Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3 | Turn Back Time

Każdy miewa gorsze dni.

Dzisiaj wypadło na mnie. Nie byłoby to niczym zaskakującym, gdyby nie fakt, że złośliwy los codziennie obarczał mnie tym ciężarem. Naukowcy twierdzą, że w umyśle chorych rodzą się różnego rodzaju wizje i obrazy, nieodzwierciedlające prawidłowej rzeczywistości.

Ja nie zgadzam się z tą opinią.

Sądzę, że z moją głową jest wszystko w porządku. To nie moje wariactwo, a ciągła zmienność i niestabilność otoczenia są źródłem problemów. 

Można powiedzieć, że zrobiłam sobie dzisiaj wolne. Tak, zostałam w domu, mimo pierwszego tygodnia roku szkolnego. Nie pierwszy raz fundowałam sobie tego typu urlopy. Właściwie zależy mi tylko na wyrobieniu minimum frekwencji do awansu na następny rok, zatem średnio raz na parę dni, przypada mi odpoczynek.

Gdzie w tym wszystkim rodzice?

W domu, a konkretniej w gabinecie. Są, a jakby ich nie było. Rozmawiamy tylko w razie konieczności. Chyba mnie nie lubią, choć ja od początku starałam się im przypodobać. Teraz zaniechałam zbędnych starań. Jestem wdzięczna za dach nad głową i finanse jakie od nich dostaje. To mi wystarcza.

Zaakceptowałam brak miłości.

Słyszę wibracje jakie wydaje dzwoniący telefon. Z początku ignoruje je, lecz później przypominam sobie o Ninie ~ jedynej osobie, z którą wymieniłam się numerami. Przez ostatnie dni trochę się poznałyśmy, oprowadziła mnie po szkole i poznała ze swoimi przyjaciółmi. Wśród z nich znalazło się parę równie sympatycznych dziewczyn, jednak ja wolałam trzymać się na dystans.
- Halo? - odbieram niepewnie telefon.
- Hej Luna, z tej strony Nina  - zaczyna jak zwykle pogodna okularnica - jesteś chora? - pyta.
- Nie do końca - odpowiadam po chwili namysłu. Po co mam kłamać? Prędzej czy później i tak każdy przyzwyczai się do mojego unikania szkoły.
- To dobrze, więc możesz dzisiaj iść z nami - słyszę entuzjazm w jej głosie /szkoda, że nie można nim zarazić/ - na dyskotekę - kończy, całkowicie odbierając mi mowę. W jednej chwili mam przed sobą obraz dzikiej imprezy nastolatków z lejącym się tanim alkoholem i skoczną muzyką w tle.

Moje dawne życie.

- Jesteś tam? - głos w słuchawce wyrywa mnie z transu, sprowadzając do rzeczywistości.
- Emm tak, jasne, czemu nie - mówię bez przekonania. Nie chcę wyjść na marudę.
- Zatem ustalone, bądź gotowa na 20, wpadniemy po ciebie! - oznajmia usatysfakcjonowana moją odpowiedzią Nina, po czym dodaje - wyślij mi adres smsem, buziaki kochana - rozłącza się, a ja zrozpaczona padam na łóżko, analizując /własną głupotę/ przebieg rozmowy.

Jak mogłam się zgodzić?

Nie wiem nawet, czy potrafię jeszcze tańczyć, a co dopiero pić. Minęło tak wiele czasu od ostatniej hucznej imprezy. Wracałam do domu nad ranem z totalną dziurą w pamięci. Nie wiem jak, z kim, kiedy. Co gorsza, dawniej odpowiadało mi to, nie widziałam nic złego w upijaniu się do nieprzytomności i całowaniu z przypadkowymi chłopakami.

Było, minęło.

Punkt dwudziesta ciszę w /więzieniu/ domu wypełnia domofon i energiczne stukanie w drzwi. Do ostatniej chwili waham się nad uchyleniem ich, jednak łapię przysłowiowego byka za rogi i stawiam czoła dawnemu życiu. Tym razem będzie inaczej.
- Cześć kochana - wpuszczam Ninę, a zaraz za nią całą resztę ekipy. Łącznie ze mną jest nas czwórka. Tylko dziewczyny, zero chłopaków.
- Cześć - witam się z każdą po kolei.
- Gotowa na zabawę życia? - pyta nakręcona rudowłosa, której imię aktualnie wyleciało mi z głowy.
- Chyba tak - kłamię.
- Nie martw się, zajmiemy się tobą - krzyczy Jam, a zaraz potem dostaje kuksańca od Niny, która zachowuje się taktowanie, w przeciwieństwie do napalonych na imprezę przyjaciółek.
- Możemy podjechać moim samochodem - proponuję.
- Ale Luna jest nas za dużo, nie zmieścimy się - zauważa Simonetti, jednak ja tylko puszczam jej oko i zachęcająco prowadzę za dom. Ich miny są bezcenne - oczy wychodzące z opraw, a usta lekko wydęte.
- Wow - mruczy Jim /Jim i Jam - do zapamiętania/ na widok nowiutkiej, czarnej limuzyny.
- Zatem możemy jechać! - podsumowuje okularnica.

Stoję przed wejściem do klubu, bojąc się wejść. Tylko jeden /milowy/ mały krok dzieli mnie od celu. Nie sądziłam, że to będzie aż tak trudne. Ciężko się przełamać, wyjść poza schemat. Pierwszy raz jest zawsze najgorszy. Nie dla mnie. Znam te klimaty jak nikt inny, a jednak stoję tu, odrętwiała i sparaliżowana przez własne myśli. Niewiele myśląc sięgam do torebki i bez popicia łykam okrągłą pigułkę, którą udało mi się wygrzebać z dna /dawnego życia/ szuflady.
- Co to było? - pyta zatroskana Nina. Nikt nigdy się mną nie przejmował, była pierwszą osobą, która zwróciła mi uwagę.
- Tabletka na ból głowy - wymiguję się od prawdy, modląc w duchu, by nie kontynuowała śledztwa.
- Okej - odpowiada bez przekonania, a ja już wiem, że jutro czeka mnie z nią szczera rozmowa. Kupuję wejściówkę i kieruję się na parkiet, a tam dostrzegam wysokiego bruneta, w towarzystwie drugiego, równie przystojnego kolegi.

To on.

Wiem, że tempo pisania tej książki jest powalające, jednak moja wena nie zawsze chce współpracować. Staram się raz w tygodniu coś opublikować, jednak maratonu z tego nie będzie.
Dzisiaj troszkę o Lunie byście mogli ją lepiej poznać, a w następnym rozdziale szykuje dla was małą niespodziankę;*
Do napisania;*







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro