Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Smutne piękno

[Polecam do czytania włączyć utwór z mediów]

Wszedł na lód. Nie czuł nic, tak jakby cała nadzieja tego świata bezpowrotnie uleciała w przestrzeń. Nie zależało mu na wygranej, nie zależało mu na słowach, które wypowiedział dzień wcześniej:

Pokażę całej Rosji naszą miłość

Jaką miłość? Czy te słowa nie były tylko pustym frazesem ? Pomiędzy nim a Victorem nie było miłości, nie tej prawdziwej, była tylko jednostronna, nieodwzajemniona. Paskudna to odmiana uczucia, najbardziej niszczycielska i nieustępliwa, nie dająca mu spokoju. Sunąc tak w świetle reflektorów Japończyk wyglądał groteskowo, nierealnie, wszystkie spojrzenia spoczywały tylko i wyłącznie na nim. Było to jednak smutne piękno, dusiło rozpaczą, melancholią. Choć układ nie różnił się stylistycznie pod żadnym kątem, wyrażał coś całkiem diametralnego. Katsuki stał się uosobieniem nieodwzajemnionej miłości. Victora nie było przy nim, nie oglądał tego swoimi pięknymi, błękitnymi tęczówkami, więc nie musiał obawiać się, że ujrzy najskrytsze uczucia chłopaka. Wszystko co tłamsił w sobie przybrało zewnętrzną formę, przypominając chłodne szkło zarysowane przez uczucia. W tym momencie pisał swoją historię, nieskrępowaną kłamstwem i sztuczną obojętnością. Był wolny. Nie otwierał oczu, nie miał potrzeby. Wstrzymywane do tej pory łzy i tak przysłaniały mu cały świat, kapiąc na chłodny lód. Nie miało to znaczenia. Będąc na środku zimnej tafli mało kto mógł dostrzeć jego roztargnienie. W swoim marnym życiu upadał niezliczoną ilość razy, podnosząc się po każdej porażce. Tym razem nie miał na to sił. Był upadłym aniołem skazanym na bezpowrotną banicję.

Victorze, żałuję, że Cię spotkałem

Myśl zimna niczym grudniowy poranek wtargęła do jego umysłu, wprowadzając go w stan najwyższej apatii. Ostatnie takty muzyki ucichły, a on zatrzymał się na środku lodowiska, nie kłopocząc się jakąkolwiek pozą. Nienawidził siebie, nienawidził tego, co czuł. Nienawidził swoich kłamliwych myśli. Nie żałował tego, że poznał tak wspaniałą osobę, jaką był Nikiforov. Żałował tylko tego, że nie miał krzty odwagi, by o niego zawalczyć. Był rozedrgany emocjonalnie i zbyt słaby aby uczynić cokolwiek. Jego życie było jednym wielkim nielogicznym chaosem. Nawet nie zorientował się, kiedy zszedł z lodu, nie zwracał uwagi na wyniki, zbywał pustym wzrokiem reporterów zmierzających w jego stronę. Szedł przed siebie, niszcząc dobrze naostrzone płozy z powodu braku jakichkolwiek osłonek.  Znów sypał się na oczach wszystkich. Był zdziwiony, gdy czyjeś ciepłe ramiona objęły jego rozpacz powstrzymując ją choć na chwilę. Spojrzał na tę osobę, dostrzegając w niej Anastazję. Skrzywił się, nie rozumiejąc sytuacji, próbował się wyrwać, lecz kobieta nie dawała za wygraną.

- Jesteś głupi - wyjęczała z nutką poirytowania w głosie. Desperacko  tuliła go do siebie, powstrzymując chęć szlochu. To, co zobaczyła podczas jego występu, w pełni potwierdziło jej intuicyjne przypuszczenia. Dostrzegła, jak bardzo Yuri kocha Victora, Rosjanin musiał być naprawdę ślepy, nie dostrzegając tego. Oboje byli głupi, oboje nieświadomi. Tak cienka nitka dzieliła ich od szczęścia. Gdyby tylko byli ze sobą szczerzy, gdyby tylko choć jeden z nich wykonał pierwszy krok. Lecz żaden nie był na tyle odważny, będąc zniewolony niepewnością o uczucia drugiego. Dlaczego oboje myśleli w tak beznadziejny sposób, raniąc wzajemnie swoje kruche serca?

- Puść - szepnął niemal niedosłyszalnie, nie mogąc znieść dotyku znienawidzonej przez siebie Rosjanki. Mimo prośby uścisk nie zelżał, stał się jeszcze mocniejszy i bardziej rozpaczliwy.

- Nie, boję się, że jak puszczę to się rozsypiesz - stwierdziła smutno. Ana nie wiedziała co zrobić w tej sytuacji, musiała być rozważana i ostrożna. Jedno nieodpowiednie słowo mogło zniszczyć wszystko. Chciała mu powiedzieć wszystko, ale nie mogła. Wiedziała, że Yuri sam musi wyznać Victorowi swoje uczucia, nikt nie mógł w tym pośredniczyć.

- Zezłoszczę się... - znów był bliski płaczu, chciał uciec jak najdalej od palących spojrzeń, słów pocieszenia i ciepłych uścisków.

- Wyznaj Victorovi to co czujesz - zażądała. 
Katsuki zaśmiał się cicho, patrząc na nią z politowaniem. Nie rozumiał, dlaczego akurat ona mu to mówiła?

- Nie mogę, on kocha ciebie, nie będę mu niczego wyznawać - Anastazja zamarła. Zamrugała ze zdziwienia powiekami wpatrując się w niego niezrozumiałym wzrokiem. Niebezpieczne ogniki zatańczyły w jej tęczówkach, zdradzając wzbierąjace w niej poirytowanie. Siląc się na spokojny ton, odsunęła chłopaka od siebie na długość swoich ramion.

- Jesteś głupi, to nie mnie kocha Victor. Jestem pewna, że nie usłyszałeś tych słów od niego! - Warknęła, wyraźnie poddenrwowana jego nieporadnością. Jemu i Victorovi brakowało szczerej rozmowy, opieranie się na osobistych domysłach prowadziło ich do zguby.

- O czym ty mówisz? - Ana uśmiechnęła się ciepło, gdy iskierka nadziei zatańczyła wesoło w oczach Japończyka.

- Gdy będziesz miał okazję, podejdź blisko Vivi, połóż dłoń na jego policzku, spójrz mu głęboko w oczy i zapytaj. Odpowie szczerze, zaufaj mi - szepnęła, gładząc go uspokajająo po włosach. W sercu Katsukiego zagościły mieszane uczucia, czy mógł zaufać tej kobiecie i jej życzliwemu uśmiechowi?

**********************************

Yuri wyszedł z hali i znów spotkał się z chłodem moskiewskiego powietrza. Zadrżał, nie zabrał ze sobą kurtki, nie kłopotał się nawet zmianą stroju,  dlatego jedynym źródłem ciepła była dla niego cienka sportowa bluza. Niewygodne łyżwy zmienił na wygodne addidasy, które pod wpływem śniegu już dawno stały się nieprzyjemnie wilgotne. Wiedział, że może słono za to zapłacić, ale nie przejmował sie tym zbytnio. Ekstremalne warunki pozwalały mu na owocne przemyślenia. Przenikliwe zimno nie było w stanie go powstrzymać. I choć osoby mijane na ulicy patrzyły na niego jak na szaleńca, on nie uważał się za takiego.

- Jezzz, idioto, szalik chociaż weź, bo umrzesz gdzieś w zaspie i będzie kłopot - Yurio w ostatnim momencie dogonił chłopaka, zatrzymując go stanowczo za ramię, gdy ten nie wykrzesał z siebie żadnej reakcji na jego wołanie. Szary szalik, dzierżony jeszcze przed chwilą w dłoni blondyna, niemal bezszelestnie znalazł się na twarzy Japończyka, zasłaniając mu widok. Katsuki zdjął go nieporadnie z twarzy, wpatrując się z niedowierzaniem w swojego przyjaciela.

- To ostatni raz, jak ci pomagam, weź się w garść, to obrzydliwe - mruknął nastolatek. Yurio znów zaskoczył Japończyka miłym gestem. Katsuki nigdy by nie przypuszczał, iż stać go na tak ludzkie odruchy w stosunku do niego. Jego ciepłe spojrzenie spoczęło na twarzy młodszego, badając jej nieudolnie maskowany złością, zatroskany wyraz.

- Dziękuję, postaram się. A szalik zwrócę ci wieczorem - szepnął. Yurio prychnął.

- Zatrzymaj go, nie jest mój. To szalik tego głupiego, siwego ruska. Nie pytaj skąd go mam, tylko bierz - rozkazał i nie czekając na reakcję swojego towarzysza, ruszył w drogę powrotną, klnąc pod nosem z powodu zimna. Katsuki stał tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się w jego drobne plecy, po czym sam, opatulony szalikiem, ruszył przed siebie. Zbłąkane obłoczki pary wydostawały się ukradkiem z jego ust, ulatując w stronę czystego błękitu nieba. Słowa Anastazji nie dawały mu spokoju, nie mogąc uchwycić ich ukrytego znaczenia irytował się coraz bardziej. Nie widział sensu w pytaniu Victora o obiekt jego uczuć, żadna odpowiedź nie była w stanie go usatysfakcjonować, oprócz jednej jedynej, która była cholernie nierealna. Victor Nikiforov nigdy nie powie mu, że kocha właśnie jego, zwykłą japońską świnkę płci męskiej. 
Więc po co pytać? 

Trapiony myślami brunet szedł tak przed siebie bez opamiętania, nie zwracając uwagi na otoczenie, co było błędem. Najprościej w świecie się zgubił, nie znał Moskwy, ani tutejszego języka, a to nie ułatwiało mu to w żaden sposób sprawy. Nie miał przy sobie portfela, a więc dokumentów i pieniędzy, na taksówkę nie miał co liczyć. Z cichym weschnieniem zaczął szukać drogi powrotnej, mając przeświadczenie, że przez swoje działania gubi się jeszcze bardziej. Mocno już zdenerwowany późną porą i chłodem, usiadł na oblodzonej ławce, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni bluzy. Jednak próby ich ogrzania przynosiły marny skutek. Ponadto chłopak od  nieustającego chłodu robił się senny, jego powieki dręczone zmęczeniem powoli zaczęły opadać. Katsuki w ostatniej chwili zorientował się w jak niebezpiecznej znalazł się sytuacji. Resztkami sił i rozsądku poderwał się z ławki, wtulając bardziej twarz w szalik Nikiforova. Zaciągnął się jego subtelnym zapachem, zaczynając żałować swojego nieodpowiedzialnego spaceru bez kurtki. Gdy zdał sobie sprawę z powagi problemu, w jakim się znalazł, zaczął gorączkowo myśleć nad rozwiązaniem. Nie da rady wrócić do hotelu, więc jedynym wyjściem będzie skierowanie się do bardziej zaludnionego zakątka miasta, licząc na dobroczynność rosyjskiego społeczeństwa. Powłócząc nogami, dotarł na Plac Czerwony, jedną z większych atrakcji turystycznych Moskwy. Jednak z powodu później godziny nie zastał na nim wielkiego tłumu, w zasięgu jego wzroku znajdowało się zaledwie kilka osób. Ale to wystarczyło, wierzył że chociaż jedna z nich nie będzie obojętna na jego los. Szykował się właśnie do zaczepienia młodego Rosjanina stojącego pod pobliskim barem, kiedy to jego telefon wydał z siebie charakterystyczny dla przychodzacęgo połączenia dźwięk. Yuri spłoszony sięgnął po komórkę i przyłażył ją do ucha.

- Moshi Moshi? - Mruknął niezwykle cicho, tłumiąc przemożną chęć zaszczękania zębami.

- Yuri, gdzie ty jesteś? Yurio do mnie dzwonił, że nie wróciłeś po zawodach do hotelu! - Zatroskany głos Victora odezwał się w słuchawce, przyprawiając go o szybsze bicie serca. Katsuki zastanowił się przez chwilę, chcąc przypomnieć sobie, gdzie właściwie był.

- Hmmm... na Placu Czerwonym? Czy jakoś tak, nie jestem pewien - jego głos z każdym słowem stawał się coraz słabszy i niewyraźny, co nie uszło uwadze Nikiforova.

- Ile jesteś na dworze? Wszystko w porządku? Jak jesteś ubrany? - Rosjanin powoli wpadał w panikę, czuł, że z Yurim było coś mocno nie tak. Wszystko wskazywało na to, iż jest wręcz wycieńczony.

- Nie wiem, straciłem rachubę czasu, chyba się trochę zgubiłem, nie chcesz wiedzieć, a właśnie mam twój szalik od Yurio, muszę ci go zwrócić, nie wiem czy dostałem się do finałów, spotkałem Anę, kiedy wraczasz, z Makkachinem wszystko ok? Mama się o mnie pytała? - bełkotał bezładnie, bezwiednie stawiając kilka kroków naprzód.

- Co? Nie słyszę cię, powtórz głośniej - jednak Yuri nie powtórzył, gdyż w rozkojarzeniu potknął się o wystającą kostkę brukową, lądując prosto w śnieżnej zaspie. Jego telefon z cichym stukotem potoczył się po bruku, kończąc swój krótki i beznadziejny żywot. Japończyk z jękiem na ustach przewrócił się na plecy i spojrzał niechętnie w bok, klnąc na widok swojego zniszczonego smartphona. To już drugi w tym miesiącu. Był na tyle zmęczony, że nie miał siły się podnieść, straszliwy chłód oplótł jego ciało, znużony temperaturą zamknął więc powieki, oddając się w ramiona Morfeusza. Obfity śnieg, sypiący się z ciemnych chmur, przypruszył jego lekko pobladłą od zmęczenia twarzyczkę, utrudniając mu i tak nikłe już oddychanie.

/////////////////////////////////////////////////////////////////

Od autorki:

Rozdział miał być jutro, ale wstawiam dzisiaj. To taki prezent dla was na walentynki ;)

A teraz pozwólcie, że ja to tu zostawię i pójdę schować się w bunkrze ! Ale zanim mnie zabijcie za te komplikace, to pociesze was, od teraz będzie już tylko lepiej :p

I dziękuję Odlotowy_Balkon za korektę rozdziału <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro