Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 | Drugs Affair

Pozory mylą.

Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Byłem sobą - beztroskim nastolatkiem zaliczającym dziewczyny jedna za drugą. Słowa takie jak miłość, czy przywiązanie były dla mnie obce, może dlatego, że nigdy nie poznałem ich prawdziwego znaczenia.

Do czasu.

Do czasu aż poznałem ją - zielonooką brunetkę, która wstrząsnęła moim sercem i wywołała niemałą lawinę uczuć, obecnie mnie przytłaczającą. Zaskakujące jak w ciągu zaledwie miesiąca można całkowicie zmienić dotychczasowe postępowanie. Czuję się obcy we własnym ciele. Mam wrażenie, że stopniowo tracę grunt pod nogami, a jedyną ściągającą mnie do rzeczywistości kwestią są problemy, których nie sposób się wyzbyć.
Siedzę na jednym z niewygodnych krzeseł komisariatowych. Wizyty na posterunku nie są niczym przyjemnym, jednak z czasem stały się moją codziennością. Co miesiąc tu bywam, czekając na dogłębne zbadanie trzeźwości. Nie sądzę, by było mi to potrzebne, jednak takie są procedury wobec tzw. "świeżaków", to jest osób niedawno zwolnionych z zamkniętych zakładów poprawczych. I choć nie mam w zamiarze wracać do dawnego życia, inni  nieustannie mnie o to podejrzewają.
- Następny! - słyszę nawoływanie, zmuszające mnie do wstania i udania się do wskazanego wcześniej pomieszczenia.
Nim wchodzę do środka, rozglądam się po korytarzu. Nie wiem co mną kieruje, ale zdaje się to być przeznaczeniem, bo w ostatniej chwili dostrzegam zgarbioną sylwetkę dziewczyny, prowadzonej przez jednego z komisarzy. Szarpie się, próbując wyrwać z uścisku, co jednak skutkuje jego umocnieniem. Przez moment nasze spojrzenia spotykają się, a ja zamieram w bezruchu.

Dlaczego tu jesteś?

Co zrobiłaś?

- Luna... - szepczę ledwo słyszalnie, nie wierząc własnym oczom. Ona jednak nic nie mówi, tylko uśmiecha się blado, po czym znika z pola widzenia.
- Czekasz na specjalne zaproszenie? - zwraca się do mnie podirytowany pracownik. W odpowiedzi naciskam klamkę i trzaskam za sobą drzwiami, dając mu do zrozumienia, że nijak obchodzi mnie jego zdanie.

Nie macie czego szukać i tak nic nie znajdziecie.

Pewny siebie opuszczam pokój. Na mojej twarzy gości cwany uśmiech, który znika wraz z ponownym wyjściem. Siedzi tam zagubiona i wystraszona, czekająca na jakąkolwiek pomoc. Bez zastanowienia dosiadam się do niej i nie bacząc na sytuację, pytam:
- Co się stało?
- Mogłabym spytać cię o to samo - odpowiada cicho, uważnie mi się przyglądając. Ma rację. Moja obecność tu jest dla niej równie zastanawiająca, co jej dla mnie.
- Rutynowe badania - wzdycham, a widząc niezrozumienie w oczach Luny, dodaję - co miesiąc sprawdzają, czy jestem czysty.
Brunetka pochyla się, ukrywając twarz w dłoniach. Choć usilnie stara się nie okazywać słabości, widzę je. Mało tego, wiem, że zbiera jej się na łzy, a nie mam pojęcia co jest tego przyczyną, a tym bardziej jak temu zaradzić.
- Znalazła - chlipie, nie unosząc wzroku - znalazła to u mnie! - wybucha gorzkim płaczem. Przytulam ją najczulej jak potrafię i gładząc po plecach, staram się dowiedzieć nieco więcej.
- Twoja mama? Co takiego znalazła? - dopytuję.
- Dwa gramy amfetaminy - szlocha, zaciskając pięści i mocniej wtulając się w moją koszulę.
To wiele wyjaśnia. Posiadanie, a co dopiero zażywanie owej substancji jest nielegalne. Skąd taka dziewczyna jak Luna mogła ją zdobyć?
- Skąd ją miałaś? - muszę poznać źródło problemów. Nastolatka waha się nad odpowiedzią i dopiero po chwili, mówi:
- Od starych znajomych - przerywa, by podnieść się i swymi zapłakanymi oczami dokładnie zlustrować moją twarz.

Nie mówisz mi wszystkiego.

- Przysięgam, że chciałam z tym skończyć. Wziąć to, co miałam i nie kupować więcej - zapewnia, ale czy szczerze?
- Wykryli? - schodzę na inny temat.
- Tak - przyznaje się. Jest autentycznie załamana i skruszona, ale wszystko ma swoją cenę. Ja przekonałem się o tym rok temu, a teraz przyszedł czas i na nią.
- Naprawdę chciałaś przestać? - upewniam się, co do jej intencji.
- Tak - przytakuje - ale tutaj nikt mi nie uwierzy.
- Ja ci wierzę i zrobię wszystko co w mojej mocy, by cię stąd wyciągnąć - oznajmiam. I choć wiele ryzykuję, to ta gra jest warta świeczki.
- Nie dasz rady - stwierdza zrezygnowana - zamkną mnie, jak tylko potwierdzą się wyniki.
- Nie potwierdzą - szepczę - nie dopuszczę do tego.
Mając świadomość ponaglającego mnie czasu, zrywam się z miejsca i bez słowa kieruję ku wyjściu z budynku. Valente śledzi wzrokiem każdy mój ruch, a gdy przystaję w progu, wstaje i podbiega do mnie, rzucając mi się w ramiona.
- Uważaj na siebie - mówi tak, bym tylko ja usłyszał. Zacieśniam uścisk, ciesząc się ostatnim kontaktem na bliżej nieokreślony czas.
- Wrócę po ciebie - odpowiadam, puszczając ją i oddalając się.
Gdybym tylko mógł, zachowałbym ją przy sobie już na zawsze. Nie dopuścił, by stała jej się jakakolwiek krzywda. Byłbym przy niej bez względu na okoliczności. Jednak w tej chwili nie mogę sobie pozwolić na takie rozważania. Muszę skupić się na jak najszybszym skontaktowaniu z właściwymi ludźmi.

Ludźmi, od których wszystko się zaczęło.

Czy mi pomogą? Na pewno nie za darmo. W tym towarzystwie nikt nie działa bezinteresownie. Nie mniej jednak stawką jest przyszłość Luny, a więc nie zawaham się wymusić potrzebnej mi pomocy. Zrobię to dla niej.

Wrócę i zdobędę to, czego mi trzeba.

Czy Matteo zdąży na czas?
Z kim przyjdzie mu się zmierzyć?
Co kryje za sobą mroczna przeszłość?
Tego wszystkiego dowiecie się już w następnym rozdziale, a póki co zachęcam was do wyrażania opinii o powyższym;*





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro