Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 | It's My Fault

Jesteś tym co czujesz.

Widzę go i wiem, że on też mnie dostrzegł. Wpatruję się w jego ciemnobrązowe tęczówki, przepełnione smutkiem i żalem. Cierpi, czuję to, a ja w żaden sposób nie mogę mu pomóc.

Dlaczego to zrobił?

Dlaczego dał upust drzemiącemu w nim złu? Może Nina miała rację? Może powinnam była trzymać się z daleka. Odpuścić i zapomnieć.
Całe zbiorowisko powoli się rozchodzi, /atrakcja/ sensacja minęła. A on? Stoi tam, nie wiedząc co ze sobą począć, w końcu to nie jest już jego miejsce. Jedno złe posunięcie doprowadziło go do ruiny, sprowadzając falę nieodwracalnych konsekwencji.
- Matteo ja - podchodzę bliżej, jąkając się i zastanawiając nad doborem odpowiednich słów. Po namyśle stwierdzam, że takowe nie istnieją, na pewno nie w tej sytuacji.
- Przepraszam - mówi skruszony, a ja nie rozumiem dlaczego kieruje te słowa w moją stronę. To nie mnie pobił, nie mnie zwyzywał, nie nade mną się znęcał.

Mnie tylko zawiódł.

- Mnie nie masz za co - mówię po chwili - ale Simona tak - dodaję ciszej, bojąc się jak zareaguje.
- Wiem - przyznaje mi racje.
- Dlaczego Matteo? - pytam z żalem i choć wiem, że takie czyny nie zasługują na zrozumienie, ja usilnie staram się go doszukać.
- Czy to ważne - mruczy, unikając mojego spojrzenia.
- Tak - odpowiadam stanowczo zdziwiona własną pewnością.
- Powiedział coś, czego nie powinien był mówić - wymiguje się od konkretów - obraził kogoś, więc ja obraziłem jego - dodaje, a ja milczę, dając mu sygnał, by kontynuował, jednak on tego nie robi. Zacina się, nie chcąc ujawnić całej prawdy.
- Kogo? - dopytuję.
- Ciebie Luna - szepcze, a moje serce rozpada się na milion kawałków. Nie tego oczekiwałam, nie takiej informacji /chciałam/ się spodziewałam. W jednej chwili cała moja samokontrola znika. Pochylam głowę w dół, próbując się nie rozpłakać, co jednak nie idzie mi za dobrze, gdyż nie panując nad sobą, tonę w kałuży własnych łez. Nie bolą mnie te słowa, boli mnie fakt, że przez moją głowę przeszło tak wiele negatywnych myśli pod jego adresem, podczas gdy on zrobił to dla mnie.
- Co powiedział? - pytam przez łzy.
- Nie będę tego nawet powtarzał - mówi - ale nie mogłem bezczynnie słuchać i patrzeć jak niszczy ci najbliższe trzy lata - dodaje, a ja bez zastanowienia rzucam mu się na szyję, mocno zaciskając pięści i mimowolnie rozpływając pod wpływem jego gorącego, przenikliwego dotyku.
- Dziękuję - chlipię ledwo słyszalnie wprost do jego ucha. On w odpowiedzi jedynie bardziej zaciska już i tak szczelny uścisk w jakim się znajdujemy.
- To wszystko przeze mnie, to moja wina - szlocham, odsuwając w końcu i ani na na chwilę nie przestając płakać.
- To jego wina - odpowiada spokojnie, starając się mnie pocieszyć.

Jestem cholerną egoistką.

To on właśnie został zawieszony, to jemu grozi sprawa w sądzie i to ja powinnam go wspierać, a nie on mnie. Dlaczego jestem taka miękka? Gdzie podziała się moja żelazna kurtyna?
- Co teraz? - pytam zrozpaczona, a wyrzuty sumienia targają moim już i tak wielokrotnie sklejanym do kupy sercem.
- Teraz wrócisz do domu, uspokoisz się i jak ochłoniesz, to porozmawiamy - tłumaczy, jakby nic się nie stało - numer już masz - uśmiecha się lekko, co przychodzi mu z trudem.
- Dobrze, ale co z tobą? - martwię się.
- Ja muszę załatwić parę spraw - zaczyna, a mina momentalnie mu rzednie - no wiesz, z zawieszeniem - kończy, przypominając mi o tragicznych konsekwencjach.
- Gdybym tylko wiedziała... - próbuję coś dodać, jednak Balsano przerywa mi:
- Daj spokój, sam jestem sobie winien.
Czasami mam wrażenie, że ten chłopak czyta mi w myślach.
- Idź już - mówi, widząc zbliżającego się wicedyrektora w naszą stronę - i nie martw się - dodaje pokrzepiająco.
- Dobrze - mówię i nie oglądając się, wychodzę z budynku. Mam gdzieś lekcje i nieobecności. Muszę jak najszybciej dostać się do domu, rzucić na łóżko, wziąć i zapomnieć.

Co ja mu zrobiłam? Czym zasłużyłam na takie wyzwiska? Odrzucając jego zaloty, nie spodziewałam się takiego odwetu. Nie sądziłam, że jest do tego zdolny.

Leżę już od dobrych paru godzin, wpatrując się z otępieniem w otaczający mnie bałagan. Kolejny raz słyszę wibracje telefonu. Od niechcenia zerkam na ekran i odrzucam któreś z kolei połączenie od zatroskanej przyjaciółki.

Nie może wiedzieć, że znowu to zrobiłam.

Że wróciłam do dawnego nałogu. Że jak skończona kretynka znowu się naćpałam, chcąc choć na chwilę oderwać i zatracić w ekstazie jaką dawał mi narkotyk. Że po raz kolejny złamałam dane jej wcześniej słowo.
Miałam do niego zadzwonić, nie zrobiłam tego. Nie byłam w stanie, nie po tym wszystkim. Boję się ponownie spojrzeć mu w oczy, bo nie wiem co w nich zobaczę. Złość? Nienawiść? A może tęsknotę? Nie, to ostatnie z pewnością dotyczy mnie. Od tej pory każdy dzień, każda chwila spędzona w murach szkolnych będzie dla mnie udręką. Będę żyła ze świadomością, że nie ma go tu przeze mnie.

Bo to wszystko moja wina.

Witam wszystkich!
Chyba spodziewaliście się takiego obrotu spraw, a przynajmniej tak wynikało z komentarzy.
Matteo zawieszony, ale nie martwcie się, Luna dramatyzuje pod wpływem chwili.
Co sądzicie o jego postawie? Prawidłowa, a może nieco przesadzona?
Czekam na wasze opinie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro