♥︎ 5 ♥︎
Czerwona bluzka z wzorem w białe lilie czy biała koszula z pięknymi bladoróżowymi różami na mankietach? Dżinsy czy spódnica? Kucyk, kok czy rozpuszczone włosy? Co będzie lepsze na pierwszy ,,prawdziwy" dzień szkoły?
- Theooooo! - wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam. - Pomocyyy!
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Mój ukochany braciszek stanął w przejściu. Na głowie miał istny, artystyczny bajzel. Przeczuwałam, że rozczesanie włosów zajmie mu trochę czasu.
- CO.
Jaki milusi z rana, pomyślałam, przewracając oczami.
- W co mam się ubrać? Doradź mi!
Tak, tak, wiem. W przyszłości chciałam zostać projektantką mody, a nawet sama nie wiedziałam, w co chciałam się ubrać. Tak, tak, strasznie zabawne.
- Czemu JA? - warknął Theo. - Zadzwoń do swojej psiapsiuły, a nie...
- Ona też nie umie mi pomóc! Już do niej dzwoniłam! Potrzebuję cię!
Byłam naprawdę zdesperowana. Nie wiedziałam czy Theo to dostrzegał, ale miałam taką nadzieję. Strasznie się stresowałam. W końcu dzisiaj miałam poznać moich nowych kolegów z klasy. Musiałam dobrze wyglądać. Nie było innej opcji.
- Dobra - Theo poddał się i westchnął. - Co masz wytypowane?
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- Kocham to, że mogę na ciebie liczyć.
- A spierdalaj - fuknął mój ukochany braciszek. - Następnym razem radzisz sobie sama, jasne?
- Ależ oczywiście, braciszku.
Theo spojrzał na mnie spodełba. Jego błękitne tęczówki, takie same jak moje, łypnęły na mnie gniewnie.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a nogi ci z dupy powyrywam. Rozumiesz, siostrzyczko?
- Okej, okej, łapię. Nie będę do cię tak nazywać. Bra... - zaczęłam, by go wkurzyć jeszcze bardziej.
- Tylko spróbuj!
- Brzmi jak wyzwanie! Kocham wyzwania!
- Zamykasz jadaczkę albo ci nie pomagam.
Natychmiast umilkłam. Niezdecydowana baba naprawdę potrzebuje pomocy z wyborem ubrania. Na dodatek Theo świetnie komponował stroje. Zawsze mogłam na niego liczyć w tej sprawie.
Posłusznie więc się zamknęłam.
『♥︎♥︎♥︎』
Obiecałam sobie, że się nie spóźnię. I co? Gówno z tego wyszło. No dobra, miałam jeszcze chwilę, ale naprawdę mało czasu.
Jednak gdy stanęłam pod szkołą, zdziwiłam się nieco. Jeździłam tym samym autobusem od lat i on zawsze się spóźniał. Dzisiaj tak się nie stało. Zaskoczyło mnie to dużo bardziej niż jakaś dziewczyna z turkusowymi włosami, która w podskokach kierowała się do szkoły. Pomińmy fakt, iż wyglądała jakby właśnie urwała się z pogrzebu własnej babci.
Zastanawiało mnie to, z kim będę w klasie. Miałam nadzieję, iż nie będą to jakieś samolubne osoby, myślące, że to one są najlepsze we wszystkim. Takich ludzi miałam już po dziurki w nosie. Za dużo ich było na tym świecie.
Rozejrzałam się i wreszcie dostrzegłam Charlotte. Dziewczyna związała swoje rude włosy w długiego warkocza. Miała w niego wplecioną bladoróżową wstążkę, co wyglądało naprawdę pięknie. Założyła dzisiaj czarną plisowaną spódnicę, tak samo jak ja, tylko że krótszą, bo moja sięgała prawie za kolana.
Pomachałam przyjaciółce i podbiegłam do niej.
- Dzień dobry, przyjaciółko! Jak tam dzionek ci mija? - przywitałam się, szczerząc zęby do Charlotte.
Charlotte uśmiechnęła się smętnie.
- Nie wyspałam się.
Zawsze, gdy Charlotte mówiła, że się nie wyspała, miała konkretne cienie pod oczami. Tym razem jednak musiała je ukryć pod warstwą korektora, bo nie było ich widać.
- Nie widać po tobie.
Charlotte westchnęła z ulgą.
- To dobrze. Nie chciałam, żeby było cokolwiek widać.
Uśmiechnęłam się. Powitanie miałyśmy już za sobą. Teraz nastała pora na skierowanie się do klas, zanim zabrzmi dzwonek na pierwszą lekcję.
- Idziemy?
Pokiwałam głową i ruszyłyśmy w stronę wejścia.
,,Hala korytarzowa", bo nie wiedziałam jak miałabym inaczej nazwać to wielkie pomieszczenie, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Domyślałam się, że na Charlotte też, bo jej usta były szeroko otwarte. Aż uśmiechnęłam się na ten widok. Wyglądało to naprawdę komicznie.
Wzdłuż korytarza ciągnął się naprawdę długi rząd szafek. Miały być one dopiero przydzielone uczniom, tak stwierdziłam, ponieważ nikt się przy nich nie kręcił. Dzisiaj pogoda była przepiękna, było ciepło i słonecznie, więc nikt nie przyniósł żadnej kurtki. Szafki nie były na razie nikomu potrzebne.
Co prawda zakończenie roku było wczoraj, ale często teoretycznie. Dostaliśmy jakieś informacje na stronie i mapkę szkoły. To było wszystko. Studiowałam mapkę, ale w życiu nie pomyślałabym, że to liceum w rzeczywistości może być aż tak ogromne.
- Chyba musimy iść jakoś do przodu, co nie? - Charlotte już doszła do siebie, po chwilowym szoku. - Albo może poszukamy jakiegoś sekretariatu?
Wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić ile mamy jeszcze czasu. Siedem minut to było stosunkowo mało.
- Dobra, poszukajmy sekretariatu. Nawet nie wiemy, w której klasie jesteśmy więc...
- Ja jestem w klasie 1-1 - odparła Charlotte. - A ty?
Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Skąd wiesz? Wczoraj nic nie było napisane.
Charlotte wyciągnęła telefon z swojej płóciennej torby pozszywanej z fragmentów wielu wzorzystych kawałków materiałów. Dostała ją kiedyś ode mnie na urodziny.
Jej palce poruszały się bardzo szybko, wystukując coś na klawiaturze jej malutkiego ekranu. Zazdrościłam jej tej umiejętności szybkiego pisania na telefonie. Gdy ja pisałam coś na telefonie, trwało to całe dekady.
- Dodali wpis dzisiaj rano. Zauważyłam dopiero w samochodzie.
- Poważnie? Co za debile. Powinni to byli dodać wcześniej.
- No - Charlotte pokiwała głową. - No dalej, wczytuj się... Dobra, mam! - wykrzyknęła.
Nastała chwilą milczenia. A właściwie nie do końca, ponieważ w tym wielkim korytarzu po prostu nie mogło być cicho.
- Louise Couffiane, Louise Couffiane... - powtarzała Charlotte cicho pod nosem. Zerkałam jej przez ramię, pomagając jej znaleźć moje imię. - Cholera.
- Co?
- Jesteś w innej klasie.
- Bez jaj! Śmiemniasz, prawda?!
Charlotte pokręciła głową i pokazała mi ekran swojego telefonu. Moje imię było na pierwszej pozycji w klasie 1-2, tuż nad nazwiskiem jakiejś Andrei Gerýan.
- No nie... - jęknęłam. - Miałyśmy być razem...
- No... - westchnęła Charlotte. - Ale co zrobić?
Uśmiechnęłam się do niej smętnie. Obecna sytuacja ani trochę mi się nie podobała.
- Przepraszam! - Zagadnęłam jakiegoś wysokiego ciemnowłosego chłopaka. To jest, pacnęłam go w ramię, żeby mnie nie zignorował.
Nieznajomy odwrócił się w moją stronę. Był... po prostu śliczny. Albo właściwie byłyby śliczny, gdyby nie to, że patrzył na mnie z pogardą. Miał takie piękne brązowe oczy...
- Zostaw mnie w spokoju - burknął i odszedł, znikając w tłumie.
- Co za cham! - oburzyłam się.
Charlotte podniosła wzrok znad ekranu telefonu. Musiała w ogóle nie zauważyć tamtego chłopaka. Jej strata. Albo i nie, bo był wredny.
- O kim mówisz?
- Chciałam zapytać kogoś o drogę, ale powiedział mi, żebym spadała - fuknęłam rozdrażniona.
- Co za wredota - skomentowała Charlotte.
Zaczepiła jakiegoś chłopaka, blondyna z lokami. Zwróciła uwagę jednego, odwrócili się dwaj.
Wspomniany blondyn miał piękne bladoniebieskie oczy, ukryte za okularami z dosyć mocnymi szkłami. Na jego policzkach widniały delikatne piegi. Blondyn uśmiechał się, gdy Charlotte zwróciła jego uwagę. Teraz nagle przestał, zaskoczony nową sytuacją.
Drugi chłopak miał... dosyć ciekawą fryzurę : fioletowe włosy z niebieskimi pasemkami. Wyglądało to dziwnie, ale miało w sobie ,, to coś". W dodatku miał heterochromię! Zawsze chciałam ją mieć. Wokół oczu malował sobie cienką obramówkę czarnym cieniem.
- Tak, słucham? - blondyn nieco teatralnie zwrócił się do Charlotte. - Jak mogę pani pomóc?
- Paniom - poprawiła go Charlotte, przewracając oczami. - Jesteśmy tutaj we dwie.
Wzrok blondyna zauważył również mnie. Spojrzał na mnie wnikliwie. Ledwo powstrzymywałam się, żeby nie wyrwać się do przodu i nie strzelić go w tę jego cudaczną twarz. Z jakiegoś powodu strasznie mnie irytował.
- No tak jasne. Wybacz mi...
- Louise - przedstawiłam się. Wskazałam palcem na przyjaciółkę. - A ta tutaj piękna dziewczyna, której uroda przyćmiła twoje oczy, nazywa się Charlotte.
Chłopak z fioletową czupryną parsknął śmiechem.
- Śmiesznych sformułowań używasz, Louise - stwierdził, starając się opanować swoją wesołość.
- Emmm, dziękuję...?
Blondyn z tymi cudacznymi lokami odchrząknął, zwracając naszą uwagę.
- Jestem Thomas. A to - wskazał ręką na swojego przyjaciela. - Aaron.
Aaron pokiwał głową, jakby w potwierdzeniu.... nie wiadomo czego. Dobra, nieważne.
- Wiecie może gdzie są klasy 1-1 i 1-2? - Charlotte zaczęła bawić się swoimi włosami. Najwyraźniej uznała, że skoro ktoś zwrócił na nią uwagę, pora na dzikie flirty z włosami. - Zostałyśmy rozdzielone i...
- Wy też?
Kiwnęłam głową.
- Louise, w której klasie jesteś? - spytał mnie Thomas.
- 1-2 - przeczucie podpowiadało mi, że zaraz chłopak powie: ,,Naprawdę! Ja też!"
- O, ciekawe. Ja też.
Moje przeczucie mnie raczej nie zawodziło. Nie wiedziałam czy mam się z tego cieszyć czy nie. Jak do tej pory to niezbyt polubiłam tego całego Thomasa.
- Mogę cię tam zaprowadzić. Wiem gdzie to jest. A klasa 1-1 jest zaraz obok.
- Może pójdziemy razem? - zaproponowała Charlotte. Chyba jeszcze do niej nie dotarło, że nie będzie w klasie z jej ,,uroczym" Thomasem.
- Czemu nie? Aaron, masz coś przeciwko?
- Nie, możemy iść - odezwał się cicho. - Ale musimy się pośpieszyć. Zaraz jest dzwonek.
- Ta, masz rację - westchnęłam.
Obróciłam się w stronę przyjaciółki, żeby popatrzeć na nią po raz ostatni, ale... Jej już nie było. Zniknęła gdzieś razem z Thomasem.
- Aaron, widzisz ich gdzieś?
Chłopak wskazał palcem w stronę szerokich schodów prowadzących na pierwsze piętro.
- Tam są. A teraz chodźmy ich złapać, bo zaraz się zgubimy. Kompletnie nie ogarniam tego budynku.
- Ja też - westchnęłam. - Dołączmy do nich, zanim całkowicie znikną nam z oczu.
『♥︎♥︎♥︎』
Absolutnie bezużyteczny informacja: Theo nie znosi Charlotte.
Naprawdę muszę zmienić dzień publikacji. Jakoś wyrobić się nigdy nie mogę. Oficjalnie przenoszę na czwartek, może będzie lepiej.
Miłego żywota <33
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro