Rozdział 6
Czarnowłosy westchnął, przeczesując swoje włosy i wpatrując się pustym wzrokiem w tytuły książek. Nie wiedział co mu najbardziej może pomóc w napisaniu eseju na eliksiry. Żałował, że wyłgał się, gdy Hermiona chciała zapędzić go i Rona do napisania tego od razu następnego dnia, kiedy profesor Snape im to zadał. Przed sobą miał cztery tomy wiedzy o eliksirach, które nic mu nie mówiły. Nie umiał wytłumaczyć chociaż najprostszych pojęć, co powodowało u niego brak chęci. Dlaczego jeszcze się starał skoro nic mu nie wychodziło? Hermiona tyle razy próbowała mu pomóc, ale on potrzebował nauczyciela, kogoś kto nie będzie się zachowywał jak Mistrz Eliksirów ani jak jego przyjaciółka. Czy tak trudno było mu znaleźć kogokolwiek kto by go traktował równo, ale równocześnie wymagał i dobrze tłumaczył? Jak tak dalej pójdzie to nie zda, wtedy nie będzie już potrzebował żadnego nauczyciela.
Harry oparł czoło o grzbiety książek, mając ochotę wrzasnąć coś obraźliwego odnośnie przedmiotu, z którym zawsze miał tyle problemu. Eliksiry były dla niego czarną magią bez względu na to ile czasu poświęcił na ślęczenie nad podręcznikiem. Jego starania zawsze kończyły się fiaskiem, co tylko dodatkowo go zniechęcało.
- Więc to tak zdobywasz wiedzę? - usłyszał obok siebie czyjś głos, na co drgnął zaskoczony.
Odsunął się od regału i spojrzał na chłopaka o ciemnych oczach, który przyglądał mu się z cieniem uśmiechu na ustach. Zieonooki nie widział w tej sytuacji nic zabawnego, naprawdę chciał już opuścić bibliotekę szkolną i nie martwić się o pracę z eliksirów, którą musiał jutro oddać.
- Chcesz czegoś? - zapytał nieco agresywnie, poprawiając torbę na ramieniu. Najwyraźniej sama obecność kogoś koło niego go denerwowała w tej chwili. Wolał pławić się swoją beznadzieją w samotności, po co mu ktoś do towarzystwa, skoro mógł mieć te wszystkie książki o eliksirach na własność.
- Warzycielstwo dla zaawansowanych. Trucizny i antidota. To ta księga nad twoją głową. - odpowiedział ciemnooki, wskazując półkę od niechcenia dłonią.
Harry westchnął z irytacją. I już nie mam książek na własność, pomyślał, sięgając na jedną z wyższych półek, by podać krukonowi to o co prosił. Oczywiście okazało się, że jest o te parę marnych centymetrów za niski.
- Merlin mnie nienawidzi. - wymamrotał młodszy chłopak, stając na palcach. Usłyszał za sobą śmiech, nim poczuł za sobą czyjeś ciało i nad jego głową pojawiła się smukła dłoń ciemnookiego krukona.
Ciemne loki otaczały radośnie jego twarz, nadając mu pewnego rodzaju niewinności w połączeniu z dużymi oczami otoczonymi długimi rzęsami. Posłał on Potterowi lekki uśmiech nim z książką w ręce oddalił się, zostawiając chłopaka znowu samemu sobie.
Harry odrywając wzrok od krukona, wrócił spojrzeniem do książek, które ponoć miały mu pomóc. Z westchnieniem pełnym cierpienia sięgnął po wszystkie te podręczniki i stare księgi, a następnie powlókł się do jednego ze stolików. Musiał się wziąć poważnie do pracy, jeśli chciał mieć jakiś zadowalający stopień z Eliksirów. Jego nowy "kolega" podpowiedział mu tylko jeszcze rozdział i zniknął pomiędzy regałami. Gryfon westchnął, ogarnięcie tego wszystkiego zajmie mu dużo czasu, ale i tak doceniał pomoc nieznajomego.
W bibliotece spędził wieczność, gdy wreszcie zamknął wszystkie książki i spojrzał na kartki, które zapisał, za oknem było już ciemno, a pomieszczenie wydawało się opuszczone. Czarnowłosy przeczesał ze zmęczeniem swoje włosy i oparł się czołem o blat stołu. Głośne ziewnięcie opuściło jego usta, a całe jego zmęczenie uderzyło w niego w jednej chwili. Był skłonny tu zostać i jęczeć, że nie da rady dostać się o własnych siłach do dormitoriów.
- Panie Potter, to nie miejsce do spania. Proszę zebrać swoje rzeczy i wracać do wieży Gryfonów, bo przegapisz cisze nocną. - zganiła go, pojawiająca się znikąd bibliotekarka. Zabrał swoją pracę i uśmiechnął się w podziękowaniu do kobiety. Ruszył do wieży w nadziei, że nikt go nie zaczepi, aż do momentu, w którym wygodnie ułoży się na swoim łóżku.
Jeden, jedyny raz, wszechświat go wysłuchał. Leżał, wpatrując się w dach baldachimu, ciesząc się, że każdy tylko posyłał mu pełne zrozumienia spojrzenie. W końcu nie tylko on spędził całe popołudnie starając się zdać z Eliksirów, możliwe, że zajęło mu to więcej czasu niż reszcie, ale nie przejmował się tym akurat w tej chwili.
Delikatnie przewrócił się na prawy bok, tak aby swoim kręceniem nikogo nie budzić.
Znajdował się na pustym cmentarzu, lodowaty wiatr ciął jego skórę z każdym gwałtowniejszym podmuchem. Wszystko wokół jakby zamarło, on znał to miejsce. Ponure, stare nagrobki i pomniki upamiętniające śmierć bliskich, a między tym kępy suchej trawy i żwir skrzypiący pod stopami osób, które już się odważyły tu przyjść.
W środku tego stał posąg Śmierci z ciemnego kamienia, szata postaci wydawała się powiewać na wietrze, a jej kosa stała prosto przyprawiając obserwujących o dreszcze. Wykuta twarz nie wyrażała żadnych emocji, zaciśnięte wąsko wargi i lekko krzywy, ukruszony przez lata nos i oczy. Spojrzenie posągu wzbudzało największy strach w innych, wydawało się żywe, śledziło człowieka z obojętnością, ale zawarty był w nich niezwykły chłód i cicha obietnica.
Tylko ten posąg wydawał się tak żywy i nietknięty wiekiem w porównaniu do reszty otaczających go nagrobków i pomniejszych rzeźb.
Czarnowłosy pchnięty intuicją zbliżył się do wyobrażenia śmierci i przyjrzał się jej, nim jego wzrok skoncentrował się na płycie nagrobnej, na której stał ten posąg. Litery były lekko przetarte, jakby kamień chciał je zmyć ze swojej powierzchni. Chłopiec jednak nie musiał patrzeć by wiedzieć co jest tam napisane.
Tom Riddle Senior.
Ojciec chłopca, który oszukał Śmierć i powrócił, by zakończyć to co zaczął czternaście lat temu.
Harry wzdrygnął się i nie był pewien czy było to spowodowane wspomnieniami, czy wiejącym wiatrem. Rozejrzał się wokół nie czując się najlepiej w tym miejscu, miał wrażenie jakby w każdej chwili mógł go zaatakować Voldemort wraz ze swoimi śmierciożercami. Wrażenie bycia obserwowanym nie opuszczało go ani na moment, ale gdy się rozglądał nie widział nikogo.
"Jesteś głupcem Harry Potterze. I obiecuję ci, że stracisz wszystko na czym ci zależy." oznajmił syczący głos zza jego pleców. Chłopak prawie mógł poczuć zimny oddech na swoim karku, pomimo strachu obrócił się od razu robiąc krok w tył i potykając się na nierównym podłożu i lądując na nagrobku Toma Riddle'a.
Przerażenie ścisnęło go za gardło, gdy nie zobaczył nikogo kto mógłby wypowiedzieć tamte słowa.
- Świruję. - wymamrotał Potter, szybkim krokiem przemierzając lochy i nie mogąc pozbyć się tego dziwnego wrażenia bycia obserwowanym, które towarzyszyło mu od przebudzenia się. Miał nikłe przypuszczenia, że było to związane z jego snem, którego nie potrafił sobie przypomnieć.
Zaciskając palce na torbie, wślizgnął się wraz z ostatnimi osobami do klasy eliksirów. Jak zawsze panował tu chłód i wręcz zatrważająca cisza, gdy nauczyciel przyglądał się swoimi obsydianowymi tęczówkami uczniom piątego roku.
- Dzisiaj każdy z was będzie pracował samotnie. Pod koniec lekcji ocenię was, a wy oddacie mi pracę, którą zadałem wam w tamtym tygodniu. - oznajmił swoim grobowym tonem.
Przez następne piętnaście minut wytłumaczył im czym się dzisiaj zajmą i wskazał i odpowiedni dział w podręczniku, nim pozostawił ich samych sobie. Harry czym prędzej zabrał się za przeczytanie wszystkiego co miał o eliksirze, który będzie musiał samodzielnie zrobić. Gdy już miał o nim nikłe pojęcie wziął się do pracy.
Mistrz Eliksirów krążył jak zwykle po klasie, przyglądając się pracom uczniów i od czasu do czasu krzywiąc się, jakby ktoś go krzywdził źle robionym eliksirem. Będąc przy Harry'm nauczyciel zmrużył niebezpiecznie oczy i uchylił wargi, które następnie zacisnął w grymasie. Zielonooki nie wiedział co znowu robił źle, syknął, gdy przez to chwilowe rozproszenie przeciął sobie kciuk. Jego krew zmieszała się z kawałkami gąsienicy.
- Potter!
Czarnowłosy westchnął i odruchowo podniósł krwawiący palec do ust, dopiero czując na języku pełen goryczy smak zmieszany z jego krwią dotarło do niego jak głupio postąpił. Prawie wypluł swój palec, krzywiąc się z obrzydzeniem. Charcząc i plując przyciągnął uwagę całej klasy, która wpatrywała się w niego w skupieniu.
Ślizgonom wystarczyła sekunda na zapoznanie się z sytuacją, nim zaczęli z niego kpić. Najciekawszą reakcją jednak było milczenie nauczyciela i jego nieczytelne spojrzenie, gdy wskazał mu drzwi.
- Przepraszam, profesorze. - westchnął, zbierając lekko niezdarnie swoje rzeczy i po zgaszeniu ognia pod kociołkiem, wyszedł. Przez chwilę wahał się czy opłaca mu się iść w tak błahej sprawie do Skrzydła Szpitalnego, ale myśl o jakimś okropnym zakażeniu przekonała go do zmiany kierunku.
** * ***
Woow! Prawdziwy rozdział!
Bez względu na to co myśleliście po ostatnim "rozdziale 6" nie, nie zamierzałam porzucić tego ff. I na pewno nie pisałabym dziwnego rozdziału przed usunięciem pracy. Tamto to był tylko żart, coś na osłodzenie, rozśmieszenie w czasie czekania na rozdział.
Powtarzam już któryś raz, nie zamierzam porzucić żadnego z pisanych opowiadań. Do obu mam plan akcji i powolutku będę go spełniać.
Dziękuję wszystkim, którzy uznali tamto zakończenie za wspaniały obrót w opowieści.
Za rozdział za to warto podziękować ślęczącej nad moim uchem brucus która po prostu kazała mi dziś usiąść i napisać ten nieszczęsny rozdział.
Miłego dnia, misiaki!
S.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro