Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 | Too Many Thoughts

Spójrz prawdziwe w oczy.

Mimo mojego fatalnego samopoczucia, a wręcz kaca moralnego, jestem w drodze do szkoły. Nieustannie towarzyszy mi silny ból głowy i lekkie zawroty. Nigdy wcześniej nie odczuwałam podobnych dolegliwości na dzień po, to wszystko musiało być zwiastunem czegoś dużo gorszego.
Zajmuję swoje miejsce jeszcze przed dzwonkiem i jak na zawołanie siedząca przede mną brunetka odwraca się, mierząc mnie wzrokiem.
- Powiesz mi w końcu co się wczoraj stało? - pyta. Wiem, że należy jej się prawda, jednak boję się jej reakcji na moje absurdalne zachowanie.
- Jakby ci to... - nie wiem co powiedzieć i nerwowo rozglądam się po klasie w poszukiwaniu jednej, konkretnej osoby.

Nie ma go.

- Zacznijmy od początku - zarządza - brałaś coś, prawda? - nie muszę nic mówić, sama domyśla się prawdy. Lekko kiwam głową w geście potwierdzenia jej przypuszczeń.
- To dlatego tak nagle zniknęłaś? - zbliża się do najgorszego.
- Nie do końca - nie kłamię, ale też nie wchodzę w szczegóły.
- A więc gdzie byłaś? - okularnica kontynuuje swoje przesłuchanie.
- Na zewnątrz - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Sama? - unosi lekko jedną brew. Chyba ma w sobie jakiś wewnętrznie wbudowany radar, a może to ja jestem fatalnym kłamcą.
- Z Matteo - szepczę i zawstydzona spuszczam wzrok. Gdy z powrotem go podnoszę, Nina przyjaźnie się uśmiecha i żywo dodaje:
- Gadaliście? Był dla ciebie miły? Nie zrobił ci nic?
- Dlaczego miałby mi coś zrobić? - odwracam kota do góry ogonem i korzystając z okazji, zmieniam temat.
- Sama nie wiem...bywa nieco... - szuka odpowiednich słów - oschły.
- To jeszcze nie powód, by się go bać - nie ustępuję. Interesuje mnie wszystko związane z jego osobą.
- Tak wiem ale... dobra Luna, powiem prosto z mostu - zaczyna, a ja boję się zakończenia - bądź świadoma, że ostatni rok przesiedział w poprawczaku, a teraz powtarza klasę.
Brak mi słów. Poprawczak? Nawet ze mną nie było nigdy aż tak źle. Myślałam, że to ja będę czarną owcą tej klasy, jak widać, myliłam się.
- Nie mogę w to uwierzyć - odpowiadam po chwili. Nie stać mnie na nic więcej w obecnej sytuacji.
- Nie chcę go oceniać po plotkach, ale lepiej na niego uważaj - przestrzega mnie Simonetti. Wiem, że ma rację i dla własnego dobra powinnam trzymać się jak najdalej od /kuszącego/ niebezpiecznego Włocha.

Tylko co jeśli moje serce ma własną teorię?

Przez cały dzień słowa Niny krążyły mi po głowie, potęgując moje już i tak złe samopoczucie. Nie miałam mu tego za złe, przeciwnie, odczuwałam swego rodzaju ulgę, mając świadomość, że nie jestem tą najgorszą.

Jakaś niewidzialna siła ciągnie mnie do niego.

Każda racjonalnie myśląca osoba odpuściłaby ten temat, jednak nie ja. Nie jestem jedną z tych, których łatwo zbyć. Chcę sama poznać prawdę i przekonać się, czy opinie innych mają jakiekolwiek uzasadnienie.

Obym się nie pomyliła.

Spaceruję prawie pustymi alejkami parku. No właśnie, prawie. Z rozmyśleń  wyrywa mnie znany mi już głos, należący do jednego z moich /nieszczęsnych/ adoratorów.
- Hej Luna, zaczekaj! - woła za mną Simon, wymuszając moje zatrzymanie.
- Hej - mówię, gdy już zdyszany dorównuje mi kroku.
- Jak się masz? - próbuje znaleźć jakiś temat. Nieskutecznie.
- W porządku, a ty? - nie interesuje mnie ani on, ani jego samopoczucie, pytam jedynie przez grzeczność.
- Też - odpowiada - nie zadzwoniłaś - dodaje.
- No tak, wyleciało mi z głowy, przepraszam - zbywam go - poza tym, chyba zgubiłam kartkę z numerem.
- To żaden problem - puszcza mi oczko - może lepiej będzie, jak ty podasz mi swój, u mnie będzie bezpieczny - nalega, a ja nie wiem co robić.
- No jasne - mówię pod nosem i niechętnie dyktuję mu numer.

Nie dzwoń do mnie i tak nie odbiorę.

- Masz wolne w piątek wieczorem? - pyta, a ja modlę się w duchu, by to nie było zaproszenie na jakąś tandetną randkę w kinie.
- Niestety nie - kłamię.
- Szkoda, ale trudno - stwierdza zawiedziony - A co powiesz na sobotę? - nie ustępuje.
- No zgoda - odpuszczam, wiedząc, że Alvarez nie da za wygraną. Dla świętego spokoju decyduję się na spotkanie.
- To świetnie - cieszy się, po czym dodaje - bądź gotowa na siedemnastą.
- Dobrze - mamroczę.
- Zdzwonimy się jeszcze co do miejsca - ustala chłopak, a mnie na sama myśl mdli na duchu.
- Okej - odpowiadam monosylabami, nie mam ochoty na wysilanie się w doborze bardziej odpowiedniego słownictwa.
- Dobrze, to ja będę lecieć - podsumowuję Simon i ku mojemu zdziwieniu, przytula mnie w geście pożegnania. Niechętnie oddaję uścisk, próbując się wyswobodzić. Gdy udaje mi się uwolnić, mijam go ze sztucznym uśmiechem, który po odejściu nastolatka zmienia się w grymas.
Nareszcie mam chwilę dla siebie i mogę spokojnie wrócić do wcześniejszego zajęcia, jakim jest snucie rozmaitych teorii na temat obiektu moich westchnień - Matteo Balsano.

Chcę tylko jego.

Nie tego się spodziewaliście, prawda?  Chyba powinnam była was uprzedzić, że nie wszystko zostanie od razu wyjaśnione.
Luna poznała prawdę o Matteo, ale czy całą?
Szykuje się randka, tylko czy aby na pewno udana?
O tym dowiecie się już niebawem;*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro