23. Ucieczka
Jakie było zaskoczenie chłopaków, kiedy wrócili do pokoju i nie zastali trzech osób, które powinny tam być. Kevin nie chciał zostać w swoim okropnym pokoju, więc wrócił razem z Erik'iem i Bobby'm. Pierwsza oznaka, że coś jest nie tak, czekała na nich jeszcze zanim weszli do pomieszczenia. Uchylone drzwi no i brak jakichkolwiek głosów z pomieszczenia.
— Halo? Jesteście tu? — zapytał Eagle wchodząc do pokoju i rozglądając się. Shearer wystawił głowę zza ramienia przyjaciela, żeby samemu zobaczyć, że nikogo tu nie było. Nie było żywej duszy, nawet muchy, ale nie przestali wpatrywać się uważnie we wszystkie cztery ściany.
— Nathan? Mark? Jude? — wymieniał imiona zaginionych niebieskowłosy. Ostatnie z nich w końcu spowodowało, że coś się stało. W zamkniętej od wewnątrz łazience nadal siedział Sharp. Usłyszawszy swoje imię wyrwał się z otępienia. Drgnął lekko i pociągną za spłuczkę, choć tak na prawdę nie było po co.
— Jestem! — zawołał i szybko odblokował drzwi i wyszedł z toalety. Cała trójka odetchnęła z ulgą. W ich głowach już formowały się porwania i morderstwa. Chociaż jeden z ich kolegów był cały i zdrowy oraz pewnie wie co się stało z resztą.
— Wiesz, gdzie Mark i Nathan? — dopytał się Kevin. Jedna osoba z trzech odnaleziona, ale co z pozostałą dwójką? Szybko obalił mit, że weszli wszyscy we trzej do toalety, ale dla pewności zerknął za strategiem, czy na pewno nikt się nie ukrywa pod prysznicem.
— To nie ma ich z wami? — zdziwił się chłopak z dredami. Nie usłyszał nic z rozmów od kiedy wszedł do łazienki. S-skoro on tu siedział, nic nie usłyszał, a chłopaków nie było to... co się z nimi stało? Bał się myśleć. Czuł, że jeśli tylko spróbuje, jego umysł podpowie mu same czarne scenariusze.
— No właśnie nie, myśleliśmy, że będziesz wiedział. Nie byłeś tu cały czas? Nic nie słyszałeś? — zaniepokoił się Bobby. Był jeszcze bardziej spanikowany niż przed odnalezieniem Jude'a. Co cię mogło stać? Cokolwiek się stało, musiało być cicho, bo inaczej Sharp by usłyszał, że coś się dzieje, prawda?
— Co tak stoicie? Szukamy ich! — zawołał na nich rudowłosy, który już wychodził przez drzwi — Mieli trzy pomieszczenia, gdzie mogli się udać plus stołówka i recepcja. Nie można wykluczyć, że są gdzieś na korytarzach lub w schowku... Nie wiem, ale tak nagle zniknęli... Nie zaszkodzi sprawdzić.
— A czemu nie mogli pójść do trenerki? — zdziwił się Erik, bo przecież Mark mógł chcieć zapytać o trening, tego napastnika Frost'a lub o inne rzeczy organizacyjne. W końcu... kapitan i trener powinni być dość blisko, a Nathan mógł po prostu mu towarzyszyć.
— Nie wydaje mi się... Rozdzielmy się, tak łatwiej ich znajdziemy — poradził Jude i każdy z nich poszedł w inną stronę. On sam ruszył na schody, żeby sprawdzić recepcję i jadalnię. Bobby zapukał do pokoju menadżerek, a Erik do Jack'a, Todd 'a i Willy'ego. Dragonfly postanowił przemierzać korytarze. Ogółem: Akcja poszukiwawcza pełną parą.
— Siemka dziewczy... — zagadnął niebieskowłosy, gdy drzwi ze srebrnym numerkiem sto jedenaście. Zastał tam ciekawą scenę. Przy drzwiach stała Silvia, bo właściwie to ona go wpuściła. Celia latała po całym pokoju i łapała fruwające rzeczy... Dlaczego? Bo Nelly wyrzucała wszystko ze swojej walizki w powietrze. Druga pusta stała koło niej, co pozwalało wnioskować, że tą jedną już opróżniła. Już cały pokój był poobrzucany ubraniami, kosmetykami i przedmiotami, których Shearer nie potrafił zidentyfikować.
Co najlepsze, Woods zdawała się być zażenowana całą tą sytuacją w przeciwieństwie do Hills, która zrozpaczona biegała wte i wewte, żeby uchronić swoje i jej rzeczy przed zniszczeniem. Rudowłosa w furii wyrzucała sowie rzeczy z trzeciej torby.
— Przecież musiałam ją spakować! Nie ma opcji! Musi gdzieś tu być! — i tak dalej. Wywrzaskiwała tyle słów na raz, że ciężko było ją tak na prawdę zrozumieć. Zrozpaczona najwidoczniej czegoś szukała. Za to Celia próbowała ją przekrzyczeć dotrzeć do Raimon, co było ciężkim wyzwaniem.
— Nelly uspokój się! Czego szukasz!? Może mogę ci pomóc, ale przestań do cholery rzucać rzeczami po pokoju! — próbowała dowiedzieć się co się stało, bo odkąd wspomniała, że dziś to ona pójdzie się pierwsza myć, dziewczynie nie dało się nic powiedzieć. Jedyne co robiła to bardzo inwazyjnie przeszukiwała swoje bagaże i wrzeszczała jak opętana.
— Ee... — chłopak stojący w drzwiach się zmieszał. Wskazał speszony na rudowłosą, a Silvia odruchowo podążyła tam wzrokiem. Nelly właśnie rzucała się do swojej czwartej walizki. Z sztucznie pogodnym uśmiechem obrócił z powrotem głowę.
— Nie przejmuj się nią. Co tam? — zapytała odsuwając się. Żeby nie zagradzać przejścia, żeby go wpuścić — Chociaż może lepiej tu nie wchodźmy — powiedziała, kiedy coś na kształt poduszki śmignęło jej koło ucha. Szybko wyszła z pomieszczenia i zamknęła a za sobą drzwi. Celia patrzyła z niedowierzaniem jak przyjaciółka zostawia ją samą w tej okropnej sytuacji. Na korytarzu było zupełnie cicho i spokojnie.
— Mark i Nathan zniknęli. Myślałem, że może do was wpadli, że raczej uciekli jak najdalej — zaśmiał się niemrawo — Co jej się stało, że zrobiła i w sumie nadal robi taki bałagan? — zapytał, bo rzadko wodzi się Nelly w takim stanie. Ostatnio to chyba podobnie miała, gdy Evans oblał ją wodą.
— Próbujemy czegoś się dowiedzieć. Wygląda na to, że coś zgubiła, zostawiła, zapomniała... Nie wiemy. Nie da się jej pomóc, dopóki nie powie czego — powiedziała ze zrezygnowaniem. — Niestety u nas nie było chłopaków, sprawdzałeś u trenerki? W końcu kapitan powinien być z nią w stałym kontakcie. Jakieś rozmowy na temat drużyny i planów czy coś — spróbowała doradzić.
— No nie wiem... po wyrzuceniu Axel'a raczej nie pała do niej sympatią..., ale wielkie dzięki za pomoc i powodzenia z Nelly — pożegnał się z uśmiechem.
— Dzięki, przyda się — przyznała smętnie i odwróciła się, żeby wrócić do pokoju. Kiedy drzwi się otworzyły, krzyki wróciły, a tuż przed tym jak się zamknęły, dosłyszał wrzask Raimon: „Gdzie moja suszarka!". Mimo woli zaśmiał się pod nosem.
W tym samym momencie z pokoju sto trzynaście wyszedł Erik, a towarzyszył mu Jack. Gdy chłopak wszedł do środka nie zastał takich dramatów jakie działy się w pokoju dziewczyn. Było raczej normalnie, a przynajmniej tak normalnie jak Willy potrafił. Poobstawiał ćwierć pokoju figurkami i poustawiał mangi w szafie. Rozpakował wszystko co posiadał, jakby zostawał tu na resztę życia, a nie na jedną noc.
Część miejsca była zupełnie niedostępna. Jego współlokatorom przeszkadzało by to zagracenie pokoju, gdyby oni również chcieli wypakować cały swój dobytek, a nie byli tak.. głupi, żeby to robić. Na razie to niecodzienne zachowanie nie wywołało silnych emocji, ale nie obeszło się bez wymienienia zdziwionych spojrzeń.
W końcu, kiedy Todd jakimś cudem znalazł jedną z figurek Glass'a swojej świeżo wypakowanej bieliźnie, postanowił coś na to powiedzieć. Na prawdę chciał, już nawet otworzył usta, ale właśnie w tym momencie Erik zapukał do drzwi.
Po szybkiej rozmowie Eagle dowiedział się, że kapitan nie odwiedził tego pokoju, a gospodarze dowiedzieli się o zaginięciu. Wszyscy się tym lekko przejęli, ale najbardziej Jack i to on postanowił przyłączyć się do poszukiwań. Dlatego największy członek drużyny udał się na dół, żeby wspomóc Sharp'a.
Jude zanim zjawił się Jack mówiąc, że chce mu pomóc szukać, zdążył obejść całą stołówkę i upewnił się, że chłopaków tutaj nie było. Tak samo jak niczego co by świadczyło, że tu zaglądali. Już we dwójkę udali się do łazienki dla gości z podobnym skutkiem. Jedyne co tam znaleźli to znak mówiący: „Uwaga, Mokra Podłoga!" z obrazkiem przedstawiającym przewracającego się ludzika. Szybko przeszli do jakiś zamkniętych drzwi.
— Jak myślisz, co tam jest? — zapytał Jack. Recepcjonistka sobie gdzieś poszła, co już wcześniej zauważyli. Nie wiedzieli, czy ma przerwę, a jeśli tak to jak długą i gdzie ją spędza. Nie mogli, więc zapytać, czy widziała zaginionych i czy mogą sprawdzić, czy nie weszli przypadkiem do tego tajemniczego pokoju. W ogóle, nie musieli by żadnych pokoi sprawdzać o ile ich widziała.
— Zaraz się przekonamy... — odpowiedział Jude i uchylił drzwi. Ich oczom pokazało się coś w rodzaju pokoju służbowego, a bardziej profesjonalna nazwa to chyba pomieszczenie socjalne. No a w każdym razie, tak by go nazwali.
Stała tam brązowa kanapa w ciemniejsze paski, a tuż przed nią stolik kawowy. Przy ścianie postawiono blat z szafkami, na którym stał ekspres do kawy. Była tam też komoda, dwie szafy i stojący wieszak, wszystko drewniane. Szafka na buty była prawie pusta — leżała tam tylko para zimowych butów.
Wzrok Wallside'a przyciągnął bardzo pstrokaty dywan rozciągnięty na prawie całej powierzchni prostokątnego pokoju. Za to uwagę jego towarzysza przyciągnęła pomarańczowa tapeta w nieco przestarzałym stylu, ale wyglądająca na nową.
— Kapitanie, jesteś tu? — zapytał obrońca jeszcze raz przeszukując wzrokiem pomieszczenie. Nie znalazł tam niczego nowego, ale postanowił sprawdzić te kryjówki, które sam by wybrał. Niestety ich mózgi działały lekko inaczej. Poza tym Mark nigdy by się nie ukrywał, nawet jeśli weszli by do domu terroryści z bronią on i tak by wstał i zapytał o co chodzi.
— Nathan? Mark? — pytał Jude jak uprzednio Kevin Erik i Bobby. Oczywiście skutek był taki sam jak próby Jack'a. Jak już mowa o Dragonfly 'u, ten gubił się w labiryntach. Mijał numery pokoi dwieście pięćdziesiąt dziewięć i dwieście sześćdziesiąt, a nie miał zielonego pojęcia, gdzie jest. Pamiętał tylko, że wszedł po schodach i podążył oświetlonym przez żółte światło korytarzem. Zastanawiał się jak wiele jest pokoi w tym małym ośrodku, a przynajmniej taki wydawał się z zewnątrz.
Najwidoczniej oprócz skromnego wejścia i przodu budynku, hotel miał o wiele większą powierzchnię, a oni zamieszkiwali tylko jedno z wielu skrzydeł. Jak tak Kevin przemierzał niepokojąco puste korytarze, stwierdził, że właściwie zdecydowanie bardziej właściciele tego miejsca szli w ilość niż w jakość i że prawdopodobnie zarabiają głownie w sezonie i okresie ferii zimowych, kiedy wszyscy przyjeżdżają na stoki. Zarobione tedy pieniądze musieli przeznaczać na przetrwanie reszty roku. Jakim cudem oni się tu jeszcze trzymali?
Tymczasem Erik i Bobby wymienili szybko informacje. Stanęli, niebieskowłosy oparł się o ścianę, a jego przyjaciel stał pośrodku korytarza.
— Mark'a nie było u dziewczyn — przyznał. — Tylko Nelly ma jakiś mały kryzys — zaśmiał się Bobby. Jedynie Raimon mogła zniszczyć pokój z powodu suszarki. W ogóle zaczął się zastanawiać jak dużą uwagę ta dziewczyna przykłada do swoich włosów.
— Willy, Todd i Jack też nic nie widzieli... Wiec co, zaglądamy do trenerki i tych nowych? — zapytał brunet zastanawiając się, gdzie bardziej wolałby nie iść. Zapytać ześwirowaną trenerkę, czy był u niej kapitan drużyny, bo nagle zniknął w dziwnych okolicznościach? Albo wejść do pokoju dziewczyn, które ledwo co znają i nie wiedział tak naprawdę czy zależało im na bezpieczeństwie Mark'a...
A co, jeśli to ich sprawka? Nie znał ich. Z Nori nie zamienił nawet słowa, z Tori też.. Co, jeśli to one są odpowiedzialne za jego zniknięcie? Dołączyły do drużyny stosunkowo niedawno, prawie się nie znali. Vangard jest córką prezydenta, który otwarcie odradzał walczyć z kosmitami, a ta Amor była jakaś podejrzana. Targnęły nim jakieś złe przeczucia.
— Ja pójdę do trenerki — stwierdził Shearer decydując się zrobić to co zaproponowała mu Silvia i zresztą co sam uważał za bardziej prawdopodobne. W zasadzie, co miałby robić Mark u nowego narybku? Bardziej obiecująco brzmiała teoria z godnie z którą bramkarz poszedł pogadać z Liną o jakiś planach treningowych lub kosmitach.
— Okej, to ja idę do dziewczyn — zgodził się z tym planem brunet i zaraz zapukał do drzwi obok. Bobby tym samym czasie poszedł dalej przez korytarz pod drzwi pokoju sto dziewięć.
W jedynym dwuosobowym pokoju panowała napięta atmosfera, tak określiłaby to Tori. Olała rozpakowanie się, bo to nawet nie w jej stylu i nie miała co robić. Nori za to starannie składała po kolei każdą koszulkę w kostkę. Mills miała prawdziwy syf w walizce, a wszystko co się w niej znajdowało, wymagało ponownego poukładania.
W między czasie zerkała ciągle na Vangard i co jakiś czas zadawała pytania typu: „Jak to jest być córką prezydenta?", "Nie męczy cię to ciągłe występowanie przed kamerami?", „Masz zniżki w sklepach?" albo „Mieszkasz w ogromnej willi czy luksusowym hotelu?".
Nie dziwne, że ruda nie zapałała do niej sympatią, bo takie pytania nie mogą nie być męczące. Na większość z nich odpowiadała tak lub nie, ale wtedy pojawiały się nowe, bardziej dociekliwe, które wymagały dłuższej odpowiedzi. Nori niestety nie zdawała sobie sprawy, że jej rozmówczyni jest zupełnie zmęczona tą wymianą zdań i wolałaby porozmawiać o czymś innym.
Puki co każda próba zmiany tematu podjęta przez Tori kończyła się fiaskiem. W końcu piłkarka zaczęła się zastanawiać czy kiedykolwiek skończą się pytania o „życie celebrytki" kiedy przerwał im stukot w drzwi. Zerwała się uradowana, że ma pretekst do przerwania tej tortury.
Podbiegła do drzwi i otworzyła je, bo Nori była akurat przygnieciona przez stertę ubrań i nie miała możliwości ruchu innego niż kłapanie jadaczką. Erik, który spodziewał się wszystkiego, w tym przywiązanego do krzesła Evans'a na środku pokoju, zdawał się nie zauważać błagalnej miny Tori. Jej spojrzenie mówiło: „Zabierz mnie od niej".
— Był tu u as Mark? — zapytał. Nori po raz pierwszy, odkąd weszła do tego budynku zainteresowała się czymś innym od codziennego życia Vangard i powstrzymała się od zadania pytania: „Czy bycie córką prezydenta daje ci większe szanse u chłopaków?".
— Nie ma Mark'a? Co się stało? Zniknął? Gdzie, dlaczego? — chyba troszeczkę przesadziła, ale to w końcu logiczne, Kosmici porwali jej ojca kilka dni temu i ciężko jej było nie oczekiwać, że zrobią to samo z kimś innym. Na przykład kapitanem drużyny, która jako jedyna stawiała dzielny opór Akademii Aliusa. Byli też jedyną grupą, która ponownie, z własnej, nieprzymuszonej woli stanęła z nimi do walki.
— Czyli go u was nie było, tak? — chciał się upewnić Eagle, bo nie dostał jasnej odpowiedzi — I nie dramatyzuj tak Tori, penie poszedł do trenerki lub do toalety — powiedział próbując ją uspokoić. Chyba mu się nie udało, bo Vangard odtrąciła go na bok, wyszła na korytarz i wydarła się: „MAAAARK!!!", przez co parę głów wychyliło się z pokoi.
— Tori! Nie drzyj się tak! — krzyknęła na nią jej współlokatorka próbując przedrzeć przez jej okrzyk. Wspominałam, że nie lubi krzyków? To teraz mówię. Wrzeszczenie, a szczególnie bez powodu to ta jedna jedyna rzecz, która z poziomu „totalna olewka" podnosi u niej na „totalny wkurw plus 5". Między innymi dlatego polubiła Axel'a, nigdy nie krzyczał, jeśli już to podnosił głos i to tylko wtedy, kiedy wymagała tego sytuacja.
— Co tu się dzieje? — zapytał pan Weteran, który był jednym z tych co wyszli, zaniepokojeni hałasem. Kierowca wypadł z pokoju i napotkał Erik'a i Nori próbujących zaciągnąć Tori z powrotem do pokoju, ale ta nie chciała się tak łatwo poddać i ciągnęła ich za sobą w drodze do pokoju sto piętnaście.
Zamarli w tym samym momencie, gdy zobaczyli pana Weterana a w następnej sekundzie wszyscy zgodnie powtarzani „Nic, nic" powoli wycofując się do pokoju, z którego wyszli. Ten okrzyk usłyszał nawet Kevin i stwierdził, że to sygnał, żeby wracać.
A przecież niedługo miała zacząć się kolacja. Gdzie jest Mark?
★°•———————————————•°★
2393 słowa, dość sporo jak na mnie
Więc przełożony, ale jest. Rozdział trochę heheszkowaty, ale tylko po to, żeby w następnym skłócić dwie osoby... Wskazówka jest w tekście, ciekawe czy ktoś ją dostrzegł.
Coś chciałam napisać, cholibka. A już wiem. Chciałam tak trochę zwrócić dziś uwagę na pewną rzecz, którą zresztą zdaje mi się cały czas podkreślam. Otóż na myślenie. Wiem, wiem, ale konkretnie na odmienność zdań. Każdy może myśleć inaczej i mieć swoje zdanie, każdy może mieć logiczne argumenty, które sprawiają, że ktoś zrobił to czy tamto. To, że dla ciebie wydaje się nielogiczne, jak ktoś może się w ten sposób zachowywać, nie oznacza, że jego postępowanie nie jest uzasadnione. Nie wiesz, nie znasz wszystkich czynników wiec nie oceniaj.
To tyle, nie wiem czy za tydzień będzie rozdział.
Papatki <333
~Puchonka 11.11.2024 r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro