Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 | Night Secrets

Jak cię widzą, tak cię piszą.

Czy rozsądnym jest upijać się w samotności?

Nie.

Na całe szczęście nie byłem sam. Mój przyjaciel wiernie dotrzymywał mi kroku, nie odstępując i pilnując, bym nazajutrz nie żałował wspólnego wypadu. Całą noc bawiłem się w towarzystwie uroczych dziewczyn, chętnych nawet od zaraz. Ku mojemu zdziwieniu nie odpowiadały mi i to ja wyszedłem z inicjatywą opuszczenia lokalu i udania się w bardziej ustronne miejsce.

Idę przed siebie, rozglądając się dookoła i podziwiając majestatycznie piękną przyrodę w ogródkach sąsiadów Peridy.
- Szkoda, że ja takiego nie mam - mówię, przystając na chwilę i z zadziwiającym oddaniem lustrując najbliższy trawnik.
- Tak, jest piękny - zgadza się ze mną równie nietrzeźwy chłopak.
Nasza rozmowa schodzi na nietypowe tematy, jak to zwykle bywa po sporej dawce alkoholu. Zdania są nieskładne, a myśli porozrzucane i nie możliwe do złożenia w logiczną całość. Za pewne nie uda mi się zliczyć ilości wypitych shotów, ale zawsze warto spróbować.
- Daleko jeszcze? - pytam, czując, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- Nie, już blisko - odpowiada niemrawo.
Przemieszczamy się coraz wolniej, a substancja buzująca w żyłach, daje nam się we znaki.
- Który to Luny? - w mojej głowie rodzi się nowy pomysł, będący ostatecznym gwoździem do trumny.
- Ten - wskazuje na sporych rozmiarów dom - co kombinujesz?
- Może ją odwiedzę - mówię bez zastanowienia, nie zdając sobie sprawy z późnej godziny i własnego stanu.
- Po co? - dopytuje zdezorientowany Gaston, który w obecnej sytuacji jest jeszcze mniej domyślny niż zazwyczaj.
- Bo chcę ją zobaczyć - tłumaczę, po czym śmiało skręcam w boczną uliczkę, kierującą do posiadłości brunetki. Zostawiam kumpla w tyle i zwinnie przeskakuję przez ogrodzenie. Może i jestem pijany, ale wciąż wysportowany. Zakradam się od tyłu i z początku lekko pukam, czekając na odzew. Gdy ten nie następuje, ponawiam czynność, tym razem dużo mocniej i pewniej. Po chwili widzę zapalające się wewnątrz światło i drobną postać krzątającą się przy drzwiach, najpewniej walczącą z zamkiem.
- Co ty tu robisz? - otwiera mi zaspana Luna, o dziwo normalnie ubrana.
- Też cię miło widzieć - żartuję, co jednak nie wywołuje śmiechu Meksykanki.
- Czy ty masz pojęcie która godzina? Całe szczęście, że nie ma rodziców, bo inaczej... - mówi na jednym wdechu.
- To mogę wejść? - przerywam jej, wpraszając się do środka.
- Zwariowałeś, oczywiście, że nie! - krzyczy, po czym dodaje - jesteś całkowicie zalany!
- Nie całkowicie, a odrobinkę - poprawiam ją - może dołączysz do mnie? - proponuję, puszczając przy tym oczko.
- To nie pora na wygłupy Matteo - beszta mnie. Jest słodka gdy się złości.
- Masz rację, to idealny czas na spacer - zmieniam taktykę, chcąc wyciągnąć ją z domu - może weźmiesz coś ze sobą i przejdziesz się ze mną? - pytam. W odpowiedzi dostaję krzywy uśmiech i  oddalającą się w głąb korytarza Valente, która już po chwili staje przede mną z litem czystej w ręce.
- Nie wierzę, że to robię - wzdycha dziewczyna i zatrzaskując drzwi, prowadzi do wyjścia z terenu posesji. Zadowolony z siebie kroczę tuż za nią, nie wiedząc dokąd zmierza, co jednak w tym momencie nie ma dla mnie znaczenia.

Liczy się tylko ona.

Dotarłszy na jeden z osiedlowych placów zabaw, siadamy na huśtawkach. Nastolatka otwiera flaszkę i na raz wypija niespełna połowę jej zawartości.
- Mocne - krzywi się na smak wódki.
- Daj, sprawdzę - mówię ochoczo, co wywołuje rozbawienie na twarzy Luny.
- Tobie już wystarczy - daje mi znać, że nie mam na co liczyć. Nie protestuję, faktycznie jestem już nieźle wstawiony, co odbija się na wszystkim, co mówię i robię.
- To pij to szybciej - ponaglam ją. Brunetka posłusznie znowu przechyla butelkę, a gdy w końcu ją odstawia, na dnie zostaje już tylko resztka.
- Zeruj - namawiam, a Valente wykonuje.
Nie mija długo, a obydwoje siedzimy przy okrągłej karuzeli, śmiejąc się i rozmawiając o wszystkim, jak przystało na pijane nastolatki. Czuję się swobodnie i po raz pierwszy od dawna mogę być sobą.

Co nie zawsze wychodzi mi na dobre.

- Dlaczego przyszedłeś? - pyta w przerwie od śmiechu.
- Chciałem cię zobaczyć - mówię i widzę, że satysfakcjonuje ją moja odpowiedź.
- Mhm - mruczy i nieznacznie się do mnie przysuwa. Odbieram to jako zachętę do działania i również zmniejszam dzielącą nas odległość.
- Jak się czujesz... - urywa w połowie - no wiesz, z tym zawieszeniem - kończy nieśmiało.
- Nijak, to tylko trzy dni, a dupek zasłużył sobie - wyjaśniam.
- Dziękuję ci i przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale - milknie na chwilę, zastanawiając się nad słowami - nie byłam w stanie.
- Domyśliłem się - nie mam jej tego za złe.
Orientuję się, że z początku niezobowiązująca i luźna rozmowa schodzi na dalszy etap - szczerości i zwierzeń, a to nie wróży nic dobrego.
- Dlaczego byłeś w poprawczaku? - drobna istotka siedząca obok mnie porusza najgorszy z możliwych tematów. Dotyka coś, o czym usilnie pragnę zapomnieć.
- Kiedyś ci opowiem, ale lepiej w innych okolicznościach - unikam powiedzenia prawdy, w obawie przed jej reakcją, która jak sądzę, nie różniłaby się wiele od poprzednich.
- Okej - rzuca luźno, nie pojmując w jak czuły punkt ugodziła.
- Zbierajmy się - wstaję nagle, ciągnąc za sobą zdezorientowaną Lunę - późno już - dodaję w formie żartu, widząc posępną twarz towarzyszki.
- Jeśli powiedziałam coś nie tak... - zaczyna, a na jej twarzy uwydatniają się zakłopotanie i lęk.

Boi się mnie.

- Nie, to ja przepraszam - reflektuję się - nie chcę, byś źle o mnie myślała, a gdy poznasz całą historię z pewnością tak będzie - milknę, pojmując wagę wypowiedzianych słów.
- Nie jestem taka - oznajmia - nie oceniam innych.
Choć wiem, że to tylko fragment pijackiej pogadanki, której jutro może już nie pamiętać, czuję niewyobrażalną ulgę i nadzieję, która napełnia mnie od środka, dyktując dalsze postępowanie.
Jednym ruchem chwytam jej drobną rączkę i zamykając ją w mojej - większej, ustawiam się tak, by móc spojrzeć dziewczynie prosto w oczy.

Oczy, które mówią wszystko.

Nie rozluźniając uścisku naszych dłoni, spoglądam w obecnie zagubione, ale i nad wyraz radosne spojrzenie Luny.
- Dziękuję - szepczę, przyglądając się jej zaróżowionym policzkom.

Proszę, zapamiętaj to, co zaraz usłyszysz.

- Dziękuję za to, że mogłem cię spotkać.

Witam wszystkich!
To chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów.
Jestem bardzo ciekawa, jakie są wasze odczucia i czy spodobał wam się on równie bardzo co mi.
Lubicie takiego Matteo? Tajemniczość to chyba jego znak rozpoznawczy, więc i tu nie wyznał Lunie prawdy.
Wakacje rozpoczęte, dlatego postaram się częściej publikować, począwszy od dziś.
Zobaczymy co mi z tego wyjdzie.
Póki co zapraszam was do czytania;*




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro