2 | New School, Old Life
Powroty są ciężkie, a początki jeszcze gorsze.
Przekraczam próg szkoły i kieruję się w stronę wskazanej mi sali. Nie szukam problemów, chcę jedynie dotrwać do końca. Każdy dzień jest wyzwaniem, a nauka jedynie dodatkiem do niego. Nie specjalnie /właściwie wcale/ zależy mi stopniach. Już pierwszego dnia staram się nie wychylać i nie zwracać na siebie uwagi, co niestety nie idzie za mi za dobrze. Ciężko nie dostrzec pożerających mnie spojrzeń płci przeciwnej, jednak ja staram się ukryć swoje zażenowanie.
Nie pierwszy raz.
Nie mija wiele czasu, a jeden z obserwatorów decyduje się na tradycyjny /banalny/ podryw.
Jeszcze nie wie co go czeka.
- Hej śliczna, jak ci na imię? - mówi, sztucznie się śmiejąc. Widząc go, odnoszę wrażenie, że jest tu swego rodzaju dowcipnisiem, tak zwanym szkolnym błaznem, robiącym wszystko pod publikę i ku uciesze równie głupkowatych kolegów.
- Luna - odpowiadam oschle, nie mając ochoty na wdawanie się z nim w dalszą dyskusję.
- Spadłaś z księżyca? - pyta, a ja już czekam na dobrze mi znany ciąg dalszy tekstu, jakim zaszczyca mnie co trzeci chłopak, słyszący moje imię - bo jesteś nieziemska - kończy, utwierdzając mnie we wcześniejszych sądach co do niego.
- Śmieszne - zbywam go.
- Jestem Simon - przedstawia się i w geście przywitania wyciąga dłoń, którą ja niechętnie ściskam, chcąc już /mieć go z głowy/ iść do sali.
- Jesteś tu nowa? - nie ustępuje mimo mojej wyraźnej niechęci.
- Tak - mówię z zamiarem odejścia, jednak on w ostatniej chwili wsuwa mi skrawek papieru do tylnej kieszeni mundurka.
- Zadzwoń! - wrzeszczy przez pół korytarza, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Palant.
Nie znoszę tego typu akcji, gdyż jedna ciągnie za sobą następną. Tak było i w tym przypadku. Nim znalazłam się pod klasą, zostałam zaczepiona i zmuszona do rozmowy z paroma innymi /natrętnymi/ chłopakami. Będąc już we właściwym miejscu, rozglądam się po sali, szukając wolnego miejsca, aż mój wzrok zatrzymuje się na ostatniej wolnej ławce pod oknem.
Już wiem, gdzie będę siedzieć.
Zajmuję swoje miejsce, ignorując pretensjonalne spojrzenia wysyłane mi przez wszystkie, obecne tu dziewczyny. Nie rozumiem ich zachowania. Ławka pozostawała pusta, podczas gdy one rozlokowały się wygodnie gdzie indziej, zatem opcja zajęcia jej odpadała.
- Są złe, bo do naszej klasy ma dojść szkolny przystojniak, który zawsze zajmuje ten kąt - odwraca się do mnie brązowowłosa okularnica - zawsze siada sam, więc bały się go podsiąść - dodaje, przyjaźnie się uśmiechając. Wygląda na miłą.
- Nie wiedziałam, lepiej się przesiądę - odpowiadam nieco zmieszana. Nie chcę problemów już pierwszego dnia.
- Nie przejmuj się nimi - mówi pokrzepiająco dziewczyna - a tak poza tym jestem Nina - przedstawia się.
- Ja Luna, miło mi cię poznać - nie kłamię, naprawdę cieszę się rozmawiając z kimś przyjaźnie do mnie nastawionym. Z reguły nie dogaduje się z dziewczynami /z chłopakami też nie/, jednak tym razem czuję, że istnieje szansa na porozumienie się.
- Jesteś tu nowa, ale nie przejmuj się, nie jest tu tak strasznie, jak mogłoby się zdawać - pociesza mnie, widząc moją grobową minę.
- Mam nadzieję - wzdycham, słysząc pierwszy tegoroczny dzwonek, zwiastujący lekcje.
Wszyscy zajmują swoje miejsca, jednak te koło mnie dalej jest wolne.
Może to i lepiej.
Nauczyciel zaczyna swój wykład, a ja jak za dotknięciem magicznej różdżki, momentalnie się wyłączam. Nie zwracam uwagi na uchylające się drzwi i wzdychania damskiej części towarzystwa.
- W tym roku mamy dwoje nowych uczniów, pannę Lunę Valente, a także jak zawsze spóźnionego jaśnie pana Balsano - otrząsam się dopiero na dźwięk mojego nazwiska i nagle widzę, że wszystkie spojrzenia skupione są na mnie i dosłownie cała klasa pożera mnie wzrokiem.
- No już siadaj na swoje miejsce - mówi wyraźnie podirytowany profesor do wcześniej wspomnianego chłopaka. Zmierza w moją stronę, a gdy jest już wystarczająco blisko mnie, rozpoznaję w nim tajemniczego nieznajomego, z którym to zderzyłam się minionego dnia. Momentalnie zalewa mnie fala gorąca, czuję, że zaraz eksploduję.
Ale właściwie dlaczego?
Dosiada się do mnie i potęgując nienawiść wszystkich dziewczyn, posyła mi /uroczy/ uśmiech, który ja nie wiedzieć czemu odwzajemniam.
- Jestem Matteo - szepcze, gdy nauczyciel zajęty jest czytaniem listy obecnych.
- Luna - mówię niepewnie, czując na sobie spojrzenia zazdrosnych uczennic. Jego towarzystwo mnie onieśmiela, a przypadkowy dotyk wywołuje /przyjemne/ mrowienie.
- Pewnie już wiesz... - zaczyna zrezygnowany, bawiąc się długopisem.
- Ale co? - nie wiem o co mu chodzi. Jest bardzo tajemniczy.
- Dlaczego tu jestem - wzdycha, a ja dalej nie potrafię go rozszyfrować.
- Jeśli chodzi o to, że zmieniłeś klasę to tak, zdążyłam się zorientować - mówię, choć nie mam pojęcia, czy właśnie to ma na myśli. Chciał coś dodać, ale upominający nas wychowawca przeszkodził mu w tym. Zamieniłam z nim zaledwie parę słów, jednak już teraz wiem, że nie jest taki jak wszyscy. Nie próbował nachalnie mnie poderwać, przeciwnie, zdaje się być odporny na zaloty dziewczyn i pogrążony we własnych myślach /zupełnie jak ja/.
Może kiedyś pokaże mi swój świat.
Dzisiaj przychodzę do was z dwójeczką.
Jak wam się podoba taka wersja Luny?
Jeśli czytasz, zostaw po sobie ślad, to bardzo motywuje do dalszego pisania;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro