Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

Trzasnąłem frontowymi drzwiami.

- Dylan? Ty już w domu? - zdziwiła się Melissa.

Nie odpowiedziałem. Pobiegłem czym prędzej na górę aby móc zamknąć się w swoim pokoju.

Jestem takim złamanym chujem!

Dopiero w połowie drogi do domu, uświadomiłem sobie co zrobiłem. Jak bardzo zraniłem Chucka. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, ale nie mogłem się do końca na nich skupić. Co chwila miałem w pamięci obraz Sangstera muskającego moje usta.

Cholera!

Czemu ja tak reagowałem na niego?! Co mam teraz zrobić?! Przez swoją głupotę muszę zostać w tej pojebanej szkole. Wydarłem się na całe gardło, że jej uczniowie są dziwolągami. Napewno słyszeli to wszyscy. Oni mnie znienawidzą! Nie mam już tam życia! I TO WSZYSTKO MOJA WINA! Bo oczywiście mądry Dylan nie umie nad sobą zapanować!

Czym się przejmujesz?! Przecież ty ich nienawidzisz, Dylan! Nienawidzisz ich! Pamiętasz co zrobili twojej przyjaciółce?!

Rzuciłem się na łóżko. Nie chciałem myśleć o Teresie. Obiecałem sobie, że wyprę to z pamięci. To już nie ma znaczenia. Nie żyje i nic mi jej nie przywróci.

Mordercy!

Jak mogłem polubić Chucka?! Jak mogłem zapragnąć pocałunku Thomasa?!

Zanim zdążyłem oddać się w niespokojny sen, spod moich powiek poleciało kilka gorzkich łez.

* * *

- Bro? - obudził mnie głos Scotta.

Spojrzałem na niego pytająco.

- Czego? - zapytałem.

- Nie było cię pod szkołą. - powiedział.

No tak! Osz kurwa! Zapomniałem o Scottym!

- Em...wcześniej skończyłem lekcję. - skłamałem.

- Nie mogłeś napisać smsa? A nie, wracać do domu na pieszo? - zdziwił się.

- Potrzebowałem spaceru. - oznajmiłem.

Scott przyjrzał mi się uważniej.

- Co się stało, bro? I nie mów mi, że nic, bo dostaniesz w mordę moim kapciem. - zagroził.

O nie! Nie ma mowy! Kapcie Scotta śmierdziały jak zdechły skunks!

- Nie wracam do was. Zostaję w szkole dla wampirów. - powiedziałem.

- Co przeskrobałeś? Miałeś być miły, Dyl. Czy to coś trudnego? - zirytował się.

Tak, jeśli całuje cię napalony wampir z pięknymi oczami!

- Wydarłem się na takiego jednego chłopaka, czego zresztą żałuję. - odrzekłem szczerze.

- Przeproś go i po kłopocie! - wzruszył ramionami.

- No tak, ale...- spuściłem wzrok na swoją pościel.

- To nie wszystko, co? - domyślił się, a po chwili uśmiechnął szeroko.

Ta nagla wesołość jaka od niego promieniowała, sprawiła, że stałem się podejżliwy.

- A tobie co? - spytałem, ignorując jego wcześniejsze słowa.

- Aaa to nic. - machnął ręką - Gdy czekałem na ciebie, poznałem jedną taką gorącą laskę z twojej budy. Brendę. - powiedział z dumą.

- Fajnie, miłośniku pijawek. - przewróciłem oczami.

- Dla niej mógłbym się przenieść do was. - przyznał.

- To super, bo nie mam tam przyjaciół. Cała szkoła mnie nienawidzi. - powiedziałem.

- Na twoją własną prośbę, Dyl. - stwierdził.

Co miałem mu powiedzieć? Miał rację.

- Ta. - westchnąłem.

- Więc o co chodzi z tym chłopakiem co go wyzwałeś? - podjął znowu temat i wiedziałem, że nie odpuści.

- Nie chodzi o niego. Chodzi o takiego blondyna. Thomasa. - wyznałem.

- Co z nim? Ugryzł cię w tyłek? - zaśmiał się.

Dlaczego przez pierwsze pięć sekund do chuja, pomyślałem, że bym tego chciał?! Co jest ze mną nie tak?!

- Eee...nie. - zaprzeczyłem - On...no wiesz...on...mnie...- wyjąkałem.

- Co cię? - niecierpliwił się Scotty.

Dobra! Powiem to! Chuj! Raz się żyje!

- On mnie pocałował! Kumasz?! Pieprzony wampir mnie pocałował! - wybuchłem.

- Bro...- Scott pokręcił głową - Ja to bym bardziej się przejął tym, że to był facet, a nie wampir. - powiedział z szokiem.

- Nie pomagasz, Scott! - ochrzaniłem go.

- Dobra! - uniósł ręce do góry - No więc pocałował cię i? - urwał.

- I...nic. Odsunął się. Ja nie oddałem pocałunku, więc stwierdził, że on mi się nie podoba i odszedł. - wyjaśniłem.

- A podoba ci się? - usłyszałem pytanie.

Spojrzałem na Scotta ze strachem.

- Ja...no...no tak. Można tak powiedzieć. - wyznałem.

- To w czym problem? Tego pierwszego dzieciaka przeproś, a temu Thomasowi powiedz, że ci się podoba i z głowy! - powiedział Scott jakby to było coś łatwego.

- Ta? A czy ty podszedł byś do tej swojej Brendy i powiedział "O hej! Podobasz mi się!"? - wkurzyłem się.

- Już to zrobiłem. - powiedział spokojnie.

- Serio? - zdziwiłem się.

- No tak. Po prostu mu powiedz. Przecież cię nie ugryzie. - powiedział zanim pomyślał.

Super tekst, stary! Normalnie wykurwisty!

Spojrzałem na niego jak na debila.

- Ups. Chyba niefortunnie dobrałem słowa. - oznajmił.

- Tak. I "przecież cię nie zabiję" oraz "przecież cię nie zje" też tu nie pasują. - dodałem.

- Ta. Po prostu z nim pogadaj! A jak coś pójdzie nie tak, to pamiętam, że na pogrzebie nie chcesz czerwonych róż. - uśmiechnął się lekko, po czym opuścił mój pokój.

Nie ma to jak pocieszenie ze strony brata!

* * *

Tej nocy nie spałem spokojnie. Śniło mi się co chwila, że ktoś mnie goni. Mimo, że biegłem ile sił w nogach, ten ktoś był coraz bliżej i bliżej. A gdy już mnie dogonił, budziłem się. I tak kilka razy dopóki nie zadzwonił budzik. Byłem niewyspany i wykończony.

Po porannej toalecie, zszedłem na dół na śniadanie.
Wcześniej, pod prysznicem postanowiłem sobie, że nie powiem Sangsterowi, że mi się podoba. To wampir do cholery! Po prostu nie mogę! Naprawię relację z Chuckiem i spróbuję zagadać do Thomasa, ale nic poza tym.

Melissa jak zwykle nastawiła telewizor na poranne wiadomości.

"Dziś wielki dzień dla Samanty Read! Powiedz mi, kochana jak się czujesz i jak sprawa, którą toczyłaś w sądzie?

Samanta: Czuję się świetnie! Sąd Najwyższy udzielił mi pozwolenia na ślub z moim ukochanym oraz na przemienienie mnie w jednego z nich!"

O mało co nie wyplułem na siebie kawy, którą piłem.

Czy ci ludzie powariowali?! Ślub z wampirem? Dobra to rozumiem! Ale stanie się jednym z nich?!

Masakra!

"Rzecznik Praw Obywatelskich: Przemienienie kogoś w wampira bez jego pozwolenia jest karalne. Pani Read jasno wyraziła zgodę na to by stać się wampirem. Przeprowadziliśmy szereg badań i jasno można stwierdzić, że decyzja pani Read jest tylko i wyłącznie jej własną decyzją i nie jest ona wymuszona."

- Świat się kończy. - mruknąłem pod nosem, dokańczając tosta.

- Idziesz, brachu?! - usłyszałem głos Scotta z korytarza.

Westchnąłem głośno.

Nie jestem gotowy, nie jestem gotowy, nie jestem gotowy!
Nie jestem gotowy na rozmowę z Sangsterem! Co mam powiedzieć Chuckowi?!

- Już idę! - odkrzyknąłem.

Serce zaczęło walić mi jak oszalałe.

Super! Napewno nikt w szkole nie skapnie się, że jesteś zdenerwowany, Dylan!

Zamknąłem oczy, chcąc się uspokoić, ale nagle pojawiła się w mojej głowie scena wczorajszego pocałunku i skutek był taki, że serce zaczęło bić mi jeszcze szybciej.

Pierdole to! Niech mi kurwa wali! Najwyżej dostanę zawału! Albo jakaś pijawka rzuci się na mnie przez moją pobudzoną krew! Chuj z tym wszystkim!

Wzdychając ostatni raz, ruszyłem w stronę korytarza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro