21
Wpatrywałem się w uśmiechniętego mężczyznę z rozdziawioną buzią. Byłem zaskoczony i nie wiedziałem co powiedzieć. Nie spodziewałem się tego.
W końcu Jimin miał wyjść za trzy lata.
Kolejną zastanawiającą rzeczą było to, jakim cudem na siebie trafiliśmy. Jego wyraz twarzy nic nie mówił, a cisza nie dawała odpowiedzi.
- Niespodzianka, maluchu. - Blondyn przysunął się bliżej mnie, obejmując moje drobne ciało ramieniem. - Czekałem.
Delikatnie odsunąłem się, niepewnie unosząc kąciki ust ku górze. Starszy nie wyglądał na zadowolonego tą reakcją i cofnął rękę.
- Coś nie tak?
- Dawno się nie widzieliśmy. - Mruknąłem cicho, zaczynając bawić się materiałem swojej koszulki. Odwracałem wzrok, starając się nie patrzeć w jego oczy. - Zaskoczyłeś mnie bardzo...
Jimin uśmiechnął się ponownie, przeczesując swoje jasne włosy palcami. Wyglądał jeszcze doroślej i schudnął trochę co nie dziwiło mnie z faktu, że był w więzieniu. Ponoć jedzenie jest paskudne.
- Dobrze się sprawowałem i wypuszczono mnie wcześniej. Chciałem zobaczyć cię jak najszybciej, Yoongi. - Mężczyzna położył swoje dłonie na tych moich, delikatnie gładząc je kciukami.
Przymknąłem oczy, starając się nie panikować. Dotyk Parka był przyjemny jak i parzący. Jakaś część mnie chciała go odepchnąć, uciec i naskarżyć mamie. Jednak miałem dzidsiętnaście lat i powinienem zachowywać się chociaż w miarę dojrzale, prawda?
- Dużo się zmieniło przez te dwa lata... - Uchyliłem powieki, prostując się i patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Wszyscy bardzo mi pomogli...
Powoli cofnąłem swoje ręce spod tych starszego, który patrzył na mnie zawiedziony. Czułem się źle, sprawiając mu przykrość, ale moje ciało reagowało samo na to wszystko.
- Co się dzieje? Powiedzieli ci coś na mój temat? - Blondyn wyglądał na zaniepokojonego, przysuwając się po chwili jeszcze bliżej.
- Nie... Ja... - Wziąłem głęboki wdech, chowając dłonie do kieszeni spodni. - Dużo myślałem i rozmawiałem z psychologami...
Nastała długa cisza między nami. Dało się słyszeć w tle dzieci, które biegały niedaleko zadowolone. W końcu wstałem, uświadamiając sobie że zostało mi niewiele czasu do powrotu.
Nie chciałem się spóźnić, tracąc tym samym szansę na ponowne wyjście bez nadzoru.
- Jimin, ja... - Patrzyliśmy sobie ponownie w oczy, nim zebrałem w sobie odwagę. - Nie nachodź mnie, proszę.
Prędko odwróciłem się na pięcie, nie chcąc widzieć nawet jego reakcji. Wiedziałem, że zabrzmiało to boleśnie, jednak nie mogliśmy brnąć w to dalej.
Chciałem zacząć na nowo.
Chciałem odciąć się od wszystkiego, co przypominało mi o przeszłości.
***
Niemalże biegłem w stronę domu. Nie tylko z powodu ograniczonego czasu, ale też przez emocje, których chciałem się wyzbyć wysiłkiem fizycznym. Byłem spóźniony jedynie dwie minuty, ale zdążyłem dostać już dwie wiadomości od mamy. Nim odpisałem, byłem już w mieszkaniu z zadyszką.
Musiałbym przy okazji zacząć ćwiczyć.
Kobieta stanęła w przedpokoju, kładąc ręce na biodrach. Nie była zła, po prostu zmartwiona. Jej wzrok wszystko mówił, można było czytać z niej jak z otwartej książki czasami.
- Mamo, tylko dwie minuty. Jestem cały i zdrów. - Jęknąłem, zdejmując buty.
- Martwiłam się przez te pół godziny, Yoongi. - Kobieta rozłożyła bezradnie ręce, obserwując mnie uważnie.
Bałem się, że prędzej czy później wykończy się przez tą nadopiekuńczość. Starałem się dawać jej jak najmniej powodów do zmartwień, ale czasem sama ich wręcz szukała.
Chcąc uspokoić rodzicielkę, podszedłem do niej i przytuliłem mocno. Od razu odwzajemniono mój uścisk, na co w duchu odetchnąłem i o dziwo - poczułem się lepiej.
Nasze relacje w ciągu dwóch lat znacznie się poprawiły, tak samo jak mój sposób patrzenia na wszystko dookoła.
Zwłaszcza na Jimina.
Kiedy kobieta się uspokoiła, wyswobodziłem się z jej objęć i zrobiłem krok w tył. W oczach nie było już smutku, tylko iskierka zadowolenia i ulgi. Uniosłem delikatnie kąciki ust, kierując się do kuchni. Wyjąłem z lodówki sok, którego trochę upiłem, mimo, że był bardzo zimny i schowałem spowrotem.
- Yoongi. - Noona weszła do kuchni, opierając się o framugę drzwi. Spojrzałem na nią pytająco, kiedy dalej milczała. - Idziemy dziś do kina?
Podrapałem się po policzku, kładąc dłoń na blacie. Biłem się przez dłuższą chwilę z myślami, bo nie miałem ochoty na wychodzenie gdziekolwiek ponownie, ale mogło mi to pomóc w niemyśleniu o wcześniejszej sytuacji.
- Czemu nie. - Uśmiechnąłem się delikatnie, biorąc z koszyka jabłko i podszedłem do siostry. - Twój chłopak też idzie?
Dziewczyna przytaknęła, zgarniając włosy za ucho i odwracając wzrok. Była zawstydzona.
Przejrzałem ją.
Od niedawna miała partnera i bardzo chciała, abyśmy się poznali oraz polubili. Najwidoczniej wspólne wyjście gdzieś uznała za lepsze, niż przyprowadzenie go do domu tak szybko.
Skoro była szczęśliwa, nie mogłem odmówić i nie spróbować.
- O dziewiętnastej.
Skinąłem głową na znak, że przyjąłem i opuściłem pomieszczenie, kierując się do swojej sypialni. Położyłem się na łóżku, powoli jedząc owoc i patrzyłem w martwy punkt przed sobą.
Jimin czekał na mnie w parku, jakby wiedząc, że prędzej czy później się tam pojawię. Nie wiedziałem sam, czy cieszyło mnie to, bądź przerażało.
Moje dawne patrzenie na jasnowłosego sprzed ponad dwóch lat zmieniło się drastycznie i sam już nie mogłem zdecydować się na to, co czuję.
Miałem wrażenie z początku, że przyznał się do winy i zrobił to wszystko, byleby uciec ode mnie. Czułem się zraniony, oraz zostawiony.
Gdyby nie to, może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Odstawiłem w końcu resztkę jabłka na szafkę nocną, obracając się na bok i przytulając do poduszki.
Miałem półtorej godziny do wyjścia i nie czułem się ani trochę okej.
W pewnej chwili usłyszałem ciche pukanie do okna. Z początku miałem wrażenie, że wydaje mi się, jednak stukanie nie ustawało. Podniosłem się do siadu, odsuwając poduszkę i spojrzałem w miejsce, z którego dochodził hałas.
Dostrzegłem Jimina, który najwyraźniej chciał wejść.
Patrzyłem na niego z rozdziawioną buzią, nie wiedząc co powinienem zrobić. Niepewnie przysunąłem się bliżej parapetu, ostrożnie otwierając okno. Mężczyzna od razu wszedł do środka, wzdychając głośno z ulgą.
- Bałem się, że mnie nie wpuścisz... - Park poprawił swoje włosy, siadając na materacu. - Yoongi, chciałem porozmawiać.
Skinąłem delikatnie głową, usadawiając się skrzyżnie w odpowiedniej odległości. Naciągnąłem koc na swoje nogi i schowałem pod nimi dłonie, patrząc wyczekująco na starszego.
- Rozumiem Twoje zachowanie przy spotkaniu. - Jasnowłosy uśmiechnął się smutno. - Ale oboje się zmieniliśmy, wiesz? Możemy zacząć od nowa.
Wstałem z łóżka, przylegając plecami do zimnej ściany. Jasnowłosy wpatrywał się we mnie pytająco, kiedy ja zbierałem się w sobie.
- Proszę, idź stąd. - Szepnąłem, odwracając wzrok. - Wyjdź, zanim zacznę krzyczeć i ktoś cię zobaczy.
Był zszokowany. Patrzył z niedowierzaniem, które zamieniało się w pewnego rodzaju zawód i smutek. Starszy powoli wstał, siadając na parapecie po drugiej stronie okna. Spojrzał na mnie ostatni raz zza ramienia, po chwili znikając już i zostawiając mnie samego.
a/n zbliżamy się do końca? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro