Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 | Deal

Śpiesz się, czas nagli.

Przemierzam dobrze mi znane kręte uliczki, prowadzące do starej i od dawna opuszczonej rudery, mieszczącej się tuż za rogiem. Pozbawione prawnego właściciela miejsce to służy spotkaniom moich dawnych /przyjaciół/ towarzyszy. Od ostatniego pobytu tu minął rok. Rok ten okazał się być ostatnim ratunkiem i szansą na wolność, którą teraz mogę jednym, nieprzemyślanym ruchem zaprzepaścić. Mimo wszystko strach nie bierze nade mną władzy, a chęć pomocy wybrance nakazuje zaryzykować w imię tego, co najistotniejsze.

W imię miłości.

Wchodzę do środka, omijając skrzypiącą deskę, o której właściwościach wiedzą tylko członkowie. Nie nadepnięcie na nią jest swego rodzaju przepustką, bowiem niepożądani goście nie mają tu wstępu. Idę przed siebie, zaglądając do każdego z pokoi w celu odnalezienia potrzebnej mi osoby. Tak jak podejrzewałem wszyscy są w salonie, zatem nie obędzie się bez świadków. Gdy tylko przekraczam jego próg, nastaje cisza, a oczy obecnych wpatrzone są we mnie. Wyrażają jednocześnie zaskoczenie i pogardę.
- Czego chcesz? - pyta nonszalancko rozwalony na kanapie mężczyzna.
- Mam sprawę do Andreasa - mówię krótko - gdzie go znajdę? - pytam. W odpowiedzi słyszę ciche parsknięcie, a następnie czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Odwracam się, a przede mną stoi wymieniona wyżej osoba.
- Co jest tak ważne, że sprowadza cię do nas po takiej przerwie? - odzywa się kpiąco szatyn.
- Potrzebuję twojej pomocy - tłumaczę bez zbędnych ceregieli. Im szybciej to załatwię, tym szybciej będę mógł zmyć z siebie cuchnący odór, jakim przesiąkłem od samego pobytu w tym domu. Na dźwięk moich słów, Andreas wybucha drwiącym śmiechem, a jego wierni kompani wtórują mu w tym.
- Po tym wszystkim masz czelność prosić nas o pomoc?! - unosi się.
- Tak mam i lepiej dla ciebie, byś w porę oprzytomniał i raczył mi jej udzielić, bo w przeciwnym razie inaczej porozmawiamy - tym razem to ja ulegam negatywnym emocjom, nie mogąc dłużej kumulować ich w sobie.
- Nie rozbawiaj mnie Matteo, nie znajdziesz tu nic prócz problemu, który zaraz sam sobie stworzysz - odpowiada.
- Ah tak? A więc nie masz nic przeciwko, bym jeszcze dzisiaj złożył zeznania w twojej sprawie? Gliny z pewnością ucieszą się na nową dawkę informacji o zbiegłym handlarzu amfetaminy - wyciągam asa z rękawa, będącego moją jedyną kartą przetargową w tej rozmowie.
- Spróbuj tylko a... - zaczyna zdenerwowany, ale i wystraszony moimi groźbami facet.
- Spróbuję, chyba że... - przerywam na chwilę, dając mu czas na rozważenie mojej propozycji - chyba że pomożesz mi wyciągnąć pewną dziewczynę - kończę, pewny swej wygranej.
- Umiesz się targować Balsano, za dobrze cię wyszkoliłem - wzdycha ciemnowłosy.
- Jak to mówią, uczyłem się od najlepszych - puszczam wymowne oczko i uśmiecham się lekko na wspomnienie sprzed paru lat.

Młody chłopiec posłusznie wraca, by dumny z siebie oznajmić reszcie wykonanie powierzonego mu zadania.
- Udało się! - krzyczy, gdy tylko wchodzi do pomieszczenia.
- Wszystko? - upewnia się najstarszy ze zgromadzonych.
- Co do szczypty - oznajmia młodzieniec.
- Zatem moje gratulacje, spisałeś się - chwali go Andreas, mierzwiąc przy tym jego czuprynę.
- Kiedyś będę taki jak ty wujku - odpowiada dumnie chłopak.
- Rób tak dalej, a kto wie? - śmieje się mężczyzna, nie przypuszczając z kim ma do czynienia.

- Kim ona jest? - przerywa ciszę jeden z jak dotąd milczących członków.
- Pewnie jego nowa zdobycz - śmieje się drugi.
- Stul japę - upomina go Andreas, a następnie zwracając się do mnie, dodaje - musimy wiedzieć, komu mamy uratować tyłek.
- Lunie Valente - wyjaśniam - i nie jest żadną zdobyczą, a dobrą dziewczyną, która trochę się pogubiła i teraz ma kłopoty - tłumaczę.
- Jaaaaasne - przeciąga przysłuchujący się wszystkiemu Simon.
No tak, zapomniałem o nim. Jak bardzo wnerwiający może być człowiek? O tym dowie się każdy, kto choć przez chwilę pobędzie z brunetem sam na sam. Nie dość, że skrzywdził Lunę, to teraz jeszcze śmie wtrącać się do tematu, w którym nie ma nic do powiedzenia. Od początku optowałem za odsunięciem go od grupy, jednak reszta wstawiła się za nim i Andreas nie miał innego wyjścia, jak zostawić go wśród nas. Nie skłamię, nazywając go piątym kołem u wozu, które nagle poczuło, że coś znaczy. Moje odejście nie mogło równać się z jego awansem społecznym, co to to nie.

Najwyższa pora, by ktoś pokazał mu, gdzie jego miejsce.

- Pukałeś ją już? - pyta, nie zdając sobie sprawy po jak cienkim stąpa lodzie - twarda z niej sztuka, mi nie dała - wysuwa wnioski, które działają na mnie niczym czerwona płachta na byka.
- Dla własnego dobra przymknij się, albo sam cię uciszę - syczę przez zaciśnięte zęby - mało ci po ostatnim? - dodaję.
- Wyluzuj gościu, bo się jeszcze zakochasz - kontynuuje swoją gadkę. 

To już się stało.

- Spierdalaj - warczę, po czym ponownie odwracam się do Andreasa, chcąc ustalić szczegóły - to jak będzie, mogę liczyć na twoją przychylność?
- Załatwię co trzeba - mruczy pod nosem, nie chcąc okazywać swoich słabości, a tak się składa, że ja jako jedyny mam na niego haczyk.
- Wiedziałem, że się dogadamy - kwituję - do nie zobaczenia panowie - rzucam na pożegnanie, idąc ku drzwiom.
- Nie tak prędko - zatrzymuje mnie mężczyzna - skąd mam pewność, że nie zrealizujesz swoich szczeniackich gróźb? - pyta.
- Musisz mi uwierzyć na słowo, wujku - podkreślam ostatni wyraz, dając mu do zrozumienia, że dopóki działamy na moich warunkach jego pozycja jest bezpieczna. Zrozumiawszy przesłanie Andreas puszcza mnie, pozwalając spokojnie opuścić /dawny dom/ kwaterę.

Po wyjściu na świeże powietrze, oddycham z ulgą. Powrót do starych przyjaciół nie jest niczym przyjemnym, szczególnie gdy ci są zbrodniarzami, mającymi za nic ludzką godność i poszanowanie jej. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że do nie dawna nie różniłem się od nich. Przystawałem na każde kolejne i coraz gorsze pomysły, ochoczo je realizując i pozwalając, by zdanie grupy brało górę nad moim własnym. Stałem się niewolnikiem i dopiero teraz udało mi się wyzwolić spod niszczycielskiego wpływu Andreasa. Mimo wszystko zachowała się we mnie cząstka z tamtego okresu, która teraz pomogła mi wymusić pomoc dla potrzebującej nastolatki.

Nie chcę wracać do przeszłości, ale nie mogę jej zmienić.

Dzisiejszy rozdział jest odpowiedzią na wiele pytań. Może nie wszystko powiedziane jest wprost, ale o to właśnie chodzi. Czytajcie uważnie, a na pewno zrozumiecie.
Chyba powinnam was uprzedzić, że wielkimi krokami zbliżamy się ku końcowi. I choć ja znam już zakończenie, wy poznacie je nieco później.
Udanego wieczoru!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro