Rozdział 7 - Sora - Zemsta i strach
Od razu zaznaczam, że wracamy teraz do wątku, gdy Deki odstawiła Sorę do domu, czyli dzień po śmierci Kakashiego
Gdy tylko Dekashi wyszła mój brat uśmiechnął się gniotąc mandat i powiedział
- Kobiety w mundurach mają to coś...
- I są nie dla ciebie – od razu wyparował Takumi, mrożąc Sasuke wzrokiem.
Ci dwaj nigdy za sobą nie przepadali mimo że mieli całkiem sporo wspólnego... oczywiście jeśli mówimy o doświadczeniu z kobietami. Ich docinki nie trwały zbyt długo, bo Itachi przywołał ich do porządku przy okazji opowiadając Sasuke w co się wpakowałam.
Teraz zaczęły się spory dotyczące jeszcze jednej sprawy
- Nigdzie nie pójdziesz. Musisz skończyć z szemranym towarzystwem – powiedział Takumi zwracając się do mnie
- W takim razie jeszcze dzisiaj zniknij z jej życia – dociął mu Sasuke
- Akatsuki na pewno zdobyli jakieś informacje – wtrącił się Itachi, który bardzo dobrze znał to towarzystwo... Organizacja „Brzasku" składała się w większości z jego dawnego towarzystwa z dzieciństwa i studiów. Jednak ich drogi rozeszły się gdy Itachi zaczął być szanowanym prawnikiem.
- Więc pozwolisz jej tam pójść? – Takumi nie dowierzał
- Owszem...ale pójdę tam z nią
- Poradzę sobie – zaooponowałam, ale mój brat posłał mi karcący wzrok
- Nie masz już nic do gadania. Wystraczająco nagrabiłaś sobie problemów
- W takim razie idę z wami – powiedział Takumi, a ja wybałuszyłam oczy... Jeszcze jego tam brakowało... Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć bo odezwał się Sasuke
- Chętnie potowarzyszyłbym w tej wycieczce, ale niestety muszę cos załatwić
- Druga część miasta czeka na wydupczenie? – zironizował Takumi
- W końcu muszę poprawiać po tobie... - odparł niewzruszenie mój brat doprowadzając mojego przyjaciela do wrzenia.
Pomimo olewczego sposobu bycia wiedziałam, że mój brat chce zadziałać na własną rękę. Fakt że wymienił znaczące spojrzenie z Itachim tylko potwierdziły moją tezę... Na co dzień był dealerem samochodowym razem z naszym kuzynem Madarą, jednak przebywał w towarzystwie ludzi wszelakiej masy i środowisk, którzy mogli coś wiedzieć.
- Nie ma na co czekać. Idziemy – zawyrokował Itachi. Widziałam, że był na mnie zły. Sprawiłam mu ból ucieczką z domu i tym, że przestałam go słuchać. Mimo to chciał mi pomóc... Gdy Takumi znowu przekomarzał się z Sasuke postanowiłam wykorzystać okazje i podeszłam do starszego brata ze spuszczoną głową
- Itachi... ja... - chciałam powiedzieć jak mi przykro, ale warga zaczęła mi drzeć
- Nie musisz nic mówić Sora... wiem... - powiedział Itachi przytulając mnie do siebie
- Obiecuję ci, że wyciągnę cię z tego – powiedział całując mnie w czubek głowy
- A ja, że będę cię słuchać... - powiedziałam ocierając łzy wzruszenia
............................................
Podałam Takumiemu dokładny adres kryjówki do której właśnie jechaliśmy. Byłam cała spięta. Itachi przez ten czas jednak wypytywał Takumiego o Deki... Chciał mieć pewność, że mona jej ufać. Był aż nazbyt wnikliwy bo pytał nawet o jej rodzinę i czy ma rodzeństwo. Przy okazji sama mogłam dowiedzieć się czegoś o mojej „Przyjaciółce". Nim jednak brązowowłosy odpowiedział na to ostanie pytanie zdążyliśmy dojechać na miejsce. Wysiadłam pierwsza i zastukałam w metalowe drzwi cztery razy. Był to nasz umowny znak. Inaczej nie otwieraliśmy drzwi.
Mój brat i przyjaciel stanęli przede mną chcąc mnie niejako chronić przed tym co „wyskoczy" zza drzwi, które po chwili się otworzyły i stanął w nich Hidan
- A gdzie jest Sora? – to pierwsze słowa jakie padły z jego ust
- Tutaj – wychyliłam się zza brata, na co zostałam porwana w ramiona siwowłosego
- Już się bałem, że cię dorwali... od rana na ciebie czekamy... Chodźcie – powiedział wpuszczając całą naszą trójkę do środka. Gdy przeszliśmy cholernie długi korytarz dotarliśmy do głównej Sali w której siedziała Konan, Pain i Kakuzu
- Gdzie jest reszta? – spytałam z niepokojem na co odpowiedziała mi Konan
- W szpitalu... oberwali znacznie mocniej niż my
- Nawet Kisame? – zapytał mój brat. W przeszłości bardzo się przyjaźnili
- On najbardziej, ale wyliże się – powiedział Pain
- Kto za tym stoi... Kazekage czy ludzie Orochimaru? – wysyczałam przechodząc od razu do rzeczy. W jednej sekundzie zrodziły się we mnie gniew i złość
- Jak to nie wiecie!!!? – wrzasnęłam. Musieli przecież mieć jakieś informacje
- Sora uspokój się w twoim – zaczął Hidan
- Zamilcz! – przerwałam mu szybko nie chcąc by powiedział za dużo. Mój brat i Takumi nie wiedzieli przecież o dziecku... Hidan wyczuł w czym jest problem więc patrzył tylko uważnie, a Kakuzu kontynuował odpowiedź na moje pytanie
- Żadna z mafii nie przyznaje się do zabicia Kakashiego... Żaden z ludzi, którzy zaatakowali nie należeli też do żadnej... To byli ludzie z zewnątrz
- Co to znaczy – zapytałam skołowana i jeszcze bardziej zła
- Jeśli to Kazekage albo Orochimaru to nie angażowali w to swoich ludzi tylko podnajęli płatnych zabójców
- To nie w ich stylu... - odparłam pewnie znając specyfikę tych dwóch grup
- Mamy też pewne inne podejrzenia... - powiedziała tym razem Konan - Mieliśmy kreta
Usiadłam aż z emocji i złości jednocześnie
- Kto... - wyszeptałam obiecując sobie, że dorwę osobiście tego gnoja
-Sasori i Rin zniknęli i nie mamy z nimi kontaktu ani nigdzie nie mogliśmy ich znaleźć
- Które miało największy motyw? – zapytał Itachi bo ja byłam zbyt przybita tymi informacjami, jednak to ja jako pierwsza się odezwałam
- Żadne... Rin była moją przyjaciółką a Sasori był prawą ręką Kakashiego
- Czyli oboje... - skwitował bezlitośnie mój brat
- Z tym, że Rin zniknęła podczas nalotu co sugeruje jej uprowadzenie, a Sasori znikł już 3 godziny przed tym wszystkim – powiedział Hidan
- Tak czy inaczej znajdziemy ich i dowiemy się prawdy, ale w tej chwili brakuje nam ludzi. Poza tym policja też zaczęła węszyć co utrudnia sprawę – wyjaśnił Pain
- Jednak jest jeszcze jedna kwestia... - Kakuzu ciągnął wywód- Sora zna wszystkie informacje o firmie. Konta, numery, inwestorów i dostawców. Informacje które posiada są na wagę złota dla obu mafii...
- Trzeba więc ją ukryć – zdecydował Takumi
- Tu jest właśnie problem... Byśmy mogli działać ona musi być na widoku – powiedziała Konan
- Ma robić za przynętę!!? – zdenerwował się mój przyjaciel
- Tylko tak szybciej dowiemy się kto za tym stoi... Rozpuściłem dodatkowo plotkę, że pilnujemy Sory z ukrycia więc póki co nikt jej nie tknie – poinformował Hidan – ludzie Kazekage i Orochimaru doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli jej coś zrobią wywoła to jawną wojnę... Nie chcą rozróby na swoim terenie więc będą starali się do niej dotrzeć na inne sposoby.
- Macie wtykę w policji czy załatwić wam to ? – spytał mój brat, a ja wytrzeszczyłam oczy... nie był taki święty na jakiego wyglądał... doskonale rozumiał machinę która ruszyła i znał jej prawa. To dlatego nie ufał policji... za dobrze ją znał...
- Załatwiłem już co trzeba, jednak skorzystam z twoich znajomości – powiedział Kakuzu
- Policja będzie teraz częstym gościem w twoim domu – powiedział Pain do Itachiego – dlatego Sorze trzeba załatwić inne lokum. Nie może być jej danych i zeznań w policyjnych raportach, bo dostaną ją całkiem na talerzu
- Zamieszka u mnie – powiedział Takumi, a Itachi przytaknął niechętnie. Nie chciał zapewne bym mieszkała znów sam na sam z mężczyzną jednak nawet on zdawał sobie sprawę, że to najlepsza opcja. Gdy omawiali szczegóły mi nie dawała spokoju tylko jedna myśl
- Jeszcze jedno... - powiedziałam zaciskając pięści i starając się by łzy zbierające się w moich oczach nie wydostały się na zewnątrz – co z jego ciałem?
Konan złapała mnie za rękę po czym powiedziała:
- Policja je zabrała... Pain załatwia by dziś je zabrać...
Słysząc te słowa nie wytrzymałam... łzy poleciały nieproszone niosąc ze sobą ciężar smutku, który towarzyszyć mi będzie do końca życia...
..............................................................
Pogrzeb odbył się dwa dni później. Nie mogłam uczestniczyć w samym pogrzebie ani w przygotowaniach do niego... Miałam być przynętą, ale ostrożnie stawiać kroki. Istny paradoks... Kakashi był wpływowym i szanowanym człowiekiem więc miało pojawić się minimum 300 osób... w tym winni jego zabójstwa, ale tym miało już zając się Akatsuki
Gdy Takumi wszedł do mojego pokoju z obiadem, byłam cała w rozsypce. Płakałam od rana do wieczora, ale nie przynosiło mi to ulgi...
- Musisz zacząć jeść – powiedział robiąc zmartwioną minę, kładąc tacę na biurku
- Wyjdź... - rozkazałam. Tak bardzo chciałam być sama...
- Sora... Daj sobie pomóc... wiem jak się czujesz – zaczął, ale natychmiast go zakrzyczałam
- Nie zrozumiesz tego! Nigdy nikogo nie kochałeś! – znów fala szlochu odebrała mi dech
- Widać więc jak słabo mnie znasz... - powiedział delikatnie gładząc mnie po głowie i smutno się uśmiechając...
Zaintrygowały mnie jego słowa, jednak teraz najważniejszy był mój ból... moja rozpacz. Takumi pozwalał i na potok łez i na wszelkie sposoby starał się je ukrócić. Wziął nawet wolne z pracy by przez te pierwsze dni być ze mną cały czas...
Gdy zapadł już wieczór ponownie przyszedł i powiedział
- Za 10 minut masz być gotowa do wyjścia. Ubierz się ciepło
- Nigdzie nie idę... - powiedziałam zakopując się w kołdrze i przecierając popuchnięte oczy
- To nie było pytanie... jeśli dalej będziesz tak leżeć sam przyjdę i cię ubiorę... chociaż w mojej naturze leży wyłącznie rozbieranie kobiet... - odparł ironicznie, wychodząc. Zdążyłam już zatrybić, że Takumi od swojego powrotu stał się bardzo konkretny i nie należy lekceważyć jego słów...
Nie pozostało mi nic innego jak wstać i zacząć się ubierać.
- Zuch dziewczyna – powiedział gdy wsiedliśmy do samochodu. Ulice powoli opustoszały, a słońce lada moment miało schować się za horyzontem. Gdy zaparkował nie wierzyłam, że mnie tu przywiózł
- Chodź... - powiedział krótko i wysiadł z samochodu
Szłam za nim posłusznie rozglądając się na boki.
- To tu – powiedział zatrzymując się. Podeszłam bliżej... staliśmy przed świeżo usypanym grobem w którym leżał Kakashi... Na cmentarzu nie było żywego ducha, więc nie było zagrożenia że ktoś nas zobaczy o tej porze.
- Możesz się z nim teraz pożegnać... - powiedział Takumi, odchodząc parę kroków dalej.
Byłam niezwykle zaskoczona, że zrobił to dla mnie wiedząc, że cale Akatsuki i Itachi byli przeciwni bym się tu pojawiła w najbliższym czasie... Moja wdzięczność nie znała granic...
Patrzyłam na marmurową płytę gdzie widniało zdjęcie mężczyzny, którego dziecko nosiłam pod sercem... Wspominałam nasze wspólne chwile, momenty i pocałunki... Łzy kapały mi na czarną ziemię, która szybko je wchłaniała...
- Zawsze będę cię kochać... - wyszeptałam rozklejając się już doszczętnie. Dokładnie w tym momencie poczułam, że ktoś mnie obejmuje... Płakałam dosyć długo w ramionach Takumiego, póki byłam w stanie wykrztusić z siebie gardłowe „Dziękuję"
- Dla ciebie wszystko... - powiedział, przytulając mnie mocniej. Staliśmy tak jeszcze dobre kilka chwil, jednak pomimo okropności uczuć jakie mnie przepełniały wśród nich przebijało delikatne światło pociechy, którą niósł ze sobą mój przyjaciel...
..............................................
- NIEEEEEEE!!!!!! – Wrzasnęłam cała zlana potem. Minęły już trzy tygodnie, a ja dalej budziłam się z krzykiem. Nie zostawałam jednak sama. Takumi od razu przybiegał by ukoić moje nerwy w swoich ramionach, często zasypiając ze mną
- Już jestem – powiedział natychmiast zjawiając się obok
- Kiedy to się skończy – ukryłam twarz w dłoniach płacząc... na co dzień starałam się wrócić do normalności co udawało się dzięki obecności Viv i Deki, ale w nocy powracały koszmary, ceny i uczucia... Nim się jednak spostrzegłam zasnęłam, uśpiona ciepłem ciała przyjaciela, który na każdym kroku się o mnie troszczył...
Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam jak Takumi śpi obok w ubraniach... Znowu oderwałam go od zajęć swoją osobą...
Patrząc na jego śpiącą twarz cieszyłam się, że jest ze mną... bez niego bowiem nie dałabym sobie rady...
Wasza/Twoja
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro