Rozdział 1 Sora „Dziewczyna biznesmena"
Leżałam w ramionach ukochanego, czując się najszczęśliwszą kobietą na świecie
- Fumi... To imię mi się podoba – powiedział pewnie siebie Kakashi, przytulając mnie mocniej do siebie.
- A co jak będzie chłopiec? – zapytałam śmiejąc się z jego zaangażowania. O ciąży powiedziałam mu kilka godzin temu, a on już wymyślał imiona dla dzieci. Nawet dał wolne większości swoim ludziom, by poszli wypić do baru nasze zdrowie.
- Myślę jednak, że strzeliłem dziewczynkę – powiedział, przeczesując moje blond włosy – która będzie tak samo zadziorna i odważna jak mama
Gdy dokończył zdanie zachłannie mnie pocałował, a ja oddałam pocałunek. Nasze szczęście nie trwało jednak długo...
Kakashi, był wpływowym biznesmenem, który robił sporą konkurencje lokalnym mafiom, które walczyły nie tylko między sobą, ale i wielokrotnie chciały zaszkodzić firmie mojego ukochanego. To dlatego w naszym domu zawsze było pełno ochroniarzy – Akatsuki, którzy dodatkowo współpracowali z moim mężczyzną.
Życie w niebezpieczeństwie i lekkim strachu było tu normą, co dla mojego starszego brata, Itachiego było nie do pomyślenia... Pan prawnik, który nigdy nie wpakowywał się w kłopoty nie miał jednak nade mną kontroli.
Pomimo że kochałam go nad życie, Kakashiego kochałam mocniej i to z nim chciałam spędzić swoje życie. Niestety po śmierci rodziców to Itachi sprawował nade mną władzę rodzicielską, bo byłam niepełnoletnia. Gdy usłyszał z kim zaczęłam się spotykać i że Kakashi jest 10 lat starszy wpadł w szał... nie pozostało mi nic innego jak uciec z domu... gdyby teraz się dowiedział, że dodatkowo zaszłam w ciąże mając niespełna 18 lat... zszedłby na zawał...
Ja jednak czułam się jak ryba w wodzie... Zawsze byłam niespokojnym duchem. Motory, skórzane kombinezony, imprezy. To był mój żywioł... A Kakashi pozwalał mi na wszystko rozpieszczając i spełniając każdą moją zachciankę.
Gdy leżeliśmy w łóżku i rozkoszowaliśmy się swoim szczęściem, usłyszeliśmy hałas dochodzący z dołu
- Ubierz się – polecił konkretnie Kakashi wstając. Nie zdążyliśmy jednak zamienić więcej słów, bo na korytarzu padły odgłosy strzałów i walki. Do naszej sypialni wpadł Deidara, jeden z naszych ochroniarzy
- Szefie, jest nas za mało – wydyszał trzymając się za ramię które obficie krwawiło
- Zabierz stąd Sorę. Zajmę się tym – rozkazał Kakashi wychodząc
- Nie ma mowy!!! – krzyknęłam biegnąc za nim i wymijając blondyna, który nie zdążył mnie złapać. Niestety kilka sekund później byłam świadkiem, jak jeden ze zbirów trafia Kakashiego prosto w serce... nie miał szans na przeżycie. Upadł na ziemię, a z jego oczu znikł blask...
Jedyne co pamiętam z tej okropnej chwili to własny krzyk i szarpiącego mnie Deidare, który za wszelką cenę chciał wyprowadzić mnie z budynku
.......................................................
- Sora! Sora do cholery! – Krzyczał na mnie Hidan – słyszysz mnie!?
Stał przede mną i potrząsał na tyłach budynku. Byłam w okropnym amoku, a łzy płynęły mi strumieniami
- Oni go zabili... - szlochałam
- I zaraz zabiją ciebie! Uspokój się natychmiast. Przysięgam na Jashina, że dorwiemy tych gnoi, ale teraz musisz myśleć o sobie i dziecku!
Te słowa lekko mnie orzeźwiły
- Ale... - powiedziałam
- Nie ma żadnego „Ale". Musisz się stąd teraz zmyć. Nie mogę zapewnić ci teraz ochrony, bo chłopaki walczą z tamtymi ciotami. Jutro po procesie przyjdź do naszej kryjówki. Jeśli przeżyjemy też tam będziemy... A teraz uciekaj stąd i szybko się schowaj!!
Wrzasnął zostawiając mnie samą pod murem. Słysząc coraz wyraźniej strzały, które zbliżały się w moją stronę nie pozostało mi nic innego jak uciekać... prosto przed siebie... gubiąc po drodze gorzkie łzy utraconej miłości.
Wiedziałam, że ta chwila może nadejść, ale jej realność nigdy nie była dla mnie zbyt pewna. Kakashiemu groziły dwie mafie, które chciał by dopuścił je do swoich udziałów. On jednak wolał nie mieszać się w szemrane interesy...
Biegłam, przy rozgwieżdżonym niebie, ale wzrok przesłaniały mi łzy do takiego stopnia, ze nie zdałam sobie nawet sprawy, że wbiegam na ulicę. W jednej chwili wszystko się zatrzymało.
Usłyszałam Pisk opon, krzyki i klakson. Nie umarłam jednak pod kołami samochodu, a wszystko dzięki sprawnej interwencji kierowcy, który od razu wysiadł z auta chcąc mi pomóc. Z powodu emocji, łez i reflektorów świecących mi w oczy nie mogłam od razu zobaczyć jego twarzy, ale jego mocny lecz troskliwy głos wydawał mi się niezwykle znajomy.
Gwiazdeczki kochane xD
No i mamy od razu pierwszy rozdział bez prologu xD
Liczę, że będziecie mi tu towarzyszyć ^^ rozdziały będę starała się dodawać równie często co przy innych opowiadaniach ^^
Dziękuję za cudowną okładkę hanae, prawda że śliczna? XD
Kocham!
Wasza/twoja
Juri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro