Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 3 ~

- A ty mas w bzusku dzidzie? - zapytała uśmiechnięta dziewczynka z malutkim kucyczkiem na czubku głowy.

- Tak. Mam dzidzie, wiesz? - odpowiedziałam jej.

- A to będzie chlopcyk cy dziefcynka?

- Jeszcze nie wiem. Ale już nie długo będę wiedziała.

- Fajnie. A mogę dotknąć dzidzi? Plosee - zrobiła w moją stronę maślane oczka.

- Możesz dotknąć dzidzi. Zobacz, jak tutaj paluszkiem tycniesz, to dzidzia cię kopnie w rączkę.

- Tuu? - dotknęła delikatnie paluszkiem mojego brzucha, jakby bała się, że coś uszkodzi.

- Tak i teraz zobacz - ujęłam jej malutką dłoń w swoją i delikatnie położyłam ją na materiale bluzki.

Po chwili moje maleństwo kopnęło idealnie w miejsce, w którym znajdowała się ręką Ashley.

- Ooo, ale fajne - w tym momencie z toalety wyszła Kylie, a zza drzwi gabinetu wychyliła się Liz.

- Chodź Jul - powiedziała z wyraźnym uśmiechem.

- Ash, chodź. Juliet musi już iść - Kylie próbowała zdjąć córkę z moich kolan, ale na marne.

- Chwilunia, tylko pozegnam się z dzidsiusiem - powiedziała od matki. - Papa maluszki - szepnęła do mojego brzucha i złożyła na nim dwa pojedyncze pocałunki, a ja miałam łzy w oczach. To było takie słodkie.

- Dalczego powiedziałaś maluszki? - zapytałam Ashley.

- Bo skoro nie wiedziałaś cy to chlopcyk cy dziefcynka to pewnie będzie i chlopcyk i dziefcynka.

Zza drzwi drugiego gabinetu wychylił się starszy mężczyzna i zaprosił na badanie Kylie. Dziewczyna pożegnała się że mną i ruszyła w jego stronę z córeczką na ręku. W chwili, gdy zniknęła za drewnianą płytą ja weszłam do gabinetu.

- Kładź się od razu. Przepraszam, ale zapomniałam, że za piętnaście minut mam następną pacjentkę, więc musimy zagęszczać ruchy Jul - zaśmiała się. Uwielbiałam to jej specyficzne poczucie humoru.

Od razu skierowałam się na kozetkę i podwinęłam bluzkę do góry. Położyłam się na niebieskiej ceracie, jak co miesiąc. Standardowo Elizabeth nałożyła zimnego żelu na głowicę i rozprowadziła go po moim brzuchu. Przez siedem miesięcy zdążyłam się przyzwyczaić. Blondynka spojrzała na monitor i zmarszczyła czoło.

- Liz, coś nie tak? - zapytałam zdenerwowana.

- Poczekaj chwilkę - położyła mnie z powrotem na twarde podłoże.

- Elizabeth Hemmings, do cholery. Powiedz co się dzieje! - krzyczałam.

Kobieta odwróciła się do mnie twarzą. Zaniepokoiła mnie jedna rzecz. Miała łzy w oczach. Na ten widok ja też poczułam słoną ciecz pod powiekami.

- Juliet, gratuluję. Będziesz miała BLIŹNIAKI - powiedziała, a pojedyncza łza wpłynęła z jej prawego oka i rozmyła idealnie zrobiony makijaż. Ja również nie mogłam pochamować kropli spływających po policzkach. Z jednej strony byłam zachwycona, bo bliźnięta, to same korzyści. Jedna ciąża - dwoje dzieci. A z drugiej strony przeraziłam się. Dwójka dzieci - dwa razy większa odpowiedzialność. Ja nie poradzę sobie z dwójką malutkich dzieciaczków. Będę najgorszą matką na świecie. Gorszą od mojej własnej matki, której nieawidzę.

- O matko! Nie wierzę w to - dotknęłam brzucha i starłam łzę z policzka.

- Chcesz poznać płeć? - zapytała.

- Tak - odpowiedziałam stanowczo.

- Więc - wzięłam głęboki wdech. - Widzę dziewczynkę. Tak, to na sto procent dziewczynka - moje serce oszalało w tym momencie. Tak bardzo się cieszyłam. Moja malutka księżniczka.

- Aaa, tak się cieszę - prawie krzyczałam ze szczęścia. - A drugie?

- Poczekaj, nie widzę - powiedziała blondynka i przyłożyła zimny element do innej części mojego ciążowego brzuszka.

- Jest? - odruchowo też spojrzałam na zamazany ekran komputera.

- Chwilka... Mam - krzyknęła.

-I co? Liz powiedz mi proszę, bo nie wytrzymam - błagałam kobietę.

- To...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro