Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Od mojego snu, a raczej koszmaru z przeszłości minęło dziewięć dni. Od tego czasu chodzę strasznie roztrzęsiona i bardziej zamyślona. Staram się prosić pana Starka o pracę papierkową. W takim stanie umysłowym nie mogę nigdzie jeździć i wychodzić z nikim. Po pracy cały czas siedzę w domu i czekam cierpliwie aż mi przejdzie. Nie pierwszy raz tak mam.

Ostatnim razem taki sam sen miałam w wieku dwudziestu lat, czyli zaledwie 3 lata temu. Jednak moja psychika tak jakby wyrównała się po tygodniu, spędzonym poza miastem. Wtedy miałam urlop, dlatego mogłam uciec od pracy i nie wzbudzać żadnych podejrzeń moim stanem.

Teraz niestety nie mogę wziąć sobie wolnego. Za dużo obowiązków. Niestety. Na szczęście pan Stark dał się uprosić na pracę papierkową. Jedyny sposób, aby przestać o tym wszystkim myśleć.

Mam ogromną nadzieję, że jutro mi już przejdzie. Wspomnienia nie mogą tak długo siedzieć w mojej głowie. Już wiele razy dawałam sobie z tym rady, ale teraz to nie jest takie łatwe. Coraz bardziej boli mnie śmierć rodziców i mojej siostry, a także moja własna przeszłość. To co przeżyłam. A było tego mnóstwo. To nie był tylko wypadek rodziców. W ciągu mojego życia wydarzyło się naprawdę wiele. Ale jak to się mówi trzeba najpierw pocierpieć, aby się umocnić i w końcu przyjdzie szczęście. To moje cierpienie trwa od pierwszej klasy podstawówki.

Teraz żeby żyć w pełni szczęścia musze przestać tyle myśleć o przeszłości i wspomnieniach, a żyć tylko i wyłącznie tym, co przyniesie jutro. Z każdym dniem zaczyna się nowa historia. Nowy dzień pozwala nam nie popełniać tych samych błędów.

Teraz moje życie w końcu będzie normalne i szczęśliwe tak myślę...

***

– Dzień dobry! – usłyszałam radosny głos Toby'iego, recepcjonisty pana Starka, kiedy wyszłam z windy na piętro gdzie pracuję.

– Hej Toby – odpowiedziałam delikatnie się uśmiechając.

– Słuchaj, pan Stark kazał przekazać, że masz w gabinecie "troszkę" dokumentów do uzupełnienia. –Przewróciłam oczami. No tak zapomniałam, odkąd poprosiłam pana Starka o trochę pracy papierkowej był bardzo zdziwiony, potem się ze mnie śmiał, ale mniejsza z tym. Z tego powodu kazał przygotować dla mnie własny gabinet, żebym nie musiała uzupełniać tego wszystkiego na stoliku w poczekalni.- Weź Lisa, nie patrz tak na mnie. Sama się prosiłaś.

– Nawet nie wiesz jak tego żałuję – odpowiedziałam, kierując się w stronę gabinetu.

Wchodząc do środka, aż oczy mi wyszły z orbit, kiedy na biurku zobaczyłam stos dokumentów. Więcej ich nie miał?

Ciężko opadłam na fotel i przetarłam twarz dłońmi.

– Jeżeli dzisiaj to wszytko uzupełnię, to będę chyba jakimś mistrzem nad mistrzami.

Wypełniłam dopiero pięć kartek czy czegoś tam i już jest prawie jedenasta, a ślęczę tu od dziesiątej. Błagam, to jest niesprawiedliwe. Chciałam to jak najszybciej uzupełnić do siedemnastej. Jednak chyba tak nie będzie. Nie zdążę. Cóż, przynajmniej jutro nie będę się nudzić jak nie zdążę wszystkiego wypełnić. Chyba, że dojdzie mi więcej papierków do uzupełnienia. Wtedy, jak Boga kocham, zabiję się. Przynajmniej będzie ciekawie.

Już sobie wyobrażam swój pogrzeb, a także przyczynę mojej śmierci wypisanej na trumnie: "Lisa Spencer, lat 23, popełniła samobójstwo przez to, że szef jej nie lubi i dał jej zbyt dużo papierkowej roboty. Stark to twoja wina, sam sobie uzupełniaj te papiery!"

O, i widzę już przemowę pożegnalną pana Starka wygłaszaną wśród płaczących, kościelnych ławek: "Słuchaj no, Lisa jest mi przykro, byłaś ładną i zgrabną dziewczyną, ale nie udawaj do cholery. Jutro masz przyjść do pracy, mam dla ciebie trochę pracy z papierami. Spróbuj się tylko spóźnić".

Oooooo, słodko co nie. Tak w sumie by było naprawdę, nawet gdybym umarła na śmiertelnie poważną chorobę to i tak będzie mi kazał przyjść to pracy, urocze, ale co ja mogę na to poradzić?

Moje rozmyślania były takie interesujące, że nie zauważyłam kiedy wszedł pan Stark do mojego gabinetu. Zamiast uzupełniać papiery i dokumenty, to trzymając jakąś kartkę rozmyślałam o własnym samobójstwie. Świetnie.

– Co interesujący ten papier? – zapytał, a ja momentalnie podniosłam wzrok na niego otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. – Wiem ciekawa ta lektura. Na której jesteś stronie? Masz takie oczy jakby główny bohater właśnie zginął. Daj mi to – i wyrwał mi z ręki kartkę. – Aa, to tylko rachunek, nie wiedziałem, że jest taki ciekawy. Coś się stało?

– Nie, w porządku panie Stark –odpowiedziałam niemalże natychmiast.

– A ty znowu to samo, mówiłem Ci, że masz mnie nie nazywać pan Stark. Co ja taki stary jestem, że musisz dodawać słowo "pan"? Czy twoim zdaniem wyglądam jak na pięćdziesięciolatka? – Jako odpowiedź przewróciłam teatralnie oczami. Dodając po chwili:

– Teoretycznie rzecz biorąc...

– Jeżeli dokończysz to zdanie to cię zabiję – powiedział to z cwaniackim uśmiechem. Przyglądam sie Stark'owi i stwierdzam, że pomału moje myśli nabierają sensu brakuje tylko... – Co masz taki wzrok? Siwieję się?! To nie może być prawda ja nie chcę umierać, przecież jestem na to zbyt piękny i młody - złapał się za serce, a ja tylko znowu przewróciłam oczami i wróciłam do uzupełniania moich kochanych papierków.

– Przepraszam, zapomniałam zapytać. Co tu pa.. – W samą porę ugryzłam się w język – Co tu robisz, Tony. Masz przecież za dziesięć minut spotkanie z przedstawicielami GoldCar, dotyczącą waszej współpracy. Tylko nie rozumiem dlaczego z firmą samochodową?

– Za dużo pytań, zaraz mi głowa pęknie – usiadł po chwili na kanapie niedaleko mojego biurka. – To spotkanie tak naprawdę nie jest ważne, ale nie chodzi o współpracę tylko o to, że jeżeli uda mi się z nimi podpisać kontrakt będę dostawać nowe samochody do testowania za darmo nie żebym nie miał na nie pieniędzy. – Wszystko wyjaśnione. – A co do tego czego przyszedłem tutaj, to chodzi o to, że musisz ze mną jechać w delegacje do Londynu – słysząc nazwę tego miasta zastygłam. – Sam sobie nie poradzę.

– Jakoś mi się nie chce wierzyć, że Ty Tony Stark prezes największej firmy Starka Industries nie dasz sobie rady – powiedziałam oschle, kiedy mój mózg się ocknął. – Ale no dobrze pojadę.

– Oj, pochlebiasz mi – uśmiechnął się i po chwili zaczął poważnie mówić. Ja go chyba nigdy nie zrozumiem. Przeważnie głupek i debil, ale jak już jest poważny to nie można się zaśmiać. – Czy ja cię tak w ogóle prosiłem, czy masz ze mną jechać? Jesteś moją asystentką, więc jesteś zmuszona jechać ze mną na delegacje.

– Dobrze, rozumiem. Czy to już wszystko? Muszę wracać do wypełniania tych cudownych papierków – powiedziałam z sarkazmem.

– Słuchaj mam ci przypomnieć, że to ty błagałaś mnie o wypełnianie papierków. – Nie odezwałam się. – No właśnie. Także mi tu nie marudź. Jeszcze jedno, wyjeżdżamy za tydzień. – Po tych słowach drzwi się zamknęły.

– Tak, tak, do widzenia –powiedziałam patrząc na zamknięte już drzwi. Strak jest niewychowany, przecież jak się od kogoś wychodzi to mówi się narazie, pa, do zobaczenia, do widzenia itd.

Wzięłam się z powrotem za moją cudowną pracę, ale nie było mi dane podpisać nawet jednego dokumentu, bo mój umysł zaczął uroczą pogawędkę.

Kurka no! Dlaczego akurat Londyn! Jest tyle świetnych miast w Wielkiej Brytanii. Weźmy na przykład, hmmm, no nie wiem, na Londynie kończy się moja wiedza, ale to bez znaczenia. O! Już wiem przecież jest w Wielkiej Brytanii Liverpool i inne wiochy. Mógł znaleźć sobie gości to podpisania kontraktu w Paryżu albo w Berlinie? To są bardziej przyzwoite miasta, bardzo ciekawe i warte odwiedzenia na takiej delegacji.

Ale nie Londyn! A co jak ich spotkam? Nie, to niemożliwe. Z pewnością mnie nie rozpoznają, minęło przecież dwadzieścia lat. Nie mogą mnie pamiętać. Chyba, że...
Nie mogą cię pamiętać idiotko! Miałaś wtedy trzy lata, byłaś dzieckiem. Teraz masz prawie dwadzieścia cztery lata. Rusz w końcu swoją pustą łepetyną. Do moich rozmyślań wtrąciła się moja jakże przydatna podświadomość. Z drugiej strony ona może mieć rację. Przecież kiedy ostanio ich widziałam miałam wtedy trzy lata, zanim wyjechaliśmy. Więc napewno mnie nie pamiętają. Ale z kolejnej strony jeżeli babcia nie umarła to z pewnością mnie rozpozna. Nie z wyglądu, ale z mojego zachowania. Jej zdaniem moje zachowanie jest charakterystyczne. Ja tak bardzo nie chcę się z nimi wszystkimi spotkać. Nie po tym co zrobili mi, mojej siostrze i moim rodzicom.

To miała być miła i ostania Wigilia spędzona w gronie rodzinnym. Wyszło zupełnie inaczej. Rodzice byli pewni, że dostali awans w pracy i dlatego musimy wyjechać do Waszyngtonu. Wyszło przeciwnie. Cała moja rodzina to zaplanowała. Chciała się nas pozbyć. Okłamała nas z tym wyjazdem. Zabrali nam pieniądze, zostawili tylko sumę potrzebną na bilety i mieszkanie. Kiedy rodzice się o tym dowiedzieli na właśnie tej ostatniej Wigilii wpadli w szał. Nic nie rozumieli, dlaczego to zrobili. Przecież zawsze pomagali we wszystkim babci, dziadkowi, cioci itd. i tak się odwdzięczają. Sama nie wiem, co było główną przyczyną ich nikczemnego planu, ale to nie było miłe. Od tego czasu nawet nie chcę słyszeć o nich. Nienawidzę ich za to co nam zrobili, a przecież to nasza najbliższa rodzina. Tak naprawdę to boję się spotkania z nimi wszystkimi twarzą w twarz. Babcia i dziadek chcieli abym została z nimi w Londynie, ale widziałam minę moich rodziców jak wyglądała kiedy chcieli mnie zabrać do siebie, a oni mieli wyjechać. Teraz nie żałuję, że podjęłam taką a nie inną decyzję.

I teraz po tylu latach jest jakaś
trzy procentowa szansa, że ich spotkam twarzą w twarz. Już w głowie tworzą mi się wizję jak to może wyglądać. Z pewnością zapytają, co ja tutaj robię lub czemu przyjechałam sama i jak mogli mnie rodzice puścić do Londynu po tym wszystkim. Jestem ciekawa jak zareagują na wieść o tym, że rodzice i moją siostra nie żyją. Nawet ich nie powiadomiłam o tym, bo nie chcę nawet z nimi gadać. Zaraz, a co jeżeli to oni stoją za tym wypadkiem i śmiercią mamy, taty i mojej siostry.
- Sądzisz, że ci debile wpadliby na taki mądry i bardzo przemyślany pod względem organizacji pomysł? Gdyby mieli taki plan to twoi rodzice już by nie żyli, gdybyś ukończyła cztery lata.
Faktycznie, moja podświadomość ma rację. Nie mogę w swoich podejrzeniach zwalać na nich tylko dlatego, że "wyrzucili" nas z kraju.

Ale co ważne nie upadliśmy od razu po przyjeździe do Waszyngtonu zaczęliśmy zupełnie nowe, bezpieczne życie budując je od podstaw. Bez strachu, że któreś z nas może zginąć przez stukniętą psychicznie rodzinę. Żyliśmy szczęśliwie, aż do pierwszego wypadku. Później był kolejny, ale straty były większe niż w pierwszym wypadku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro