Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzy kwiaty wiśni| Miyun

- Jeju, ty to masz szczęście! – krzyknęła uśmiechnięta od ucha do ucha Inhye, która po chwili wylądowała plecami na moim ogromnym, miękkim łóżku. – Siódemka przystojnych, młodych mężczyzn mieszka w tym samym budynku. Może i nawet tuż za ścianą – pisnęła podekscytowana. – A najlepsze w tym wszystkim jest to, że sama możesz wybrać sobie któregoś z nich na męża. Ugh... Wiesz, co? – zapytała mnie podnosząc się do siadu, jednakże w dalszym ciągu nie dając mi czasu na jakąkolwiek odpowiedź. – Pierwszy raz zazdroszczę ci tego, że jesteś starsza – wyznała, po czym zaśmiała się ponownie.

- Inhye, cieszę się, że tak do tego wszystkiego podchodzisz, ale dla mnie to nie jest takie łatwe – powiedziałam zajmując miejsce obok niej. Niepewnie podniosłam na nią wzrok. Było mi źle z tym, że nie wiedziałam zupełnie nic o planach moich rodziców oraz państwa Kim. Pewnie książęta już dawno wiedzieli, w jakim celu się tutaj pojawiłam, a ja zrobiłam z siebie pośmiewisko w ich oczach. Przyjechałam tu myśląc, iż załatwię tylko jakąś ważną sprawę i będę mogła wrócić w spokoju do domu, a skończyło się na tym, że mam wyjść za mąż za kompletnie obcego mi człowieka. – Nawet ich nie znam – westchnęłam.

- Przecież nikt nie każe dokonać ci wyboru teraz, zaraz. Masz cały tydzień na poznanie każdego z nich, a potem jeszcze pozostają ci całe dwa dni na rozważenie wszelkich za i przeciw. Nie mów hop zanim nie skoczysz. Może któryś z nich w przeciągu tych paru godzin zaimponuje ci na tyle, abyś bez problemu wybrała jego – siostra przyciągnęła mnie do siebie, aby następnie zamknąć w szczelnym uścisku. – Pamiętaj, że nie zostawię cię z tym wszystkim samej. Przyjadę w piątek i wszystko dokładnie przedyskutujemy.

- Dziękuję - odparłam odsuwając się od niej kawałek. - Jedziecie już dzisiaj czy zostajecie na noc? - postanowiłam zmienić temat. Nie chciałam zamartwiać się tym, w jej towarzystwie i psuć nam tych paru wspólnych chwil. Mam całą noc na mentalne przygotowanie się do tego, co miało zacząć się już od jutra.

- Tata mówił, że zostaniemy na noc, jednak jutro wyjeżdżamy z samego rana, ponieważ ma umówione jakieś ważne spotkanie – dziewczyna wzruszyła ramionami. – Myślisz, że pozwolą mi spać tutaj z tobą? – rozejrzała się po komnacie. – Masz duże łóżko, więc bez problemu powinnyśmy się na nim zmieścić. Chyba od naszego ostatniego spotkania nie przytyłam zbyt wiele – spojrzała na swój brzuch.

- Nie martw się – poklepałam ją pokrzepiająco po ramieniu. – Według mnie powinnaś nawet przybrać parę kilogramów, bo za niedługo będę musiała szukać cię z pomocą lupy – zaśmiałam się, jednak po chwili pod wpływem jej piorunującego spojrzenia spoważniałam. Czasami dzięki takiemu zachowaniu zapominałam, która z nas jest tą starszą. - Zapewne dostaniesz swoją własną komnatę, ale możesz do mnie przyjść pogadamy tak jak zawsze – odpowiedziałam posyłając w jej stronę jedynie delikatny uśmiech.

Mimo jej częstego obrażania się o najmniejsze głupoty, uwielbiałam nasze wieczorne rozmowy. Zawsze poruszałyśmy tam najbardziej nurtujące nas sprawy, takie jak pierwsze zauroczenie, pierwsza miesiączka albo pierwsze sprzeciwienie się woli ojca. Jednakże dzisiaj pomimo tego, że naprawdę pragnęłam wykrzyczeć całemu światu, iż nie mam zamiaru wychodzić za mąż w tak młodym wieku, w szczególności za jednego z tych chłopaków, to musiałam się powstrzymać. Nie tylko dla dobra swoich poddanych, ale również dla mojej siostry. Dlaczego? Ponieważ znam ja na tyle dobrze, iż wiem, że pomimo ciągłego uśmiechu na jej twarzy, coś ją jednak gnębi. Widzę to w jej oczach, coś jest nie tak.

- To ja już pójdę – zakomunikowała podnosząc się z łóżka. – Do zobaczenia później – rzuciła wybiegając z komnaty. To niczym niewyjaśnione zachowanie jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że nie ma innej możliwości niż odbycie się naszej rozmowy.

Rano nie miałam zbytnio czasu na jakiekolwiek samodzielne przygotowania. Gayoon niestety obudziła mnie zbyt późno, za co podczas ubierania wielokrotnie mnie przepraszała oraz przyrzekała, że taka sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy. Oczywiście nie miałam jej tego za złe, w końcu każdemu może zdarzyć się zaspać. Przecież jesteśmy tylko ludźmi. Dlatego też powinniśmy akceptować to, iż posiadamy nie tylko zalety, ale także wady. Jednak dziewczyna najwyraźniej tego nie rozumiała, ponieważ przez zaistniałą sytuację popłakała się już niemal na samym początku.

Dowiedziałam się od niej, że jeden z synów królewskiej pary czeka na mnie od piętnastu minut w jadalni. Mieliśmy zjeść razem śniadanie, a następnie wybrać się na krótki spacer, który zaplanował młody książę. Dziewczyna niestety nie orientowana się, kto dokładnie ma towarzyszyć mi podczas tego pięknego dnia, więc schodziłam na dół bliska omdleniu. Ręce trzęsły mi się, niczym galareta. Czułam się tak, jakbym zrobiła coś wbrew prawu, a teraz miała ponieść za to konsekwencje. Moje emocje szalały. Sama już nie wiedziałam, czy cieszę się z faktu, iż za moment poznam jednego z kandydatów na mojego męża, a ten może okazać się naprawdę sympatycznym chłopakiem. Czy smucę się przez to, iż mój ostatni tydzień przysłowiowej wolności się kończy. Myślałam, że kiedy zobaczę swojego dzisiejszego partnera to, chociaż trochę się uspokoję. Jednakże nie mogłam się bardziej pomylić.

Po otworzeniu drzwi przez jednego ze straży przed wielkim, drewnianym stołem ujrzałam tego samego chłopaka, który to podczas wczorajszego obiadu wprost nie mógł doczekać się podania posiłku. Przy czym w swojej jednej uwadze nieco uraził moją osobę.

- Wchodź. Zapraszam – wskazał na zastawioną już przeróżnymi smakołykami ławę. Niepewnie podeszłam do miejsca zajmowanego przeze mnie wczoraj, ciągle ukradkiem zerkając na bruneta, a kiedy chciałam odsunąć krzesło, jakaś ręka zrobiła to za mnie. Sunęłam wzrokiem wzdłuż ramienia widząc na nim pierwsze zarysy mięśni przebijających się przez cienki materiał marynarki. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi, gdy zdałam sobie sprawę z tego jak blisko siebie byliśmy. Natychmiast usiadłam na meblu i już bez jakiejkolwiek pomocy z jego strony przysunęłam się do blatu. – Na pewno jesteś bardzo głodna – zagadnął po chwili chłopak.

Niepewnie podniosłam na niego swoje spojrzenie, które dotychczas było utkwione w zastawie. Brunet, ponownie siedzący naprzeciwko mnie, przyglądał mi się z niemałym zaciekawieniem, co jeszcze bardziej dekoncentrowało mnie w próbie podjęcia z nim jakiejkolwiek rozmowy. Dziwiłam się, że nadal na mnie nie nakrzyczał. Wczoraj przyszłam idealnie na czas i miał pretensje o to, że musieli na mnie zaczekać, więc co z dzisiejszym dniem? Kiedy to nieumyślnie spóźniłam się piętnaście minut?

- Um, tak – odparłam, po czym przysunęłam bliżej siebie miseczkę z ryżem. - Smacznego – rzuciłam zanim jeszcze zaczęłam spożywać posiłek. Chłopak grzecznie odpowiedział życząc mi oczywiście tego samego, bo przecież tak wypada. Od małego uczono mnie wszelkich możliwych manier, więc przypuszczam, iż jego również to nie ominęło. Tym bardziej, że jest synem jednego z najbardziej wpływowych władców w tych okolicach.

Podczas śniadania, co jakiś czas spoglądałam na brązowookiego. Wyglądał bardzo niewinnie, jednak po naszym poprzednim, niezbyt udanym spotkaniu wolałam zachować pewien dystans. Wiem, że każdemu należy się druga szansa, lecz dla mnie dosyć ważną rzeczą było pierwsze wrażenie. Niechętnie zaprzyjaźniałam się lub utrzymywałam dobre stosunki z osobami, które nie wywarły we mnie pozytywnych emocji.

- Najadłaś się już? – zapytał, po czym odłożył swoje pałeczki na serwetkę obok naczynia. Niepewnie skinęłam głową, chociaż wcale tak nie było. Najwyżej po powrocie z przechadzki do zamku poproszę Gayoon o jakąś przekąskę. Nie chciałam ponownie się mu narażać.  – To świetnie! – zerwał się z miejsca i z nie małym entuzjazmem pokonał dzielącą nas odległość, po czym chwycił mnie za nadgarstek. Następnie ciągnąc za sobą do tylnego wyjścia z budynku, a po wydostaniu się na świeże powietrze poprowadził nas już nieco spokojniej wyłożoną kamieniami, o różnych kształtach i odcieniach ścieżką wiodącą obok ogrodu.

Przechodząc niedaleko grządek z warzywami zauważyłam Jaebuma, który aktualnie grzebał coś w ziemi. Może kopał właśnie dołek, który później stanie się domem dla jakiegoś warzywa. Muszę go jutro o to zapytać. Kiedy chciałam się z nim przywitać mój towarzysz zaczął mnie pośpieszać, więc nic z tego nie wyszło.

Zatrzymaliśmy się dopiero przy małym stawku, znajdującym się spory kawałek od zamku. Biegnąc tutaj nie wiedziałam, co takiego niezwykłego może znajdować się na takim odludziu, jednak teraz wiem, dlaczego mu tak na tym zależało. Tylko z jednej strony było możliwe dojście do owego zbiornika, ponieważ reszta była porośnięta dziką roślinnością, która nadawała temu miejscu swego rodzaju spokoju. Panowała tu cisza, o którą w moim dotychczasowym miejscu zamieszkania było dosyć trudno, ponieważ po tak wielkim obiekcie zawsze ktoś się krzątał. Od czasu do czasu zakłócał ją jedynie śpiew ptaków oraz szelest roślin, wywołany przez delikatny wiatr.

- Em, może usiądziemy? – zaproponował brunet wskazując dłonią na małą ławeczkę stojącą nieco dalej od krawędzi stawu. Teraz już z uśmiechem skinęłam głową na jego propozycję, po czym podążyłam za nim. – Teraz możemy porozmawiać – stwierdził. Usiadł okrakiem na ławce i westchnął. Pomimo tego, iż wiedziałam, że nie wypada mi przybrać takiej samej pozycji, zrobiłam to. Chciałam abyśmy oboje czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. W końcu mieliśmy się lepiej poznać. – Może na początek wypadało by się przedstawić – podrapał się zdenerwowany po karku, a następnie posłał mi krzywy uśmiech. – Jestem Jeongguk, najmłodszy z braci - wyciągnął w moją stronę dłoń.

- Miyun, ale to już chyba wiesz – uścisnęłam dłoń chłopaka, po czym oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Kim, kiedy się uśmiechał wyglądał naprawdę uroczo. Wtedy w kąciku jego oczu formowały się dwie małe zmarszczki, które w przyszłości zapewne rozczulą nie jedną osobę. Jego lekko falowane kosmyki włosów układane były przez wiatr, dlatego też każdy odstawał w innym kierunku. Jednakże takie fryzury podobały mi się najbardziej. Po żadnym względem nie zaliczały się do kanonów wyznaczonych przez kogoś kilkanaście lat temu, a ja bardzo lubiłam wszystko, co odbiegało od norm.

- Możesz mnie pytać, o co tylko chcesz. Odpowiem na wszystko, bo w końcu masz nas poznać na tyle, aby dokonać wyboru – wzruszył ramionami, jakby w ogóle nie zależało mu, abym to akurat jego wybrało. Jednak, mimo wszystko po wypowiedzeniu przez niego tych słów mój humor momentalnie się zmienił. Dzisiejszej nocy, gdy Inhye usnęła wyobrażałam sobie te wszystkie spotkania. Za każdym razem myślałam o tym, jak o zwykłej rozmowie ze starym, dobrym znajomym. Tymczasem on oraz bardzo możliwe, że również jego bracia spodziewali się formy przesłuchania i to właśnie dlatego źle się poczułam. – Powiedziałem coś nie tak? – zapytał wystraszony, kładąc swoją dłoń na mojej. Miał bardzo gładką skórę.

- Nie, nie – zaczęłam szybko, jednak coś w sposobie, w jaki na mnie popatrzył powstrzymało mnie od dalszego kłamstwa – Tak – westchnęłam. – Miałam nadzieję, że po prostu wyjdziemy i pogadamy. Bez żadnych narzuconych nam reguł. Chciałabym spędzić z wami po prostu miło czas.

- Oh, rozumiem – odpowiedział po chwili. Jednak w dalszym ciągu nie zabrał swojej ciepłej dłoni. – To może na początek każdy z nas opowie coś o sobie, a później wrócimy do zamku na obiad? – zaproponował. Na co przytaknęłam już z lekkim uśmiechem na ustach. – Zaczynaj – skinął głową w moim kierunku. – Kobiety mają pierwszeństwo.

- Jaki z ciebie dżentelmen – prychnęłam żartobliwie. – Spróbuje cię nie znudzić – chłopak przewrócił ostentacyjnie oczami, przez co z moich ust wydobył się cichy chichot. Może jednak przez czas pobytu tutaj nie będzie tak źle, jak myślałam? Jeśli wszyscy jego bracia są tak samo pozytywnie nastawieni to chyba nie mam o co się martwić. – To tak. Mam młodszą siostrę Inhye, która ma przyjechać do waszego królestwa dopiero w piątek i pomóc mi z wyborem. Mam również młodszego brata Wooseoka. Mimo, że ma dopiero siedemnaście lat to jest naprawdę wysoki i mądry. Tata uczy go już od paru lat zasad,  dzięki którym nasze królestwo tak dobrze funkcjonuje. Kiedyś grałam na pianinie, jednak już od dosyć dawna nie ćwiczę. Właściwie to nie mam zbyt dużo rzeczy do powiedzenia – mruknęłam na koniec.

- No dobrze, jeśli tak uważasz to nie będę na ciebie naciskać – powiedział po czym w końcu zabrał swoją dłoń. – Tak więc teraz moja kolej – uśmiechnął się pod nosem. – Jak już mówiłem na początku, jestem najmłodszy z tego rodu. Moi bracia są czasami w stosunku do mnie zbyt nadopiekuńczy. Wierzysz w to, że kiedyś zabronili mi wyjść wieczorem na taras pooglądać gwiazdy? – prychnął. – Czasami nazywają mnie też syneczkiem mamusi, co bardzo mnie irytuje. O, lubię jeździć konno, jeśli tylko pozwala mi na to czas. Zwierzętami zajmuję się mój ukochany hyung, który zawsze pozwala mi zjadać swoją porcję ryżowych ciasteczek, pomimo tego, iż to jego ulubiony smakołyk, który dostaje tylko raz w tygodniu, jako nagroda za swoją ciężką pracę – o tej rzeczy wspomniał z szerokim uśmiechem na twarzy. Musiał bardzo lubić tego chłopaka. – Jeśli będziesz chciała to możemy po obiedzie pójść go odwiedzić. W końcu dla każdego z nas masz poświęcić taką samą ilość czasu, a gdybyśmy rozstali się już po posiłku to byłoby nie fair – odwrócił się i posłał w moją stronę błagające spojrzenie. Oczywiście nie mogłabym być sobą, gdybym się nie zgodziła. Nigdy nie potrafiłam odmawiać młodszym, a on niestety stosował technikę, którą moje rodzeństwo opracowało już niemal do perfekcji.

- Z przyjemnością go poznam – odparłam czym wywołałam niemały entuzjazm ze strony Jeongguka.

- To może wracajmy już do środka – chłopak szybko podniósł się z ławeczki i uprzejmie wyciągnął dłoń w moją stronę. – Chyba nie chcemy spóźnić się na obiad – zaśmiałam się na jego słowa, po czym podałam mu rękę i wspólnie pobiegliśmy w kierunku budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro