Świąteczne opowiadanie
*~*~*~*~*~*~*~*
Peggy
Kilka dni przed Wigilią zadzwoniła Amanda i zaprosiła nas na wspólne święta. Miała przyjechać też nasza mama i narzeczony Amandy. Steve bardzo się cieszył wizją poznania mojej siostry.
Niegdy go nie widziałam takiego. Zachowywał się trochę jak dziecko, które nie może się doczekać Gwiazdki. Ja też byłam szczęśliwa, ale nie tak jak on.
Steve
W dzień Wigilii pojechaliśmy na lotnisko, na samolot do Londynu, gdzie mieszka siostra Peggy.
W samolocie była jakby nie obecna. Siedziała ze wzrokiem utkwionym w oknie, pogrążona w myślach.
-Denerwujesz się?
Popatrzyła na mnie.
~Nie.-uniosłem brwi, a ona westchnęła~No dobrze, może trochę. Po prostu nie wiem jak zachowa się moja rodzina.
Moje spojrzenie musiało wyrażać zdezorientowanie, ponieważ zaczęła tłumaczyć.
~Nie widziałam ich od zakończenia wojny. Moja matka jest.. specyficzna w kontaktach z ludźmi. W ogóle bywa trudna.
Peggy
-Na przykład?
Westchnęłam.
~Nigdy nie zgodziła się mówić do mnie Peggy. Zawsze mówiła Margaret, bez żadnych zdrobnień. Z Amandą tak samo. Tylko pełne imiona.
Taki jej..hm.. konik.
-Siostra też mówi do ciebie Margaret?
Nie przepadałam za swoim pełnym imieniem, ale wypowiadane jego głosem brzmiało bardzo ładnie.
~Nie. To taka nasza umowa, mówimy na siebie tak jak chcemy.
Uśmiechnął się.
-Jesteście niezwykłe.
Odwzajemniłam uśmiech.
Steve
Kilka godzin później szliśmy zaśnieżonymi ulicami Londynu.
-Gdzie mieszka twoja siostra?
~Na Dorset Street. To już nie daleko.
Rzeczywiście, kilka minut później doszliśmy do piętrowego, żółtego budynku. Kiedy drzwi się otworzyły stanęła w nich dość wysoka, szczupła blondynka o niebieskich oczach. Weszliśmy do środka a ona natychmiast uściskała swoją siostrę.
-Oh Peggy tak się cieszę, że już jesteście! Strasznie tęskniłam. Poczekaj tylko niech cię mama zobaczy. Ale będzie super.
Peggy spojrzała na nią z uśmiechem.
~Cześć Ami. Też tęskniłam.
Chodź były do siebie podobne jak ogień i woda miały w sobie coś co sprawiało, że od razu było widać, że są siostrami. Staliśmy w krótkim korytarzu o beżowych ścianach, na podłodze leżał czerwony dywan w jakieś żółte wzorki. Z pomieszczenia po lewej dobiegło nas wołanie.
-Amando czy ktoś przyszedł?
Ten głos niewątpliwie należał do ich matki.
-Tak mamo. Ucieszysz się jak zobaczysz kto tu jest.
Peggy zbladła i spojrzała na siostrę przestraszona.
~Nie powiedziałaś jej?!
Amanda uśmiechnęła się szeroko.
-Niespodzianka.
Z pokoju wyszła niska kobieta o siwych włosach i niebieskich oczach. Patrząc na rysy jej twarzy nie dało się zaprzeczyć, że jest matką Peggy. Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała na nią, a jej źrenice się rozszerzyły.
Peggy
Mama wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem.
-Margaret?
Podeszłam do niej i uśmiechnęłam się lekko.
~Cześć mamo..
I wtedy właśnie moja matka zrobiła coś czego zupełnie się po niej nie spodziewałam, podeszła i mnnie przytuliła.
-Wróciłaś do nas.
~Tak mamo.
Spojrzała na mnie z niezrozumieniem w oczach.
-Ale dlaczego teraz?
Uśmiechnęłam się i popatrzyłam na Ami.
~Amanda nas ściągnęła.
Mama objęła nas ramionami.
-Moje duże dziewczynki. Jesteście już takie samodzielne.
Popatrzyłyśmy po sobie. Najwyraźniej udzielił jej się świąteczny nastrój. I wtedy spojrzała ponad moim ramieniem.
-Margaret wyjaśnisz mi kto to jest?
Steve
~Mamo to jest Steve.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła do przodu.
~I my.. jesteśmy parą.
Patrzyła na matkę z lekkim przestrachem w oczekiwaniu na jej reakcję. Po chwili kamienne oblicze kobiety rozjaśnił uśmiech.
-No cóż skoro jesteście szczęśliwi, to nie mam nic do gadania. Amando- przeniosła wzrok na młodszą siostrę- przedstaw siostrze swojego narzeczonego.
-Tak mamo.
Pobiegła schodami na górę i po chwili ukazała się z powrotem trzymając za rękę wysokiego bruneta o niebieskich oczach.
Peggy
Nie było aż tak źle. Nie nakrzyczała na mnie, że po tylu latach zjawam się w domu bez uprzedzenia jej i w dodatku nie jestem sama. Może fakt, że Ami też kogoś ma jakoś ją uspokoił?
Moja siostra spojrzała na nas z powagą.
-No więc to jest David- spojrzała na niego po czym położyła sobie rękę na brzuchu, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. -A to jest Sharon.
Otworzyłam szeroko oczy.
~Ami jesteś w ciąży?!
Roześmiała się i popatrzyła na mnie nieśmiało.
-Niespodzianka.
Spojrzałam na matkę z niedowierzaniem.
~Ty wiedziałaś?
-Powiedziała mi dziś rano.
Przytuliłam Ami i uścisnęłam rękę Davida.
~Gratuluję.
Amanda promieła radością. W oczach miała łzy. Ja też prawie płakałam.
-Będę mamą Peggy! Czy ty to rozumiesz?
~Nie, nie rozumiem. Czekaj. To znaczy, że będę ciocią.
Steve
Po chwili obie płakały, śmiały się i ściskały. Ich matka zaprowadziła mnie i Davida do salonu.
-Niech zostaną same. Nie widziały się kilka lat.
Zostawiła nas we dwóch i wyszła do kuchni.
Ściany były beżowe, delikatnie wpadły w pomarańczowy. Przy ścianie stała nieudekorowana choinka. Trzyosobowa kanapa i stojący przy kominku fotel miały pastelowy kolor dojrzałych truskawek.
Stałem przy ścianie i oglądałem zdjęcia. Większość przedstawiała Peggy i Amandę w różnym wieku. Na kilku stały z rodzicami. Moją uwagę szczególnie przykuło stare zdjęcie, na którym ubrany w garnitur wysoki mężczyzna o jasnych włosach całował w policzek niską, roześmianą kobietę w sukni ślubnej.
~To nasi rodzice.
Odwróciłem się. Za mną stała Peggy w towarzystwie Amandy. Obie trzymały w rękach kartonowe pudełka.
Peggy
Steve i David spojrzeli na pudełka, które niosłyśmy zdezorientowani. Ami się roześmiała.
-No co? Ubieramy choinkę.
Kiedy już przestałyśmy płakać Ami powiedziała, że czekała na nas z dekorowaniem choinki. Poszłyśmy do schowka na szczotki i znalazłyśmy pudełka z ozdobami. Tradycją rodzinną było, że wszyscy razem ozdabiamy drzewko, nikt z obecnych wtedy w domu się nie uchroni.
Chłopcy spojrzeli po sobie a potem ochoczo pomogli nam rozpakować ozdoby. Zaczęliśmy zawieszać je na drzewku.
-Decorate the Christmas tree.. Amanda zaczęła śpiewać i spojrzała na mnie z oczekiwaniem. Przewróciłam oczami.
~Fala-la-la-la La-la-la-la-la.
Zaśmiała się krótko i śpiewałyśmy dalej razem.
Candy canes for you and me
Falalalala la-la-la-la
We are having merry Christmas
Falala Falala la-la-la
Decorate the Christmas tree
Falala la-la-la-la-la la
Steve
Kiedy śpiewały razem brzmiały przepięknie. Peggy miała rację co do głosu Amandy, ale nie doceniała też swojego. David stał przez chwilę zasłuchany zanim wrócił do zawieszania bombek.
We czworo ubraliśmy choinkę w ciągu zaledwie kilku minut.
Właśnie siedzieliśmy na kanapie i podziwialiśmy swoje dzieło kiedy weszła mama dziewcząt.
-Dzieci pomożecie mi nosić...
Zatrzymała się w pół kroku z półmiskiem w rękach. Jej twarz rozjaśnił uśmiech, a w oczach zalśniły łzy. Odstawiła naczynie i wzięła córki w ramiona.
-Oh dziewczynki.. wy to zawsze umiałyście człowieka rozweselić.
~Nie płacz mamo.
Momentalnie spoważniała.
-Ależ nie zamierzam. A teraz pomóżcie mi z talerzami.
Dziewczyny roześmiały się i poszły za matką.
Peggy
Reszta wieczoru upłynęła w bardzo przyjemnej atmosferze. Zjedliśmy wigilijny obiad jak jedna wielka rodzina. Moja matka prawie zaakceptowała, że jej córki są już dorosłe i całkiem nieźle ułożyły sobie życie. Wszyscy rozmawiali, poznawali się i było bardzo miło.
Po skończonym posiłku chłopcy zaoferowali, że pomogą sprzątać, a ja i Ami możemy iść spać.
Właściwie nie był to zły pomysł, bo po dzisiejszym dniu byłam padnięta. Tyle się wydarzyło.
Weszłyśmy na górę, uściskałyśmy się jeszcze raz i poszłyśmy spać. Zanim zasnęłam pomyślałam jeszcze, że ten wieczór był wspaniały i nadal nie mogę uwierzyć, że moja mała siostrzyczka będzie matką.
Steve
Pomagaliśmy matce dziewczyn zbierać ostatnie naczynia.
~To już prawie koniec, jeśli chcesz możesz już iść Davidzie, Steven mi pomoże. Prawda?
-Tak, oczywiście, że pomogę.
Rzeczywiście nie akceptowała skróconych imion.
Nadzorowała nas z wyraźną wprawą w wydawaniu poleceń.Mimowolnie pomyślałem, że radzenie sobie z mężczyznami Peggy odziedziczyła właśnie po tej drobnej kobiecie. Zaniosłem ostatnie naczynia do kuchni i już miałem iść.
-Steven poczekaj.
Odwróciłem się. Mama Peggy stała kilka kroków ode mnie a jej do tej pory kamienna mina zmieniła się na twarz zatroskanej matki.
-Steve, wiesz o tym, że Peggy to moja najstarsza córka. Ale dorosła tak szybko.
Spojrzała mi prosto w oczy.
-Chcę, żeby była szczęśliwa.
-Ja również.
Zrobiła krok do przodu.
-Dbaj o nią. Tylko o to cię proszę.
-Dobrze. Obiecuję, że będę się nią opiekował.
Uśmiechnęła się krótko i zniknęła w kuchni, a ja poszedłem na górę.
Córki były całym jej światem i chociaż bardzo starała się tego nie okazywać czasem przychodziły takie chwile, w których maska obojętności uchylała się, a zza niej na moment wyglądała zatroskana matka.
Spojrzałem na Peggy. Spała, a kąciki jej ust były lekko uniesione. Objąłem ją ramionami, a ona przytuliła się do mnie.
Coś jest w tych wszystkich powiedzeniach o magii świąt. Nie chodzi tylko o magię, ale o pozytywne uczucia jakimi darzą się ludzie.
*~*~*~*~*~*~*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro