby się upewnić czy to prawda, czy dowcip. Zobaczyła, jak Erik kiwa głową i westchnęła — Wiem, że on bardzo kocha piłkę, ale żeby... Ja już nie wiem czy to nie podchodzi pod szaleństwo na jej punkcie... Mógł się zgubić albo nawet utknąć w zaspach... No ale...
Przerwał jej oschły kobiecy głos, który oczywiście należał do trenerki. Powiedziała, że powinni już iść i każdy jej posłuchał. Umilkły rozmowy, ale powróciły na nowo, kiedy po krótkiej przechadzce drużyna usadowiła się przy długim stole.
Czy jest sens mówić, gdzie kto dokładnie siedział? Opowiedzenie, gdzie usiadła każda z... a tak, szesnastu osób za bardzo by nikogo nie interesowało. Powiem tylko, że menadżerki usiadły koło siebie, na jednym z końców stołu, a opiekunowie mieli swój własny stolik. Każdy z piłkarzy zasiadł na drewnianym, lekko skrzypiącym krześle. Rozległo się szuranie, gdy każdy w własnym tempie przysunął się do stołu.
Za zastawie służyły im lekko wyblakłe talerze, lśniące i nadal ciepłe widelce i noże oraz kubki, które to tu to tam były lekko wyszczerbione. Mimo to każdy z niecierpliwością czekał na jedzenie, każdy z wyjątkiem Nathan'a.
Stracił apetyt po tej całej przygodzie i z lekką niechęcią spoglądał na innych, którzy zajadali się wrzącym kremem koloru piasku z kawałkami warzyw. Tori jadła za dwóch, Mark za trzech, a jeśli mamy wskazać zwycięzcę w konkurencji jedzenia, można jeszcze rozważyć Nori i Jack'a. Oboje napychali się zupą, czego po obrońcy można się było spodziewać, za to po niskiej dziewczynie mniej. Pomiędzy przełykaniem jedzenia odbywały się rozmowy.
— Jak myślisz, jaki będzie ten napastnik? Lepszy czy gorszy niż Axel? — zapytał Wallside, bo już po tylu dokładkach co sobie nałożył i tempie w jakim je zjadał, waza z zupą była zupełnie pusta i teraz w trakcie czekania na drugie danie zagadnął Todd'a, który również skończył już swoja porcję. To pytanie usłyszała też Tori, która usiadła naprzeciwko Jack'a, bo specjalnie wybrała miejsce z dala od drugiej piłkarki.
— Lepszy na pewno nie — powiedział pewnie Ironside. — Axel jest graczem skali krajowej, a ten Frost... nikt o nim nie słyszał i gdyby był chociaż tak samo dobry, jego drużyna już dawno zyskała by sławę — uargumentował swoje zdanie i mógł jeszcze pociągnąć ten temat, ale do rozmowy wtrąciła się Vangard.
— Wydaje mi się, że albo będzie totalnym beztalenciem, albo świetnym, może nawet lepszym od Blaze'a graczem — zauważyła, że Todd chciał coś dodać i patrząc na wyraz jego twarzy przewidziała, że raczej nie po to, żeby się z nią zgodzić. Nie dała mu na to czasu — Nie sądzę, żeby tak było, ale świat piłki nie kończy się na kilku zawodnikach, którzy dostali się na ekrany. Mówię ci, jest jeszcze wiele utalentowanych osób, na które nikt nie zwraca uwagi.
— No tak, ale pomyśl! Skoro są pogłoski i to do nas dotarło, do nas! Do najlepszej drużyny w kraju, to dlaczego nikt inny się tym nie zainteresował? No dlaczego? — nie ustępował piłkarz. Nie mógł znieść myśli, że ktoś może być lepszy od Płomiennego Napastnika, a dodatkowo podjudzało go niesprawiedliwe wyrzucenie go z drużyny.
— Może być mnóstwo powodów — powiedziała gładko dziewczyna — Może i do nas nie będzie chciał dołączyć, bo, no nie wiem, nie chce opuścić rodzinnych stron? Albo sytuacja finansowa mu na to nie pozwala? Jest też opcja, że jego rodzice mu nie pozwalają... lub on po prostu tego nie chce. No sam pomyśl —Tori wykazała się niespodziewaną kreatywnością i trochę zbiła Todd'a z tropu. — A ty Jack, co myślisz?
— Nie sądzę, że byłby lepszy... — mruknął trochę nieśmiało po tym z jaką łatwością dziewczyna sprowadziła jego przyjaciela do parteru. — Chociaż już sam nie wiem. O Nori myśleliśmy to samo, nie? — zerknął na Todd'a szukając wsparcia.
Vangard stanęła przed, być może, niepowtarzalną szansą dowiedzenia się kim właściwie jest jej współlokatorka. Bo od samej Nori się tego nie dowie. Mills jest dla niej męczącą zagadką od początku ich podróży. Zaczęła zgłębiać temat i zaraz usłyszała:
— A no tak, przecież ciebie wtedy jeszcze nie było — to bardzo błyskotliwe stwierdzenie wypowiedział Todd, co sprawiło, że dziewczyna chciała powiedzieć „No co ty nie powiesz?", ale ugryzła się w język. Zaczekała, aż któryś z nich zacznie opowiadać, ale jakoś żaden z tej dwójki nie wiedział, jak zacząć.
— Wiec? — dopytała z niecierpliwością, ale odpowiedział jej ktoś z poza grona rozmówców i szczerze mówiąc bardzo ich nie ucieszyło, kto im odpowiedział. Podczas gdy dwójka piłkarzy uciekali spojrzeniami, brunet w okularach odwrócił siew ich stronę po połknięciu ostatniej porcji dania.
— Chodzi o to jak znaleźliśmy Nori? Już mówię — był to oczywiście Willy, który przysiadł obok Vangard i nie mając lepszego zajęcia włączył się do rozmowy. — Zanim pojawiła się w busie mieliśmy okazję ją przetestować, no wiesz, jak sobie radzi z piłką. Trenerka skądś ją wytrzasnęła, chyba Hillman jej pomógł...
— Kim jest Hillman? — przerwała mu dziewczyna, a Jack i Willy pokrótce jej wyjaśnili, że to ich stary trener, który nie mógł pojechać z nimi przez... niewyjaśnione okoliczności. Powiedzieli, że miał być zajęty czymś bardzo, bardzo ważnym związanym z kosmitami, ale więcej nie wiedzieli.
— No dobrze, ale wracając — Willy nie dał a długo odbierać mu atencji. — Bo wiesz, była nas tylko dziesiątka i zanim zmierzylibyśmy się z kosmitami potrzebowaliśmy jakiegoś zawodnika, żeby uzupełnić skład. Wyobraź sobie, pojechaliśmy do niej szmat drogi, żeby usłyszeć, że pomimo tego, że nie jest członkiem żadnej drużyny, nie dołączy do nas. Taka akcja!
— Serio? — dziewczyna odwróciła głowę w stronę brązowowłosej, która pałaszowała kolejną miskę zupy — Ale przecież w końcu dołączyła, no i mówiłeś, że ją sprawdziliście, tak? — pytała dalej. Była tak zainteresowana, że nie przeszkadzał jej charakter Glass'a, za to Jack i Todd spojrzeli na siebie, nie bardzo wiedząc co robić, bo oboje zdawali się być ignorowani w tej rozmowie.
— No tak, przez nieumiejętność naszej trenerki nie poinformowaliśmy jej o naszych planach, dowiedziała się o tym po fakcie. Znaczy o tym, że chcemy, żeby dołączyła do drużyny. Zaparła się nogami i rękami, nie dała się przekonać i odeszła. A potem, tuż po odejściu Axela, nagle się zjawiła. Wtedy już byłaś. Cała ta sytuacja jest dziwna — zakończył swoją opowieść i wypił łyk kompotu ze szklanki koło swojego talerza. Dla Tori nie był to jeszcze koniec tematu.
— I jak gra? — zapytała nie mogąc się powstrzymać, bo przecież nie wiedziała, nikt jej nic nie mówił, a teraz miała okazję. Jak, że Willy nie bardzo chciał odpowiadać na to pytanie, musiał by przyznać, że dziewczyna pokonała czterech chłopaków z ich drużyny. Wyręczył go Jack.
— Jest niezwykła, — stwierdził, ale zaraz się poprawił — znaczy się jest niezwykłym graczem. Bez problemu pokonała mój Mur i Boską Rękę Mark'a — przyznał a oczy Vangard otworzyły się tak szeroko, że powinny były jej wypaść.
— Nie wierzę... jest aż tak dobra? — zapytała wracając spojrzeniem do pozostałych rozmówców. Ta niepozorna dziewczyna, która wydawała się kolejną głupią nastolatką, którą interesowały tylko bzdurne ploteczki była w stanie pokonać Raimona? Tak w zasadzie to nie widziała do tej pory, żeby Mills rozmawiała z kimś innym niż z nią.
— A jakbyś widziała jak zwinnie okiwała Jude'a i minęła Nathan'a. Użyła jakiejś techniki hissatsu... Jak ona miała? — wtrącił się Todd po dłuższej chwili milczenia. On też powrócił wspomnieniami do tamtego dnia, chociaż nie zapamiętał nazwy ruchu, którego użyła Nori.
— Pole Elektryczne, beznadziejna nazwa — stwierdził. Jak już miał się odezwać to tylko po to, żeby negatywnie skomentować dziewczynę. — Ja bym wymyślił sto razy lepszą — stwierdził, chociaż każdy go zignorował, wiedząc, że to część jego nadętego charakteru. Nawet Tori wiedziała, że lepiej zignorować tą uwagę.
— Chciałabym zobaczyć ja w akcji, tak samo jak tego napastnika Frosta — przyznała. — Ale chyba nie mam na co liczyć przed jutrem. Chyba, że uda mi się wyciągnąć ją na śnieg jak Mark Nathan'a — zaśmiała się i skończył się temat rozmowy. Cała czwórka zajęła się następnym daniem.
★°•———————————————•°★
2532 słów
Doczekaliście się... tak, nareszcie coś napisałam i mam wrażenie, że dość dużo (pół tysiaka ponad normę), wiec oczywiście dajcie znać jak podoba wam się ten rozdział po przerwie.
Emm tak... Miała być kłótnia, nie ma kłótni, bo się nie zmieściła, więc sorki, ale wydaje mi się, że ta rozmowa chociaż w jakimś stopniu ją zastąpi.
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta, wiec dajcie znać komentarzem lub gwiazdką czy nie wstawiam tego na darmo.
Aha, czy powracam do regularnych rozdziałów? Nie jestem pewna, ale będę się starać.
To tyle, Pa patki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro