XVIII
Uniosłem powieki. Blask jaskrawych promieni słońca lekko podrażnił mi oczy.
Moje ramie dosłownie płonęło od gorąca. Przekręciłem głowę na bok i ujrzałem parę wpatrujących się we mnie czekoladowych oczu. Tommy leżał na moim ramieniu z lekkim uśmiechem.
- Dzień Dobry, skarbie. - wyszeptał cicho.
- Zostałeś. - zdziwiłem się, ponieważ domyślałem się, że Tommy musiał całą noc leżeć i się nudzić gdy ja spałem*.
- Przecież obiecałem. Zresztą nawet nie wiesz jak fajnie było cię obserwować. Przez tą noc zapamiętałem chyba każdy szczegół twojej twarzy. - wyznał, po czym pocałował mnie delikatnie w policzek.
Moje usta samoistnie rozjaśniły się w szerokim uśmiechu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem tak szczęśliwy.
Chyba wtedy gdy do auta Scotta wlazł skunks...
- I jeszcze tak słodko mnie tuliłeś. Nie mógłbym cię zostawić, bo serce by mi pękło. - dodał, widząc mój uśmiech.
- Jest idealnie. - stwierdziłem.
Tommy leżący koło mnie, ciepło jego ramienia, wpatrujące się we mnie czekoladowe oczy, wspomnienia z wczoraj...to wszystko sprawiało, że w środku aż emitowałem szczęściem.
- Idealnie. - zgodził się ze mną - Ale niedługo trzeba wstawać do szkoły. - przypomniał.
- No i przestało być idealnie. - westchnąłem cicho.
Thomas zaśmiał się i przyciągnął mnie bliżej.
- Nim się obejrzysz, znów mnie zobaczysz, Dylan. Wrócę na chwilę do domu, pokaże Sonyi, że żyje, zaopatrzę organizm w jakieś BRH minus i przyjadę po ciebie. To będzie strasznie długa rozłąka, ale myślę, że dam radę. - powiedział śmiesznie poważnym tonem.
- Napewno? Znając twoje możliwości to będzie z piętnaście minut. To okropnie długo! - zażartowałem.
- Skrócę do dziesięciu. - obiecał - A teraz muszę się nacieszyć tym, że cię mam. - zdecydował i przywarł swoimi ustami do moich.
Uśmiechnąłem się poprzez pocałunek. Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio tak często się uśmiechałem.
*W moim opowiadaniu wampiry nie śpią wcale;) Chyba, że tak jak Sonyę, ktoś je mocno pobije lub stracą dużo krwi to wtedy tracą przytomność.
* * *
Jadłem śniadanie gdy do kuchni weszła Melissa. Już od progu skarciła mnie wzrokiem, chociaż nie wiedziałem o co jej chodzi.
- Co jest? - spytałem, biorąc łyka gorącej kawy.
- Dylan...- zaczęła - Wiem, że masz już siedemnaście lat i swoje potrzeby, ale jak już oglądasz filmy pornograficzne to mógłbyś ściszyć głos! - ostrzegła.
- Ale ja nie oglądałem żadnego porno! - zaprzeczyłem.
- Nie okłamuj mnie, mój drogi! - groźnie uniosła palec w górę.
Czemu ona myśli...
O nie...O kurde...
- Taaa...masz mnie! - powiedziałem z zakłopotanym uśmiechem - Te jęki to z telewizora. - skłamałem.
- Mówiłam! - odparła dumnie, że przyznałem jej rację.
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi i poczułem jak serce zaczyna bić mi szybciej.
Melissa ruszyła na korytarz by otworzyć.
- Thomas! - ucieszyła się na jego widok - Wejdź! - zaprosiła go do środka.
- Pomyślałem, że podwiozę Dylana do szkoły. - oznajmił przemiłym głosem, na co zachichotałem cicho i pokręciłem głową.
- Jesteś taki uczynny! - pochwaliła go.
Przewróciłem oczami i postanowiłem do nich dołączyć zanim Tommy zrzyga mi się tutaj tęczą.
Założę się, że gdyby mogła, matka zamieniłaby mnie na Thomasa.
Ustałem w małym korytarzyku i wzrok Tommiego od razu spoczął na mnie.
Szczęście znów do mnie wróciło i mógłbym przysiąść, że zaraz rozerwie mnie ono na strzępy.
- Jedźcie już, bo się spóźniecie i Dylan...- Melissa spojrzała na mnie - Żadnych bójek! - nakazała.
- Zobaczę co da się zrobić. - przytaknąłem i wyszedłem z Tommym z domu.
Chwilę później, delektowałem się pięknie brzmiącym warkotem silnika mojego ulubionego modelu samochodu.
- Co się tak zachwycasz? - Thomas dostrzegł moją fascynację jego autem.
- Kocham ten samochód! Jest zajebisty! Wiesz, że to mój ulubiony model? I ten dźwięk silnika! - wykrzyczałem z ekscytacją.
- Może to głupie, ale zaczynam być zazdrosny. - wyznał - Kochasz ten samochód chyba bardziej ode mnie! - zarzucił mi.
- Em...musiałbym się zastanowić. - powiedziałem.
- C-co? - oderwał wzrok od drogi i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Żartowałem, idioto! - pokręciłem głową.
- No ja mam nadzieję, bo inaczej będę przyjeżdżał po ciebie na rowerze. - zagroził.
Zamyśliłem się na chwilę.
- To by mogła być naprawdę ciekawa podróż. - stwierdziłem.
Tym razem to Tommy wybuchł śmiechem.
* * *
Na korytarzu dostrzegliśmy Minho, Jackoba, Sonyę oraz Brendę.
Z szerokim uśmiechem podeszłem wraz z Tommym do grupki znajomych.
- A tobie co tak wesoło, złamasie? - spytał mnie Minho.
- Mam dziś dobry humor. - wzruszyłem ramionami.
Minho przyjrzał mi się uważniej, po czym uśmiechnął złośliwie.
- Noooo! Dylu skakał na badylu, co? - zwrócił wzrok na powstrzymującego się od śmiechu Thomasa - Newtie! Ty ogierze! - wykrzyczał wesoło.
- Zamknij się, Minho! Nie skakałem na żadnym badylu! - zaprzeczyłem.
- A Newt nie wrócił dziś na noc, bo? - podchwyciła temat Sonya.
- Łooooo! Wydało się, złamasy! - ucieszył się Minho.
- Przestańcie. - straciła ich Brenda za co byłem jej wdzięczny - Byłam u Scotta. - oznajmiła, a ja natychmiast zapomniałem o zażenowaniu w jakie wprowadził mnie Minho.
- Byłaś u niego? - spytałem.
- Tak. Tylko ludzie nie mogą odwiedzać nowoprzemienionych. Tęskni za tobą. - powiedziała.
- Ja za nim też. - wyszeptałem, jednocześnie czując jak Tommy obejmuje mnie ramieniem.
- A! I jeszcze jedno! - przypomniała sobie Brenda - Powiedział, cytuję "Jeśli dotknie chociaż jednym palcem mój samochód lub będzie szperał w moim pokoju to mu skopie dupe jak stąd wyjdę". - powtórzyła słowa mojego brata.
- Em...okej. - przytaknąłem.
Kurde...co prawda auta nie ruszałem.
- Cześć, Dyl! - podszedł do mnie Chuck - Ej! Fajna bluzka! Gdzie kupiłeś? - spytał.
Spojrzałem po sobie.
- Eee...Zabrałem z pokoju Scotta. - wyjaśniłem, przez co Brenda zachichotała cicho pod nosem.
- Stilinski! - odwróciłem się gdy usłyszałem swoje nazwisko.
Przy drzwiach sali numer 213 stała nauczycielka od matematyki.
- Dyrektor chce cię widzieć. - poinformowała.
Spojrzałem na Tommiego.
- Czemu zawsze to ja chodzę na dywanik? - marudziłem.
- Bo mnie już tam widzieć nie chcą. - wyjaśnił z uśmiechem.
- Idź. Poczekamy tu na ciebie, badylu! - odezwał się Minho.
Przewróciłem oczami.
- Zabij go jak mnie nie będzie. - powiedziałem na odchodnym do Thomasa.
- Ej! - oburzył się Minho.
Przekroczyłem próg gabinetu dyrektora i usiadłem na przeciwko niego.
- Dobry. - przywitałem się.
- Dobrze cię znów widzieć, Dylan. Jak się czujesz? - spytał.
- Jest okej. - odpowiedziałem.
Jest o wiele lepiej niż okej po wczorajszej nocy spędzonej z Tommym!
- To dobrze. - dyrektor pokiwał lekko głową - Wezwałem cię tutaj, ponieważ razem z innymi nauczycielami zdecydowałem, że ze względu na bezpieczeństwo i to co ostatnio przeżyłeś...- urwał na chwilę, po czym kontynuował - Mam na myśli twojego brata i sprawę z Arisem. To naprawdę straszne i bardzo cię przepraszamy, że to wogóle się wydarzyło. Przykro mi, Dylan. - wyznał szczerze.
- Mi też jest przykro. Może pan przejść do rzeczy? - spytałem, zniecierpliwiony.
Koleś! Streszczaj się! Tam, za drzwiami czeka na mnie seksowny chłopak, który robił ze mną wczoraj nieziemsko przyjemne rzeczy, a ty mi tu pierdolisz jak bardzo ci przykro!
- Zdecydowaliśmy, że wrócisz do swojej starej szkoły. - oznajmił.
Jak to się dzieję, że człowiek jest szczęśliwy, a zaraz potem wszystko szlag trafia?!
NOTKA OD AUTORA
I Dylan wraca na stare śmieci. Nie zapominajmy, że czeka tam na niego Jeremy i reszta;)
Nowy hasztag! #DyluDyluNaBadylu 😂😂😂👍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro