Rozdział 10 - Sora- Dzieciństwo i macierzyństwo
- Nie musiałeś jej aż tak opierniczać... to ja ją wyciągnęłam do baru – powiedziałam, gdy Takumi odłożył telefon
- Musiałem. Jesteś nieletnia, a ona dodatkowo jest policjantką... była za ciebie odpowiedzialna – odparł dalej gniewnym tonem.
To jakie urządził mi piekło po powrocie przechodziło ludzkie granice. Strach pomyśleć co by mu odwaliło gdyby wiedział o wyścigu... Największy opieprz dostałam za mój ubiór. Stwierdził, że jest nazbyt wyzywający... z resztą to powtarzał mi ciągle... Sam chodził w garniturach i uważał, że kobiety powinny ubierać się elegancko i kobieco... Jakie staromodne podejście
- Mam dość tej dyskusji. Od wczoraj jesteś upierdliwy... drażnisz mnie. Wkraczasz w moje życie po dwóch latach nieobecności bez kontaktu i myślisz, że możesz w nie ingerować! – powiedziałam poddenerwowana. Dalej trawił mnie żal, że wyjechał
- Drażni cię to, że mówię prawdę! A ja nie pozwolę byś znów się wpakowała w kolejne bagno, nawet jeśli miałabyś mnie znienawidzić
- Misja zakończona sukcesem! – warknęłam - Nie jesteś moim bratem by mi rozkazywać!
- I całe szczęście... zwariowałbym mając taką siostrę – odparł ironicznie
- Jesteś dupkiem – znów ciśnienie mi się podniosło
- Często to słyszę – uśmiechnął się przekornie.
- Mam ochotę strzelić w twarz – wysyczałam
- Niestety Nie dosięgniesz – najwidoczniej go rozbawiłam, bo aż prychnął radośnie, jednocześnie gładząc mnie po policzku
- Przestań się już denerwować i zrozum, że najzwyczajniej w świecie się o ciebie martwię – powiedziała znacznie spokojniej, patrząc mi w oczy. Poczułam jak dziwny dreszcz przechodzi moje ciało, a nerwy powoli znikają
- Niepotrzebnie... radziłam sobie bez ciebie więc teraz też sobie poradzę – powiedziałam naburmuszona spuszczając głowę
- Sora... - powiedział miękko moje imię podnosząc mój podbródek bym mogła znów na niego spojrzeć
– Przepraszam... - powiedział, a ja aż otworzyłam oczy ze zdumienia – mi też było bez ciebie ciężko... Jednak każdego dnia o tobie myślałem...
Gdy patrzyłam mu w oczy i słuchałam jego słów serce mi zamierało i przyspieszało jednocześnie. Co to miało znaczyć? Zawsze traktował mnie jak dziecko, a teraz wyskakuje z takimi tekstami. Nim jednak zdążyłam coś powiedzieć, poczułam jak mój żołądek odmawia mi posłuszeństwa. Szybko się odwróciłam i pobiegłam do toalety... zdążyłam w ostatnim momencie... Niestety nie mogłam kontrolować odgłosów jakie przy tym wydawałam...
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która tak zareagowała gdy spojrzałem jej głębiej w oczy... - powiedział mój przyjaciel w swoim stylu, ale ewidentnie się zaniepokoił
- Nie wchodź... - zastrzegłam, chcąc zachować resztki utraconej godności
- Nie sądziłem, że alkohol będzie miał swoje skutki po takim czasie – powiedział podając mi szklankę wody i ignorując moją prośbę
- Nie piłam wczoraj... - powiedziałam automatycznie, po chwili tego żałując... jego bystre oko aż zadrgało
- Więc może się czymś strułaś... chociaż zazwyczaj jadamy to samo – powiedział bacznie mi się przyglądając gdy wstałam. Spojrzałam powoli na niego... już doskonale wiedział co mi dolega... automatycznie po moim policzku spłynęła łza bezradności...
- Sora... - wyszeptał tylko nie wiedząc jak zareagować. Dla niego to też był szok... Podszedł powoli i delikatnie mnie przytulił jakbym była z porcelany...
- To 7 tydzień... - powiedziałam wtulając się w jego tors i słysząc, że jego serce zdecydowanie bije za szybko
- Kiedy masz wizytę u lekarza? - zapytał
- Nie byłam jeszcze u lekarza... - przyznałam po chwili wyczuwając jednocześnie jak wszystkie jego mięśnie spinają się momentalnie. Wiedziałam, że za moment wybuchnie
- Żartujesz chyba! Aż tak jesteś nieodpowiedzialna!? – odsunął mnie od siebie
- Nie krzycz na mnie...
- Po prostu nie dowierzam... Co z ciebie wyrosło... i w takim stanie szlajasz się po barach??
- Po pierwsze nie szlajam się, a po drugie nie rób ze mnie potwora. Ciąża to nie choroba
- Ale czas w którym powinnaś w szczególności o siebie dbać... zawłaszcza, że ... - nie dokończył, zatrzymując się w połowie zdania
- Zwłaszcza, że co? Będę samotną matką? To chciałeś powiedzieć, prawda? – dokończyłam za niego, płacząc
- Nawet nie wiesz jak mnie to przytłacza! Mam nie całe 18 lat, jestem w ciąży, ojciec mojego dziecka nie żyje, a jakby tego było mało ściga mnie mafia albo i dwie. Przez jeden dzień chciałam poczuć się normalnie! Nim całkiem moje życie wywróci się do góry nogami, a ja zostanę sama! – wyrzuciłam wszystko z siebie na jednym tchu
Opadłam bezradnie na kanapę ukrywając twarz w dłoniach. Nie trwało długo, bym poczuła jego ciepło na swojej skórze...
- Nigdy nie będziesz sama... ja zawsze będę przy tobie – powiedział, całując mnie w czubek głowy i wyciągając telefon
- Do kogo dzwonisz ? – zapytałam lekko drżąc
- Do Viv... potrzebujemy dobrego lekarza, a w tego typu spraw jestem zielony – blado się uśmiechnął, a ja podziękowałam w duchu niebiosom, że to właśnie ten człowiek jest przy mnie...
...................................................
Moje przyjaciółki tak się ucieszyły na wieści o dziecku, że postanowiły iść z nami do lekarza...
- Recepcjonistka dziwnie się na nas gapi – powiedziała Deki, gdy siedzieliśmy w poczekalni
- Dziwisz się? – powiedziała Viv – mamy jedną ciężarną, faceta i dwie „koleżanki". Pewnie myśli, że jesteśmy lesbijkami, które mają dostać od pechowej pary dziecko
- Myślałem, że ironia to moja domena – powiedział Takumi... - chociaż też czuję się nieswojo... Nigdy nie byłem u ginekologa
- To tak jak ja – powiedziała Deki, a my automatycznie spojrzeliśmy w jej stronę
- Błagam... powiedz, że żartujesz – powiedziałam nie dowierzając, że nie dość, że jest 20 letnią dziewicą to jeszcze nigdy nie była na kontrolnym badaniu
- Za bardzo się wstydzę... - powiedziała cała się rumieniąc
- Wystarczy jej powiedzieć „rozchyl nogi", a od razu panikuje – Vivi nie kontrolowała już swojego śmiechu, który udzielił się nam wszystkim
- Jesteście okropni – powiedziała urażona białowłosa, ale widać było cień uśmiechu na jej twarzyczce
- Sora Uchiha! – recepcjonistka wywołała moje imię więc automatycznie wstałam – może pani wejść z partnerem
Spojrzałam na nią zdezorientowana i na bladego Takumiego. Dziwną atmosferę przerwała Deki
- A więc chodźmy skarbie! – Deki wstała robiąc sobie żarty z recepcjonistki i łapiąc mnie za rękę powiedziała wskazując na mnie:
- To jest moja partnerka. Tamci to tylko para, która nam pomaga...
O mało co nie padłam ze śmiechu
- Wiesz, że Vivi cię potem zabije? – wyszeptałam idąc z nią korytarzem
- Wiem, ale miałam dość wzroku tej kobiety no i wreszcie będę mogła powiedzieć, że byłam u ginekologa....
..........................................
To było niesamowite doświadczenie... szczególnie dla Deki. Ciągle piszczała z radości i ściskała moją dłoń widząc na monitorze moją formującą się „fasolkę"
Ja sama byłam tak zestresowana, że nie wiedziałam jak reagować. Gdy wracaliśmy już do samochodu, uderzyła mnie lekko w tył głowy
- Ała! A to za co? – spytałam, gdy Takumi i Viv poszli przodem
- Za to, że wsiadłaś na motor wiedząc, że nosisz w sobie tę kruszynę – powiedziała szeptem, tak by Takumi nas nie przyłapał – od teraz masz wreszcie wydorośleć... dla tego maleństwa. Jasne?
- Tak jest pani władzo – uśmiechnęłam się widząc, jak bardzo się przejęła
- Wsiadajcie. Musimy jechać – poleciła Viv
- Dokąd teraz? – zapytałam zdziwiona bo doskonale wiedziałam, że Deki za chwilę ma patrol, a Viv leci na drugą partię zajęć. Takumi wziął wolne z pracy na żądanie, gdy dowiedział się o dziecku
- Pora by twoje dziecko poznało innych członków klanu Uchiha – powiedział Takumi, a ja pobladłam wiedząc doskonale co się święci...
........................................
Gdy weszłam z Takumim do rodzinnego domu cała drżałam nie mogąc nawet spojrzeć w oczy mojemu bratu. Na szczęście Sasuke jeszcze nie wrócił
- Stało się coś? – Itachi momentalnie wyczuł, że coś jest nie tak, a mój przyjaciel nie owijał w bawełnę...
- Twoja siostra jest w ciąży – powiedział, a Itachi aż pobladł. Spojrzał na mnie po czym znów na Takumiego i nim ten zdążył zareagować przywalił mu pięścią w twarz, a ja aż krzyknęłam z przerażenia
- Itachi, debilu! Nie ze mną – wysyczał Takumi łapiąc się za krwawiący nos
- To pewne? – zapytał Itachi
- Nawet jej nie tknąłem, a bez tego nie da się zmajstrować dziecka – Takumi zironizował siadając na kanapie i odchylając głowę w tył, by zatamować krwawienie
- Nie o to pytam – Itachi teraz patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem
- Tak... właśnie wracamy od lekarza... - powiedziałam obawiając się jego dalszej reakcji
- Jesteś taka nierozważna... - odparł tylko i mocno mnie objął, chcąc dodać mi otuchy
Wiedziałam, że kłopoty dopiero się zaczną, ale jedno zrozumiałam na pewno... nie jestem i nie będę samotną matką... wokół mnie zawsze będą ludzie, którzy będą mnie wspierać
Gwiazdki moje XD
Kolejny rozdział za nami, a jutro next... mogę jedynie zdradzić, że wszystkie zboczuszki będą zadowolone xD
Dodatkowo chcę polecić wam profil
No i potrzebuję kogoś, kto pomoże przerobić mi arty... kolor włosów i oczu, bo sama się już nie wyrabiam, a magisterka woła o uwagę.
Kto pomoże? XD
Wasza/Twoja
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro