Pięć kwiatów wiśni| Miyun
Na dworze zaczynało już świtać, kiedy to wraz z księciem Taehyungiem wyruszaliśmy z zamku. Dzięki szybkiej pracy Hoseoka, którego poznałam uprzedniego dnia, mogliśmy pozwolić sobie na tak wczesny wyjazd. Chłopak uwinął się naprawdę w ekspresowym tempie, jak na kogoś, kto właśnie został niemal siłą wyciągnięty z łóżka przez swojego młodszego przyjaciela. Chociaż po jego ruchach widać było, że jest bardzo zmęczony to próbował nie dać tego po sobie poznać i ciągle uśmiechał się do nas szeroko. Jeszcze nigdy nie widziałam kogoś o tak szczerym i pięknym uśmiechu. Jestem pewna, iż nie jedna dziewczyna musiała stracić dla niego głowę.
Drugi najmłodszy książę z rodu Kim był wysokim, ciemnookim blondynem o równie barwnej osobowości, co królewski stajenny. Jego kolor włosów nie był naturalny, o czym świadczyły delikatne odrosty. Jednakże ciekawiło mnie, jakim sposobem utrzymywał go w tak dobrym stanie. Już na wczorajszym wspólnym posiłku zauważyłam, iż każdy z braci Kim jest aż nad wyraz przystojny, lecz co się dziwić, skoro ich rodzice również zadziwiali ponadprzeciętną urodą.
-Halo! -przed oczyma nagle mignęła mi czyjaś dłoń, która szybko przywróciła mnie do rzeczywistości. Spojrzałam w prawo, gdzie obok mnie na białym koniu jechał uśmiechnięty książę Taehyung. -O czym tak zawzięcie rozmyślasz? -zapytał marszcząc nieco swoje grube brwi.
-O wszystkim i o niczym. Wasza Wysokość na pewno wie, o co mi chodzi -posłałam w jego stronę promienny uśmiech. Mimo tego, że przez większość drogi nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa to atmosfera pomiędzy nami była miła. Nie przytłaczała mnie obecność jednego z przyszłych następców tronu. Może dlatego, że ja również zostałam wychowana tak, aby kontynuować przyszły książęcy ród.
-Rozumiem -odparł równie wesoło. -Czasami sam lubię chociaż przez chwilę nie myśleć o niczym ważnym. Jednakże to nie takie łatwe, jakbym chciał -westchnął. -Sprawy dotyczące królestwa przeważnie zajmują większą część mojego czasu. Codziennie muszę powtarzać etykietę obowiązującą na dworze królewskim oraz słuchać wykładów mojego ojca, o tym, kto jest naszym przyjacielem, a kto wrogiem oraz z kim nie powinienem w przyszłości nawiązywać zbyt zażyłych stosunków.
- Coś o tym wiem -odparłam. Przypominając sobie tym samym o wielu nieprzespanych nocach, podczas których uczyłam się wszelkich informacji o rodzinnym królestwie oraz zaprzyjaźnionych z nim dworach. -Dlatego lubiłam wymykać się z pałacu i pomagać pewnej staruszce, która stała się dla mnie niczym trzecia babcia, ale cii- przyłożyłam wskazujący palec do ust w geście zasygnalizowania ciszy.- To tajemnica- blondyn pokiwał szybko głową, po czym udając zapinanie zamka zamknął usta.
- Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna- odpowiedział chłopak, a później ponownie skupił się na drodze przed nami. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, dopóki nie zajechaliśmy do pobliskiej wioski, która znajdowała się u podnóża góry.
Ludzie tutaj tak, jak na poddanych przystało kłaniali się księciu. Jednakże nie wyglądało to tak, aby bali się robić czegokolwiek w obecności jednego z członków rodziny królewskiej. Byli raczej bardzo weseli widząc Taehyunga wśród nich. Dzieci machały do chłopaka, na co ten oczywiście odpowiadał tym samym. Starsze panie witały go z należytym mu szacunkiem, jednak nie było ich powitaniu nawet krzty pogardy lub zazdrości. Z tego, co mogłam zauważyć Tae cieszył się dużym powodzeniem wśród ludu.
- Może trochę przyśpieszymy? Znam miejsce gdzie będziemy mogli porozmawiać na spokojnie -zaproponował mój towarzysz, na co oczywiście przystałam. W jednej chwili książę pognał przed siebie, a ja tuż za nim.
Po szybkiej przejażdżce przez wioskę dotarliśmy na polanę nieopodal lasu. Zatrzymaliśmy się pod jednym z większych drzew. Konie przywiązaliśmy do ogrodzenia jednego z domków. Chatka ta wyglądała na dosyć zaniedbaną. Dachówki już dawno straciły na swoim blasku, niektóre zaczynał porastać nawet mech, który pojawia się wraz z wiekiem oraz w wyniku przeżytych przez ten materiał budowlany zjawisk atmosferycznych. Elewacja również pozostawiała wiele do życzenia. Przy niektórych oknach widać było wyraźne ubytki. Futryny wyglądały tak, jakby nawet leciutki wiatr mógł się ich pozbyć. Jednakże podwórko, które porastała piękna zielona trawa było ogromne. Niedaleko nas zauważyć można było kilka wypasających się krów. Natomiast w drugim końcu zagrody z kurami oraz kaczkami. Od razu pomyślałam sobie o moim młodszym bracie Wooseoku, który za młodu wprost uwielbiał uciekać rodzicom z pałacu i całymi dniami przesiadywać w królewskiej farmie niedaleko murów.
- Pięknie tutaj- powiedziałam z zachwytem rozglądając się jeszcze trochę. Na ogromnej polanie, na której się znajdowaliśmy aż roiło się od owadów oraz innych leśnych zwierząt. Widać było, że okolica należała do tych spokojnych, gdzie każdy może nacieszyć się wolną chwilą oraz odpocząć od codziennych trosk.
- To prawda. Czasami lubię tu przyjeżdżać, kiedy mam gorszy dzień albo potrzebuję pozbierać myśli do kupy -spojrzałam na blondyna, który w tym momencie był uśmiechnięty, dlatego nie mogłam powstrzymać się i po prostu rzuciłam się na niego przewracając go na trawę, a następnie zaczęłam go łaskotać.- Przestań -błagał chłopak pomiędzy salwami śmiechu. Jednakże ja nie dawałam za wygraną. Po chwili to on siedział na mnie, a ja zwijałam się ze śmiechu wyglądając przy tym zapewne jak ryba wyrzucona na brzeg. Kilka razy zamienialiśmy się miejscami, ale dopiero, gdy poczułam zmęczenie odpuściłam i po prostu zajęłam miejsce na trawie obok Kima. -Co to było? -zapytał z powagą, lecz wystarczyło jedno moje spojrzenie, a ten ponownie zaczął się uśmiechać.
- Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać- wyjaśniłam, po czym wybuchłam gromkim śmiechem.- Wyglądałeś na takiego szczęśliwego, że aż sam się o to prosiłeś- posłałam w jego stronę kolejny uśmiech.- Nie chciałam też, żebyśmy czuli się niezręcznie w swoim towarzystwie, dlatego teraz, kiedy już zapoczątkowaliśmy naszą znajomość po przez łaskotanie, możemy czuć się swobodnie.
- Po prostu lubię tu przebywać- westchnął, jednak z jego ust wciąż nie schodził ten piękny uśmiech. -Jak wczorajsza randka z młodym? -zapytał po chwili, przerywając ciszę.
- No wiesz było -przez moment szukałam odpowiedniego słowa, aby to opisać, lecz żadne nie pasowało mi do tamtej sytuacji. -Miło? -dodałam niepewnie.
- Miło?- zapytał z lekkim szokiem. -Jungkook gadał o tobie wczoraj jak nakręcony, więc wnioskuję, że musiałaś zrobić na nim niezłe wrażenie. Siłą wyciągałem go z pokoju Namjoona, kiedy wpadł tam jak burza zaraz po odprowadzeniu ciebie do twojej komnaty. Mój starszy brat był tak zdesperowany, że za usunięcie go stamtąd obiecał mi oddać swoją babeczkę z dzisiejszego deseru -dokończył dumnie unosząc głowę. Nie wiedziałam, że te babeczki są dla nich takim rarytasem.
- Doprawdy? -zapytałam lekko zdumiona. Po słowach najmłodszego z rodu Kim wnioskowałam, iż musiałam mu przypaść do gustu, jednak nie wiedziałam, że aż w takim stopniu. Blondyn w odpowiedzi na moje pytanie jedynie pokiwał głową, przez co nieco się speszyłam. Nie chciałam aż tak namącić w głowie Jungkooka, właściwie nawet tego nie próbowała. Brunet był bardzo miły, lecz wczoraj podczas naszego spotkania albo też po nim nie pomyślałam o chłopaku w tak poważnym stopniu. Szczerze to nie wiem czy z którymś z nich połączy mnie coś więcej niż przyjaźń.
Jak na razie Taehyung, ani Jeongguk nie wydają się być osobami, z którymi mogłabym spędzić resztę swojego życia. Wiem, iż w końcu będę musiała wybrać na męża któregoś z książąt Kim, ale poznana dotąd dwójka na pewno jak na razie nie pcha się do grona faworytów.
- Skoro już tak siedzimy i rozmawiamy to muszę ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że to pozostanie między nami -przytaknęłam głową na słowa blondyna, po czym ten westchnął z ulgą. Przeczesał już lekko przydługie włosy palcami, a następnie zaczął mówić. -Na początku chciałem cię poprosić, abyś mimo wszystko nie brała pod uwagę małżeństwa ze mną -na słowa Taehyunga otworzyłam szeroko oczy oraz spojrzałam na niego zaskoczona. Mimo tego, że nie uważałam go, jako potencjalnego kandydata na męża to zszokowały mnie jego słowa. -Nie pytaj. Zapewne sam ci zaraz na wszystko odpowiem. Kiedyś, gdy przesiadywałem w wiosce zobaczyłem coś, czego raczej nikt nie chciałby nigdy widzieć. Miałem wtedy jakieś dziesięć lat. Wymknąłem się z pałacu, ponieważ rodzice zorganizowali jakieś kolejne nudne przyjęcie, gdzie rozmawiali z władcami zaprzyjaźnionych królestw. Gdy dotarłem do wioski od razu poznałem tam chłopca w moim wieku, nazywał się Jeonghan. Zaprosił mnie do swojego domu. Jego mama była bardzo miła dla mnie. Wtedy myślałem, iż to dlatego, że wie, skąd pochodzę. Wtedy często mylnie oceniałem życzliwość ludzi względem mojej osoby. Jednakże później okazało się, że ona po prostu była serdeczna i gościnna dla przyjaciół swoich dzieci. Wracając, wraz z Hanem i innymi dziećmi siedziałem na ganku jednego z domków przy głównej ulicy. Po drugiej stronie zmarnowany mężczyzna konał obok wielkich koszy na śmieci. Szturchnąłem wtedy przyjaciela i wskazałem na nieznajomą mi osobę. Razem podeszliśmy do niego i spytaliśmy czy możemy mu jakoś pomóc, a on wtedy odpowiedział, że nic ani nikt nie może mu już pomóc. Po chwili zaczął się dusić, dlatego też padłem na kolana i przeciągnąłem go bliżej siebie. Jeonghan pobiegł po pomoc, jednak, kiedy wrócił wraz ze znajomym lekarzem mężczyzna leżący na moich kolanach już nie oddychał. Później okazało się, że już od dobrych paru lat nie miał, co włożyć do garnka i żebrał na ulicy o chociażby kromkę chleba. Wtedy pomyślałem sobie, że gdyby przyszło mi przeżyć swoje dni, jako nędzarz to zaciągnąłbym się do naszej królewskiej armii, ponieważ wolałbym zginąć z myślą, że przyczyniłem się do obrony naszego narodu niż umrzeć wiedząc, że nie zrobiłem dla tego świata nic dobrego. -chłopak przerwał na moment. Widziałam, że opowiadanie tej historii jest dla niego trudne. Jego ciało podczas tej opowieści było mocno spięte. Zauważyłam również, że kiedy wspomniał o Jeonghanie to bawił się palcami. Zupełnie tak jakby było w tej historii coś, co przede mną zataił. Jednak nie miałam mu tego za złe. Na pewno było to coś osobistego, czym nie dzielił się z pierwszą lepszą napotkaną osobą. Gdy chciałam zadać mu pytanie ten ponownie zaczął mówić.- To jeden z powodów, które świadczą o tym, abyś nie brała mnie pod uwagę w swoim wyborze.
- Czyli jest jeszcze jeden? -zapytałam szybko.
- Jest i właśnie patrzy na nas zza firanki -Taehyung odwrócił się w moją stronę, a następnie posłał mi szeroki uśmiech. Szybko spojrzałam w stronę najbliższego domku. Faktycznie. W oknie stała piękna brązowowłosa dziewczyna, która gdy tylko skrzyżowała ze mną spojrzenie podskoczyła i schowała dokładniej za firaną. -To Jiwoo. Moja dziewczyna, którą kocham całym sercem. Powiedziałem ci o tym, dlatego, abyś później nie żałowała wyboru, ponieważ nigdy nie byłbym ci wierny, a tego raczej oczekuje się od swojego wybranka. Chciałem być fair w stosunku do ciebie, jak i do niej.
- Rozumiem -odwzajemniłam jego uśmiech.- Nie chciałabym budować swojego szczęścia na czyimś nieszczęściu. Mam nadzieję, że kiedyś przedstawisz ją swoim rodzicom i stworzycie wspaniałą rodzinę -przytuliłam blondyna, co ten po chwili odwzajemnił.
Możesz być spokojny Tae. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro