Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 -Dekashi - Rozum, serce i uczucia


Czułam jakby przygniatał mnie jakiś głaz... ledwo oddychałam, a powieki nie chciały się otworzyć. Słyszałam tylko urywane dźwięki, krzyki i płacz...

- To przez ciebie ona tu leży! – usłyszałam głos mojego przyjaciela... Nie wiedziałam co się dzieje, ani o czym mówi....

Czyżby wiedział kto zabił Vivi? – pomyślałam, a serce gwałtownie mi przyspieszyło na myśl o kochanej przyjaciółce, której już nie przytulę. Nie ochroniłam jej... nie zasługiwałam na miano jej przyjaciółki... poczułam, że zaczyna brakować mi powietrza, a wokoło wszystko ponownie robi się ciemne i niewyraźne. Ostatnie co usłyszałam to obcy głos

- Zabieramy ją od razu na salę operacyjną! Migiem!

.................................................................

- Nastraszyłaś nas Skarbie – usłyszałam delikatny głos Sory, który zmotywował mnie do otwarcia oczu. Wszędzie było biało, a nad moją głową pikała masa urządzeń...

- Jesteś w szpitalu i po operacji... ale już jest wszystko dobrze – powiedziała i pogładziła mnie po policzku.

- Co się stało? – zapytałam starając się zebrać myśli... zamiast odpowiedzi usłyszałam kłótnie na korytarzu

- Natychmiast się odsuń! – głos Sasuke rozniósł się echem po pomieszczeniach.

Co on tu robi ..?- pomyślałam

- Nie wejdziesz tam dupku... - ton Takumiego mroził krew w żyłach

- Dobrze ci radzę bankierzyku...

-Znowu się zaczyna... - westchnęła Sora – lekarz ci wszystko wyjaśni skarbie – powiedziała patrząc na mężczyznę w białym fartuchu – przyjdę do ciebie jutro, a teraz postaraj się odetchnąć – ucałowała moje czoło i skierowała się do korytarza od razu karcąc brata.

- Sasuke daj jej teraz odpocząć... - powiedziała Sora, ale nie słyszałam już nic więcej bo lekarz zamknął za nią drzwi.

- Lepiej by nie miała pani już dzisiaj żadnych wizyt...- powiedział spokojnie zbliżając się – potrzebuje pani teraz spokoju i czasu na przemyślenia

- Co się stało i czemu wszystko mnie boli? – zapytałam ledwo podnosząc głowę by na niego spojrzeć... Czułam się fatalnie...

- Co pamiętasz jako ostatnie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja aż zadrżałam przypominając sobie widok ciała mojej przyjaciółki.

- Chyba zemdlałam... - odparłam analizując wszystko

- Pod wpływem silnego stresu nie tylko pani zemdlała, ale i poroniła co wywołało silne krwawienie z komplikacjami– odparł, a ja wybałuszyłam na niego oczy...

- Przecież nie byłam w ciąży...

- Była pani w 5 tygodniu ciąży... bardzo mi przykro z powodu straty – powiedział to ze współczuciem

- To niemożliwe... brałam przecież leki antykoncepcyjne... - powiedziałam niedowierzając.

Z racji wykonywanego zawodu nie mogłam sobie pozwolić na słabości, a moje bolące miesiączki mogły wpłynąć na moją wydajność. Wiele kobiet w policji decydowały się na antykoncepcje, nawet jeśli nie były w związku. Pozwalało to na funkcjonowanie w 100% i możliwość wykonywania każdej misji...

- Leki antykoncepcyjne nie dają stu procentowej gwarancji, a poza tym często w przypływie silnych stresów są neutralizowane przez organizm... Z racji wykonywanego przez panią zawodu wcale nie jest to nic dziwnego... Jest pani bardzo osłabiona, a na dodatek zatrzymało się pani serce na 2 minuty. Zalecam odpoczynek i ograniczoną ilość wizyt...

- Panie doktorze... - zaczęłam powoli – chciałabym się dowiedzieć czegoś od koronera sądowego... na tę wizytę chyba może pan przystać?

- Nie wcześniej niż za 2 dni. Do tego czasu będzie pani na lekach, a silne wzruszenia mogą na nowo rozregulować pracę pani serca – powiedział stanowczo i wyszedł.

Ja natomiast zostałam z moimi myślami... Żal po śmierci Vivi, brak informacji jak dokładnie zginęła i czy cierpiała, a przede wszystkim kto to zrobił mnie ogromnie przytłaczał...

No i na dodatek straciłam dziecko o którym nie wiedziałam...

Nim się spostrzegłam oczy miałam pełne łez, które płynęły i płynęły... Jak to wszystko mogło się tak skończyć... Ból podbrzusza i świeże szwy dały o sobie znać... przyciskiem przy moim palcu zwiększyłam sobie przepływ morfiny, który mnie otumanił. Tracąc kontakt z rzeczywistością, poczułam ogromną i dziwną tęsknotę za moim maleństwem o którym wiedziałam od kilku chwil... zastanawiałam się czy miałoby białe włosy jak ja czy czarne jak jego ojciec, który zapewnie nie sprostałby roli przykładnego rodzica... Najgorsze w tym wszystkim było to, że kochałabym je nad życie bo było jego... a on zamieszkał na dobre w moim sercu, które w tej chwili biło bardzo słabo...

POV SASUKE

Była godzina 2 w nocy, gdy usiadłem przy jej szpitalnym łóżku. Na szczęście dyżur miała pielęgniarka, którą kiedyś przeleciałem i dalej miała do mnie słabość... wpuściła mnie do Dekashi wręcz po 2 minutach i obiecała nikogo o tym nie powiadamiać... Większość kobiet, które spotykałem to naiwne idiotki, ale Deki byłą zupełnie inna...

Gdy dowiedziałem się od Sory, że trafiła na oddział i co się stało, zamarłem. Czym prędzej popędziłem do szpitala, ale ten gnój Takumi nie pozwolił mi do niej wejść... Gdyby nie Sora i fakt, że nie chce jej denerwować w jej stanie, przywaliłbym mu...

Jakby tego było mało z racji, że Dekashi nie miała rodziny, był on upoważniony do otrzymywanie informacji medycznych i decydowaniu o jej zdrowiu i leczeniu w razie jej nieświadomości. Od razu zastrzegł ograniczoną liczbę odwiedzających, którą oczywiście miałem gdzieś... Wiedziałem, że znajdę inny sposób by spotkać się z Deki. Nie dowierzałem, że potrafiła nie tylko zawładnąć moimi pragnieniami ale i sercem, do tego stopnia że gdy usłyszałem w jakim jest stanie, przestało na chwilę bić.

Patrzyłem na jej bladą cerę i gładziłem delikatnie drobną dłoń... świadomość, że straciła nasze dziecko, o którym nic nie wiedziałem do końca wpędziła mnie w poczucie winy i w totalny szok... Musiałem z nią porozmawiać... dowiedzieć się czemu nic mi nie powiedziała.... Moje myśli krążyły wokół tego by jak najszybciej wyzdrowiała.

- Dekashi – wyszeptałem jej do ucha licząc, że się przebudzi

Gdy lekko się poruszyła i otworzyła oczy, nachyliłem się ku niej czekając na jej reakcje.

Patrzyła na mnie kilka chwil, jakby chciała upewnić się że nie jestem nocnym koszmarem

- Co tu robisz o tej porze? – zapytała po chwili, starając się podnieść i usiąść

- Nie ruszaj się bo szwy pękną – poinstruowałem, delikatnie ściskając mocniej jej dłoń...

- Ty wiesz... - wyszeptała patrząc mi głęboko w oczy

- Czemu mi nic nie powiedziałaś? Miałem prawo wiedzieć ... - zapytałem

- Sama dowiedziałam się dzisiaj... z resztą... To już nie jest istotne... nie masz żadnych zobowiązań wobec mnie. Możesz już iść... - powiedziała to niezwykle chłodno

- Ale ja nie chcę odejść

- W takim razie ochrona ci pomoże

- Deki...

- Nie dotykaj mnie – wyjęła dłoń z mojej ręki, a złość zaskrzyła w jej oczach

- Wiem, że jesteś zła i mnie obwiniasz że straciłaś nasze dziecko, ale - zacząłem lecz mi przerwała

- Zła jestem wyłącznie na siebie... Na to, że pozwoliłam namieszać w swoim życiu komuś takiemu jak ty... że oddałam ci siebie całą... że sprawy potoczyły się tak daleko, że gdyby nie okrutny los urodziłabym dziecko, którego ojciec jest kryminalistą i ćpunem, dupczącym wszystkie panienki w okolicy. Zła jestem, że miałam się za lepszą od nich wszystkich a skończyłam najgorzej. Więc przestań mi chrzanić i robić współczujące minki! - krzyknęła

Jak na kogoś po tak rozległym zabiegu miała dużo siły by się wykłócać...

Westchnąłem zrezygnowany...

Nie mogłem powiedzieć jej o sobie całej prawdy... a przynajmniej nie teraz... nie chciałem jednak jak mój brat wiecznie gapić się w fotografie i rozpaczać za utraconą miłością. Od samego początku cos do niej poczułem, ale nie mogłem zerwać ze swoim dupkowatym wizerunkiem... inaczej ostatnie 3 lata poszłyby na marne...

- I Bez tego wywodu wiedziałem jakie masz o mnie zdanie, ale bardzo się mylisz... Jestem porządnym facetem, który zakochał się w tobie i nie może znaleźć sobie miejsca. Cokolwiek robię myślę o tobie...

- Gdy całujesz się z Sakurą też? – zironizowała

- Dekashi...

- Wyjdź... wszystko pomiędzy nami skończone... jesteś moim największym błędem na który nie chcę patrzeć.

- Bez względu na to co powiesz doskonale wiem, że mnie kochasz...

- Nic o mnie nie wiesz i nie wiesz co czuję! – warknęła

- Wiem... bo kocham cię równie mocno i wkrótce ci to udowodnię... musisz tylko dać mi jeszcze trochę czasu – powiedziałem i wyszedłem, by bardziej się nie denerwowała mając nadzieję, że moje słowa przemówią do jej rozsądku, bo jej serce od dawna biło tylko dla mnie...

Sam też musiałem odreagować... świadomość, że jest w tak kiepskim stanie i straciliśmy dziecko przytłoczyła mnie okropnie mimo że nie chciałem dać tego po sobie poznać. Jedno wiedziałem na pewno... Dekashi jest miłością mojego życia i będę o nią walczył...

No to gadać, kto był zaskoczony? XD

Jak obiecałam rozdział jest szybko... liczę że nie zawiodłam:*

Kocham

Twoja/Wasza

Juri

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro