Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

¹ - ɪꜱ ɪᴛ ꜱᴍᴀʀᴛᴇʀ ᴛᴏ ꜰᴏʟʟᴏᴡ yᴏᴜʀ ʜᴇᴀʀᴛ ᴏʀ yᴏᴜʀ ʜᴇᴀᴅ?

↷만약에 나 그때로 다시
돌아간다면 어떨까

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───

Do Kyungsoo przez sześć lat swojej pracy jako policjant miał na swojej głowie wiele niebezpiecznych akcji, które kosztowały go zdrowie, relacje z bliskimi i młodość, którą zaprzepaszczał na ganianie za przestępcami, których (miał takie wrażenie) wręcz przybywało.

Drobni złodzieje, mordercy, handlarze narkotyków czy gwałciciele – to była większość, która przewijała się przez wydział kryminalny w Seulskiej policji gdzie pracował trzydziestolatek.

Jednakże jego największym i najcięższym wyzwaniem był Kim Jongin – szef gangu Silver Snake, zajmującego się handlem bronią, rozbojem oraz narkotykami.

Gonił go od czterech lat, nieprzerwanie depcząc mu po piętach i śledząc każdy jego krok.

Ktoś, kto go nie znał mógłby powiedzieć, że miał na jego punkcie obsesję, co nie było do końca prawdą – Kim był odpowiedzialny za zabójstwo jego partnera, z którym pracował, odkąd tylko zaczął służbę.

Sprawę uznano za przypadkowy napad rabunkowy, jednak on nie był co do tego przekonany – na miejscu zbrodni znalazł złoty guzik od garnituru z wygrawerowanym wężem (logiem jego gangu); który był również znakiem rozpoznawczym butiku, który prowadził bandyta.

Nie spał po nocach, próbując znaleźć jakikolwiek dowód, który pozwoli mu wsadzić go za kratki, jednak za każdym razem, gdy był już blisko, ten miał przygotowane dowody na swoją domniemaną niewinność, w co w ogóle nie wierzył.

Kim Jongin był winny i zdobędzie na to dowody, nawet jakby miał zdobyć je w sposób nielegalny.

Dziś rano dostał cynk, iż Kim umówił się na spotkanie ze swoim stałym przemytnikiem broni – Choi Moojinem w hotelu Rosewood w samym centrum miasta.

To właśnie tam zamierzał przyłapać go na gorącym uczynku i w końcu aresztować.

Czuł to w kościach.

Zdobycie nakazu aresztowania od prokuratury zajęło mu tylko trzydzieści minut, gdzie trzymał za nogę swojego ex, płaczem wymuszając na nim wypisanie nakazu.

Bohyun miał dość jego obsesji na punkcie rudowłosego gangstera i dla świętego spokoju dał mu to po co przyszedł, ostrzegając, że robi to ostatni raz.

To przez niego rozpadł się ich związek, na który tak ciężko pracowali – oddalili się od siebie i swojej miłości, trwającej od czasów liceum, gdzie jako para szesnastolatków na pierwszej randce wybrali się na Bingsu, tuż niedaleko rzeki Han.

Miał nadzieję, że Soo pójdzie po rozum do głowy i przestanie za nim biegać, wracając do niego, gdzie było jego miejsce.

— Już dzisiaj w końcu cię dopadnę, Kim Jongin — Powiedział do siebie z uśmiechem, gdy razem ze swoim zespołem szli po schodach wprost do pokoju, w którym miał znajdować się dwudziestodziewięcioletni mężczyzna.

Cztery lata bólu, porażki, złości i chęci zemsty dzisiaj miały się zakończyć.

O ten dzień modlił się razem z Taeyongiem w buddyjskiej świątyni dwa dni wcześniej,

Nic nie mogło zepsuć mu tego dnia.

Nic oprócz...

W pokoju zastał tylko Moojina i Jaehyuna – psa na posyłki Kima, który po nim sprzątał i zajmował się likwidowaniem konkurencji, gdy jego szef tylko sobie tego zażyczył.

— Szalony pies nie zawiódł oczekiwań i jak zwykle znalazł się na miejscu w niezdarnym dla siebie stylu — Rzucił Jung, uśmiechając się do niego prowokacyjnie, odkładając pistolet trzymany w ręku na szklany stolik, zakładając ręce za głowę. — Jestem pełen podziwu dla koreańskiej policji i jej szybkich działań

— Gdzie jest twój szef, Jung? — Warknął poirytowany, gestem nakazując stojącemu obok Taeyongowi, by ten go zakuł w kajdanki — Wiem, że miał tu być, więc wydaj go mi, póki jestem miły i cierpliwy

— Szefa tutaj nie ma, przykro mi. Dzisiaj sam robiłem interesy — Odpowiedział. — Przykro mi, że znowu nic nie znalazłeś

— Pierdoleni gangsterzy — Splunął na podłogę z obrzydzeniem, kątem oka dostrzegając leżący na ziemi papierek po cukierku, które często je Kim.

Nie musiał zbytnio się zastanawiać się dwa razy, pędem puszczając się w kierunku schodem, starając się jak najszybciej go złapać, zanim znowu mu ucieknie i cała akcja spełznie na niczym.

Cały zdyszany i czerwony, wybiegł po kilku minutach z hotelu, rozglądając się na boki, nim pobiegł w lewo, gdzie zobaczył dobrze mu znany czarny garnitur w białą kratę,

— Mam cię! — Chwycił go mocno za nadgarstek, obracając do siebie, po czym wydusił łapiąc oddech. — Wiedziałeś, że przyjdę, prawda?

— Oh, oficer Do. Miło cię znowu widzieć — Skinął mu głową, patrząc na niego z udawanym zaskoczeniem, które Soo tak dobrze znał. — Mogę wiedzieć, dlaczego szarpiesz mnie na środku chodnika?

Próbował wydostać się z uścisku policjanta, jednak ten tylko jeszcze bardziej ścisnął mu nadgarstek, blokując drogę ucieczki.

— To z twojego rozkazu dostałem przeciek o toczących się rozmowach między tobą a Choi Moojinem, by go zaaresztować, prawda? — Wziął głęboki wdech, zanim przybliżył się do niego, by móc spojrzeć mu z bliska w sam środek jego zimnych i wyrachowanych brązowych oczu. — Wykorzystałeś mnie, bym zaaresztował łotrów, którzy są ci już niepotrzebni, podstawiając Junga dla wiarygodności twojej małej intrygi

W środku aż cały się gotował ze złości.

Po raz kolejny robił za jego służbę, która sprzątała za niego niewygodne śmieci, wychodząc przy tym na głupka, któremu nigdy nie uda się go aresztować.

Musiał się bardzo powstrzymywać by go nie zastrzelić na miejscu, w dużej części za ten jego cwany uśmieszek, który działa mu na nerwy.

Był tak pewny siebie i arogancki – to takie wkurzające.

— Myślałem, że nigdy się już nie domyślisz, oficerze — Puścił mu oko, a gdy Do poluzował uścisk na jego nadgarstku wykorzystał to by się wyswobodzić i zacząć iść w kierunku swojego samochodu, który stał zaparkowany kilka metrów dalej.

— Kim Jongin, jak mogłeś mi to zrobić, ty wstrętny degeneracie — Burknął, idąc przy nim krok w krok, tak by ten mu nie uciekł. — Już prawie cię miałem

— Pamiętaj, dopóki nie znajdziesz na mnie dowodów, na to, że zrobiłem to co sobie wymyśliłeś, to jestem niewinny a moje konto jest czyste

— KIM JONGIN!

Zacisnął dłonie w pięści, oddychając ciężko przez nos.

Mężczyzna miał rację – bez jakichkolwiek dowodów, które obciążałyby go i udowadniały mu winę, nie mógł nic zrobić.

Musiał go puścić i Kim doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

— Traktuj mojego pracownika dobrze, panie Do. Jest on dla mnie niezwykle cenny — Rzucił mu na odchodne, wsiadając do swojego samochodu, zanim jednak ruszył, musiał dodać coś głupiego od siebie. — I prawie bym zapomniał; wyglądasz dziś niezwykle atrakcyjnie, aż zapomniałem o tym jak paskudny i drażniący masz charakter







ਏਓ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro