8 | Fight
Przyjaciół poznaje się w biedzie.
- Możemy porozmawiać? - na sam jego głos robi mi się niedobrze. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem mu winna wyjaśnienia, a przynajmniej rozmowę, ale czy koniecznie w tym momencie?
- Nie mam czasu, wybacz - zbywam go, chcąc uniknąć konfrontacji.
- Zaczekaj - łapie mnie za rękę, gdy ja usilnie próbuję go wyminąć - dlaczego tak nagle wyszłaś? - pyta. Czy on naprawdę jest aż tak nierozumny, czy tylko udaje?
- Ty tak na serio? - nie dowierzam w jego głupotę i wolę się upewnić.
- Tak - odpowiada szczerze zagubiony i zmieszany.
- Idiota - mruczę pod nosem, niestety na tyle na głośno, by mój rozmówca to dosłyszał.
- O co ci chodzi? - nie daje za wygraną.
- O co mi chodzi?! Zabrałeś mnie do kina na najgorszy film jaki w życiu widziałam, spóźniłeś się... - przerywam na chwilę, chcąc zaczerpnąć nieco powietrza, by móc kontynuować - bezczelnie dostawiałeś, a gdy wyszłam, nawet nie próbowałeś mnie zatrzymać - wybucham niekontrolowanym napadem złości - a jakby tego było mało, zabierasz tam wszystkie nowe! - kończę zdenerwowana.
- Przepraszam ja... - zacina się, wyraźnie speszony moją postawą.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - drę się na niemal pół parku.
- Tak - mówi cicho. Chce coś dodać, ale w porę mu to uniemożliwiam:
- Kretyn - odchodzę i nie wiedząc dokąd zmierzam, idę przed siebie, chcąc się nieco uspokoić. Właśnie od takich sytuacji starałam się odciąć i trzymać z daleka. Niestety nie po raz pierwszy dane było mi przeżyć podobne, osobiste piekło. Dla niektórych moja postawa mogłaby się wydać dziwna, bo w końcu co jest złego w odtrąceniu natrętnego adoratora? Na pozór nic, jednak pewne chwile przywołują wspomnienia, których nie chcemy pamiętać. Dla mnie to była jedna z nich. Za wszelką cenę nie chciałam wracać do wydarzeń z zeszłego roku.
Roku, który odmienił wszystko.
Zmęczona bezsensownym spacerem siadam na pierwszej napotkanej mi ławce. Przymykam oczy i rozkoszując się delikatnymi podmuchami wiatru, odpływam myślami, które od ostatnich tygodni usilnie krążą wokół pewnego brązowookiego chłopaka. Widzę go przed sobą, jest tak blisko, a jednocześnie daleko.
Jest nieosiągalny.
- Co ty tutaj robisz?! - słyszę nad sobą piskliwy głos Niny, który wyrywa mnie z /marzeń/ transu - Zaraz się spóźnimy! - woła, ciągnąc mnie za rękę. Dopiero teraz dochodzi do mnie, po co tak właściwie wyszłam z domu i dokąd miałam iść - do szkoły.
- Miałaś na mnie zaczekać pod fontanną - wypomina Simonetti.
- Przepraszam - mówię skruszona - spotkałam Simona i... - próbuję się nieco usprawiedliwić w oczach nastolatki.
- I co? - dopytuje.
- I mieliśmy nieprzyjemną rozmowę - odpowiadam.
- Nie przejmuj się nim - zaczyna okularnica, zapominając o ponaglającym nas upływie czasu - nie przywykł do sytuacji, w której to dziewczyna jest górą, a nie on - wyjaśnia.
- Tak wiem, ale zrozum, nie miałam innego wyjścia - tłumaczę.
- Wydaje mi się, czy chcesz mi o czymś powiedzieć? - pyta brunetka, unosząc lewą brew i tym samym przyjmując jedną ze swoich niestandardowych min.
- Nie wiem, chyba nie ma o czym mówić - kręcę.
- Oj Luna, ile jeszcze będziesz mi wmawiać, że między tobą, a Balsano nic nie iskrzy? - wali prosto z mostu, a ja nie dowierzam w jej szósty zmysł.
- Nie iskrzy - zaprzeczam /sama sobie/.
- Innym możesz wciskać takie kity, ale nie mnie - stwierdza Nina, stawiając mnie pod ścianą i zmuszając do udzielania /prawdziwej/ poprawnej odpowiedzi.
- No może trochę, ale tylko z mojej strony - stwierdzam ze smutkiem.
- Oszalałaś?! - krzyczy - jeszcze nigdy nie widziałam go tak zapatrzonego w jakąś laskę. Luna, on cię dosłownie pożera wzrokiem! - woła, a ja staram się ją uciszyć.
- Ale sama mówiłaś, że... - staram się, by moje słowa brzmiały pewnie, mimo chaosu panującego w /moim sercu/ mojej głowie.
- Wiem, co mówiłam, ale wiem też, że nie wolno oceniać książki po okładce - poucza mnie. Nim zdążam odpowiedzieć, jej twarz przyjmuje purpurowy kolor, a w oczach maluje się przerażenie.
- Lekcje! - woła i już po chwili obie biegniemy w kierunku placówki.
Zdyszana wpadam do szkoły i podążam za przodującą Simonetti. W przeciwieństwie do mnie okularnica jest zdeterminowana, by jak najszybciej znaleźć się w klasie, dlatego nie próbuję jej przekonywać i sama skręcam w boczne skrzydło korytarza prowadzące do toalet.
Na moje /szczęście/ nieszczęście los znowu pakuje mnie w kłopoty. Wychodząc z łazienki, słyszę odgłosy bójki, dochodzące ze szkolnego dziedzińca. Nie wiele myśląc, wychodzę na dwór i od razu żałuję podjętej decyzji. Moim oczom ukazuje się dwójka bijących nastolatków, a właściwie jeden atakujący, a drugi powalony na ziemię i desperacko osłaniający przed kolejnymi ciosami.
Nie chcę i nie mogę uwierzyć, że to on.
Niespodzianka! Spodziewał się ktoś tak szybko nowego rozdziału?
Bo przyznam, że ja nie.
Moja wena w końcu poszła na współpracę i udało mi się napisać trochę rozdziałów naprzód.
Dlatego też postanowiłam, że na drodze wyjątku opublikuję kolejny już dzisiaj.
Domyślacie się, kto bierze udział w bójce? I co ważniejsze, kto jest górą?
Odpowiedź już w następnym rozdziale;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro