Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 -Sora - Co świadczy o Przyjaźni...


Sytuacja ma miejsce krótko przed wydarzeniami z poprzedniego rozdziału i potem trwa równolegle

Stałam i patrzyłam na niego niemrawym wzrokiem z resztą podobnie jak Takumi

- Jak to? – byłam w stanie z siebie wydusić tylko te dwa marne słowa

- Według sekcji Kakuzu nie żył już w dniu zamachu na Kakashiego... to jeden z powodów, który oczyszcza go z wszelkich zarzutów i udowadnia, że stał do końca po naszej stronie – odparł Hidan widocznie rozemocjonowany...

Chwilę analizowałam to wszystko nim dotarło do mnie pytanie Takumiego

- A jakie są inne powody? – zapytał konkretnie, na co podniosłam wzrok na Hidana

- Nie wiem czy Sora... - nie dałam mu dokończyć

- Zniosę wszystko... mów – rozkazałam przygotowując się na kolejne szokowe wiadomości

- Wolę ci pokazać – powiedział odsuwając się od drzwi i lekko gwiżdżąc dając znak.

To co ujrzałam, a właściwie kogo całkowicie zbiło mnie z tropu...

- Rin??? – wydukałam zaskoczona widząc brązowowłosą całą i zdrową w moim mieszkaniu

..........................................................

Przez pierwsze 20 minut nie mogłyśmy opanować łez szczęścia i licznych uścisków... Byłam przekonana, że nie żyje, mimo że wiele osób twierdziło, że zdradziła... nic bardziej mylnego. Gdy trochę się uspokoiłyśmy, a Takumi przyrządził nam herbaty, Rin opowiedziała, że została uprowadzona tamtego wieczoru, przez Orochimaru... Trzymał ją cały czas w swoich podziemiach i torturował chcąc wyciągnąć informacje o firmie Kakashiego. Faktycznie na jej ciele znajdowały się liczne blizny, które potwierdzały jej tezę... nawet twarz miała posiniaczoną w niektórych miejscach

- Jak udało ci się uciec? – spytał Takumi, który słuchając jej przejmującej historii jednocześnie ustalał coś z Hidanem

- Po tych wielu miesiącach udało mi się przekupić sprzątaczkę, która przychodziła raz w tygodniu. To ona pomogła mi uciec widząc co robi mi ten zwyrodnialec... Gdy tylko znalazłam się przed ich siedzibą czym prędzej pobiegłam do kryjówki Akatsuki... tam dowiedziałam się reszty - powiedziała drżącym głosem, a ja automatycznie złapałam ją za rękę... łzy współczucia dla drogiej przyjaciółki ciągle skrzyliły się w moich oczach

- Przepraszam... - wydukałam po chwili

- Za co głuptasie? – często tak mnie nazywała z racji tego, że w zasadzie w każdej dziedzinie miała ode mnie więcej wiedzy i doświadczenia

- Że w żaden sposób ci nie pomogłam... nie szukałam... myślałam, że...

- Że nie żyję, wiem – dokończyła, ścierając łzy z mojego policzka – nie obwiniaj się Sora... sama myślałabym tak samo

Nasze spojrzenie pełne radości i smutku przerwał Takumi

- Macie zakaz wpuszczania kogokolwiek do mieszkania. Najlepiej to zabarykadujcie drzwi i okna i czekajcie póki nie wrócimy

- Zraz zaraz! Jakie „póki nie wrócimy" – zadrżałam patrząc na niego i na Hidana, który mi wyjaśnił sprawę

- Skoro Rin uciekła, Orochimaru na pewno wie, że nam o wszystkim powiedziała. Chcemy go zaskoczyć i zaatakować jako pierwsi. Zapłaci za śmierć Kakashiego i Sasoriego – wysyczał – całe Akatsuki już się szykuje, chciałem przywieźć tylko Rin w bezpieczne miejsce

- Akatsuki rozumiem, ale po cholerę w porachunkach mafii potrzebny bankier!? – zapytałam ironicznie, ale tak naprawdę świadczyło to o moim strachu, że go stracę

- Zawsze we mnie wierzyłaś, co Sora? – zapytał z kpiącym uśmiechem, po czym objął mnie i się odezwał

- Nie jestem zwykłym bankierem Sora – powiedział całkiem poważnie – moja znajomość z Saiem też nie jest przypadkowa...

- O czym ty mówisz – nie rozumiałam tego wstępu

- Jestem detektywem... pracuje w dziale oszustw czekowych, ale mam przeszkolenie w walce więc sobie poradzę – odparł jednym tchem, a widząc mój szok dodał

- Właśnie takiej reakcji oczekiwałem! A teraz bądź grzeczna i nie wpuszczaj obcych do domu

- Dlaczego nic...- zaczęłam

- Czekałem na odpowiednią chwilę... Porozmawiamy jak wrócę – już miał się odwrócić by iść za Hidanem, ale złapałam go za rękę

- Wróć żywy... proszę

- Obiecuję – odparł całując mnie namiętnie, po czym wyszedł, a my zostałyśmy same

- Wow... zrobiło się gorąco – powiedziała Rin, gdy ja dalej przetwarzałam dane i patrzyłam się w drzwi

- Myślałam, że jesteś w ciąży z Kakashim...- dodała nieśmiało

- Bo jestem...

- A więc zaczęłaś nowy rozdział... bardzo się cieszę, Sora... - uśmiechnęła się szczerze

- To bardziej skomplikowane... Chcę iść dalej, ale jednocześnie tęsknie za Kakashim... kocham ich obu

- Wiem coś na ten temat... - powiedziała dość tajemniczo, ale nim zdążyłam pociągnąć ją za język dodała:

- Chodźmy zabezpieczyć okna... po tym będziemy miały czas by porozmawiać...

Bardzo szybko uwinęłyśmy się z pracą. Mimo że Rin miała wiele ran emocjonalnych po przetrzymywaniu, starała się zachowywać pogodnie wypytując mnie o moje życie przez ten czas, o dziecko i relacje z Takumim...

Rozmawiałyśmy już z dobre 20 minut, gdy zrobiła nam herbaty i przyniosła ciastka, które mieliśmy w kuchni

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że się trochę rozgościłam – powiedziała

-Oczywiście, że nie – odparłam, po czym zapytałam

- Myślisz, że już dotarli na miejsce?

- Zapewne...

- Tyle czasu szukaliśmy sprawcy, a mieliśmy go pod nosem – powiedziałam ze smutkiem popijając herbatę

- Pewnie większość myślała, że to ja zdradziłam – Rin zaśmiała się upijając łyk herbaty

- Niestety... uważali, że miałaś powód - przyznałam

- Powód?

- Żal za to, że Kakashi zostawił cię dla mnie. Jednak ja cię broniłam. Nawet po tym jak się związaliśmy byłaś mi drogą przyjaciółką – powiedziałam wypijając resztę napoju z filiżanki

- Cóż... to było dawno

- Aż nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu – pogładziłam brzuch, ale jednocześnie poczułam, że lekko zakręciło mi się w głowie

- Faktycznie, ale czas nie uleczył moich ran.. – powiedziała przybierając inny wyraz twarzy

- Hmm? – nie rozumiałam jej słów

- Nigdy nie przestałam kochać Kakashiego... i nigdy nie wyzbyłam się żalu za to, że mi go odebrałaś – spojrzała na mnie spode łba

- O czym ty mówisz Rin!? – teraz wystraszyłam się nie na żarty, zwłaszcza że pole widzenia mi się lekko zamazywało

- O tym, że zemsta najlepiej smakuje na zimno... odebrałaś mi miłość mojego życia, dlatego ja też ci dzisiaj coś odbiorę

Automatycznie wstałam i cofnęłam się parę kroków

- Będę krzyczeć! – ostrzegłam widząc jak wyciąga zza pleców nóż, który wzięła z kuchni zapewne przy parzeniu herbaty

- I tak nikt cię nie usłyszy... poza tym za moment stracisz kontrolę nad swoim ciałem... nie czujesz już działania mojego specyfiku?

Jej jadowity ton mnie paraliżował... albo to cholerstwo które dosypała mi do herbaty

-Dlaczego...? – zapytałam beznadziejnie, jednak za wszelką cenę chciałam grać na zwłokę, szukając czegoś czym mogłabym jej przyłożyć

- Jeszcze pytasz?? TY ŻMIJO! – krzyknęła – to ja cię przygarnęłam gdy błąkałaś się niczym bezpański pies! To ja cię wprowadziłam do tego świata i zaoferowałam przyjaźń... a ty jak się odwdzięczyłaś? Odebrałaś mi go... rozkochałaś w sobie i na dodatek tego nosiłaś jego dziecko!

- Dalej je noszę – odparłam już odważniej widząc kij golfowy Takumiego za biurkiem.

- Już nie długo... wytnę tego bachora z ciebie pozbywając się żmijowatego potomstwa! – miała obłęd w oczach

- Rin, nie zabiłabyś przecież niewinnego dziecka! – byłam w szoku z jej słów

- Skoro potrafiłam zabić ukochanego, to jego dziecko z innej kobiety tym bardziej – po tych słowach rzuciła się w moją stronę, jednak na szczęście dalej miałam szybki refleks. Złapałam za kij i z całej siły zdzieliłam ją po głowie, tak że zatoczyła się na podłogę. Czym prędzej pobiegłam do gabinetu, gdzie było znacznie więcej przestrzeni i z tego co pamiętam zostawiłam telefon.

W przeszłości walczyłabym z nią bez skrupułów, ale przez te kilka miesięcy znacznie zmiękłam... musiałam myśleć przede wszystkim o dziecku, a poza tym coraz bardziej czułam oddziaływanie tego co mi dosypała. Szukając w amoku telefonu nawet nie zauważyłam jak weszła i stanęła w drzwiach. Miała rozcięcie na czole jednak, dalej mogła się poruszać.

- Tego szukasz? – zapytała kpiąco – nikt ci już nie pomoże głuptasie

Robiła powolne kroki w moim kierunku. Zaczęłam rzucać w nią wszystkim co było pod ręką, ale sprawnie unikała lecących przedmiotów...

- Żałosna jesteś... a teraz powiedz Pa pa Sora! – zamachnęła się, a ja aż zamknęłam ochy starając się ochronić chudymi rękoma brzuch

Wiedziałam, że to mój koniec. Chciałam krzyczeć, ale moje gardło zważyło się do tego stopnia, że ledwo oddychałam. Jednak Zamiast bólu na który się szykowałam, usłyszałam odgłos strzału. Otworzyłam oczy i odsunęłam się za biurko korzystając z okazji, że Rin odwróciła się patrząc na miejsce z którego padł strzał

- Nawet nie drgnij! – męski głos rozbrzmiał się echem po pomieszczeniu

- No proszę... jednak chyba niedostatecznie zabezpieczyłam okna – powiedziała ironicznie Rin dalej będąc w fazie obłędu

- Nie ruszaj się powiedziałem! – rozkazał czerwonowłosy mężczyzna cały pozacinany i z resztkami szkła we włosach. Zapewne zbił szybę by się tu dostać

Po sekundzie zwrócił się do mnie – wszystko w porządku Sora?

- Chhyba tak – powiedziałam wycierając łzy... tak bardzo bałam się o moje maleństwo. Patrzyłam jednak na Gaarę z niedowierzaniem i wdzięcznością. Zastanowiło mnie przy tym, że nie słyszałam jak wchodzi do mieszkania, ale z drugiej strony nie było w tym nic dziwnego. Całkowicie pochłonęła mnie ucieczka przed krwiożerczą morderczynią...

- Nie przeszkodzisz mi! – wrzasnęła Rin rzucając się na biurko za którym stałam.

Strzał.

Gdy udało mi się wziąć głęboki oddech zobaczyłam przed sobą jej trupa. Odsunęłam się w róg pokoju, a Gaara podbiegł do niej, sprawdzić tętno. Raczej nie miała szans przeżyć... strzelił w tył głowy

- Sora... - jego głos wyrwał mnie z amoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mierze do niego z lufy jego broni, którą zostawił na podłodze

- Sora odłóż to – powiedział delikatnie

- Skoro zabiłeś ją pewnie chcesz to samo zrobić ze mną! – nie działałam racjonalnie pod wpływem stresu

- Uspokój się... Nic ci nie zrobię... to ona była wszystkiemu winna... Zanim odszedłem od rodziny zainstalowałem podsłuch w mieszkaniu Kankuro. Przychodziła do niego... byli parą i to oni wszystko zaplanowali... - zaczął opowiadać, a mi zaczęły trząść się kolana słuchając dalszej części historii

- Rin uwiodła mojego brata i przekonała go by mnie wyeliminował by przejąć władzę w rodzinie... obiecała, że będzie go wspierać jeśli jej pomoże zabić Ciebie i Kakashiego... wynajęli płatnych zabójców, tak by nie wiadomo było która mafia za tym stoi... Udało im się jednak połowicznie... dalej żyłaś, ale nie wiedzieli gdzie jesteś... to dlatego mój brat zlecił mi misję szpiegowania Viv... bym zdobył informacje o tobie... zaraz po tym chciał się mnie pozbyć. Jednak i ten plan nie wypalił...

- Więc skoro mówisz prawdę, gdzie jest twój brat!? – zapytałam zrozpaczona

- Nie żyje...to on zabił Viv... nie mogłem mu tego darować, nawet jeśli był moim bratem...- powiedział z bólem – chce ci pomóc... nie jestem twoim wrogiem, a przyjacielem. Gdy przesłuchałem dziś wszystkie nagrania, wszystko zaczęło mi się układać. Dowiedziałem się, że planują dorwać ciebie, a Rin ma udawać ofiarę. Czym prędzej chciałem zawiadomić Akatsuki, ale akcja już trwała.

- Zaraz po tym...- tu słowo ugrzęzło mu w gardle, ale kontynuował – jak pozbyłem się Kankuro, przybiegłem tutaj. Czułem, że Rin tu będzie. Pozbyła się całej twojej obstawy i ochrony... Nie mogłem pozwolić by coś ci zrobiła... Viv za bardzo cię kochała... nie wybaczyłaby mi gdybym i ciebie nie był w stanie uratować...

Jego słowa i fakt, że mnie uratował przed zaszlachtowaniem, przekonały mnie do tego by opuścić broń...

Gdy tylko to zrobiłam objął mnie ramieniem i przytulił. Mój szloch wypełnił pomieszczenie, a jego kojące ciepło mnie uspokajało

- Wysłałem moją siostrę, by przekazała wiadomość Hidanowi i by przerwali akcje. Orochimaru nie był niczemu winny...

- Wysłałeś siostrę? – powtórzyłam głucho za nim

- Tak... można jej zaufać – powiedział

- Nikomu nie można ufać – odparłam czując, że tracę siły

-Sora! Ty krwawisz...! – odezwał się spanikowany po chwili, mając ręce całe umazane krwią

Faktycznie... z tej adrenaliny nawet nie poczułam kiedy mnie zarysowała, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że krwawiąc rana ma miejsce na brzuchu, gdzie trzymałam najcenniejszy pod słońcem skarb.

- Słabo mi – zdążyłam tylko powiedzieć nim zemdlałam z emocji, trucizny i ogromnej utraty krwi.

Gwiazdki kochane!

Jak wam się podobał rozdzialik?

Mam nadzieję tylko, że mnie nie ukatrupicie xD

Kocham!

Wasza/Twoja

Juri 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro