Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI

Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to twarz Scotta.

- Scotty? Jestem w Niebie? - spytałem zdezorientowany.

- Tylko ty nazwałbyś ten pieprzony zakład Niebem, bro. - zaśmiał się Scott.

- Zakład? - zdziwiłem się.

Podniosłem się do siadu i rozejrzałem wokół. Znajdowałem się w jakimś pokoju.

- Zakład dla nowoprzemienionych, Dylan. - wyszeptał cicho.

- Co? - załamałem się - Zrobił to? Przemienił mnie? - spytałem, na co Scott pokiwał głową na potwierdzenie - Ale czuję się normalnie! Jestem człowiekiem! - zaprzeczyłem.

- Tak jest na początku. Dopiero z czasem będziesz się robił silniejszy, wzrok ci się polepszy, słuch i szybkość. - wyjaśnił - Natomiast bardzo dobrze wiem, co jest z tobą od samego startu gdy się przebudzisz po ugryzieniu. - spojrzał mi w oczy - Pragnienie. - wyznał.

Pragnienie?

Jedyne czego pragnę to wrócić do domu!

Nie chcę tu być!

- Gdy cię tu przywieźli, nie mogłem uwierzyć. Czemu to zrobiłeś? Czemu chciałeś umrzeć? To przez Thomasa? Zrobił ci coś? - Scott złapał mnie za ramię.

Nagle odkryłem różnice tego jaki byłem przed tym jak się tu znalazłem.

Jeremy sprawił, że straciłem rozum. Załamałem się psychicznie. Nie mogłem tego znieść, więc się...zabiłem.
Teraz wydaje mi się to głupie. To ja byłem ofiarą! Tommy nie zostawiłby mnie! Nie z takiego powodu! To nie była moja wina! Byłem naćpany i bezsilny!
Wreszcie myślę jasno...

- To nie przez Tommiego. Był tutaj? Rozmawiałeś z nim? - zapytałem.

- Nowoprzemienionych nie można odwiedzać przez pierwszy tydzień. Tyczy się to wampirów, bo ludzie wcale nie mogą tu przychodzić. Sam wiesz dlaczego. - oznajmił.

- Czyli nie było tu Tommiego? - spytałem jeszcze raz.

- Jezu, bro! Nie, nie było go! Czemu ciągle o niego pytasz? Napewno umierasz z pragnienia, a ty tylko o nim myślisz! Chodź! - złapał mnie za rękę i ściągnął z łóżka.

Nie do końca wiedziałem o co mu chodzi. Chciałem tylko się spytać o Tommiego. Musi być zrozpaczony.

- Kiedy pierwszy raz się obudziłem...- zaczął, prowadząc mnie przez korytarz - Nie myślałem o niczym poza krwią. - wyjaśnił i wprowadził mnie do wielkiej sali.

Na środku stały stoły i krzesła gdzie siedzieli ludzie...znaczy wampiry. Było tu kilka młodych osób, a także takich po trzydziestce, czterdziestce oraz osób starszych. Chociaż tych ostatnich było niewiele. Musieli paść ofiarą napadu czy czegoś, bo jaki dziadek chciałby być wampirem?

- Trzymaj! - Scott podał mi torebkę z czerwoną cieczą.

Wziąłem ją niepewnie do ręki i patrzyłem jak on sam łapczywie wypija swoją.

Do moich nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach krwi.

- Nie. - oddałem mu ją - Nie będę tego pić! To śmierdzi i jest obrzydliwe! - powiedziałem i nagle w całej sali zapanowała cisza.

Wszyscy naraz spojrzeli się na mnie z szokiem.

- C-co? - wyjąkał Scott z szeroko otwartymi oczami.

Usłyszałem jak drzwi się otwierają i do sali wszedł facet wyglądający jak ochroniarz w towarzystwie młodej kobiety w białym stroju.

- Dylan, tak? - kobieta zwróciła się do mnie - Jest jakiś problem? Wiem, że jesteś tu nowy i jest ci ciężko. Jeśli coś jest nie tak, to mów. - poprosiła.

- Zaufaj jej. To spoko babka! - Scott szturchnął mnie w ramię.

- Nie chcę pić krwi. Ona śmierdzi. Rdzą i śmiercią! - wyznałem.

- To nas zaskoczyłeś, Dylan. Gdybym nie wyczuwała, że jesteś wampirem to w życiu bym nie powiedziała, że nim jesteś. Jak wampir może nie lubić krwi? - spytała sama siebie.

- Muszę z kimś porozmawiać. Dajcie mi zadzwonić. - spojrzałem na nią błagalnie.

- Nowoprzemieniony ma prawo do kontaktowania się z innymi dopiero po upływie pięciu dni. Nie zapominaj też, że toczy się przeciw tobie sprawa. - odrzekła.

- Sprawa? - zdziwiłem się.

- Jeremy Hookwood. Mówi ci to coś? - spytała.

Wstrzymałem powietrze.

- Nie martw się. Dowody mówią same za siebie. Raczej wygrasz tą sprawę. - dodała szybko, widząc mój szok.

- A co z Tommym? - wyszeptałem.

- Z kim? - zapytała.

- To on mnie przemienił. Grozi mu coś za to? Przemienił Scotta, a teraz mnie. To nielegalne. Czy go zamkną? - martwiłem się.

- Nie wiem. Jestem na bieżąco z informacjami tylko na temat przemienionych. - odpowiedziała z przepraszającą miną.

- Okej. - westchnąłem.

Muszę porozmawiać z Tommym!

* * *

- Musisz to wypić! Chcesz umrzeć?! - wykrzyczał Scott, machając mi tą śmierdzącą torebką z krwią przed oczami.

- Już umarłem. - wyszeptałem.

- Bro, proszę! Zaraz zrobisz się ospały, a w końcu stracisz przytomność i umrzesz! - wybuchł.

- Wypiję to gówno jak skołujesz mi telefon. - zarządałem.

Scott prychnął pod nosem z irytacją.

- A ty znowu o tym swoim Tommym? Jezu! Ty nie pragniesz krwi! Pragniesz jego! - zauważył.

- Kocham go. - wzruszyłem ramionami.

- Trudno się nie domyślić! - skomentował - Dobra! Spróbuję coś wykombinować, ale potem to wypijesz! - nakazał i rzucił mi torebkę na kolana - Jesteś najbardziej popieprzonym wampirem na świecie! - wykrzyczał przed wyjściem z pokoju.

* * *

Usłyszałem sygnał w słuchawce. Jeden. Drugi. Trzeci.

Słucham?

Zamknąłem oczy, delektując się tym słodkim głosem.

Halo?

Scott? To ty? Co z Dylanem? Jest na mnie zły? Bardzo? Czy...

Jesteś tam?

- Hej. - wyszeptałem cicho.

Dylan? Pozwolili ci zadzwonić?

- Nie do końca. - odpowiedziałem.

No tak.

Usłyszałem jego cichy śmiech.

- Masz kłopoty? No wiesz...przez to? - spytałem.

Powiedzieli, że jeżeli jeszcze raz przemienie kogoś aby uratować mu życie to mnie zamkną na dwieście lat.

- Och...czyli ci się upiekło. - odetchnąłem z ulgą.

Nienawidzisz mnie teraz, co? Przepraszam. Nie mogłem cię stracić. Nie tak. Nie w ten sposób. Wybacz mi. Jestem egoistą.

Westchnąłem cicho do słuchawki.

- Tommy...- spojrzałem niepewnie na Scotta, który siedział obok mnie - Em...po naszym pierwszym razie, gdy wyszedłeś rano, pomyślałem o czymś. Pomyślałem, że jak skończymy szkołę...znaczy ja ją skończę, bo ty będziesz tam siedział jeszcze z dziesięć lat przez swoje oceny! - upomniałem.

Czepiasz się.

- Pomyślałem, że będę starał się o zgodę na...przemienienie. - dokończyłem.

Ty nie żartowałeś, gdy mówiłeś, że chcesz zostać ze mną na zawsze...Boże, Dylan! Tak bardzo cię kocham! Tak mi przykro, że tyle wycierpiałeś! Nie było mnie przy tobie gdy...gdy...

- Przestań! - przerwałem mu - To nie była twoja wina! To nie była niczyja wina! Też cię kocham i okropnie za tobą tęsknię! - wyznałem.

Jak sobie radzisz? No wiesz, pamiętam swoje własne początki. Wogóle dziwię się że dajesz radę ze mną rozmawiać. Pragnienie daje popalić, co?

- Em...no i tu jest właśnie taki mały problem. - wyszeptałem niepewnie.

Co się dzieje? Wszystko w porządku? Coś jest nie tak?

- Obiecaj mi, że nie zaczniesz świrować jak reszta gdy to powiedziałem, okej? - poprosiłem.

Będę spokojny, obiecuję.

- Chodzi o to...że ja nie lubię krwi. Ona śmierdzi i jest obrzydliwa. - powiedziałem.

C-co?

- Tommy...- zacząłem.

Nie! Czekaj! Coś tu jest nie tak! Ugryzłem cię w szyję...ale może coś mi się pomyliło? Może ugryzłem cię w tyłek, bo chyba ci się w dupie poprzewracało! Jak wampir może nie lubić krwi?!

- Nie wiem, okej?! Miałeś nie świrować i nie krzycz na mnie! - wydarłem się.

Przepraszam. Trochę mnie zszokowałeś...nie no! Ty żartujesz, tak? To żart?

- Mówię poważnie. - odparłem.

Jesteś najdziwniejszą osobą na świecie, Dylan!

- No wiem. - przytaknąłem.

Ale i tak cię kocham, skarbie.

- Ja też. - uśmiechnąłem się do słuchawki.

Zostaniesz?

- Zostanę. - obiecałem.

NOTKA OD AUTORA
Zbliżamy się powoli do końca:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro