Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 | Fight

Przyjaciół poznaje się w biedzie.

- Możemy porozmawiać? - na sam jego głos robi mi się niedobrze. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem mu winna wyjaśnienia, a przynajmniej rozmowę, ale czy koniecznie w tym momencie?
- Nie mam czasu, wybacz - zbywam go, chcąc uniknąć konfrontacji.
- Zaczekaj - łapie mnie za rękę, gdy ja usilnie próbuję go wyminąć - dlaczego tak nagle wyszłaś? - pyta. Czy on naprawdę jest aż tak nierozumny, czy tylko udaje?
- Ty tak na serio? - nie dowierzam w jego głupotę i wolę się upewnić.
- Tak - odpowiada szczerze zagubiony i zmieszany.
- Idiota - mruczę pod nosem, niestety na tyle na głośno, by mój rozmówca to dosłyszał.
- O co ci chodzi? - nie daje za wygraną.
- O co mi chodzi?! Zabrałeś mnie do kina na najgorszy film jaki w życiu widziałam, spóźniłeś się... - przerywam na chwilę, chcąc zaczerpnąć nieco powietrza, by móc kontynuować - bezczelnie dostawiałeś, a gdy wyszłam, nawet nie próbowałeś mnie zatrzymać - wybucham niekontrolowanym napadem złości - a jakby tego było mało, zabierasz tam wszystkie nowe! - kończę zdenerwowana.
- Przepraszam ja... - zacina się, wyraźnie speszony moją postawą.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - drę się na niemal pół parku.
- Tak - mówi cicho. Chce coś dodać, ale w porę mu to uniemożliwiam:
- Kretyn - odchodzę i nie wiedząc dokąd zmierzam, idę przed siebie, chcąc się nieco uspokoić. Właśnie od takich sytuacji starałam się odciąć i trzymać z daleka. Niestety nie po raz pierwszy dane było mi przeżyć podobne, osobiste piekło. Dla niektórych moja postawa mogłaby się wydać dziwna, bo w końcu co jest złego w odtrąceniu natrętnego adoratora? Na pozór nic, jednak pewne chwile przywołują wspomnienia, których nie chcemy pamiętać. Dla mnie to była jedna z nich. Za wszelką cenę nie chciałam wracać do wydarzeń z zeszłego roku.

Roku, który odmienił wszystko.

Zmęczona bezsensownym spacerem siadam na pierwszej napotkanej mi ławce. Przymykam oczy i rozkoszując się delikatnymi podmuchami wiatru, odpływam myślami, które od ostatnich tygodni usilnie krążą wokół pewnego brązowookiego chłopaka. Widzę go przed sobą, jest tak blisko, a jednocześnie daleko.

Jest nieosiągalny.

- Co ty tutaj robisz?! - słyszę nad sobą piskliwy głos Niny, który wyrywa mnie z /marzeń/ transu - Zaraz się spóźnimy! - woła, ciągnąc mnie za rękę. Dopiero teraz dochodzi do mnie, po co tak właściwie wyszłam z domu i dokąd miałam iść - do szkoły.
- Miałaś na mnie zaczekać pod fontanną - wypomina Simonetti.
- Przepraszam - mówię skruszona - spotkałam Simona i... - próbuję się nieco usprawiedliwić w oczach nastolatki.
- I co? - dopytuje.
- I mieliśmy nieprzyjemną rozmowę - odpowiadam.
- Nie przejmuj się nim - zaczyna okularnica, zapominając o ponaglającym nas upływie czasu - nie przywykł do sytuacji, w której to dziewczyna jest górą, a nie on - wyjaśnia.
- Tak wiem, ale zrozum, nie miałam innego wyjścia - tłumaczę.
- Wydaje mi się, czy chcesz mi o czymś powiedzieć? - pyta brunetka, unosząc lewą brew i tym samym przyjmując jedną ze swoich niestandardowych min.
- Nie wiem, chyba nie ma o czym mówić - kręcę.
- Oj Luna, ile jeszcze będziesz mi wmawiać, że między tobą, a Balsano nic nie iskrzy? - wali prosto z mostu, a ja nie dowierzam w jej szósty zmysł.
- Nie iskrzy - zaprzeczam /sama sobie/.
- Innym możesz wciskać takie kity, ale nie mnie - stwierdza Nina, stawiając mnie pod ścianą i zmuszając do udzielania /prawdziwej/ poprawnej odpowiedzi.
- No może trochę, ale tylko z mojej strony - stwierdzam ze smutkiem.
- Oszalałaś?! - krzyczy - jeszcze nigdy nie widziałam go tak zapatrzonego w jakąś laskę. Luna, on cię dosłownie pożera wzrokiem! - woła, a ja staram się ją uciszyć.
- Ale sama mówiłaś, że... - staram się, by moje słowa brzmiały pewnie, mimo chaosu panującego w /moim sercu/ mojej głowie.
- Wiem, co mówiłam, ale wiem też, że nie wolno oceniać książki po okładce - poucza mnie. Nim zdążam odpowiedzieć, jej twarz przyjmuje purpurowy kolor, a w oczach maluje się przerażenie.
- Lekcje! - woła i już po chwili obie biegniemy w kierunku placówki.

Zdyszana wpadam do szkoły i podążam za przodującą Simonetti. W przeciwieństwie do mnie okularnica jest zdeterminowana, by jak najszybciej znaleźć się w klasie, dlatego nie próbuję jej przekonywać i sama skręcam w boczne skrzydło korytarza prowadzące do toalet.
Na moje /szczęście/ nieszczęście los znowu pakuje mnie w kłopoty. Wychodząc z łazienki, słyszę odgłosy bójki, dochodzące ze szkolnego dziedzińca. Nie wiele myśląc, wychodzę na dwór i od razu żałuję podjętej decyzji. Moim oczom ukazuje się dwójka bijących nastolatków, a właściwie jeden atakujący, a drugi powalony na ziemię i desperacko osłaniający przed kolejnymi ciosami.

Nie chcę i nie mogę uwierzyć, że to on.

Niespodzianka! Spodziewał się ktoś tak szybko nowego rozdziału?
Bo przyznam, że ja nie.
Moja wena w końcu poszła na współpracę i udało mi się napisać trochę rozdziałów naprzód.
Dlatego też postanowiłam, że na drodze wyjątku opublikuję kolejny już dzisiaj.
Domyślacie się, kto bierze udział w bójce? I co ważniejsze, kto jest górą?
Odpowiedź już w następnym rozdziale;*



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro