Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 2 ~


Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Kroki były co raz głośniejsze. Kurdeee. Gdzie by tu się schować?

Kuchnia - odpada. Jak tam wbiegnę, to Elizabeth i Andrew zobaczą mnie.
Pokój... - ale ja głupia jestem. Nie biegam już tak szybko jak przed ciążą.
Moja ostatnia deska ratunku... Łazienka.

Wbiegłam do niej delikatnie uderzając brzuchem o umywalkę, na co cicho syknęłam.

- Juliet, wszystko ok? - aha czyli nie tak cicho jak myślałam. Liz zapytała przez drzwi z troską.

- Tak, jest ok. Tylko się uderzyłam w zlew - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- W brzuch?

- Tak, ale bardzo del - nie dane mi było dokończyć, bo kobieta zaczęła szarpać za klamkę, aż w końcu otworzyła drzwi.
- Jezu, Juliet. Nic Ci nie jest kochanie? Pokaż ten brzuch - powiedziała podwijając mój t-shirt do góry.

- Liz, spokojnie. Naprawdę nic się nie stało. 

- Jul, jesteś w siódmym miesiącu ciąży. Musisz na siebie uważać - powiedziała z pełną powagą.

- Wiem. Przepraszam, że cię przestraszyłam.

- Nic się nie stało. A teraz zbieramy się, bo za dwadzieścia minut masz u mnie wizytę.

O matko. Nawet nie zauważyłam jak ten czas szybko zleciał. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju. Z szuflady białej komody wyciągnęłam szarą teczkę z nadrukiem emotki dziecka i ruszyłam po schodach w dół. W przedpokoju spotkałam gotową blondynkę. 

- Idziemy? - zapytała kobieta.

- Jasne, jestem gotowa - odpowiedziałam i ruszyłyśmy razem do samochodu kobiety.

Droga minęła nam szybko. Nim się obejrzałam byłyśmy na parkingu pod kliniką, w której pracuje Liz.

- Juliet, ja idę się przebrać, a ty poczekaj przed moim gabinetem dobrze?

- Jasne, dzięki.

Blondynka weszła od budynku przez rozsuwane drzwi, a ja skierowałam się bezpośrednio na plastikowe siedzenie przed jej gabinetem. Zajęłam miejsce obok niewysokiej brunetki. Podejrzewam, że była dopiero w pierwszych miesiącach ciąży, bo nie było widać u niej zarysu dzidziusia, ale trzymała rękę na małym wypukleniu na sukience. Uśmiechnęła się do mnie, na co odpowiedziałam tym samym.

- Jestem Kylie - podała mi rękę.

- Juliet - odpowiedziałam dziewczynie.

- Który miesiąc? - zapytała prosto z mostu.

- Siódmy, a u ciebie?

- Aaa, świeża sprawa. Dopiero piąty tydzień - zaśmiała się.

- Gratuluję Kylie.

- Dziękuję Ci bardzo. Pierwszy dzidziuś? - zapytała spoglądając na mój brzuch.

- Tak - odpowiedziałam niepewnie.

- Boisz się? - powiedziała ściskając moją dłoń.

- Tochę. Bałam się samej ciąży. Teraz przeraża mnie tylko poród - uśmiechnęłam się sztucznie. Nie chciałam pokazywać mojego zmartwienia, ale serio bardzo obawiałam się tego, że nie dam rady urodzić  i wychować dziecka w wieku osiemnastu lat.

- Będzie dobrze. Pierwszy raz jest najgorszy. Potem już wiesz czego się spodziewać, ale muszę Ci powiedzieć, że przytulić tą małą, brudną, płaczącą istotkę to najpiękniejsze uczucie na ziemi - powiedziała wlewając we mnie otuchę.

- Dziękuję Ci za te słowa. Czyli to nie pierwsze maleństwo? - zapytałam.

- Nie. To drugie. Pierwsze właśnie tu idzie - powiedziała wpatrzona w jakieś miejsce za mną.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam biegnącą w kierunku brunetki malutką dziewczynkę. Kylie schyliła się i wzięła dziecko na ręce kręcąc się z nim do okoła własnej osi. Dziewczynka wtuliła się w mamę i piszczała z radości. Bardzo chciałam, żeby moje relacje z dzidziusiem były takie same. Żebym była cudowną matką, ale co raz częściej zaczęłam wątpić, że będę potrafiła je wychować.

Z zamyśleń wyrwał mnie głos dziecka:

- Mamusiu, a co to za pani? - zapytała uśmiechnięta dziewczynka.

Podniosłam się z krzesełka i spojrzałam na nią.

- Cześć. Jestem Juiet, a ty? Jak masz na imię?

- Ashley - odpowiedziała nieśmiało.

- Miło mi cię poznać Ashley. Powiesz mi ile masz latek? - zapytałam.

- Tsyyyyy - krzyknęła uradowana.

- To już duża dziewczyna z ciebie.

- Wiem wiem. Tata tes tak mówi. A ty ile mas latek?

- Ashley, nie wolno tak pytać! - skarciła ją matka.

- Pseplasam - spuściła nisko główkę. Na ten widok zrobiło mi się smutno.

- Nic się nie stało kochanie. Nie martw się. Ja mam osiemnaście lat.

- Aaa, to ty jus stala jestes - powiedziała dziewczynka.

-  No może i tak - zaśmiałam się razem z Kylie.

- Ash, a tatuś z tobą nie przyszedł? - kobieta zwróciła się do córki.

- Nie. Pojechal do placy - sepleniła malutka.

- Juliet - Kylie spojrzała na mnie. - Mogłabyś zająć się chwilkę Ashley? Ja muszę iść do toalety.

- Jasne, nie ma problemu - odparłam. - Chodź do mnie ślicznotko - wyciągnęłam ręce do dziewczynki, a ona od razu puściła szyję mamy i złapała się moich barków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro