Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


To było jak dwa porąbane sny. Dwa z kosmosu. Dwa niepotrzebne. Dwa które żałuję, że miałam okazję je widzieć.

Nie tak to sobie wyobrażałam. Myślałam, że po prostu miałam pecha, a potem szczęście.

Pomału zaczęłam się wybudzać z tego koszmaru. Na początek widoczne były jedyne smugi światła, które raziły moje oczy jak ostre promienie słoneczne. Następnie było już słychać głosy. Obraz się wyostrzał, a ja już mogłam z powrotem ujrzeć ponurą bazę Hydry.

– Wszystko w porządku? – zapytał Bakshi, jakby z troską?

– Tak, tak – odpowiedziałam słabo słyszalnym głosem. – Po prostu głowa mnie zaczęła boleć. Zaraz powinno przestać – zapewniałam.

– Oczywiście. Podać może szklankę wody? – zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową, a po chwili agent Ward przyniósł mi pełną szklankę wody. Szybko opróżniłam jej zawartość.

– I jak wrażenia po przebytej wędrówce? – zapytał ni stąd, ni zowąd Bakshi.

– Powiem prosto, bardzo realna. Sama jestem zaskoczona, tym co widziałam. Musieliście się naprawdę dużo napracować.

– Bardzo się cieszę. Przejdźmy może teraz do formalności.

– Oczywiście – odpowiedziałam i skierowałam się za Bakshim do jego biura. Gdzie podpisałam wszystkie potrzebne papiery.

Postanowiłam, że jeszcze chwilę zostanę i porozglądam się dyskretnie.

W mojej głowie był zamęt i chaos. Jedna informacja nie pasowała do drugiej. Sytuację z życia się wykluczały i zaczęły się tworzyć scenariusze, które odpowiadały na pytania: Co by było gdyby...?

Co by było gdyby Suzy nie była chora?

Co by było gdybym się nie przeprowadziła z rodzicami do Waszyngtonu?

Co by było gdyby moi dziadkowie nie znosili mojego ojca i mamę?

Co by było gdybym została z dziadkami?

Co by było gdybym się nie wybudziła ze śpiączki?

Co by było gdyby wypadek, którego byłam ofiarą, był ze skutkami śmiertelnym?

Co by było gdyby akurat tego dnia moi rodzice nie jechali do lekarza?

Co by było gdyby przeżyli wypadek? Miałabym brata czy siostrę?

Co by było gdybym nie trafiła do domu dziecka?

Co by było gdybym nie została zaadoptowana?

Co by było gdybym była posłusznym dzieckiem dla nowych rodziców?

Co by było gdybym nie uciekła od nich by spędzić czas z moją prawdziwą rodziną?

Co by było gdyby mnie nie oddali do sierocińsca lub domy dziecka?

Co by było gdyby rówieśnicy nie dokuczali mi przez moją sytuacje życiową?

Co by było gdybym popełniła samobójstwo?

Co by było gdyby mnie nie pobili w szkole?

Co by było gdybym nie dostawała styoendiów i miana absolwenta szkoły średniej?

Co by było gdybym nie przeprowadziła się do Nowego Jorku?

Co by było gdybym nie dostała swojej pierwszej pracy?

Co by było gdybym nie przestała tam pracować?

Co by było gdybym w ogóle nie znalazła się w biurowcu Starka?

Co by było gdybym nie dostała tej pracy?

Co by było gdybym nie dowiedziała się prawdy na temat śmierci rodziców i Suzy?

Co by było gdybym nie pojechała na ten wyjazd?

Tych pytań nie było końca. Co chwilę rodziło się kolejne przytłaczające mnie już pytanie. Miałam dosyć. Miałam dosyć tych wszystkich tajemnic, swojego życia.

Bolało mnie najbardziej to, że z pewnością Steve o wszystkim wiedział i nie raczył mi nawet powiedzieć wszystkiego. Wiedział, że to było dla mnie najważniejsze, a i tak mi nie powiedział. Jeszcze przed wyjazdem do Anglii obiecaliśmy sobie, że żadno z nas nie będzie okłamywać drugiego i nie będzie miał żadnych tajemnic. Ja mu zaufałam i opowiedziałam wszystko o sobie. A on tłumił w sobie jedną, głupią tajemnice, przytrzymując ją w sobie jak złoczyńca w celi – bez możliwości wyjścia na świeże powietrze, na wolność.

Jedyne co teraz potrzebowałam to wszystko przemyśleć, odpocząć choć odrobinę.

Od razu skierowałam się do wyjścia. Już i tak niczego bym nie znalazła. Nie jestem jakimś szpiegiem wyższej rangi.

Gdy wyszłam z bazy, zauważyłam zachodzące za widnokrąg złociste słońce, poczułam delikatny, chłodny wiatr, który muskał moją twarz. Kochałam tego typu krajobraz, od razu się uspokajałam. Jedyne, co było by jeszcze potrzebne, to jakaś dobra książka. I było by idealnie.

Po chwili podążałam tą samą drogą co rano. Miałam wrażenie, że nie było mnie kilka dni. Doznałam takich wrażeń, że nie da się ich opisać.

Z drugiej strony byłam zła na Mścicieli, wykorzystali mnie wbrew mojej woli, bawili się mną jak zabawką. Napewno nie będę z nimi rozmawiać, a jak już to powiem, że jestem zmęczona.

Gdy weszłam do środka, powitała mnie cisza. Zwykła, głucha cisza. Zadowolona z tego faktu, ruszyłam w stronę swojego pokoju, żeby wziąć relaksującą kąpiel i pójść w końcu spać. Jednak, kiedy weszłam, zaskoczyło mnie to, że na moim łóżku siedział Steve i przeglądał jedną z moich książek. MOICH KSIĄŻEK!

– Nie przypominam sobie, żebym pozwalała ci dotykać moich świętych książek – powiedziałam, opierając się o framugę drzwi. Steve zamknął książkę i zaskoczony odwrócił się w moją stronę, po czym podszedł do mnie i przytulił. Wiem, miałam się nie odzywać, ale tu chodziło o życie moich książek.

– Myślałem, że coś ci się stało – mówił z troską w głosie, co jak co, ale zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy widzę że się o mnie martwił. – Nie dawałaś oznak życia, nie używałaś komunikatoru, więc uznaliśmy, że wszystko idzie zgodnie z planem.

– Komunikator – złapałam się za głowę, a Steve uśmiechnął się. – Kompletnie o tym zapomniałam.

– Lisa? Co się tam działo?

Powiedzieć czy nie? Okłamać go czy nie? Okłamać go jak on mnie? Tę ostanią opcję chyba wezmę. Nie musi o wszystkim wiedzieć, trochę połgam i po sprawie.

– Przy wejściu była kontrola, wszystkie metalowe rzeczy trzeba było oddać w ramach bezpieczeństwa. Jakaś konferencja o tym jaka to Hydra dobra, żadnych konkretów. Potem oprowadzanko, nie było nic podejrzanego. I pokaz jakiejś maszyny, nie wyglądała na groźną, ale dała kopa. – Nigdy w życiu tak nie kłamałam.

– Dała kopa? – zapytał zdumiony. Postanowiłam, że w kwestii maszyny nie będę kłamać, zrobię aferkę.

– Była testowana na mnie. – Jego oczy wyszły z orbit.

– Jak to? Ale nic ci się nie stało?

– Nie prócz tego, że mnie okłamałeś!

– Lisa, ja bym cie w życiu nie okłamał.

– Ale to zrobiłeś. Dobrze wiedziałeś, że to przez Starka, moi rodzice i Suzy zginęli!

– To było dla twojego dobra. – Starał się bronić.

– Srata tata. Wyjdź, jestem zmęczona.

– Lisa.

– Steve, proszę cię.

– Dobrze, dobranoc.

Drzwi się zamknęły i dopiero teraz puściły mi emocje. Zaczęłam płakać, łzy leciały mi ciurkiem po policzkach. Starałam się opanować, ale nie wychodziło. Krążyłam po pokoju, nie mogłam usiedzieć w tym miejscu. Postanowiłam się spakować i potajemnie wymknąć się i iść, gdzie pieprz rośnie.

Kiedy się spakowałam, wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia. Na moje nieszczęście na kanapie siedział Clint.

– Idziesz na jakąś wycieczkę? O tej porze dzieci jeszcze śpią.

– Trzymasz warte czy co?

– Ja wartę? Ostanio jak trzymałem warte to otworzył się portal i wparował Loki. To nie dla mnie.

– To co tu robisz? – zapytałam ciekawa.

– Rozmawiałem z dziećmi i żoną. A ty co za wycieczki sobie organizujesz?

– Mam mówić prosto z mostu?

– Prosto z mostu.

– Uciekam, gdzie pieprz rośnie. – Jakoś nie był mocno zdziwiony.

– Dowiedziałaś się prawdy, co nie?

– Ty też o tym wiedziałeś?

– Wszyscy zostaliśmy poinformowani przed wyjazdem.

– Muszę odpocząć – powiedziałam nagle. – Przemyśleć to i owo. Oczyścić umysł i zrelaksować się. Dlatego chcę uciec. Tutaj będę nerwowa, emocje będą mi puszczać.

– Rozumiem cię – odpowiedział i chwilę się zastanawiał. – Dobra idź – odrzekł po chwili. – W razie co, będę cię krył.

– Dziękuję ci! – odpowiedziałam uradowana.

Potem skierowałam się do wyjścia i..

I miałam kompletną pustkę w głowie.
Dokąd się udać. Pozwoliłam się prowadzić mojemu sercu, ale po chwili nawet serce nie wiedziało dokąd iść. Szłam przed siebie, gdzie pieprz rośnie, gdzie mnie nogi poniosą.

Po pewnym czasie byłam już w centrum miasta. Nogi mnie bolały jak nie wiadomo co. Chciałam przystanąć na chwilę i odpocząć, ale moje nogi wmawiały mi, że dam radę i mam siłę by jeszcze chwilę iść.

Znalazłam się pod jednym z domów. W tej chwili już moje nogi mówiły jedno. Były zmęczone. Spokojnie weszłam po betonowych schodach i stanęłam naprzeciwko drzwi. Zdenerwowana delikatnie zapukałam i czekałam niecierpliwie, aż ktoś otworzy drzwi. Po paru sekundach w drzwiach stanęła kobieta, w dość sędziwym wieku. Przyglądała się mi z niedowierzaniem.

– Cześć, babciu – powiedziałam po chwili, a kobieta mocno mnie usciskała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro