Rozdział 24 -Dekashi- Miraż szczęścia
Sceny erotyczne zawarte w tym rozdziale nie są przeznaczone dla osób poniżej 18 roku życia. XD
Siedząc w wannie i w jego ramionach, ciągle się uśmiechałam zastanawiając się czy na pewno dobrze robię... Co prawda seks przytępiał mój zdrowy osąd, ale tak bardzo chciałam wierzyć w to czy mnie kochał? Nawet jeśli tak było, wciąż był kryminalistą... Wypierał się podczas naszej wcześniejszej rozmowy powiązań z narkotykami i mafią, ale nie raz mnie już okłamał... Mimo wszystko chciałam cieszyć się tą krótką chwilą... chwilą, która naprawdę dawała mi szczęście.
- O czym myślisz? – zapytał delikatnie gładząc moją szyję
- Staram się odgonić złe myśli – odparłam szczerze... Wspólna kąpiel i aromatyczne olejki rozluźniły moje ciało, ale w umyśle dalej panował zamęt
- Co robisz...? – zapytałam czując jego palce na swoim udzie i pocałunki na szyi
- Staram się zastąpić je dobrymi... poza tym...Dalej jestem głodny – powiedział szepcząc mi do ucha, na co się zarumieniłam.
Doskonale znałam ten jego „głód". Odchyliłam się by spojrzeć mu w oczy, które skrzyły się pożądaniem... Objął mnie mocniej, całując tak, że powoli brakowało mi tchu... Dla tego wszystkiego warto było się na chwilę zapomnieć...
Gdy wstał wiedziałam co za chwilę nastąpi... uśmiechnęłam się zadziornie, gdy jednym ruchem wyjął mnie z wody i trzymając w ramionach zanosił do sypialni. Nie protestowałam... Nie przeszkadzało mi nawet to, że dywan i podłogi są pełne piany, a moje łóżko za chwilę będzie niezwykle mokre.
Słowa były zbędne... nasze przyspieszone oddechy, spojrzenia pokazywały jak bardzo się pragniemy... i kochamy. Gdy zaczął przygniatać mnie swoim ciałem, poczułam jak przechodzi mnie dreszcz... Pod wpływem impulsu postanowiłam spróbować pewnej rzeczy...
Oboje lubiliśmy dominować, a walka o „prowadzenie" dodatkowo nas podniecała... Zmusiłam go by tym razem to on położył się na plecach... obdarowując go namiętnymi pocałunkami, zrobiłam coś czego się nie spodziewał...
Zeszłam z pocałunkami znacznie niżej chwytając za jego przyjaciela i powoli włożyłam go do ust...
Jego głębokie westchniecie było dla mnie wystarczającą informacją, że jest pozytywnie zaskoczony... Nigdy wcześniej tego nie robiłam, dlatego musiałam zdać się na instynkt... Delikatnie pieściłam go językiem, pomagając sobie przy tym dłonią. Czułam jak się napręża coraz bardziej z każdą chwilą, a westchnięcia Sasuke przybrały na intensywności...
Po chwili wiedziałam już, że pomimo braku doświadczenia spisałam się całkiem nieźle... Jego zadowolona mina i pełna oznaka dojścia mówiły same za siebie...
- Jestem pod wrażeniem... - powiedział starając się uspokoić oddech
- Chciałam ci pokazać co mógłbyś stracić... - odparłam zadziornie, zadowolona z efektów swoich działań. Po moich słowach znów w jego tęczówkach zatańczył ogień
- Już nigdy cię nie stracę – powiedział dobitnie zmuszając mnie bym uklękła... Nie sądziłam, że po spełnieniu będzie znów tak szybko gotowy do dalszej zabawy. Nim jednak zdążyłam to dokładnie przeanalizować poczułam jak wchodzi we mnie i łapie mnie za włosy...
Aż jęknęłam zadowolona... kochałam to uczucie, gdy przejmował nade mną kontrolę, choć nigdy nie zamierzałam mu tego przyznawać. Jego ruchy były dokładne i powolne, jakby chciał nie przeoczyć żadnego z moich wewnętrznych miejsc...
Gdy czułam, że za moment nie wytrzymam z rozkoszy oparłam się o kant łóżka co było dla Sasuke sygnałem by przyspieszyć ruchy bioder. Pochylił się mocniej nade mną wchodząc głębiej. Po chwili poczułam jak po moim kręgosłupie przejeżdża wilgotnym językiem co spowodowało całkowite rozluźnienie mojego ciała... Gdy zobaczył, że doszłam skupił się dopiero na swoim spełnieniu, jednak nie doszedł we mnie, wychodząc w ostatniej chwili... Byłam dopiero co po ciężkich przeżyciach... nie potrzebne nam były znowu te same problemy, a pigułek nie mogłam brać jeszcze przez jakiś czas, aż do pełnego wygojenia się ran...
Zmęczeni, spoceni i zasnęliśmy wtuleni w siebie, ciesząc się z każdej minuty i chwili jaką dawał nam beznadziejny los...
.................................................
Budząc się nie byłam wypoczęta... wręcz przeciwnie... nasze igraszki całkowicie pozbawiały mnie energii... Czując jednak obok siebie puste miejsce, otworzyłam szerzej oczy. Nie było już go przy mnie, za to zostawił po sobie ślad w postaci karteczki
„Musiałem wyjść na spotkanie, jednak obiecuje ci to wynagrodzić. Będę wieczorem"
Uśmiechnęłam się czytając ostatnie dwa słowa... dosłownie oszalałam na jego punkcie...
Wstając z łóżka poczułam lekki ucisk pod brzuchem, ale wcale się tym nie przejęłam...To naturalne, że moje ciało po operacji na nowo musiało przyzwyczaić się do seksu. Nie mogłam się doczekać, aż Sasuke wróci z powrotem... do dzisiaj nie miałam pojęcia jak bardzo mi go brakowało... nie tylko zbliżeń, ale jego ciepła i dotyku... widoku i zatracania się w czarnych tęczówkach...
Wchodząc do kuchni z ciekawością podniosłam garnek z jedzeniem, które przygotowywał. Czymkolwiek to było... było paskudne...
Mimo że jego gest znacznie mnie zmiękczył wyrzuciłam całą zawartość tajemniczej potrawy i wzięłam się za gotowanie makaronu z serem... Nim jednak zdążyłam zagotować wodę, usłyszałam dźwięk telefonu
-Co tam Sai? – zapytałam przypuszczając, że znów chce zapytać o moje zdrowie
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość świeżaku... - odparł, a ja wstrzymałam powietrze - Wracasz do służby
- Od kiedy!? – nie mogłam powstrzymać wybuchu swojej radości!
- Nawet teraz jeśli chcesz... - odparł - dziś przewiduje spokojny patrol bez ekscesów...
- Będę gotowa za 30 minut! – zakomunikowałam ciesząc się, że wreszcie wszystko zaczyna mi się układać...
..................................................
- Jak ci się udało przekonać dowództwo? – zapytałam, gdy byliśmy już drugą godzinę w terenie. Przez cały czas czułam się jak dziecko zabrane do Disneylandu
- Mam parę dłużników postawionych wyżej – odparł z zagadkowym uśmiechem – Takumi mówił, że już faktycznie czujesz się lepiej i że można przydzielić cię do papierkowej roboty, ale sądziłem że akurat z tego możesz nie być zadowolona
- Dokładnie... gdybym miała siedzieć za biurkiem w ogóle wolałabym nie wracać... - wymamrotałam pod nosem
Kolejne 3 godziny faktycznie były równie spokojnie jak poprzednie i mimo że powoli się ściemniało, nic nie wskazywało, że to się zmieni. Do czasu gdy usłyszeliśmy komunikat z CB radia
„Do wszystkich jednostek! Natychmiast macie się skierować na obławę gangu narkotykowego w czwartej dzielnicy, automatyczna nawigacja przekieruje was na miejsce! Potrzebne wsparcie wszystkich, łącznie z drogówką. Wytyczne zostaną przekazane na miejscu"
- Wspominałeś, że to będzie spokojny patrol? – zironizowałam podekscytowana, że musi mnie ze sobą zabrać
- Przestań się tak uśmiechać i masz mnie słuchać. Zostajesz w radiowozie! Nie masz przeszkolenia do takich akcji... Potrzebni jesteśmy by wzbudzić strach ilością policji, nic więcej, rozumiesz! – instruował mnie jadąc 120 km/h.
- Tak – gotowa byłam zgodzić się na wszystko ciesząc się, że moja adrenalina wreszcie znajdzie ujście.
Gdy zajechaliśmy na miejsce dookoła budynku stały radiowozy i uzbrojeni komandosi. Sai wysiadł i podszedł do swojego byłego dowódcy, który wyjaśnił mu, że w budynku znajduje się mafia narkotykowa i zajmowała się tu produkcją kokainy i amfetaminy...
- Już nam nie uciekną- usłyszałam głos dowódcy, który wysłał pierwszy oddział do budynku. Nie trzeba było długo czekać na odgłosy strzałów i unoszący się dym z okien. Patrzyłam jak komandosi wyprowadzają po kolei zbrodniarzy. Nie kryłam swojego zdziwienia, gdy pierwszym z nich była wiercąca się Sakura, która płakała, następnie wyprowadzono czerwonowłosą dziewczynę, którą uratowałam i kilku innych podejrzanych typów. Najgorszy szok jednak przeżyłam, gdy z drzwi budynku w „asyście" policjanta wyszedł... Sasuke.
Serce mi zamarło, a gula utknęła w gardle. Automatycznie wysiadłam z samochodu
- Deki natychmiast wracaj do auta! – usłyszałam rozkaz Saia, jednak nie zamierzałam go posłuchać. Jak ćma stawiałam kroki naprzód. Dopiero gdy Sai wypowiedział moje imię, brunet spojrzał w moją stronę. Był chyba nawet bardziej zaskoczony niż ja...
Jego ubranie poplamione było krwią i utykał. Wiedziałam, że dostał kulkę albo nawet dwie, ale nie było mi go żal. Patrzyłam mu prosto w oczy niczym pusta skorupa...
- Znów udało ci się wyrwać mi serce – powiedziałam spokojnie i bez wzruszenia, gdy z jego ust sączyła się krew...
- Deki... - wymamrotał, krzywiąc się z bólu. Nie dokończył jednak zdania...
- Tego dajemy do szpitala nim zdechnie na chodniku – powiedział trzymający go komandos, prowadząc do radiowozu.
Stałam chwilę dalej patrząc przed siebie, a gdy poczułam drobinki deszczu na swoim ciele, dałam upust swoim wyczerpanym emocjom, pozwalając by jedna łza spłynęła po moim policzku...
Cóż... nie mogło za długo być dobrze ^^
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro