Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 - Sora - Zemsta i strach


Od razu zaznaczam, że wracamy teraz do wątku, gdy Deki odstawiła Sorę do domu, czyli dzień po śmierci Kakashiego

Gdy tylko Dekashi wyszła mój brat uśmiechnął się gniotąc mandat i powiedział

- Kobiety w mundurach mają to coś...

- I są nie dla ciebie – od razu wyparował Takumi, mrożąc Sasuke wzrokiem.

Ci dwaj nigdy za sobą nie przepadali mimo że mieli całkiem sporo wspólnego... oczywiście jeśli mówimy o doświadczeniu z kobietami. Ich docinki nie trwały zbyt długo, bo Itachi przywołał ich do porządku przy okazji opowiadając Sasuke w co się wpakowałam.

Teraz zaczęły się spory dotyczące jeszcze jednej sprawy

- Nigdzie nie pójdziesz. Musisz skończyć z szemranym towarzystwem – powiedział Takumi zwracając się do mnie

- W takim razie jeszcze dzisiaj zniknij z jej życia – dociął mu Sasuke

- Akatsuki na pewno zdobyli jakieś informacje – wtrącił się Itachi, który bardzo dobrze znał to towarzystwo... Organizacja „Brzasku" składała się w większości z jego dawnego towarzystwa z dzieciństwa i studiów. Jednak ich drogi rozeszły się gdy Itachi zaczął być szanowanym prawnikiem.

- Więc pozwolisz jej tam pójść? – Takumi nie dowierzał

- Owszem...ale pójdę tam z nią

- Poradzę sobie – zaooponowałam, ale mój brat posłał mi karcący wzrok

- Nie masz już nic do gadania. Wystraczająco nagrabiłaś sobie problemów

- W takim razie idę z wami – powiedział Takumi, a ja wybałuszyłam oczy... Jeszcze jego tam brakowało... Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć bo odezwał się Sasuke

- Chętnie potowarzyszyłbym w tej wycieczce, ale niestety muszę cos załatwić

- Druga część miasta czeka na wydupczenie? – zironizował Takumi

- W końcu muszę poprawiać po tobie... - odparł niewzruszenie mój brat doprowadzając mojego przyjaciela do wrzenia.

Pomimo olewczego sposobu bycia wiedziałam, że mój brat chce zadziałać na własną rękę. Fakt że wymienił znaczące spojrzenie z Itachim tylko potwierdziły moją tezę... Na co dzień był dealerem samochodowym razem z naszym kuzynem Madarą, jednak przebywał w towarzystwie ludzi wszelakiej masy i środowisk, którzy mogli coś wiedzieć.

- Nie ma na co czekać. Idziemy – zawyrokował Itachi. Widziałam, że był na mnie zły. Sprawiłam mu ból ucieczką z domu i tym, że przestałam go słuchać. Mimo to chciał mi pomóc... Gdy Takumi znowu przekomarzał się z Sasuke postanowiłam wykorzystać okazje i podeszłam do starszego brata ze spuszczoną głową

- Itachi... ja... - chciałam powiedzieć jak mi przykro, ale warga zaczęła mi drzeć

- Nie musisz nic mówić Sora... wiem... - powiedział Itachi przytulając mnie do siebie

- Obiecuję ci, że wyciągnę cię z tego – powiedział całując mnie w czubek głowy

- A ja, że będę cię słuchać... - powiedziałam ocierając łzy wzruszenia

............................................

Podałam Takumiemu dokładny adres kryjówki do której właśnie jechaliśmy. Byłam cała spięta. Itachi przez ten czas jednak wypytywał Takumiego o Deki... Chciał mieć pewność, że mona jej ufać. Był aż nazbyt wnikliwy bo pytał nawet o jej rodzinę i czy ma rodzeństwo. Przy okazji sama mogłam dowiedzieć się czegoś o mojej „Przyjaciółce". Nim jednak brązowowłosy odpowiedział na to ostanie pytanie zdążyliśmy dojechać na miejsce. Wysiadłam pierwsza i zastukałam w metalowe drzwi cztery razy. Był to nasz umowny znak. Inaczej nie otwieraliśmy drzwi.

Mój brat i przyjaciel stanęli przede mną chcąc mnie niejako chronić przed tym co „wyskoczy" zza drzwi, które po chwili się otworzyły i stanął w nich Hidan

- A gdzie jest Sora? – to pierwsze słowa jakie padły z jego ust

- Tutaj – wychyliłam się zza brata, na co zostałam porwana w ramiona siwowłosego

- Już się bałem, że cię dorwali... od rana na ciebie czekamy... Chodźcie – powiedział wpuszczając całą naszą trójkę do środka. Gdy przeszliśmy cholernie długi korytarz dotarliśmy do głównej Sali w której siedziała Konan, Pain i Kakuzu

- Gdzie jest reszta? – spytałam z niepokojem na co odpowiedziała mi Konan

- W szpitalu... oberwali znacznie mocniej niż my

- Nawet Kisame? – zapytał mój brat. W przeszłości bardzo się przyjaźnili

- On najbardziej, ale wyliże się – powiedział Pain

- Kto za tym stoi... Kazekage czy ludzie Orochimaru? – wysyczałam przechodząc od razu do rzeczy. W jednej sekundzie zrodziły się we mnie gniew i złość

- Jak to nie wiecie!!!? – wrzasnęłam. Musieli przecież mieć jakieś informacje

- Sora uspokój się w twoim – zaczął Hidan

- Zamilcz! – przerwałam mu szybko nie chcąc by powiedział za dużo. Mój brat i Takumi nie wiedzieli przecież o dziecku... Hidan wyczuł w czym jest problem więc patrzył tylko uważnie, a Kakuzu kontynuował odpowiedź na moje pytanie

- Żadna z mafii nie przyznaje się do zabicia Kakashiego... Żaden z ludzi, którzy zaatakowali nie należeli też do żadnej... To byli ludzie z zewnątrz

- Co to znaczy – zapytałam skołowana i jeszcze bardziej zła

- Jeśli to Kazekage albo Orochimaru to nie angażowali w to swoich ludzi tylko podnajęli płatnych zabójców

- To nie w ich stylu... - odparłam pewnie znając specyfikę tych dwóch grup

- Mamy też pewne inne podejrzenia... - powiedziała tym razem Konan - Mieliśmy kreta

Usiadłam aż z emocji i złości jednocześnie

- Kto... - wyszeptałam obiecując sobie, że dorwę osobiście tego gnoja

-Sasori i Rin zniknęli i nie mamy z nimi kontaktu ani nigdzie nie mogliśmy ich znaleźć

- Które miało największy motyw? – zapytał Itachi bo ja byłam zbyt przybita tymi informacjami, jednak to ja jako pierwsza się odezwałam

- Żadne... Rin była moją przyjaciółką a Sasori był prawą ręką Kakashiego

- Czyli oboje... - skwitował bezlitośnie mój brat

- Z tym, że Rin zniknęła podczas nalotu co sugeruje jej uprowadzenie, a Sasori znikł już 3 godziny przed tym wszystkim – powiedział Hidan

- Tak czy inaczej znajdziemy ich i dowiemy się prawdy, ale w tej chwili brakuje nam ludzi. Poza tym policja też zaczęła węszyć co utrudnia sprawę – wyjaśnił Pain

- Jednak jest jeszcze jedna kwestia... - Kakuzu ciągnął wywód- Sora zna wszystkie informacje o firmie. Konta, numery, inwestorów i dostawców. Informacje które posiada są na wagę złota dla obu mafii...

- Trzeba więc ją ukryć – zdecydował Takumi

- Tu jest właśnie problem... Byśmy mogli działać ona musi być na widoku – powiedziała Konan

- Ma robić za przynętę!!? – zdenerwował się mój przyjaciel

- Tylko tak szybciej dowiemy się kto za tym stoi... Rozpuściłem dodatkowo plotkę, że pilnujemy Sory z ukrycia więc póki co nikt jej nie tknie – poinformował Hidan – ludzie Kazekage i Orochimaru doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli jej coś zrobią wywoła to jawną wojnę... Nie chcą rozróby na swoim terenie więc będą starali się do niej dotrzeć na inne sposoby.

- Macie wtykę w policji czy załatwić wam to ? – spytał mój brat, a ja wytrzeszczyłam oczy... nie był taki święty na jakiego wyglądał... doskonale rozumiał machinę która ruszyła i znał jej prawa. To dlatego nie ufał policji... za dobrze ją znał...

- Załatwiłem już co trzeba, jednak skorzystam z twoich znajomości – powiedział Kakuzu

- Policja będzie teraz częstym gościem w twoim domu – powiedział Pain do Itachiego – dlatego Sorze trzeba załatwić inne lokum. Nie może być jej danych i zeznań w policyjnych raportach, bo dostaną ją całkiem na talerzu

- Zamieszka u mnie – powiedział Takumi, a Itachi przytaknął niechętnie. Nie chciał zapewne bym mieszkała znów sam na sam z mężczyzną jednak nawet on zdawał sobie sprawę, że to najlepsza opcja. Gdy omawiali szczegóły mi nie dawała spokoju tylko jedna myśl

- Jeszcze jedno... - powiedziałam zaciskając pięści i starając się by łzy zbierające się w moich oczach nie wydostały się na zewnątrz – co z jego ciałem?

Konan złapała mnie za rękę po czym powiedziała:

- Policja je zabrała... Pain załatwia by dziś je zabrać...

Słysząc te słowa nie wytrzymałam... łzy poleciały nieproszone niosąc ze sobą ciężar smutku, który towarzyszyć mi będzie do końca życia...

..............................................................

Pogrzeb odbył się dwa dni później. Nie mogłam uczestniczyć w samym pogrzebie ani w przygotowaniach do niego... Miałam być przynętą, ale ostrożnie stawiać kroki. Istny paradoks... Kakashi był wpływowym i szanowanym człowiekiem więc miało pojawić się minimum 300 osób... w tym winni jego zabójstwa, ale tym miało już zając się Akatsuki

Gdy Takumi wszedł do mojego pokoju z obiadem, byłam cała w rozsypce. Płakałam od rana do wieczora, ale nie przynosiło mi to ulgi...

- Musisz zacząć jeść – powiedział robiąc zmartwioną minę, kładąc tacę na biurku

- Wyjdź... - rozkazałam. Tak bardzo chciałam być sama...

- Sora... Daj sobie pomóc... wiem jak się czujesz – zaczął, ale natychmiast go zakrzyczałam

- Nie zrozumiesz tego! Nigdy nikogo nie kochałeś! – znów fala szlochu odebrała mi dech

- Widać więc jak słabo mnie znasz... - powiedział delikatnie gładząc mnie po głowie i smutno się uśmiechając...

Zaintrygowały mnie jego słowa, jednak teraz najważniejszy był mój ból... moja rozpacz. Takumi pozwalał i na potok łez i na wszelkie sposoby starał się je ukrócić. Wziął nawet wolne z pracy by przez te pierwsze dni być ze mną cały czas...

Gdy zapadł już wieczór ponownie przyszedł i powiedział

- Za 10 minut masz być gotowa do wyjścia. Ubierz się ciepło

- Nigdzie nie idę... - powiedziałam zakopując się w kołdrze i przecierając popuchnięte oczy

- To nie było pytanie... jeśli dalej będziesz tak leżeć sam przyjdę i cię ubiorę... chociaż w mojej naturze leży wyłącznie rozbieranie kobiet... - odparł ironicznie, wychodząc. Zdążyłam już zatrybić, że Takumi od swojego powrotu stał się bardzo konkretny i nie należy lekceważyć jego słów...

Nie pozostało mi nic innego jak wstać i zacząć się ubierać.

- Zuch dziewczyna – powiedział gdy wsiedliśmy do samochodu. Ulice powoli opustoszały, a słońce lada moment miało schować się za horyzontem. Gdy zaparkował nie wierzyłam, że mnie tu przywiózł

- Chodź... - powiedział krótko i wysiadł z samochodu

Szłam za nim posłusznie rozglądając się na boki.

- To tu – powiedział zatrzymując się. Podeszłam bliżej... staliśmy przed świeżo usypanym grobem w którym leżał Kakashi... Na cmentarzu nie było żywego ducha, więc nie było zagrożenia że ktoś nas zobaczy o tej porze.

- Możesz się z nim teraz pożegnać... - powiedział Takumi, odchodząc parę kroków dalej.

Byłam niezwykle zaskoczona, że zrobił to dla mnie wiedząc, że cale Akatsuki i Itachi byli przeciwni bym się tu pojawiła w najbliższym czasie... Moja wdzięczność nie znała granic...

Patrzyłam na marmurową płytę gdzie widniało zdjęcie mężczyzny, którego dziecko nosiłam pod sercem... Wspominałam nasze wspólne chwile, momenty i pocałunki... Łzy kapały mi na czarną ziemię, która szybko je wchłaniała...

- Zawsze będę cię kochać... - wyszeptałam rozklejając się już doszczętnie. Dokładnie w tym momencie poczułam, że ktoś mnie obejmuje... Płakałam dosyć długo w ramionach Takumiego, póki byłam w stanie wykrztusić z siebie gardłowe „Dziękuję"

- Dla ciebie wszystko... - powiedział, przytulając mnie mocniej. Staliśmy tak jeszcze dobre kilka chwil, jednak pomimo okropności uczuć jakie mnie przepełniały wśród nich przebijało delikatne światło pociechy, którą niósł ze sobą mój przyjaciel...

..............................................

- NIEEEEEEE!!!!!! – Wrzasnęłam cała zlana potem. Minęły już trzy tygodnie, a ja dalej budziłam się z krzykiem. Nie zostawałam jednak sama. Takumi od razu przybiegał by ukoić moje nerwy w swoich ramionach, często zasypiając ze mną

- Już jestem – powiedział natychmiast zjawiając się obok

- Kiedy to się skończy – ukryłam twarz w dłoniach płacząc... na co dzień starałam się wrócić do normalności co udawało się dzięki obecności Viv i Deki, ale w nocy powracały koszmary, ceny i uczucia... Nim się jednak spostrzegłam zasnęłam, uśpiona ciepłem ciała przyjaciela, który na każdym kroku się o mnie troszczył...

Gdy rano otworzyłam oczy zobaczyłam jak Takumi śpi obok w ubraniach... Znowu oderwałam go od zajęć swoją osobą...

Patrząc na jego śpiącą twarz cieszyłam się, że jest ze mną... bez niego bowiem nie dałabym sobie rady...

Wasza/Twoja

Juri 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro