Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Yoongi

Pierwsze dni w szpitalu były najgorsze. Wszyscy pilnowali abym brał leki i jadł trzy posiłki dziennie, musiałem chodzić do szkoły na terenie szpitala oraz rozmawiać ze specjalistami. Z tygodnia na tydzień przyzwyczajałem się do szarej codzienności i znoszenia innych nastolatków dookoła mnie. Nie miałem innego wyboru, a buntowanie się przynosiło tylko straty i działo na dużą niekorzyść w takim miejscu.

Jedni bywali na dłużej, inni krócej. Wszystko zależało od nich samych. Ja znajdowalem się w pierwszej grupie i zdążyłem poznać naprawdę dużo nastolatków.

Któregoś dnia psycholog powiedział mi, że jeśli w końcu dam sobie pomóc i wyjdę z problemów, wrócę do domu. To podbudowało mnie stopniowo do walki. Nie chciałem tkwić tu wieczność, a czas mijał naprawdę wolno dla mnie.

Półtora roku zajęło mi podbudowanie się i dopiero wtedy zostałem wypuszczony. W międzyczasie odwiedzała mnie rodzina, z którą poprawiłem swoje kontakty. Wszystko zdawało się schodzić na dobrą drogę, a moje myśli stopniowo opuszczał Jimin.

Stawał się już tylko fragmentem przeszłości, która zdawała rozpływać się niczym mgła.

W dniu wypisania mnie, pojechałem wraz ze swoją siostrą i mamą na pizzę i lody. Cały czas były zachwycone tym, że zacząłem znowu dużo jeść i odżyłem. Nasze relacje były tak samo dobre jak kiedyś.

Tamto miejsce naprawdę pomogło mi pozbierać myśli i zacząć wszystko na nowo.

Naukę kontynuowałem indywidualnie, tzn. nauczyciele przychodzili do mnie na lekcje. Wszyscy postanowili, że wraz z nowym rokiem szkolnym dołączę do klasy, a nie w trakcie półrocza. To wywołałoby niepotrzebną presję prawdopodobnie.

Skorzystałem również z tego, że stałem się pełnoletni i zmieniłem kolor włosów, rozjaśniając je i farbując na rudo.

W ten sposób zamknąłem rozdział szarej przeszłości, będąc kimś całkowicie innym z możliwością zapanowania nad swoim losem.

***
Moje popołudniowe lekcje się skończyły i mogłem na spokojnie zjeść z mamą obiad. Dzisiejsza pogoda była piękna, słońce świeciło i mogłem chodzić bez bluzy.

Aż chciało się żyć, no naprawdę.

Kiedy już siedziałem przy stole z dwoma kobietami mojego życia, odłożyłem na chwilę sztućce i spojrzałem na jedną z nich. Rodzicielka zrobiła to samo, uśmiechając się do mnie.

- Nie smakuje ci, Yoongi? - Spytała zmartwiona, patrząc na swój talerz i ponownie wracając wzrokiem do mnie.

Pokręciłem jedynie głową, wzdychając cicho i wróciłem do spożywania obiadu. Nie potrafiłem odważyć się na pytanie, bo ilekroć je zadawałem, odpowiedź była taka sama. Mama najwidoczniej to zauważyła, jak i moja siostra, więc przerwały jedzenie wspólnie.

- O co chodzi, kochanie? - Zatroskana kobieta położyła swoją dłoń na tej mojej i pogładziła kciukiem.

- Dzisiaj jest ładna pogoda. - Mruknąłem cicho, grzebiąc widelcem w makaronie i nie patrząc na nikogo.

Ciemnowłosa westchnęła cicho, ściskając delikatnie moją rękę. Niepewnie podniosłem wzrok, przypatrując się jej jak i swojej siostrze.

Obie się martwiły, choć nie rozumiałem już czym.

- Porozmawiamy po obiedzie, dobrze?

Standardowa odpowiedź. Ani razu nie poruszała tego tematu.

Wymamrotałem sam do siebie słowa niezadowolenia i wróciłem do kończenia obiadu. Wstałem od stołu i włożyłem wszystko do zlewu, opuszczając kuchnię. Przeszedłem do swojego pokoju, który był jednym wielkim wysypiskiem podręczników, zeszytów i ubrań. Rzuciłem się na łóżko, wtulając policzek w poduszkę i zacząłem obserwować niebo przez okno.

Tak strasznie chciałem sam wyjść na spacer, a nie chciano mnie puścić. Potrzebowałem swobody oraz świeżego powietrza.

Zrezygnowany przymknąłem oczy, jeszcze bardziej wtulając policzek. Zawsze po napełnieniu żołądka robiłem się śpiący. Przez to w pierwszej chwili nie zareagowałem na pukanie do drzwi i wejście mamy. Dopiero gdy usiadła na moim łóżku i przeczesała palcami rudawe włosy, niechętnie odwróciłem się w jej stronę, otwierając oczy.

- Yoongi...

- Mamo, proszę. - Jęknąłem błagalnie, podnosząc się do siadu. - Wezmę telefon i będę cię o wszystkim informować na bieżąco. Proszę.

Rodzicielka westchnęła głęboko, odwracając głowę. Spojrzała na niebo pozbawione chmur, uśmiechając się delikatnie.

- Pół godziny i wracasz do domu, dobrze?

- Dziękuję! - Uniosłem wysoko kąciki ust, rzucając się na szyję swojej mamy. Ucałowałem jej rumiane policzki i doskoczyłem do szafy, aby założyć coś bardziej wyjściowego.

W tym czasie starsza kobieta opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie samego. Przebrałem się w czarną koszulkę oraz spodnie pod kolor, jednak skarpetki założyłem kolorowe z Han Solo w wersji komiksowej na wysokości kostki. Cały rozpromieniony pobiegłem do przedpokoju i pożegnałem się z kobietami, kiedy kończyłem zawiązywanie granatowych trampek.

- Na pewno masz telefon? - Noona zawołała z salonu, ściszając na chwilę telewizor.

- Tak, mam. Do usłyszenia!

W ciągu chwili już mnie nie było w domu. Uradowany skierowałem się do parku, nie myśląc o jakiś negatywnych głupotach. Rozkoszowałem się ciepłymi promieniami słońca, śpiewem ptaków oraz krzykami zadowolonych dzieci, które biegały po osiedlu i oblewały się wodą.

Taka drobna rzecz sprawiła, że poczułem się chwilowo wolny.

Po kilku minutach byłem już w niewielkim, okolicznym parku. O tej godzinie kręcili się równie nastolatkowie, którzy wracali ze szkoły, bądź dzieci bawiące się na polanie w towarzystwie rodziców.

Wszystko wydawało się jeszcze bardziej zachwycające, gdy miałem świadomość, że nikt mnie nie kontroluje i mogę iść gdzie chcę.

Chociaż na te pół godziny.

Przysiadłem na jednej z ławek, odchylając głowę w tył. Niebo wyglądało naprawdę pięknie, patrząc na nie spomiędzy drzew i wdychając zdrowe powietrze [teoretycznie, bo nawet w parku było zanieczyszczone, ale mniej]. Nawet nie zareagowałem na to, że ktoś dosiadł się do mnie i czułem na sobie spojrzenie. Dopiero ciche odchrząknięcie spowodowało, że otwarłen oczy, przekręcając głowę w prawo.

Moje serce zamarło, a całe ciało przeszedł dziwny dreszcz.

- Jimin?

a/n no ja nie wiem, co za przypadek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro