10 | Memories
*Ważna notka pod rozdziałem*
Nie zmieniaj przeszłości, skup się na teraźniejszości.
Jeden rok, jedna chwila, a konsekwencje trwające do teraz. Od tamtej pory wszystko uległo zmianie. Po beztroskiej i radosnej nastolatce nie pozostał najmniejszy ślad. Na jej miejsce wyrosła nowa, mroczniejsza wersja mnie.
Patrząc na stare zdjęcia, widzę zwyczajną dziewczynę, cieszącą się życiem i czerpiącą z niego przyjemność. Gdy zerkam w lustro, moim oczom ukazuje się nędzny cień człowieka, ledwo stąpający i trzymający się na nogach.
Czy to możliwe, by w tak krótkim odstępie czasu doświadczyć tak wiele? Najwyraźniej tak.
- Dlaczego to robisz? - pyta zdenerwowana dziewczyna, która z trudem powstrzymuje nadmiar cisnących jej się do oczu łez - usuń to - prosi błagalnym tonem.
- Teraz potrafisz być milutka? - drwi chłopak, wymachując jej przed oczami telefonem.
- Proszę cię, usuń to - ponawia prośbę.
- Nie ma nic za darmo - mówi brunet, kpiąc z przerażonej nastolatki.
- Czego chcesz? - nie rozumie.
- Ciebie - szepcze wprost do jej ucha, lekko je przy tym przygryzając.
Gdybym tylko wiedziała z kim mam do czynienia, odpuściłabym w porę, tamując dalsze przykrości. Nie zgodziłabym się, nie poniżyła przed nim i samą sobą. A jednak zrobiłam to i wiem, że będę tego żałować do końca życia, a wspomnienie owej nocy już zawsze będzie mi towarzyszyło i spędzało sen z powiek.
- Obiecałeś - chlipie z rozżaleniem.
- Chyba nie sądziłaś, że usunę jedyne nagranie z prawdziwą Luną? - śmieje się, nie zdając sobie sprawy jak wiele krzywd wyrządza.
- Po co ci to? Ile jeszcze chcesz mnie tym dręczyć? - pyta przez łzy, zaciskając pięści.
- Właściwie to już mi się znudziłaś - puszcza jej oczko - ale może spodobasz się innym - odpowiada z kpiącym uśmiechem.
- Co masz na myśli? - nie pojmuje dziewczyna.
- Jutro się przekonasz - mówi, po czym odchodzi, zostawiając ją samą, bijącą się z myślami.
Nie zareagowałam w porę, nie domyśliłam się co knuł. Nie sądziłam, że jest zdolny do takich czynów. W końcu kiedyś go kochałam, a przynajmniej tak mi się zdawało.
Przemierza korytarze, czując na sobie palące spojrzenie rówieśników. Nikt nie podchodzi, a każdy patrzy.
- O co wam chodzi? - pyta, nie wytrzymując i lekko się unosząc.
- Nie wiedziałem, że taka z ciebie sztuka - odpowiada jeden z wielu wpatrzonych w nią chłopaków.
- Szmata - rzuca przechodząca obok blondynka.
- Lepiej sprawdź facebooka - mówi cicho dziewczyna, stojąca pośród tłumu i jako jedyna nie drwiąca z zielonookiej Meksykanki.
Dopiero wtedy wszystko do mnie dotarło. Nim zorientowałam się co jest grane, było już za późno. Za późno, by mi pomóc. Parę niefortunnych słów, wypowiedzianych w złą porę i do niewłaściwej osoby, sprowadziło na mnie tak wiele nieszczęść.
Gdybym tylko mogła cofnąć czas, postąpić inaczej, nie zaufać byle komu. Gdybym tylko mogła zmienić bieg wydarzeń - zrobiłabym to, a moje życie wciąż miałoby sens.
Niewysoka brunetka kroczy na przodzie długiego orszaku. Nadszedł czas, by ostatecznie pożegnać najbliższych i ku uciesze reszty świata, zatracić w żałobie i zamknąć w wielkiej kuli wspomnień. Jej twarz zdobi rozmyty już makijaż, a wychudzone ciało - czarna, prosta sukienka.
Zapada cisza, a ksiądz odprawia ostatnie modlitwy przed złożeniem do grobu dwójki kochających się małżonków. Poznali się i zakochali, a teraz razem zaznają spokoju.
Tęsknię za nimi. Dlaczego odebrano mi ich tak szybko? Z dnia na dzień pozbawiono mnie ostatnich szczątków miłości. Na samo wspomnienie nieszczęsnego wypadku blednę, a po moim policzku spływa pojedyncza łza, przypominając o tych, których kochałam najmocniej. Choć nie ma ich już przy mnie, to wiem, że kiedyś się spotkamy.
Może nawet szybciej niż powinniśmy.
- Ty jesteś Luna Valente? - pyta szykownie ubrana kobieta, stojąca w drzwiach i bacznie rozglądająca po całym pomieszczeniu.
- Tak, to ja - odpowiadam cicho, nie chcąc się zbytnio wychylać.
- W takim razie chodź, czas na ciebie - mówi, wychodząc i nakazując bym i ja opuściła pokój.
Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi żyć we współczesnej odmianie królewskiego zamku, z otaczającą mnie zewsząd służbą, będącą na każde moje skinienie. A jednak tak się stało. Tamtego dnia rozpoczęłam nowy etap w swoim życiu. Odcięłam się od bolesnych wspomnień i zamknęłam na nowe. Poprzysięgłam, że nie dopuszczę się miłości. Bo miłość to ból, a ja nie chcę więcej cierpieć.
Paradoksalnie właśnie to robię.
Ekstaza jaką dawał jej narkotyk, zachęcała do sięgania po kolejne dawki, które goiły rany tylko po to, by potem na nowo je rozedrzeć ze zdwojona siłą. Pod wpływem ostatnich zdarzeń ponownie utknęła w sidłach odurzających substancji i w żaden sposób nie mogła się z nich uwolnić.
Dziewczyna leży na łóżku, uśmiechnięta i względnie zadowolona. Nie mniej jednak to tylko chwilowy stan, utrzymujący się tak długo, jak długie będzie działanie narkotyku.
Po ponad trzymiesięcznym odwyku znowu to zrobiłam. Nie wierzę, że tak łatwo się poddałam i uległam. Nie chcę tego ciągnąć, nie chcę taka być. Zdaję sobie sprawę, że to tylko chwilowe poczucie spełnienia, które później zamieni się w wyrzuty sumienia i ból głowy, uniemożliwiający prawidłowe funkcjonowanie.
Wiem to, a jednak wciąż wracam do przeszłości.
Zaskakuję samą siebie, dodając ten rozdział tak szybko, ale powiedzmy, że to z okazji zbliżających się wakacji.
Przechodząc do konkretów, tym oto akcentem kończy się pierwsza połowa książki, której narratorem była sama Luna. Jej przeszłość zostaje wyjaśniona i zamknięta.
Od następnego rozdziału akcja będzie przedstawiana z perspektywy Matteo.
Wiem, że stworzyłam z niego jedną wielką zagadkę, ale powiem wam, że to nie wszystko. Mam w zanadrzu jeszcze parę wątków, które stopniowo omówię.
Póki co czekam na wasze opinie o powyższej części, która napisana jest w nieco inny sposób niż poprzednie.
Udało mi się was choć trochę zaskoczyć? A może spodziewaliście się takich wydarzeń?
Ciąg dalszy startuje jak tylko dopracuję nowe rozdziały;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro