Rozdział 20 -Dekashi - Rozum, serce i uczucia
Czułam jakby przygniatał mnie jakiś głaz... ledwo oddychałam, a powieki nie chciały się otworzyć. Słyszałam tylko urywane dźwięki, krzyki i płacz...
- To przez ciebie ona tu leży! – usłyszałam głos mojego przyjaciela... Nie wiedziałam co się dzieje, ani o czym mówi....
Czyżby wiedział kto zabił Vivi? – pomyślałam, a serce gwałtownie mi przyspieszyło na myśl o kochanej przyjaciółce, której już nie przytulę. Nie ochroniłam jej... nie zasługiwałam na miano jej przyjaciółki... poczułam, że zaczyna brakować mi powietrza, a wokoło wszystko ponownie robi się ciemne i niewyraźne. Ostatnie co usłyszałam to obcy głos
- Zabieramy ją od razu na salę operacyjną! Migiem!
.................................................................
- Nastraszyłaś nas Skarbie – usłyszałam delikatny głos Sory, który zmotywował mnie do otwarcia oczu. Wszędzie było biało, a nad moją głową pikała masa urządzeń...
- Jesteś w szpitalu i po operacji... ale już jest wszystko dobrze – powiedziała i pogładziła mnie po policzku.
- Co się stało? – zapytałam starając się zebrać myśli... zamiast odpowiedzi usłyszałam kłótnie na korytarzu
- Natychmiast się odsuń! – głos Sasuke rozniósł się echem po pomieszczeniach.
Co on tu robi ..?- pomyślałam
- Nie wejdziesz tam dupku... - ton Takumiego mroził krew w żyłach
- Dobrze ci radzę bankierzyku...
-Znowu się zaczyna... - westchnęła Sora – lekarz ci wszystko wyjaśni skarbie – powiedziała patrząc na mężczyznę w białym fartuchu – przyjdę do ciebie jutro, a teraz postaraj się odetchnąć – ucałowała moje czoło i skierowała się do korytarza od razu karcąc brata.
- Sasuke daj jej teraz odpocząć... - powiedziała Sora, ale nie słyszałam już nic więcej bo lekarz zamknął za nią drzwi.
- Lepiej by nie miała pani już dzisiaj żadnych wizyt...- powiedział spokojnie zbliżając się – potrzebuje pani teraz spokoju i czasu na przemyślenia
- Co się stało i czemu wszystko mnie boli? – zapytałam ledwo podnosząc głowę by na niego spojrzeć... Czułam się fatalnie...
- Co pamiętasz jako ostatnie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja aż zadrżałam przypominając sobie widok ciała mojej przyjaciółki.
- Chyba zemdlałam... - odparłam analizując wszystko
- Pod wpływem silnego stresu nie tylko pani zemdlała, ale i poroniła co wywołało silne krwawienie z komplikacjami– odparł, a ja wybałuszyłam na niego oczy...
- Przecież nie byłam w ciąży...
- Była pani w 5 tygodniu ciąży... bardzo mi przykro z powodu straty – powiedział to ze współczuciem
- To niemożliwe... brałam przecież leki antykoncepcyjne... - powiedziałam niedowierzając.
Z racji wykonywanego zawodu nie mogłam sobie pozwolić na słabości, a moje bolące miesiączki mogły wpłynąć na moją wydajność. Wiele kobiet w policji decydowały się na antykoncepcje, nawet jeśli nie były w związku. Pozwalało to na funkcjonowanie w 100% i możliwość wykonywania każdej misji...
- Leki antykoncepcyjne nie dają stu procentowej gwarancji, a poza tym często w przypływie silnych stresów są neutralizowane przez organizm... Z racji wykonywanego przez panią zawodu wcale nie jest to nic dziwnego... Jest pani bardzo osłabiona, a na dodatek zatrzymało się pani serce na 2 minuty. Zalecam odpoczynek i ograniczoną ilość wizyt...
- Panie doktorze... - zaczęłam powoli – chciałabym się dowiedzieć czegoś od koronera sądowego... na tę wizytę chyba może pan przystać?
- Nie wcześniej niż za 2 dni. Do tego czasu będzie pani na lekach, a silne wzruszenia mogą na nowo rozregulować pracę pani serca – powiedział stanowczo i wyszedł.
Ja natomiast zostałam z moimi myślami... Żal po śmierci Vivi, brak informacji jak dokładnie zginęła i czy cierpiała, a przede wszystkim kto to zrobił mnie ogromnie przytłaczał...
No i na dodatek straciłam dziecko o którym nie wiedziałam...
Nim się spostrzegłam oczy miałam pełne łez, które płynęły i płynęły... Jak to wszystko mogło się tak skończyć... Ból podbrzusza i świeże szwy dały o sobie znać... przyciskiem przy moim palcu zwiększyłam sobie przepływ morfiny, który mnie otumanił. Tracąc kontakt z rzeczywistością, poczułam ogromną i dziwną tęsknotę za moim maleństwem o którym wiedziałam od kilku chwil... zastanawiałam się czy miałoby białe włosy jak ja czy czarne jak jego ojciec, który zapewnie nie sprostałby roli przykładnego rodzica... Najgorsze w tym wszystkim było to, że kochałabym je nad życie bo było jego... a on zamieszkał na dobre w moim sercu, które w tej chwili biło bardzo słabo...
POV SASUKE
Była godzina 2 w nocy, gdy usiadłem przy jej szpitalnym łóżku. Na szczęście dyżur miała pielęgniarka, którą kiedyś przeleciałem i dalej miała do mnie słabość... wpuściła mnie do Dekashi wręcz po 2 minutach i obiecała nikogo o tym nie powiadamiać... Większość kobiet, które spotykałem to naiwne idiotki, ale Deki byłą zupełnie inna...
Gdy dowiedziałem się od Sory, że trafiła na oddział i co się stało, zamarłem. Czym prędzej popędziłem do szpitala, ale ten gnój Takumi nie pozwolił mi do niej wejść... Gdyby nie Sora i fakt, że nie chce jej denerwować w jej stanie, przywaliłbym mu...
Jakby tego było mało z racji, że Dekashi nie miała rodziny, był on upoważniony do otrzymywanie informacji medycznych i decydowaniu o jej zdrowiu i leczeniu w razie jej nieświadomości. Od razu zastrzegł ograniczoną liczbę odwiedzających, którą oczywiście miałem gdzieś... Wiedziałem, że znajdę inny sposób by spotkać się z Deki. Nie dowierzałem, że potrafiła nie tylko zawładnąć moimi pragnieniami ale i sercem, do tego stopnia że gdy usłyszałem w jakim jest stanie, przestało na chwilę bić.
Patrzyłem na jej bladą cerę i gładziłem delikatnie drobną dłoń... świadomość, że straciła nasze dziecko, o którym nic nie wiedziałem do końca wpędziła mnie w poczucie winy i w totalny szok... Musiałem z nią porozmawiać... dowiedzieć się czemu nic mi nie powiedziała.... Moje myśli krążyły wokół tego by jak najszybciej wyzdrowiała.
- Dekashi – wyszeptałem jej do ucha licząc, że się przebudzi
Gdy lekko się poruszyła i otworzyła oczy, nachyliłem się ku niej czekając na jej reakcje.
Patrzyła na mnie kilka chwil, jakby chciała upewnić się że nie jestem nocnym koszmarem
- Co tu robisz o tej porze? – zapytała po chwili, starając się podnieść i usiąść
- Nie ruszaj się bo szwy pękną – poinstruowałem, delikatnie ściskając mocniej jej dłoń...
- Ty wiesz... - wyszeptała patrząc mi głęboko w oczy
- Czemu mi nic nie powiedziałaś? Miałem prawo wiedzieć ... - zapytałem
- Sama dowiedziałam się dzisiaj... z resztą... To już nie jest istotne... nie masz żadnych zobowiązań wobec mnie. Możesz już iść... - powiedziała to niezwykle chłodno
- Ale ja nie chcę odejść
- W takim razie ochrona ci pomoże
- Deki...
- Nie dotykaj mnie – wyjęła dłoń z mojej ręki, a złość zaskrzyła w jej oczach
- Wiem, że jesteś zła i mnie obwiniasz że straciłaś nasze dziecko, ale - zacząłem lecz mi przerwała
- Zła jestem wyłącznie na siebie... Na to, że pozwoliłam namieszać w swoim życiu komuś takiemu jak ty... że oddałam ci siebie całą... że sprawy potoczyły się tak daleko, że gdyby nie okrutny los urodziłabym dziecko, którego ojciec jest kryminalistą i ćpunem, dupczącym wszystkie panienki w okolicy. Zła jestem, że miałam się za lepszą od nich wszystkich a skończyłam najgorzej. Więc przestań mi chrzanić i robić współczujące minki! - krzyknęła
Jak na kogoś po tak rozległym zabiegu miała dużo siły by się wykłócać...
Westchnąłem zrezygnowany...
Nie mogłem powiedzieć jej o sobie całej prawdy... a przynajmniej nie teraz... nie chciałem jednak jak mój brat wiecznie gapić się w fotografie i rozpaczać za utraconą miłością. Od samego początku cos do niej poczułem, ale nie mogłem zerwać ze swoim dupkowatym wizerunkiem... inaczej ostatnie 3 lata poszłyby na marne...
- I Bez tego wywodu wiedziałem jakie masz o mnie zdanie, ale bardzo się mylisz... Jestem porządnym facetem, który zakochał się w tobie i nie może znaleźć sobie miejsca. Cokolwiek robię myślę o tobie...
- Gdy całujesz się z Sakurą też? – zironizowała
- Dekashi...
- Wyjdź... wszystko pomiędzy nami skończone... jesteś moim największym błędem na który nie chcę patrzeć.
- Bez względu na to co powiesz doskonale wiem, że mnie kochasz...
- Nic o mnie nie wiesz i nie wiesz co czuję! – warknęła
- Wiem... bo kocham cię równie mocno i wkrótce ci to udowodnię... musisz tylko dać mi jeszcze trochę czasu – powiedziałem i wyszedłem, by bardziej się nie denerwowała mając nadzieję, że moje słowa przemówią do jej rozsądku, bo jej serce od dawna biło tylko dla mnie...
Sam też musiałem odreagować... świadomość, że jest w tak kiepskim stanie i straciliśmy dziecko przytłoczyła mnie okropnie mimo że nie chciałem dać tego po sobie poznać. Jedno wiedziałem na pewno... Dekashi jest miłością mojego życia i będę o nią walczył...
No to gadać, kto był zaskoczony? XD
Jak obiecałam rozdział jest szybko... liczę że nie zawiodłam:*
Kocham
Twoja/Wasza
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro