Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19 | You Got Me

Nie chwal dnia przed zachodem słońca.

Nie musiałem długo czekać na pożądane skutki, jakie wywołała moja ostatnia wizyta złożona Andreasowi. Już następnego dnia doszły mnie słuchy o zwolnieniu nastolatki i umorzeniu postępowania ze względu na negatywne wyniki testów.

Osiągnąłem swój cel, ale czy na pewno?

Wiele kwestii wciąż pozostało nierozstrzygniętych, a nie na każde pytanie uzyskałem satysfakcjonującą odpowiedź. W natłoku ogarniających mnie myśli tylko jednego mogłem być pewien - uczuć, jakimi obdarzyłem tę wyjątkową dla mnie osobę.
Nie wiem, czy słusznym jest spotykać się tu, w miejscu, w którym wszystko się zaczęło, ale obawiam się, że nie mam innego wyjścia.

Pierwszy, drugi sygnał. Nie słyszę trzeciego, gdyż zamiast niego odzywa się spokojny, ale i ewidentnie zmęczony głos Luny.
- Halo? - pyta rutynowo.
- Hej, to ja Matteo - przedstawiam się, chcę kontynuować, jednak brunetka nie pozwala mi na to, mówiąc:
- Ah to ty, miałam nadzieję, że się odezwiesz - ton jej głosu diametralnie zmienia się na przyjazny i entuzjastyczny.
- Jest coś, co nie daje mi spokoju, więc - biorę głęboki wdech - masz dzisiaj czas? - wypalam bez zastanowienia, czego od razu żałuję. Co jeśli odmówi?
- Tak - odpowiada.
- O 18 pod "Gwiazdą"? - przechodzę do szczegółów.
- Nie spóźnij się - rzuca w odpowiedzi, po czym bez pożegnania odkłada słuchawkę.

Od dobrych parunastu minut kręcę się w kółko, oczekując spóźnionej dziewczyny. Stresuje mnie wizja szczerej rozmowy, której dotychczas wolałem unikać. Staram się poukładać w głowie wszystko, co mam jej do przekazania, jednak nie idzie mi to najlepiej. Co rusz zmieniam koncepcję, by zataić więcej szczegółów, a następnie karcę się za to. Moje męczarnie przerywa stukot obcasów. Pewny obecności brunetki odwracam się, a ku mojemu zdziwieniu przed sobą widzę Smith, a nie wyżej wymienioną dziewczynę.
- Co tu robisz? - pytam zdezorientowany.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - na twarzy mojej rozmówczyni kwitnie pokaźnych rozmiarów uśmiech, a ja już wiem, że z tej rozmowy nie wyjdzie nic dobrego.
- Nie to, że nie, ale... - zastanawiam się - czekam na pewną osobę - nie wiem, czy słusznym jest zdradzać jej imię Meksykanki.
- Na tę dziewczynę, prawda? - upewnia się, choć dobrze zna odpowiedź.
- Tak - potwierdzam.
- Skoro jeszcze jej nie ma to chyba znajdziesz dla mnie chwilkę? - przymila się słodkim, ale i nad wyraz sztucznym głosem, którego używa zawsze, gdy czegoś chce. Tak jest i w tym przypadku.
- Pewnie - wzdycham pod nosem, niezadowolony z takiego obrotu spraw. Nie zmieniając swojej pozycji, blondynka nieustannie wpatruje mi się w oczy, z kolei ja usilnie staram się unikać jej świdrującego spojrzenia.
- Tęsknię za tobą - wyznaje Ambar. Właśnie tego próbowałem uniknąć. Nie mogę odpowiedzieć jej tym samym, więc czym? Prawdą, której by nie chciała? A może wysnutym z palca kłamstwem, które tylko zaostrzy już i tak napiętą atmosferę?
- Nie musisz nic mówić - kontynuuje, widząc moje zakłopotanie - chciałabym mieć z tobą jakiś kontakt, nie ważne jaki by on był - dokańcza.
- Nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz - oznajmiam, spuszczając wzrok w dół.
- To już wiem - zaczyna blondynka - ale czy nie moglibyśmy się chociaż przyjaźnić? - przypiera mnie do muru. Nie mogę odmówić, bo zwyczajnie mi nie wypada, a jednocześnie średnio mam ochotę pisać się na przyjaźń z kimś, z kim do niedawna spotykałem się w innych celach.
- Oczywiście, jeśli tylko tego chcesz, to warto spróbować - kłamię, nie mając innego wyjścia.
- Po prostu nie chcę cię stracić - szepcze, gładząc mnie po policzku. Delikatnie zdejmuję jej dłoń, mówiąc przy tym:
- I nie stracisz, obiecuję.
Słowa te wywołują radość nastolatki na tyle dużą, że gwałtownie rzuca się w moje ramiona i szczelnie otula swoimi. Oddaję czynność, nie chcąc sprawić jej przykrości, której i tak zadałem już wiele. Nie mniej jednak jako pierwszy odsuwam się i wracam do wcześniejszej pozycji, ustawiając w niej również dziewczynę.
- Kocham cię - mówi cicho - jak przyjaciela - dodaje.
- Ja ciebie też, przyjaciółko - akcentuję ostatni wyraz.
Na tym czułym, lecz niekoniecznie szczerym zapewnieniu kończy się nasza rozmowa. Ambar odchodzi, zostawiając mnie samego. Równo z jej odejściem dociera do mnie myśl, a raczej fakt, że Luna nie stawiła się na umówioną godzinę, ani na żadną inną. Pośpiesznie wyjmuję telefon i wystukuję treść wiadomości z zapytaniem gdzie jest i kiedy będzie. Na odzew nie muszę długo czekać, gdyż w ciągu minuty uzyskuję odpowiedź:

Nie wiem co to miało być Balsano, ale na przyszłość nie umawiaj dwóch randek w tym samym czasie.

Zamieram. Widziała, słyszała, była tu o czasie. Nagle wszystko staje się dla mnie jasne. To była kolejna gierka Ambar, w którą ja bezproblemowo dałem się wciągnąć. Zapomniałem, że blond-włosa piękność nigdy nie zjawia się bez powodu, szczególnie w tak nietypowym miejscu jak to. Jakimś cudem przechwyciła informację o moim niedoszłym spotkaniu z Valente, a następnie perfidnie ją wykorzystała, by po raz kolejny pokrzyżować mi plany. To takie typowe z jej strony, a jednak dałem się nabrać, wierząc, że mówi prawdę. Liczyła się z czasem, w przeciwieństwie do mnie. Normalnie odpuściłbym sobie, wiedząc, że jestem na straconej pozycji, jednak nie tym razem. Nie z tą dziewczyną. Muszę zawalczyć o uczucia nawet, a może szczególnie wtedy, gdy inni są temu przeciwni.
Zrywam się i biegiem kieruję w stronę osiedla Luny. Na szczęście wiem już dokładnie, gdzie mieszka, więc nie omieszkam złożyć jej wizyty. Nie dbam o późną porę, liczy się tu i teraz.

To moja ostatnia szansa i zamierzam ją wykorzystać.

Jest tu ktoś, kto dalej wierzy w dobre intencje Ambar?
Po ostatnim rozdziale z jej udziałem wypowiadaliście się o niej raczej pozytywnie, dlatego ciekawi mnie co teraz sądzicie.
To już przedostatni rozdział, a przed nami wielki finał.
Jak zakończy się ta historia: dobrze, a może wręcz przeciwnie?
O tym przekonacie się już niebawem!





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro