19 | You Got Me
Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Nie musiałem długo czekać na pożądane skutki, jakie wywołała moja ostatnia wizyta złożona Andreasowi. Już następnego dnia doszły mnie słuchy o zwolnieniu nastolatki i umorzeniu postępowania ze względu na negatywne wyniki testów.
Osiągnąłem swój cel, ale czy na pewno?
Wiele kwestii wciąż pozostało nierozstrzygniętych, a nie na każde pytanie uzyskałem satysfakcjonującą odpowiedź. W natłoku ogarniających mnie myśli tylko jednego mogłem być pewien - uczuć, jakimi obdarzyłem tę wyjątkową dla mnie osobę.
Nie wiem, czy słusznym jest spotykać się tu, w miejscu, w którym wszystko się zaczęło, ale obawiam się, że nie mam innego wyjścia.
Pierwszy, drugi sygnał. Nie słyszę trzeciego, gdyż zamiast niego odzywa się spokojny, ale i ewidentnie zmęczony głos Luny.
- Halo? - pyta rutynowo.
- Hej, to ja Matteo - przedstawiam się, chcę kontynuować, jednak brunetka nie pozwala mi na to, mówiąc:
- Ah to ty, miałam nadzieję, że się odezwiesz - ton jej głosu diametralnie zmienia się na przyjazny i entuzjastyczny.
- Jest coś, co nie daje mi spokoju, więc - biorę głęboki wdech - masz dzisiaj czas? - wypalam bez zastanowienia, czego od razu żałuję. Co jeśli odmówi?
- Tak - odpowiada.
- O 18 pod "Gwiazdą"? - przechodzę do szczegółów.
- Nie spóźnij się - rzuca w odpowiedzi, po czym bez pożegnania odkłada słuchawkę.
Od dobrych parunastu minut kręcę się w kółko, oczekując spóźnionej dziewczyny. Stresuje mnie wizja szczerej rozmowy, której dotychczas wolałem unikać. Staram się poukładać w głowie wszystko, co mam jej do przekazania, jednak nie idzie mi to najlepiej. Co rusz zmieniam koncepcję, by zataić więcej szczegółów, a następnie karcę się za to. Moje męczarnie przerywa stukot obcasów. Pewny obecności brunetki odwracam się, a ku mojemu zdziwieniu przed sobą widzę Smith, a nie wyżej wymienioną dziewczynę.
- Co tu robisz? - pytam zdezorientowany.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - na twarzy mojej rozmówczyni kwitnie pokaźnych rozmiarów uśmiech, a ja już wiem, że z tej rozmowy nie wyjdzie nic dobrego.
- Nie to, że nie, ale... - zastanawiam się - czekam na pewną osobę - nie wiem, czy słusznym jest zdradzać jej imię Meksykanki.
- Na tę dziewczynę, prawda? - upewnia się, choć dobrze zna odpowiedź.
- Tak - potwierdzam.
- Skoro jeszcze jej nie ma to chyba znajdziesz dla mnie chwilkę? - przymila się słodkim, ale i nad wyraz sztucznym głosem, którego używa zawsze, gdy czegoś chce. Tak jest i w tym przypadku.
- Pewnie - wzdycham pod nosem, niezadowolony z takiego obrotu spraw. Nie zmieniając swojej pozycji, blondynka nieustannie wpatruje mi się w oczy, z kolei ja usilnie staram się unikać jej świdrującego spojrzenia.
- Tęsknię za tobą - wyznaje Ambar. Właśnie tego próbowałem uniknąć. Nie mogę odpowiedzieć jej tym samym, więc czym? Prawdą, której by nie chciała? A może wysnutym z palca kłamstwem, które tylko zaostrzy już i tak napiętą atmosferę?
- Nie musisz nic mówić - kontynuuje, widząc moje zakłopotanie - chciałabym mieć z tobą jakiś kontakt, nie ważne jaki by on był - dokańcza.
- Nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz - oznajmiam, spuszczając wzrok w dół.
- To już wiem - zaczyna blondynka - ale czy nie moglibyśmy się chociaż przyjaźnić? - przypiera mnie do muru. Nie mogę odmówić, bo zwyczajnie mi nie wypada, a jednocześnie średnio mam ochotę pisać się na przyjaźń z kimś, z kim do niedawna spotykałem się w innych celach.
- Oczywiście, jeśli tylko tego chcesz, to warto spróbować - kłamię, nie mając innego wyjścia.
- Po prostu nie chcę cię stracić - szepcze, gładząc mnie po policzku. Delikatnie zdejmuję jej dłoń, mówiąc przy tym:
- I nie stracisz, obiecuję.
Słowa te wywołują radość nastolatki na tyle dużą, że gwałtownie rzuca się w moje ramiona i szczelnie otula swoimi. Oddaję czynność, nie chcąc sprawić jej przykrości, której i tak zadałem już wiele. Nie mniej jednak jako pierwszy odsuwam się i wracam do wcześniejszej pozycji, ustawiając w niej również dziewczynę.
- Kocham cię - mówi cicho - jak przyjaciela - dodaje.
- Ja ciebie też, przyjaciółko - akcentuję ostatni wyraz.
Na tym czułym, lecz niekoniecznie szczerym zapewnieniu kończy się nasza rozmowa. Ambar odchodzi, zostawiając mnie samego. Równo z jej odejściem dociera do mnie myśl, a raczej fakt, że Luna nie stawiła się na umówioną godzinę, ani na żadną inną. Pośpiesznie wyjmuję telefon i wystukuję treść wiadomości z zapytaniem gdzie jest i kiedy będzie. Na odzew nie muszę długo czekać, gdyż w ciągu minuty uzyskuję odpowiedź:
Nie wiem co to miało być Balsano, ale na przyszłość nie umawiaj dwóch randek w tym samym czasie.
Zamieram. Widziała, słyszała, była tu o czasie. Nagle wszystko staje się dla mnie jasne. To była kolejna gierka Ambar, w którą ja bezproblemowo dałem się wciągnąć. Zapomniałem, że blond-włosa piękność nigdy nie zjawia się bez powodu, szczególnie w tak nietypowym miejscu jak to. Jakimś cudem przechwyciła informację o moim niedoszłym spotkaniu z Valente, a następnie perfidnie ją wykorzystała, by po raz kolejny pokrzyżować mi plany. To takie typowe z jej strony, a jednak dałem się nabrać, wierząc, że mówi prawdę. Liczyła się z czasem, w przeciwieństwie do mnie. Normalnie odpuściłbym sobie, wiedząc, że jestem na straconej pozycji, jednak nie tym razem. Nie z tą dziewczyną. Muszę zawalczyć o uczucia nawet, a może szczególnie wtedy, gdy inni są temu przeciwni.
Zrywam się i biegiem kieruję w stronę osiedla Luny. Na szczęście wiem już dokładnie, gdzie mieszka, więc nie omieszkam złożyć jej wizyty. Nie dbam o późną porę, liczy się tu i teraz.
To moja ostatnia szansa i zamierzam ją wykorzystać.
Jest tu ktoś, kto dalej wierzy w dobre intencje Ambar?
Po ostatnim rozdziale z jej udziałem wypowiadaliście się o niej raczej pozytywnie, dlatego ciekawi mnie co teraz sądzicie.
To już przedostatni rozdział, a przed nami wielki finał.
Jak zakończy się ta historia: dobrze, a może wręcz przeciwnie?
O tym przekonacie się już niebawem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro