Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII

Scott zatrzymał się pod moją szkołą, ale gdy chciałem wysiąść, złapał mnie za ramię.

- Pamiętasz co masz zrobić? - spytał mnie.

- Nie dać się zabić? - udawałem głupiego.

Scott przewrócił oczami.

- Przecież wiesz! - upomniał mnie.

- Przeproszę Chucka, a co do Thomasa to...ja mu chyba tego nie powiem. - wyznałem.

- Jak chcesz, bro. - Scott wzruszył ramionami.

Wysiadłem z Chevroleta i skierowałem się w stronę budynku.

Serce znów zaczęło mi walić gdy szedłem przez korytarz. Każdy odwracał się w moją stronę i patrzył na mnie ze zdziwieniem.

Czego się boisz, Dylan?!

Spojrzałem przed siebie i poczułem jak po plecach przechodzi mi dreszcz, a puls przyśpiesza jeszcze bardziej.

Na końcu korytarza stał nie kto inny jak pierdolony Sangster w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Śmiali się i rozmawiali. Przyjrzałem się koledze Thomasa. Wielki, barczysty, ciemnowłosy koreańczyk.

Jebana pijawka!

Stop! Bo jeszcze pomyślę, że jestem zazdrosny!

- Uważaj, bo zawału dostaniesz. - odezwał się chłopak, stojący obok mnie.

Spojrzałem na niego i gdy tylko zobaczyłem długie włosy, od razu rozpoznałem Jackoba.

- Em...sorka, że rozwaliłem ci baseballa na głowie. - wymamrotałem.

- No co ty? To było boskie! - wykrzyczał z uśmiechem.

- Co? - zdziwiłem się.

Za mocno go uderzyłem? Zwariował?

- Przynajmniej coś zaczęło się dziać w tej budzie! - powiedział wesoło.

Uśmiechnąłem się. Przypominał mi Scotta.

- Więc tak myślę, że skoro mnie przeprosiłeś to raczej pogodziłeś się z losem, hug? Chodź! - otoczył mnie przyjacielsko ramieniem - Poznasz moich znajomych! - zdecydował.

Nie miałem nic do gadania, bo prawie siłą zaciągnął mnie w głąb korytarza.

Przy oknie zobaczyłem grupkę osób do której zmierzaliśmy. Był tam jakiś brzydki brunet (bez urazy dla fanów Aris'a), dwie dziewczyny, brunetka i blondynka oraz...no właśnie, był tam również ten pierdolony koreańczyk.

To gdzie jest Thomas?

- Galliego nie ma, więc poznasz go później. - odezwał się Jackob - To jest Aris. - wskazał na brzydkiego bruneta - I Brenda. - szatynka uśmiechnęła się do mnie szeroko.

- To ty podrywałaś mojego brata? - spytałem.

- Ten słodki słodziak Scott to twój brat? - ucieszyła się.

Pokiwałem twierdząco głową.

- To Sonya. Nie podrywaj jej tylko! - ostrzegł, przedstawiając mi ładną blondynkę.

Jej włosy przypomniały mi piękny odcień włosów Sangstera.

Kurwa! Nie myśl tak!

- Czemu mam jej nie podrywać? - zdziwiłem się.

- Bo to siostra Sangstera. - wyjaśnił z uśmiechem - A to jest Minho. - wskazał na jebanego koreańczyka, którego już nie lubiłem.

Ogarnij się! Nie lubisz go tylko dlatego, że gadał z Thomasem?!

- Hej! Wymiatasz z tym baseballem, stary! - poklepał mnie po plecach.

Zdecydowałem...lubię go.

- Dzięki. - odrzekłem - Nie widzieliście dziś Chucka? - spytałem.

- Tego szczyla? - odezwał się Minho - Newtie z nim siedzi. Zobaczył go i poszedł z nim pogadać. - wyjaśnił jakby od niechcenia.

- Newt gada z Chuckiem?! - niedowierzał Aris.

- Mnie się pytasz, klumpie? Też się, kurna zdziwiłem! Chuck był smutny jakiś, ale cholera tam go wie! - wzruszył ramionami koreańczyk.

Ja wiem. Chuck jest smutny przeze mnie.

Skoro Minho i reszta nie wiedzą czemu Chuck jest smutny to może nie słyszeli moich wczorajszych wrzasków.

- Czemu nazywacie Thomasa Newtem? - zastanawiałem się.

- Ha! W pierwszej klasie na lekcji historii nauczyciel gadał o Isaacu Newtonie! - zaśmiał się Jackob.

- I? - nie zrozumiałem.

- To wtedy Thomas pierwszy raz przywalił nauczycielowi. Często się bije. - wyjaśnił Minho.

- Słyszałam, że ty też. - powiedziała Sonya.

- Czasami. - skłamałem.

Sangster się bije?! Super! Dobrze, że nie oberwałem od niego za te swoje odzywki!

- I od tamtej pory nazywamy go Newtem. - uciął temat Aris.

- Gadacie o mnie? - usłyszałem za plecami i serce podeszło mi do gardła.

Mój puls pewnie był słyszalny z daleka.

- Ględzimy o tym i o tamtym. - odparł znudzonym głosem Minho.

- Fajnie. - wyszeptał Sangster - Dylan? - zwrócił się do mnie.

Złapałem głęboki oddech, po czym powoli odwróciłem się do niego.

- Powinieneś pogadać z Chuckiem, nie sądzisz? Nie dbam o tego gnojka, ale nikt nie będzie obrażał mojej rasy. - wysyczał gniewnie.

- O co chodzi? Dylan właśnie się pytał o Chucka. Chyba go szukałeś, nie? - zapytał mnie Jackob.

- Serio? - zdziwił się Thomas - Szukałeś go? - spytał mnie.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Sangster odezwał się znowu.

- Jest na łączniku. Zalewa się łzami. - powiedział z odrazą.

Spojrzałem mu w oczy. Dostrzegłem tam tylko niechęć.

Zjebałem.

Bez słowa, odeszłem od grupki uczniów i skierowałem się na łącznik, który łączył szkołę z salą gimnastyczną.

Zadzwonił dzwonek, ale nie przejmowałem się tym.

Chuj z lekcjami!

Tak jak powiedział Sangster, znalazłem Chucka wycierającego twarz z łez.

- Hej. - przywitałem się i usiadłem obok chłopaka.

- Czego chcesz? Newt powiedział, żebym nie przejmował się takim głupkiem jak ty oraz żebym ci przywalił jak wyzwiesz mnie jeszcze raz. - oznajmił Chuck.

Zatkało mnie.

Sam sobie nawarzyłeś tego piwa, geniuszu!

- Przepraszam. Ja wcale nie mówiłem na poważnie. Wkurzyłem się na Thomasa i ....- urwałem - Wkurzyłem się na samego siebie...- sprostowałem - I mnie poniosło. Naprawdę bardzo mi przykro. - wyznałem.

- Myślisz, że przeprosiny tu coś dadzą? - spytał.

- Nie, ale gdy byłem mały to mama zawsze mi mówiła, że jak zacznę od słowa "Przepraszam" to reszta nie będzie miała znaczenia. - przypomniałem sobie.

- Wiesz co to oznacza? Twoja matka jest mądrzejsza od ciebie, Dylo. - uśmiechnął się lekko.

- Wiem. - zaśmiałem się cicho.

- Ostatnia szansa, Dylo. Jeśli znów mnie obrazisz to nie chcę cię znać, kapujesz? - spojrzał na mnie wyczekująco.

- Kapuję. - przytaknąłem.

Uginam się przed wampirami. Co się ze mną dzieje?!

- Idę na lekcję, bo mnie historyczka zabije. - powiedział Chuck wesoło i wstał.

- Ja też spadam. - zdecydowałem i wyciągnąłem swój pognieciony plan z kieszeni.

- Mam teraz...no nie! - wyjąkałem - Czemu w tej szkole jest tyle zajęć matematyki?! - wkurzyłem się.

- Ale przynajmniej ostatni masz w-f. - Chuck zajrzał w moją kartkę.

- Ta. Mam nadzieję, że Jeremy nie doszedł jeszcze do siebie. - powiedziałem cicho.

- Kto? - zdziwił się.

- Nieważne. - machnąłem ręką.

* * *

Nie zdążyłem dobrze usiąść w ławce, a już dostałem papierową kulką w głowę.

Ze złością podnosiłem zawiniątko z ziemi i wyprostowałem na blacie stołu.

Zobaczyłem ładny, pochylony charakter pisma.

Rozejrzałem się po klasie i zatrzymałem wzrok na wpatrującego się we mnie swoimi czekoladowymi oczami blondyna.

Zacząłem czytać wiadomość. Moje serce rozpędziło się do granic możliwości.

Podsłuchiwałem twoją rozmowę z Chuckiem. Co to znaczy, że jesteś zły na siebie? Przecież nie zrobiłeś nic.
Apropo, słyszałem także twoją ranną rozmowę z bratem i mam pytanie. I tak, wiem, że miałeś zamiar przeprosić Chucka. Chciałem dać ci tylko nauczkę, bo naprawdę nie lubię obrażania mojej rasy.
Czego nie chcesz mi powiedzieć?
Tylko upominam, że i tak to od ciebie wyciągnę, więc lepiej mów od razu.

Zjebałem.

NOTKA OD AUTORA
Nasz Dyl zaczyna się zmieniać powoli, ale czy nie wybuchnie pewnego pięknego dnia? ;)
❤😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro