Dwa kwiaty wiśni| Miyun
O poranku, kiedy to pierwsze promienie słońca zaczęły wnikać do mojej komnaty, otworzyłam oczy i przeciągnęłam się delikatnie, aby rozprostować kości. Dzisiejszej nocy spało mi się nadzwyczaj dobrze, czego naprawdę się nie spodziewałam. Odkąd pamiętam w nowych miejscach nigdy nie potrafiłam zmrużyć oka chociażby na chwilę, co przeważnie denerwowało moją młodszą siostrę, ponieważ nie mogła się wtedy należycie wyspać. Może tej nocy było inaczej dzięki cudownej aurze szczęścia i spokoju, która otaczała cały ten przepiękny dwór.
Pamiętając o obietnicy złożonej wczoraj ogrodnikowi szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się w koło nie zauważając żadnej zmiany, czym utwierdziłam się w przekonaniu, że nikt nie wszedł tutaj bez mojej wiedzy. Od zawsze ceniłam sobie prywatność. Każdy z nas powinien mieć chociażby malutki kącik, gdzie nie musiałby przejmować się niczym. Gdzie nikt poza nim nie miałby wstępu. Gdzie mógłby po prostu odpocząć od ciągłego udawania, kogoś kim nie jest. Dla mnie takim miejscem był mój pokój, do którego wpuszczałam jedynie członków swojej rodziny oraz dwie zaufane służące. Nie będę ukrywać, że liczę, iż podczas pobytu tutaj również nie będę musiała martwić się o sferę prywatności.
Po założeniu na siebie prostej oraz nieco ciemniejszej niż zazwyczaj sukienki wychyliłam głowę z pomieszczenia, aby sprawdzić, czy na pewno nikt mnie nie pilnuje, tak jak to było w domu. Jednakże korytarz był pusty, dlatego też szybko pobiegłam w stronę schodów. Niestety na nich musiałam zachować nieco większą ostrożność niż przed chwilą, gdyż prowadziły one do głównego holu, przez który zazwyczaj przewijało się dużo ludzi. Przynajmniej tak właśnie było w moich rodzinnych progach.
- Nie rozumiem, dlaczego wyciągnąłeś mnie z łóżka o tak wczesnej porze – usłyszałam za sobą czyjś głos, a następnie charakterystyczny odgłos, jaki wydawały buty uderzające o marmurową posadzkę.
Szybko rozejrzałam się za jakąś prowizoryczną kryjówką, którą po upływie zaledwie kilku sekund okazała się być jedna z długich zasłon przy oknie na półpiętrze. W ostatnim momencie zdążyłam zakryć nią swoją osobę, ponieważ zaraz obok przemknęła dwójka chłopaków. Przypuszczam, że mogli być w moim wieku, ponieważ na ich głownie nie zauważyłam ani jednego siwego włosa oraz, iż musieli być kimś dosyć ważnym w tym zamku, o czym mogły świadczyły ich dostojne stroje.
- Musimy tam iść teraz, bo później czeka nas rodzinny obiad – brunet poklepał nieco niższego od siebie chłopaka po plecach. - Pamiętasz, jak mama mówiła, że dzisiaj ma przyjechać król Minho i królowa Jiwon z dziećmi? – zapytał tamtego, na co czarnowłosy skinął głową w odpowiedzi. Po usłyszeniu imion moich rodziców nieco bardziej wychyliłam głowę zza materiału oraz zaczęłam uważniej przysłuchiwać się ich rozmowie. – Tak, więc mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na ich przybycie, bo naprawdę chciałbym spróbować nowych specjałów szefa kuchni. No i słyszałem, że... - końca zdania niestety nie usłyszałam, ponieważ dwaj chłopcy zniknęli w nieznanym mi pomieszczeniu. A kiedy zbiegłam za nimi na dół, niestety już ich tam nie zastałam.
Na dworze tak, jak i wczoraj było bardzo przyjemnie. Słońce już na dobre rozbłysnęło na niebie zaszczycając wszystkich ludzi swoim cudownym blaskiem. Na wiśniach było jeszcze więcej pięknych kwiatów, które przez niespełna dobę zdążyły dożywotnio zaklepać sobie małe miejsce w moim sercu. Szłam ścieżką, którą z obu stron porastały małe krzewy, prowadziła ona do ogrodu, w którym miałam nadzieję zastać mężczyznę poznanego wczorajszego dnia.
Całe szczęście na miejscu był już brunet. Widziałam, jak grzebał dłońmi w ziemi zapewne nadal naprawiając to, co zepsułam podczas naszego pierwszego spotkania. Czułam się źle wiedząc, że niepotrzebnie dołożyłam mu tylko pracy, dlatego też nie zwlekając dłużej podbiegłam do niego.
- Dzień dobry – przywitałam się z nim, czym musiałam go bardzo zaskoczyć, ponieważ spojrzał na mnie tak, jakby wyrosła mi, co najmniej druga głowa. – Zamknij buzię, bo ci mucha wleci – zażartowałam chwytając jego podbródek.
- Nie spodziewałem się, że naprawdę przyjdziesz – odrzekł odtrącając moją dłoń oraz odwracając wzrok. Następnie jego policzki przyozdobił soczysty rumieniec, przez co nie mogłam powstrzymać chichotu. Mimo tej bijącej od niego na kilometr chłodnej aury był bardzo uroczy.
- Zawsze dotrzymuję danego słowa – powiedziałam, kiedy opanowałam śmiech. – To może zabierajmy się do pracy – klasnęłam w dłonie. Dając mu tym samym znak, że jestem gotowa do wysiłku. – Pokaż mi, co i jak mam robić.
- Nie powinnaś. W końcu jesteś tu gościem i do tego nie takim znowu zwyczajnym – westchnął podnosząc drewniane grabie z ziemi – Król i królowa mają, co do ciebie duże plany.
Nie powiem, że nie zainteresował mnie wypowiedzianymi właśnie słowami, ponieważ było zupełnie odwrotnie. Niemal od zawsze interesowało mnie wszystko, co działo się dookoła mnie. Dlatego też w moich rodzinnych stronach pomimo wielu pozytywnych epitetów na temat mojej osoby pojawiały się również te negatywne. W większości krążyły one wśród najniższych klas społeczeństwa, których wiecznie nie satysfakcjonowały rządy mojego ojca oraz jakiekolwiek postępowanie każdego z członków królewskiej rodziny. Nie rozumieli tego, że robiliśmy wszystko, aby żyło im się jak najlepiej. Jednak czasami dobre chęci to nie wszystko, czego potrzeba do osiągnięcia sukcesu.
- Jakie plany? – zapytałam wyciągając z jego dłoni narzędzie, aby zacząć grabić ziemię w miejscu, które zostało przez niego wyznaczone.
Chłopak przez chwilę najwyraźniej bił się ze swoimi myślami, co mogłam stwierdzić po tym, że na przemian otwierał i zamykał usta.
- Nie mogę ci powiedzieć – uciął krótko zabierając się za kopanie małych dołków, do których następnie wkładał po dwa ziarenka danego warzywa.
- Dlaczego?
- Nie chcę rozsiewać plotek, bo potem mogę mieć przez to problemy – odpowiedział, po czym najzwyklej w świecie zaczął mnie ignorować. Parokrotnie pytałam się czy na pewno dobrze wszystko robię, aby czasami ponownie go nie zdenerwować, lecz on jedynie kiwał głową nawet nie spoglądając na miejsce mojej pracy. Właściwie nie wiedziałam, czemu się na mnie obraził, przecież nie zmuszałam go do powiedzenia mi wszystkiego.
- Przepraszam, jeśli zrobiłam coś nie tak – prawą dłonią dotknęłam jego ramienia. Brunet zamarł pod wpływem mojego dotyku. – Nie chciałam źle. Po prostu jestem ciekawska, ale taka już niestety moja natura. Naprawdę przepraszam. Nie chcę, aby nasza znajomość zaczynała się od samych przykrych sytuacji – uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Eh, nie. To ja powinienem przeprosić – podniósł się z kolan, a następnie otrzepał dłonie i wyciągnął prawą w moją stronę – Przez to wszystko nawet się nie przedstawiłem. Im Jaebum, miło mi cię poznać – po tych słowach w końcu odwzajemnił mój uśmiech.
- Lee Miyun.
- Chyba cię skądś kojarzę, ale nie jestem pewny – zaśmiał się, na co mu zawtórowałam.
Chłopak, kiedy był radosny wyglądał naprawdę dobrze. Jestem w stu procentach pewna, że gdyby uśmiechał się częściej i nie zrażał do siebie ludzi poprzez bycie oschłym oraz wrednym, tak jak wczoraj oraz na początku naszego dzisiejszego spotkania to znalazł by kogoś, z kim mógłby się zaprzyjaźnić.
- Jesteś naprawdę...
- Księżniczko Miyun! – nagle w ogrodzie dało się usłyszeć wołanie, zapewne kogoś ze służby. Szybko spojrzałam na swoje ubranie, po czym strzepałam z niego zbędny pył. – O panienko! – obejrzałam się za siebie i wtedy za żywopłotem ogradzającym uprawy ujrzałam tą samą dziewczynę, która poprzedniego dnia prowadziła mnie na spotkanie z królową. – Szukałam panny wszędzie.
- Coś się stało? – zapytałam podchodząc do niej.
- Kazano mi przygotować panienkę do obiadu – oznajmiła. – Byłbyś tak miły i przesadził księżniczkę przez te krzewy? Nie mamy zbyt wiele czasu – te słowa natomiast skierowała w stronę Jaebuma, który natychmiast wykonał jej prośbę. Po chwili poczułam jak jego ręce oplatają mnie w talii, a następnie straciłam grunt pod nogami. Jednak tak szybko, jak znalazłam się w powietrzu, tak szybko powróciłam na ziemię. Muszę przyznać, że Im był naprawdę silny.
- Do jutra! – krzyknęłam odwracając się przez lewe ramię, podczas gdy kobieta prowadziła mnie w pośpiechu do środka. Brunet, jednak tylko uśmiechnął się szeroko i pomachał mi na pożegnanie.
Przebrana w bardziej elegancki strój zeszłam na dół do jadalni, w której tak jak się spodziewałam byli już wszyscy. Gayoon, bo tak nazywała się przemiła dziewczyna, która pomogła mi się przygotować z trafnością stwierdziła, że nie zdążę na czas. Jednakże na moje szczęście zauważyłam, iż nikt jeszcze nie zaczął jeść, więc chyba nie było zbytniej tragedii.
Przekraczając próg pomieszczenia ukłoniłam się nisko w stronę króla i królowej oddając im przez to należyty szacunek. Następnie odwróciłam się do moich rodziców, którzy powitali mnie z szerokim uśmiechem an ustach. Niemal równo wstali od stołu i podeszli do mojej osoby, aby po chwili zamknąć mnie w szczelnym uścisku. Niby jeden dzień, lecz każdy z nas zdążył już zatęsknić. Następnie obok nas pojawiło się moje młodsze rodzeństwo, z którym również czule się przywitałam, po czym skierowaliśmy się do wyznaczonych nam miejsc przy stole.
Wooseok, jak na dżentelmena przystało, odsunął mi oraz Inhye krzesło. Dopiero teraz zauważyłam, że kilka par oczu bezwstydnie się we mnie wpatruje. Pomimo tego, że rano nie widziałam twarzy przechodzących obok mnie chłopców to niemal od razu rozpoznałam ich dwójkę. Nie było to trudne, ponieważ nadal byli ubrani w te same stroje. Najwyraźniej tylko mnie kazano się przebrać. Chociaż wcale się nie dziwię, bo po wizycie w ogrodzie wyglądałam jak sto nieszczęść.
- Skoro teraz już jesteśmy w komplecie to możemy zacząć jeść, prawda ojcze? – zapytał podekscytowany brunet, na którego miałam idealny widok, ponieważ siedział centralnie przede mną.
- Najpierw mamy wam coś do zakomunikowania – sprostował król Taemin, zerkając to na swoją małżonkę to na moich rodziców. Coś czuję, że to nie będzie nic dobrego.
- Tyle czekaliśmy na tą całą księżniczkę, żeby spróbować specjałów szefa kuchni, a kiedy już przyszła to nadal nie mogę się najeść. Ugh – wymamrotał pod nosem obserwowany przeze mnie wcześniej chłopak.
Chciało mi się śmiać, kiedy usłyszałam jego słowa, ponieważ wiedziałam, iż już od rana myślał tylko o tym posiłku. Jednakże jedyne, co mogłam teraz zrobić to opuścić głowę w dół i uśmiechnąć się lekko.
- Od niedawna nasi wschodni sąsiedzi nie są już zbyt przyjaźnie do nas nastawieni, więc nie możemy obejmować biernego stanowiska w tej sytuacji. Jak też wiecie nasze królestwa już od wielu lat są ze sobą zaprzyjaźnione, dlatego też między innymi postanowiliśmy, że połączymy swoje siły – powiedział król Taemin. Następnie jednak skiną głową w stronę mojego ojca, żeby kontynuował.
- Aby mieć pewność, że żadne z nas nie wycofa się ze współpracy w ostatniej chwili. Stwierdziliśmy, iż najlepszym wyjściem będzie połączenie naszych ludów poprzez małżeństwo – na chwilę zrobił pauzę, podczas której rozejrzał się po wszystkich zebranych - mojej najstarszej córki z jednym z was chłopcy – dokończył, a mnie momentalnie zamurowało. Jak oni mogli planować coś takiego za moimi plecami? Czyżby moje szczęście nie było dla nich tak ważne, jak jeszcze kilka dni temu, kiedy mnie o tym zapewniali?
- Najlepiej będzie, jeśli Miyun sama wybierze sobie któregoś z naszych synów. Oni są gotowi na takie poświęcenie. Zrobią wszystko dla dobra narodu, prawda? – zapytała mężczyzn siedzących naprzeciwko mnie. Każdy z nich pokiwał głową. Jedni ochoczo, a drudzy mniej przekonująco. – Oczywiście Jin nie będzie brał w tym udziału, gdyż jest już żonaty. Jednakże do twojej dyspozycji pozostaje pozostała piątka.
Przeniosłam swoje spojrzenie z królewskiej pary na książęta i niemal od razu tego pożałowałam. Wszyscy ponownie zaczęli przyglądać mi się z niemałym zainteresowaniem, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Niby jak mogłam wybrać któregoś z nich na swojego przyszłego męża? Skoro nawet ich nie znałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro