Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17 -Sora - Obrona





Z każdym słowem Vivi czułam jak moje ciało się spina nie mogąc uwierzyć w to co słyszałam . Jak ten gnój śmiał podnieść rękę na naszą kruszynę!? Nie mieściło mi się w głowie że trafiła na takiego dupka! Tak bardzo cieszyłam się jej szczęściem, a teraz biedna cierpiała.

- Oj długo będzie cierpiał długo -Pomyślałam wyobrażając sobie jak zakopuje jego ciało w niewielkim lesie na uboczu. Nikt by nie zauważył zniknięcie takiego śmiecia. Mała strata, a zrobiłabym dobry uczynek dla społeczeństwa. Jeżeli chodzi o przyjaciół od zawsze byłam gotowa dla nich zrobić wszystko. A te dwie -otuliłam ciepłym spojrzeniem Dekashi przytulającą do swojej piersi Vivi - były dla mnie jak rodzina.

Nagle Vivi wybuchnęłam płaczem.

- Najgorsze jest to, że ja go nadal kocham! - powiedziała zaciskając swoje drobne piąstki

Poczułam smutek zrobiłabym wszystko aby nie cierpiała w tej chwili . Usiadłam obok Saturobi i głaskałam ją uspokajająco po głowie szepcząc uspokajające słowa. Tylko tyle w tej chwili mogłam zrobić. Dodatkowo nie dawała mi spokoju jedna rzecz... Viv mówiła, że Gaara najprawdopodobniej jest w mafii... jeśli tak to mógł stać za śmiercią Kakashiego. Na samą myśl ściskało mnie w żołądku.

W pewnym momencie zobaczyłam, że ekran leżącego na ławie przed nami telefon się świeci. Dyskretnie przesunęłam się do przodu i zauważyłam ,że na ekranie telefonu wyświetla się Gaara z emotikonką serduszka...

Zerknęłam na dziewczyny które nie dążyły jeszcze zauważyć dzwoniącego telefonu. W tej chwili cieszyłam się że Vivi postanowiła całkowicie wyciszyć telefon. Wstałam i dyskretnie zabrałam telefon i pośpiesznie udałam się do kuchni ciesząc się, że ten idiota postanowił zadzwonić jeszcze raz odebrałam nie odzywając się.

-Viv?- Usłyszałam, ale nic nie odpowiedziałam ciekawa czy będzie kontynuować.

-Daj spokój Vivi słyszę twój oddech w słuchawce.- uniosłam brew pytająco dalej milcząc.

-Jestem u ciebie pod domem proszę wyjdź porozmawiamy.-Powiedział, a ja w tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się i wzięłam z kuchni mały nożyk.

-Pewnie nareszcie przyszła pizza, którą zamówiłam- Usłyszałam głos białowłosej piękności.

-Ja otworzę! - zawołałam szybko

Zadowolona że taka okazja mi się trafiła i ruszyłam w stronę drzwi. Przede mną stał młody mężczyzna który miał rozczochrane ciemnoczerwone włosy sięgające uszu. Ciemno jego jasnozielone oczy wpadające pod miętowy otaczała ciemna obwódka. Na lewej części czoła miał wytatuowany znak kanji oznaczający „miłość".

Co za ironia - pomyślałam... Powinien sobie wytatuować „damski bokser"

Spoglądał na mnie zaskoczony, podczas gdy ja coraz bardziej nie byłam w stanie kontrolować narastającej we mnie złości.

Chciał już coś powiedzieć, ale nim otworzył usta zacisnęłam lewą rękę w pięść i uderzyłam go z całej siły w twarz. Zatoczył się do tyłu nie spodziewając się takiej reakcji z mojej strony. Jego złamany nos i sącząca się krew dała mi dużo satysfakcji. Będę musiała podziękować Madarze że tak dobrze mnie wyszkolił-Pomyślałam zamykając drzwi i spoglądając na dupka z pogardą.

-Zwariowałaś?-Usłyszałam.-Kim jesteś i jak śmiesz mnie atakować! Gdzie jest Viv?-Powiedział, a w jego tęczówkach zatańczył niebezpieczny błysk i wstał. Zacisnęłam mocniej nóż w ręce, chowając go jednocześnie za plecami

- Nie waż się wypowiadać gnoju jej imię... - wysyczałam to tak jadowicie, że aż mi się przyjrzał

- Chcesz mi oddać? Śmiało... dobrze wiem, że to lubisz - zironizowałam perfidnie

- A więc jesteś jedną z przyjaciółek Vivi o których tyle słyszałem - zmierzył mnie ze złością

-A ty jesteś byłym Vivi, który powinien odliczać dni do swojej śmierci. - wyparowałam

-Odsuń się chce porozmawiać z Vivi . -Złapał mnie za ramie i chciał odepchnąć jednak ja podniosłam rękę z nożem i przycisnęłam mu go do gardła

-Nie lekceważ mnie! Nigdy więcej się do niej nie zbliżysz... A jeśli to ty stoisz za śmiercią Kakashiego... zabije cię - dodałam z trudem powstrzymując drżenie głosu

- Nie wiem o czym mówisz! - warknął ewidentnie zdenerwowany - VIV!!- krzyknął. Usłyszeliśmy kroki w stronę drzwi. Zamiast blondynki wyszła do nas Dekashi.

Widząc „gościa" od razu zmarszczyła brwi

- Ty dupku... Czego tu jeszcze szukasz... - wycedziła przez zęby

- Dajcie mi z nią do cholery porozmawiać! Ja ją kocham! - wrzasnął zły z bezsilności...

- Jeśli się kogoś kocha to się go nie krzywdzi! - Dekashi, aż poczerwieniała ze złości - wracaj do dziury z której wypełzłeś i jeśli jeszcze raz będziesz ją nachodził...

- To cię potniemy... - dokończyłam za nią

Chłopak popatrzył na nas ze złością i wypowiadając pod nosem kilkadziesiąt przekleństw odwrócił się i wsiadł do auta. Gdy odjechał, poczułam ból w okolicy potylicy

- Kurde, za co znowu mnie bijesz? - warknęłam do białowłosej

- Za to, że stałaś tu z nim sama zamiast od razu mnie zawołać! Dobrze wiesz, że jeśli ma powiązania z mafią to pewnie poluje na ciebie, dlatego się z nią związał!

- Radziłam sobie

- Pójście do więzienia za poderżnięcie gardła to nie rozwiązanie!

- Dla przyjaciół zrobię wszystko- powiedziałam naburmuszona, wiedząc że ma trochę racji

- Masz myśleć o dziecku i zrobić wszystko by się urodziło w normalnym, a nie więziennym szpitalu! - przywołała mnie do pionu - Nie mogę na raz pilnować was obu więc do cholery Sora przestań być lekkomyślna i chodź ze mną uspokoić Viv... Biedna słyszała wołanie tego gnoja...

Nie pozostało mi nic innego jak przyznać w duchu jej racje i pójść objąć Viv, która potrzebowała nas teraz najbardziej na świecie.

.......................................

- Jesteś pewna, że nie będzie lepiej jak ja z nią zostanę? - zapytałam Deki, gdy Vivi wreszcie zasnęła na kanapie wycieńczona od płaczu

- Już zadzwoniłam do Saia, że biorę wolne na żądanie... Ty też musisz porządnie odpocząć... Źle wyglądasz

- Znów mam nudności... to wszystko - skwitowałam, tak naprawdę czując się koszmarnie... Na dodatek, musiałyśmy poinformować o wszystkim Takumiego i moich braci, którzy lekko odchodzili od zmysłów po tym jak Deki wyciągnęła mnie z domu

- Takumi już naszykował ci kolację. Przestań się już na niego dąsać i wypocznij - mówila jak do upartego dziecka

- Nie dąsam się na niego... - powiedziałam wychodząc i dodając tak, że nikt mnie już nie słyszał...

- Po porostu boję się, że go kocham...

...................................................

-Jesteś wreszcie - gdy tylko przekroczyłam prób mieszkania poczułam silne ramiona wokół siebie. Mimowolnie się w nie wtuliłam co było także zaskoczeniem dla Takumiego

- Jak ona się czuje? - zapytał po chwili

- Jest w rozsypce... Nie dojdzie do siebie tak szybko - westchnęłam - Chciałam z nią zostać, ale Deki wysłała mnie do domu

- I bardzo dobrze... - powiedział podnosząc mój podbródek

- Przestań tak na mnie patrzeć... - wyrwałam się delikatnie z jego objęć czując skrępowanie

- Nic na to nie poradzę Sora... - powiedział poważnie wkładając ręce do kieszeni - za bardzo cię kocham

- A ja kocham Kakashiego - wyparowałam od razu

- On nie żyje - dodał spokojnie

- A z nim umarło moje serce - odparłam ze łzami w oczach nie z powodu bólu po jego stracie, ale z powodu, że oszukuję sama siebie. Nie byłam szczera sama ze sobą. Takumi był moją pierwszą miłością... miłością, która była uśpiona bardzo głęboko na dnie mojego serca, a teraz chciała się wydostać.

Nie mogłam dłużej patrzeć w jego jasne oczy i wchodząc do sypialni od razu zamknęłam za sobą drzwi...

Gdy rozejrzałam się po pokoju, od razu zauważyłam że jest bogatszy o jedną rzecz, a mianowicie o łóżeczko dziecięce, które stało pod oknem. Moje serce zabiło dodatkowo mocniej gdy zza drzwi usłyszałam jego głos

- Pomalowałem je na żółto, bo jeszcze nie wiadomo co się urodzi... Będę kochał je tak samo mocno jak ciebie Sora i nic tego nie zmieni...

Po tym zdaniu usłyszałam jego oddalające się kroki, jednocześnie hamując w sobie chęć pobiegnięcia za nim i wtulenia się w jego troskliwe ramiona...

Gwiazdeczki moje!

Rozdział powstał z pełną współpracą Sory dlatego styl może tu być mieszany xD

Dodatkowo wybaczcie, że na priv już się tak nie udzielam - ledwo żyje xD ale dalej was kocham!

Ostrzegam, że w następnych rozdziałach będzie się działo... i to porządnie więc proszę się psychicznie na to przygotować XD

Kocham

Twoja/Wasza

Juri

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro