Rozdział 9
Minęło sześć dni od rozmowy z Tonym. Przez ten czas bardzo się zaprzyjaźniłam z Emmą. Rozumiałam ją, co przeżyła, a ona rozumiała mnie. Nie sądziłam, że potrafię mieć jakichkolwiek przyjaciół, a dokładnie przyjaciółkę. Jednak jakiś głos w głowie mówił mi, żebym jej zbyt szybko nie ufała, nigdy nie wiadomo. Przyjechała z Białorusi i zmieniła imię oraz nazwisko. To jedno utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie mogę jej szybko zaufać.
Oprócz tego bez przerwy myślałam o tym wyjeździe do Londynu. Zrobiłabym wszystko, żeby pojechać do innego miasta, ale w tej sprawie nie mogę zabrać głosu. Nagle do moich uszu dotarł dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie sprawdzając kto dzwoni, odebrałam.
– Hej, hej – powiedział radosny głos Emmy.
– No hej. Co tam?
– W sumie to nic. Nie przyjęli mnie do tej pracy. – Więc z czego ona tak się cieszy? Ja jej czasami naprawdę nie rozumiem.
– Jak to?! Słuchaj nie martw się. Przecież mogę ci załatwić pracę.
– Nie, nie musisz Lisa. Sama sobie poradzę.
– Słuchaj nie przyjęli Cię do żadnej pracy od prawie tygodnia. Nie mogę tak tego zostawić. A poza tym Stark przyjmuje do pracy wszystkie ładne i zgrabne dziewczyny. A ty się do nich zaliczasz.
– Naprawdę, naprawdę możesz mi załatwić tę pracę? – powiedziałam krótkie tak i usłyszałam jak piszczy do słuchawki. – To cudownie, kiedy będziesz rozmawiać ze Starkiem?
– Nie piszcz tak do słuchawki, bo zaraz ogłuchnę. A co do rozmowy ze Starkiem porozmawiam z nim jutro, ale dam ci znać dopiero za trzy dni.
– Trzy dni? Czemu tak długo?
– Mam jutro wyjazd służbowy i jako jego asystentka muszę też jechać.
– Okej, rozumiem, jeżeli mi załatwisz tę pracę to będę ci dozgonnie wdzięczna.
– Muszę kończyć, jest późno, muszę się jeszcze spakować. Pa.
– Okej, papatki.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik. Po chwili skierowałam się do pokoju i z szafy wyciągnęłam nie za dużą walizkę. Zaczęłam się pakować. Spakowałam ubrania na każdy dzień i w sumie więcej nie musiałam. To było wszytko co było mi potrzebne. Nie licząc szczoteczki do zębów i pasty, a także szczotki, szamponu do włosów i jakiejś prostownicy. Przeniosłam walizkę do przedpokoju i spojrzałam na zegarek. Było już dosyć późno, wiec postanowiłam, że pójdę spać.
Obudziłam się około godziny siódmej. Miałam jeszcze trochę czasu, bo Tony powiedział, że przyjedzie po mnie o dziewiątej. Postanowiłam, więc wziąć długą kąpiel.
Kiedy doszłam do łazienki usłyszałam głos dzwonka od drzwi. Z niechęcią poszłam otworzyć drzwi, a moim oczom ukazał się Stark.
– Co ci potrzeba dwie godziny przed wyjazdem – powiedziałam lekko oburzona.
– Mała zmiana planów wyjeżdżamy trochę wcześniej, a mianowicie za pół godziny. – Momentalnie moje oczy się rozszerzyły. Wpuściłam Starka do środka i biegnąc do łazienki krzyknęłam.
– Masz szczęście, że spakowałam się wczoraj.
Po piętnastu minutach byłam w miarę gotowa. Zostało mi tylko zrobić coś z włosami. Stark pewnie rozglądał się po mieszkaniu. Gdy wyszłam z łazienki zobaczyłam jak Tony siedział na kanapie i pił whiskey. Zaraz, zaraz.
– Skąd masz tą whiskey? – powiedziałam stając przed nim i krzyżując ręce.
– Rozejrzałem się trochę po mieszkaniu i znalazłem "niewidoczną", a zarazem "podejrzaną" skrytkę pod telewizorem. Zobaczyłem jaki tam masz towar alkoholu i się poczęstowałem. Na sam początek chciałem wziąć wino, ale ta ślicznotka wpadła mi w oko – powiedział pokazując na butelkę z whiskey. – Nie mogłem się jej oprzeć. Skoro jesteś już gotowa to możemy już jechać.
Stark chciał schować zabrany alkohol stamtąd skąd go wziął, ale mu przerwałam i powiedziałam, że może sobie ją wziąć. Cieszył się jak małe dziecko. Bezcenny widok.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu, po chwili postanowiłam odezwać się w sprawie Emmy.
– Tony?
– Co tam?
– Hmm, mam koleżankę
– O, a ładna jest?
– Jest słowianką, więc się domyśl.
– Dobra mów dalej, kręcą mnie słowianki.
– No więc, ta moja koleżanka szuka pracy. Przez cały tydzień miała chyba z dziesięć rozmów kwalifikacyjnych i nie przyjęli jej do żadnej pracy. Więc zaproponowałam jej, że może udałoby mi się załatwić jej pracę u ciebie. Także czy mogłaby pracować w twojej firmie?
– Wiesz, nie musiałaś musiała opowiadać takiej obszernej i, powiedzmy sobie szczerze, nudnej historii. Wystarczyło powiedzieć, że twoja koleżanka słowianka szuka pracy. Od razu bym zaproponował jej posadę recepcjonistki.
– O, to świetnie. Jak wrócimy z delegacji powiem jej, że może pracować w twojej firmie.
– Jak wrócimy? Nie, nie, powiedz jej teraz i daj na głośnomówiący.
– Głośnomówiący?
– Tak, chce posłuchać jej jeszcze akcent.
– Okej – mówiąc to przewróciłam oczami.
Po chwili wyjęłam z małej torebki swój telefon i w kontaktach znalazłam numer Emmy, po czym zadzwoniłam do niej.
– Hallo? – usłyszałam po chwili.
– Hej Emma. Słuchaj mam dla ciebie dobre wieści.
– Co? Czekaj, dobre wieści. Zaraz, załatwiłaś mi tę robotę. O rany! Dziękuję Ci z całego serca, po prostu kocham cię.
– Spokojnie wyluzuj emocje, wdech i wydech. Muszę pomału kończyć. Do pracy masz przyjść zaraz jak wrócimy z delegacji. PA. – Po czym rozłączyłam się i spojrzałam na Starka.
– O kurde, ma powalający akcent. Można się w niej zakochać od razu. Wystarczy, że coś ci powie.
– Przypominam ci, że masz Pepper. Nie wydaję mi się, żeby była zadowolona gdybym jej to powiedziała.
– Dobra. Ale wiesz jaki jestem. O, już jesteśmy.
Po tych słowach wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę prywatnego samolotu Starka. No właśnie samolotu a nie...
– Co to ma być?! – krzyknęłam kiedy przed sobą ujrzałam Quinjet, a je samolot Starka.
– Spokojnie, zaraz się wszystkiego dowiesz – usłyszałam za sobą głos, ale to nie była barwa Starka. Gwałtownie się odwróciłam.
– Co ty tu robisz?! – zapytałam, kiedy spojrzałam w błękitne tęczówki Steve'a.
– Spokojnie, zaraz się wszystkiego dowiesz. Tylko wejdź do środka.
– O nie, nie wsiadam tam. To jest maszyna śmierci, jak każdy inny samolot, helikopter, czy motor.
– Nie panikuj – Steve położył rękę na moim ramieniu, a ja popatrzyłam mu w oczy.
– Przy nas nic ci się nie stanie.
– Zaraz, zaraz przy nas? To jest was więcej?
– Chodź już – powiedział, delikatnie mnie pchając w stronę tego czegoś.
Kiedy weszłam do środka i zajęłam miejsce na jednym z tych bezpiecznych foteli, zobaczyłam, że oprócz Starka i Rogers'a jest reszta tych przebierańców. Przez jakiś czas siedziałam cicho. Dziwnie się czułam w ich towarzystwie, Steve chyba to zauważył, bo po chwili się odezwał.
– No tak. Eee może zapoznamy cię z resztą Mścicieli? – Pokiwałam twierdząco głową, nie byłam w stanie nic powiedzieć. Zdenerwowałam się. Ja w tym małym czymś i ośmiu Mścicieli. Można zwariować normalnie. – Więc tak mnie i Tony'ego już znasz.
– No coś ty – powiedziałam po dłuższej chwili, kiedy ubierałam dosyć sporo odwagi, żeby się odezwać.
– No tak, głupie to było.
– No dobra Rogers stul już jadaczkę. Dobra tam siedzi Natasha, ta krótko ścięta rudowłosa wiewióra, urocza dziewczyna – kobieta spiorunowała go wzrokiem. – Ta druga dziewczyna, co flirtuje prawdopodobnie z Vision'em to nasza mała Wandzia – i także ona gdyby jej wzrok zabijał, Stark już by nie żył. – Ten za sterami to Clincio, miły chłopak naprawdę, dopóki go nie wkurzysz. Tamten oczytany, co tam siedzi do Bruce, chodząca encyklopedia. Naprawdę. Vision ten, co flirtuje z Wandą. O i nasza laleczka barbie, nasz pączuś kochany, Thor.
– My już mieliśmy okazję się poznać –odpowiedział Thor patrząc na mnie.
– No nieźle, czyżby romansik? – dodał po chwili Stark patrząc to na mnie, to na gromowładnego.
– Walnij się w tę pustą głowę Stark – do rozmowy włączył się Rogers.
– Oooo, czyżby nasza mrożona była zazdrosna, staruszku zaskoczyłeś mnie.
– Tony daj już spokój – powiedziała obojętnie Natasha. – Niepotrzebnie robisz z igły widły.
– Emm, jeśli mogę – postanowiłam odezwać się po chwili, a wszystkie oczy, oprócz Clinta, skierowane były na mnie. – Nie musiałeś Tony mi przedstawiać was wszystkich, znam was z każdych wiadomości, i szczerze nienawidzę, nie żeby coś, jako niebohaterowie spoko jesteście, ale jak już zaczniecie bawić się w swoje przebieranki to demolujecie pół miasta i skazujecie cały świat na zagładę. – Wszyscy zastygli w miejscu i patrzyli na mnie w osłupieniu. Czy ja coś źle powiedziałam? Musze przetworzyć, to co przed chwilą powiedzia... O w mordę jeża. Mam przerąbane. Od razu spuściłam wzork, zauważając co powiedziałam, napewno to ich uraziło. – Przepraszam, jja ninie chciaciałam –mówiłam jąkając się. Czułam się jak jakaś idiotka. Byłam chyba jedyną osobą, która powiedziała i prawdę, że ich nie lubię jako bohaterów. Po chwili poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu i momentalnie spojrzałam w tamtą stronę.
– Nic się nie stało, przecież każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii – spojrzałam w błękitne oczy Steve'a i po chwili spojrzałam znowu na podłogę.
– Skoro mi się przedstawiliście i wszyscy się znamy, to powiedz mi proszę Tony ,po co oni tu są, skoro musisz podpisać jakąś umowę.
– No właśnie. Chodzi o to, że kłamałem – podniosłam oczy i wysłałam pytające spojrzenie. – To był jedynym sposób, żebyś pojechała, bo jesteś nam bardzo potrzebna.
– Zaraz, co?! Potrzebna? O nie, ja się w żadne Hydry i te sprawy nie bawię, nie ma opcji.
– Wiesz już jest za późno – powiedział Stark, popijając zabrany z mojego mieszkania alkohol.
– Jak to za późno? O co chodzi?
– Już załatwiliśmy ci spotkanie z głównymi głowami Hydry jako najlepiej ceniony naukowiec. – Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała Wdowa.
– Jak to spotkanie? Nie rozumiem.
– Będziesz miała zadanie – zaczął Banner. Kuwa jakie znowu zadanie?
Widzisz idiotko tak się kończy, jak się trafia przez przypadek do biurowca Starka i później jesteś jego asystentką. Mówiła moja podświadomość. – My, jako Avengers nie możemy dostać się do kryjówek Hydry, ale ty możesz. Już kiedyś wysłaliśmy kogoś do ich placówki koło Londynu, dowiedzieliśmy się tylko tego, że coś kombinują, więcej informacji nie dostaliśmy, bo Hydra nas nakryła.
– Nie martw się tym razem tak nie będzie – mówił dalej Banner, prawdopodobnie zauważając przerażenie i strach w moich oczach.
– Gdyby cię nakryli, my cię obronimy. Będziemy nie daleko – uspokajał mnie dalej, ale Thor.
– A czy mogę znać szczegóły planu? –powiedziałam po chwili, przełykając cicho ślinę.
– Wszystkie szczegóły poznasz na miejscu – powiedziała Natasha, a ja tylko kiwnęłam głową.
Reszta lotu minęła w kompletnej ciszy. Tylko od czasu do czasu ktoś, coś, do kogoś powiedział. Ja cały czas rozmyślałam na temat tego zadania. Matko, przecież ja zginę. Na pewno będę musiała być dyskretna, a ja nie potrafię. Muszę się przygotować na śmierć. Tak, tak, nie wierzę w swoje możliwości. Boże, co by było gdybym wtedy tej recepcjonistce powiedziała, że przyszłam, żeby się schronić przed deszczem. Ale czasu się nie da cofnąć. Tak głęboko rozmyślałam, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro