9 | It's My Fault
Jesteś tym co czujesz.
Widzę go i wiem, że on też mnie dostrzegł. Wpatruję się w jego ciemnobrązowe tęczówki, przepełnione smutkiem i żalem. Cierpi, czuję to, a ja w żaden sposób nie mogę mu pomóc.
Dlaczego to zrobił?
Dlaczego dał upust drzemiącemu w nim złu? Może Nina miała rację? Może powinnam była trzymać się z daleka. Odpuścić i zapomnieć.
Całe zbiorowisko powoli się rozchodzi, /atrakcja/ sensacja minęła. A on? Stoi tam, nie wiedząc co ze sobą począć, w końcu to nie jest już jego miejsce. Jedno złe posunięcie doprowadziło go do ruiny, sprowadzając falę nieodwracalnych konsekwencji.
- Matteo ja - podchodzę bliżej, jąkając się i zastanawiając nad doborem odpowiednich słów. Po namyśle stwierdzam, że takowe nie istnieją, na pewno nie w tej sytuacji.
- Przepraszam - mówi skruszony, a ja nie rozumiem dlaczego kieruje te słowa w moją stronę. To nie mnie pobił, nie mnie zwyzywał, nie nade mną się znęcał.
Mnie tylko zawiódł.
- Mnie nie masz za co - mówię po chwili - ale Simona tak - dodaję ciszej, bojąc się jak zareaguje.
- Wiem - przyznaje mi racje.
- Dlaczego Matteo? - pytam z żalem i choć wiem, że takie czyny nie zasługują na zrozumienie, ja usilnie staram się go doszukać.
- Czy to ważne - mruczy, unikając mojego spojrzenia.
- Tak - odpowiadam stanowczo zdziwiona własną pewnością.
- Powiedział coś, czego nie powinien był mówić - wymiguje się od konkretów - obraził kogoś, więc ja obraziłem jego - dodaje, a ja milczę, dając mu sygnał, by kontynuował, jednak on tego nie robi. Zacina się, nie chcąc ujawnić całej prawdy.
- Kogo? - dopytuję.
- Ciebie Luna - szepcze, a moje serce rozpada się na milion kawałków. Nie tego oczekiwałam, nie takiej informacji /chciałam/ się spodziewałam. W jednej chwili cała moja samokontrola znika. Pochylam głowę w dół, próbując się nie rozpłakać, co jednak nie idzie mi za dobrze, gdyż nie panując nad sobą, tonę w kałuży własnych łez. Nie bolą mnie te słowa, boli mnie fakt, że przez moją głowę przeszło tak wiele negatywnych myśli pod jego adresem, podczas gdy on zrobił to dla mnie.
- Co powiedział? - pytam przez łzy.
- Nie będę tego nawet powtarzał - mówi - ale nie mogłem bezczynnie słuchać i patrzeć jak niszczy ci najbliższe trzy lata - dodaje, a ja bez zastanowienia rzucam mu się na szyję, mocno zaciskając pięści i mimowolnie rozpływając pod wpływem jego gorącego, przenikliwego dotyku.
- Dziękuję - chlipię ledwo słyszalnie wprost do jego ucha. On w odpowiedzi jedynie bardziej zaciska już i tak szczelny uścisk w jakim się znajdujemy.
- To wszystko przeze mnie, to moja wina - szlocham, odsuwając w końcu i ani na na chwilę nie przestając płakać.
- To jego wina - odpowiada spokojnie, starając się mnie pocieszyć.
Jestem cholerną egoistką.
To on właśnie został zawieszony, to jemu grozi sprawa w sądzie i to ja powinnam go wspierać, a nie on mnie. Dlaczego jestem taka miękka? Gdzie podziała się moja żelazna kurtyna?
- Co teraz? - pytam zrozpaczona, a wyrzuty sumienia targają moim już i tak wielokrotnie sklejanym do kupy sercem.
- Teraz wrócisz do domu, uspokoisz się i jak ochłoniesz, to porozmawiamy - tłumaczy, jakby nic się nie stało - numer już masz - uśmiecha się lekko, co przychodzi mu z trudem.
- Dobrze, ale co z tobą? - martwię się.
- Ja muszę załatwić parę spraw - zaczyna, a mina momentalnie mu rzednie - no wiesz, z zawieszeniem - kończy, przypominając mi o tragicznych konsekwencjach.
- Gdybym tylko wiedziała... - próbuję coś dodać, jednak Balsano przerywa mi:
- Daj spokój, sam jestem sobie winien.
Czasami mam wrażenie, że ten chłopak czyta mi w myślach.
- Idź już - mówi, widząc zbliżającego się wicedyrektora w naszą stronę - i nie martw się - dodaje pokrzepiająco.
- Dobrze - mówię i nie oglądając się, wychodzę z budynku. Mam gdzieś lekcje i nieobecności. Muszę jak najszybciej dostać się do domu, rzucić na łóżko, wziąć i zapomnieć.
Co ja mu zrobiłam? Czym zasłużyłam na takie wyzwiska? Odrzucając jego zaloty, nie spodziewałam się takiego odwetu. Nie sądziłam, że jest do tego zdolny.
Leżę już od dobrych paru godzin, wpatrując się z otępieniem w otaczający mnie bałagan. Kolejny raz słyszę wibracje telefonu. Od niechcenia zerkam na ekran i odrzucam któreś z kolei połączenie od zatroskanej przyjaciółki.
Nie może wiedzieć, że znowu to zrobiłam.
Że wróciłam do dawnego nałogu. Że jak skończona kretynka znowu się naćpałam, chcąc choć na chwilę oderwać i zatracić w ekstazie jaką dawał mi narkotyk. Że po raz kolejny złamałam dane jej wcześniej słowo.
Miałam do niego zadzwonić, nie zrobiłam tego. Nie byłam w stanie, nie po tym wszystkim. Boję się ponownie spojrzeć mu w oczy, bo nie wiem co w nich zobaczę. Złość? Nienawiść? A może tęsknotę? Nie, to ostatnie z pewnością dotyczy mnie. Od tej pory każdy dzień, każda chwila spędzona w murach szkolnych będzie dla mnie udręką. Będę żyła ze świadomością, że nie ma go tu przeze mnie.
Bo to wszystko moja wina.
Witam wszystkich!
Chyba spodziewaliście się takiego obrotu spraw, a przynajmniej tak wynikało z komentarzy.
Matteo zawieszony, ale nie martwcie się, Luna dramatyzuje pod wpływem chwili.
Co sądzicie o jego postawie? Prawidłowa, a może nieco przesadzona?
Czekam na wasze opinie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro