Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII

Sekundy mijały, a Harry nie wiedział zupełnie, co robić. Widział, jak różdżka Toma lekko drży od pragnienia rzucenia na Krukonkę zaklęcia niewybaczalnego. A może to dłonie Ślizgona tak się trzęsły? Już sam miał mętlik w głowie pewnie taki sam, jak Riddle.

— Trzy... dwa...

— Nie zabijaj jej! — rozkazał donośnie Harry, przerywając tym samym liczenie u bruneta. — Zostaję. Ale masz jej nie zabijać — Tom wykrzywił usta w małym grymasie. Osobiście wolał, aby Potter wybrał pierwszą opcję, w której morduje dziewczynę, ale nie będzie takim oszustem. Słowa dotrzyma.

— Jak sobie życzysz — Riddle puścił dziewczynę, a swoje dłonie uniósł lekko w górę, aby udowodnić, że naprawdę nie ma już wobec niej żadnych złych zamiarów. Jednak zrobił coś, czego Harry nawet nie zdążył się spodziewać. Popchnął Krukonkę na twardą posadzkę, a następnie rzucił zaklęcie w jej stronę z różdżki okularnika. — Obliviate!

Harry nie miał czasu, aby zareagować, gdyż białe światło już trafiło w zdezorientowaną dziewczynę. Chelsea patrzyła głupkowato na chłopców, a gdy ujrzała wielkie cielsko Bazyliszka, zaczęła głośno piszczeć ze strachu.

— Co to jest?! Gdzie ja jestem?! — szatynka zerwała się na równe nogi, gdy Król Węży syknął wściekle przez głośny pisk. Harry spojrzał z politowaniem i gniewem na Riddle'a, który wyglądał na rozbawionego zaistniałą sytuacją.

— Gratuluję mądrości, Tom. Wymazałeś jej pamięć, kiedy wciąż jest w Komnacie Tajemnic, a Bazyliszek nadal jest na widoku. Czy naprawdę nie umiesz się powstrzymać od rzucania zaklęć? — Harry aż sam się zdziwił, że rozmawiał sobie z chłopakiem jak gdyby nigdy nic, kiedy Chelsea stała tam przerażona i wyglądała tak, jakby miała zaraz stracić przytomność. Potter podszedł do niej z wyciągniętą ręką, aby dodać jej otuchy. — Spokojnie, podaj mi rękę.

— Odejdź ode mnie! — krzyknęła i odsunęła się od okularnika z szybko bijącym sercem. — Nie wiem, kim jesteście i nie chcę mieć z wami nic do czynienia. Zabierzcie mnie stąd! — Harry otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, po czym przeniósł wzrok na rozbawionego Toma Riddle'a.

— Tom, nie gadaj, że serio nas nie pamięta! — Gryfon sięgnął po swoją różdżkę, lecz zawahał się, gdy zdał sobie sprawę, że spoczywa ona w rękach bruneta. Myślenie u chłopaka całkowicie się zatrzymało. Tyle wątków naraz to dla niego zbyt wiele. To wszystko zadziało się za szybko.

— Nie panikuj, Potter. Accio! — Riddle wypowiedział zaklęcie, dzięki któremu jego własna różdżka znalazła się w jego drugiej ręce. Natomiast tą Harry'ego oddał lekkim rzutem w stronę właściciela. — Idziemy stąd. Chelsea, do nogi!

— Ona nie jest psem, Tom!

— Kim jest Chelsea? — na pytanie dziewczyny obaj panowie spojrzeli na nią zdziwieni, lecz po chwili Harry obdarzył Ślizgona nienawistnym spojrzeniem.

— Hm, chyba troszkę przesadziłem — odezwał się w końcu Riddle, po czym beztrosko zaczął odchodzić jakby nic się nie stało. Harry stał tam osłupiały, ale jeszcze bardziej osłupiała była Krukonka. Jakby tego było mało, Potter nie wiedział, jak brzmi zaklęcie, które sprawi, że Winter znów odzyska pamięć. Chociaż jej część.

—Troszkę?! Tom! Ona nawet nie wie, kim jest! — Harry dogonił Toma, z którym szedł łeb w łeb. Podczas gdy Gryfon stał na środku Komnaty jak słup soli, Dziedzic Slytherina zdążył już rozkazać Bazyliszkowi, aby odszedł.

— No i dobrze. Może w końcu przestanie ci zawracać sobą głowę – odparł, po czym ruchem różdżką wyczarował niewidzialne nosze, do których przywiązał niewidzialnymi linami szarpiącą się i spanikowaną dziewczynę. Harry spojrzał na Ślizgona zdziwiony. Przecież ten cały Riddle jest psychiczny! Już za czasów szkolnych miał coś z łbem nie tak!

— O kurcze, wielkie dzięki za troskę, bo Chelsea rzeczywiście była bardzo irytująca. Jak to dobrze, że mam kogoś, kto się mną opiekuje — mruknął ironicznie Wybraniec, na co Tom tylko prychnął cicho pod nosem. — Gdy będziemy już na górze, masz zmodyfikować jej pamięć ponownie. Ma wiedzieć, kim jest, ale nie pamiętać nic związanego z tym miejscem.

— "Ma wiedzieć, kim jest, ale nie pamiętać nic związanego z tym miejscem" — przedrzeźniał Harry'ego Tom, udając głos Gryfona i wymachując teatralnie rękoma. — Weź spadaj.

Potter zaczynał tracić cierpliwość. Kiedy już naprawdę był na skraju wytrzymania jego zachowania, wyprzedził go i stanął z nim twarzą w twarz, zmuszając tym samym Riddle'a do zatrzymania się. Tom patrzył na zielonookiego z kamienną twarzą. Nie bał się zupełnie niczego. Dobrze wiedział, że jest silniejszy od tego chudzielca fizycznie, jak i magicznie.

— Mam tego dość, chłopie. Mówię Ci po raz drugi i kolejny raz nie będę się powtarzał. Masz zwrócić pamięć dziewczyny. Zrozumiałeś? — Ślizgon uniósł lekko brew w górę, po czym wyminął Harry'ego i przyspieszył kroku, gdy wyjście z Komnaty Tajemnic było już coraz bliżej. — Odpowiedz mi! Przestań mnie ignorować!

— Pan Riddle to przemyśli — odparł tamten i ruchem różdżką sprawił, że niewidzialne nosze, na których leżała Chelsea, nabrały prędkości i zaraz znajdowały się u boku Ślizgona. — Idziesz czy chcesz towarzyszyć Bazyliszkowi? — Harry nie odpowiedział, tylko podbiegł do Toma, który stał już przy sporej wielkości rurze. Przed wyjściem z Komnaty.

Chłopcy, wraz z przywiązaną Krukonką, zaczęli wychodzić. Riddle zrobił to szybko i zwinnie, ale Harry ociągał się jak mucha w smole przez ciągłe przewracanie się na wilgotnej od ścieków rurze. Tom westchnął zniecierpliwiony i zaczął stukać sobie rytmicznie podeszwą o kafelki.

— No ruszaj się, Potter. I patrz pod nogi, bo przy końcu rury wystaje... — i nie dokończył, gdyż jego słowa zostały zagłuszone głośnym hukiem. Harry upadł na kafelki, lecz usłyszał coś jeszcze. Coś metalowego i złotego wyleciało mu z kieszeni szaty. Niewielka klepsydra na złotym łańcuszku. — Dobra, nieważne. I tak wiedziałem, że zaliczysz glebę.

Lecz Potter zdawał się go w ogóle nie słuchać. Wpatrywał się w Zmieniacz Czasu, którego użył w gabinecie Dumbledore'a. Zastanawiał się, skąd się wziął w jego kieszeni. Włożył go tam nieświadomie, kiedy już się przeniósł? A może go zgubił, lecz magicznie do niego wrócił? W końcu wszystkie przedmioty Albusa są dziwne i nieobliczalne. Tom po chwili również zrozumiał, w co tak intensywnie wpatruje się Gryfon. Zbliżył się do przewróconego chłopaka, ale tamten szybko złapał Zmieniacz Czasu i wstał do pozycji siedzącej.

— To Zmieniacz Czasu — Tom westchnął zdumiony. Harry natomiast zdążył już wstać na równe nogi. Po chwili odwrócił na chwilę głowę w stronę wejścia do Komnaty Tajemnic, w mowie węży kazał jej się zamknąć i znów spojrzał na Ślizgona. Riddle złapał Krukonkę za przegub, gdy kątem oka zauważył, że niewidzialne nosze samowolnie suną w stronę drzwi od damskiej łazienki.

— To nim się przeniosłem... — Gryfon zdał sobie sprawę, że ma szansę wrócić do teraźniejszości. Ale zaraz... Zmieniacz Czasu Hermiony pozwalał się tylko cofać w czasie i w dodatku jedynie o pięć godzin. Czy tak samo działa ten, który trzyma w ręce? A co jeśli cofnie się jeszcze więcej lat, aż do czasów ciężarnej matki Toma? Zupełnie o tym nie pomyślał, kiedy go użył!

— Pokaż mi go — Tom zaczął podchodzić jeszcze bliżej do Pottera, lecz tym razem z wyciągniętą ręką do przodu. Natomiast okularnik ciągle się cofał. — Chcę go zobaczyć.

— Nie dam ci go — oznajmił stanowczo chłopak, przyciskając Zmieniacz do swojej piersi, jakby to miało powstrzymać Ślizgona od zrobienia czegoś głupiego. I rzeczywiście tak się stało. Tom niespodziewanie rzucił się na Harry'ego, puszczając jednocześnie rękę Krukonki. Wybraniec upadł boleśnie na posadzkę, a dłoń, w której trzymał artefakt, zacisnął jeszcze mocniej w pięść, aż wbijał sobie paznokcie w skórę do krwi. — Złaź ze mnie! — Tom przygniótł Gryfona, przez co tamten wydobył z siebie krótki krzyk, gdy kolano Riddle'a wbiło mu się tam, gdzie nie powinno. — Tom, bierz to kolano, do jasnej! — lecz Ślizgon go nie słuchał. Był zbyt skupiony na otwarciu dłoni okularnika, w której spoczywał Zmieniacz Czasu. I prawie mu się to udało, ale Harry w końcu wolną ręką złapał za gęste czarne włosy Riddle'a i szarpnął nimi w bok. To dało mu chwilę na uwolnienie się spod ciała tego drugiego. Potter szybko wstał na równe nogi i już miał biec w stronę wyjścia z łazienki, gdy nagle znów wylądował na podłodze. Tom złapał go za nogę i pociągnął do siebie, stąd ten przeklęty upadek.

— Oddaj mi Zmieniacz Czasu, Harry! — krzyknął donośnym basem i znów zaczęli się szarpać na kafelkach. Gryfon próbował wyciągnąć z szaty różdżkę, ale gdy już wsunął dłoń do kieszeni, została ona przygnieciona łokciem Ślizgona. Kości okularnika strzeliły głośno, ale na szczęście nie miał złamanych palców.

— Odejdź! — w końcu gdy Potter zdał sobie sprawę, że nie wygra tej bójki, zdecydował się na ryzykowny krok. Palcami u dłoni, w której trzymał artefakt, przekręcił klepsydrę jak najwięcej razy, lecz w odwrotną stronę. Miał tym samym nadzieje, że  powstanie odwrotny efekt od cofnięcia się w czasie.

Chłopcy nagle widzieli rozmazane smugi wokół siebie. Widzieli również trójkę osób chodzących po łazience. To byli oni sami przed wejściem do Komnaty. Oni i Chelsea. Przestali się szarpać, gdyż Tom był zbyt zdziwiony tym, co się dzieje, natomiast Harry modlił się w duchu, aby obaj nie wylądowali do czasów Toma Riddle'a Seniora lub co gorsza: do czasów samego Salazara Slytherina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro