Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Młodzieniec o ciemnych włosach, ubrany w barwy Slytherinu wpatrywał się w skupieniu w Harry'ego Potter'a, który patrzył na niego ze zgrozą w spojrzeniu. Riddle nie widział co wywołało taką reakcję u chłopaka. Zaczynał się trochę irytować ciągłymi zmianami emocjonalnymi zielonookiego, który w wieku dwunastu lat tak go zafascynował. Próbował odnaleźć w jego oczach ten chłodny błysk, gdy spierał się z nim, z wielkim Lordem Voldemortem.

Zamiast młodego wojownika widział młodzieńca o podkrążonych oczach i ledwo skrywanym przerażeniu. Brudna szata okrywała drobne ciało, którym wstrząsały delikatne dreszcze. Widział osobę, która nie umiała odróżnić snu od jawy. Istotę słabą i niewartą uwagi.

Tom Riddle był zawiedziony tym co widział. Młody czarodziej, który prawie strącił jego starsze wcielenie w ramiona śmierci, teraz nie miał w sobie nic z potęgi, którą prezentował sobą w wieku zaledwie dwunastu lat.

- Co to oznacza, Tom? - głos czarnowłosego brzmiał niepewnie, gdy wpatrywał się on w nieruchomą postać. Minęła mu już faza wypierania młodego mężczyzny ze swojej świadomości i nieprzyjmowanie do niej faktu, że nie jest on tylko i wyłącznie jedną z jego nocnych mar sennych.

- Potrzebuję cię, Harry Potterze. - oznajmił chłodno młodzieniec. W jego oczach widać było niechęć do tych słów, dla niego było wyzwaniem przyznanie się do tego. Nigdy nikogo nie potrzebował, był samowystarczalny i pasowało mu to, nie musiał nikomu być wdzięczny, że coś osiągnął, bo sam do tego doszedł, bez niczyjej pomocy. Skrzywił się, patrząc na bladego zielonookiego chłopaka.

- Jestem bezwartościowy, pusty w środku. Do czego byś mnie potrzebował? - Lekko chwiejąc się z powodu zimna, które panowało w Komnacie, Harry podszedł do czarnoksiężnika. Jego głos wydawał się bezbarwny, cichy. - Marna marionetka wśród milionów.

- W wieku dwunastu lat zwyciężyłeś w walce z najniebezpieczniejszym potworem znanym światu magii, bazyliszkiem. Uśmierciłeś go i uszedłeś z życiem. - Riddle zaczął się irytować, potrzebował tego nastolatka, a on był cieniem osoby, którą poznał kilka lat wcześniej. Rezygnacja otaczająca całą osobę Pottera, była do niewytrzymania dla starszego chłopaka i po prostu odszedł. Kilka kroków wystarczyło by Harry się ocknął.

- Czekaj! Chce wiedzieć o co chodzi, nie możesz odejść. - Chłopak podbiegł przez wodę do niego. Stali teraz po kostki w mokrej cieczy, nie przeszkadzało już im zimno.

- A to dlaczego?

- Jeśli mi tego nie wyjaśnisz, wezwę tu dyrektora... A on... - Harry nawet nie wiedział po co to mówi, przecież nawet nie chciał nic od Toma, ba, nawet nie wierzył w to, że jest prawdziwy chwilę wcześniej.

- Harry. - Tom teraz patrzył na chłopaka z bliskiej odległości. Chwycił lekko jego podbródek by młodszy spojrzał na niego. - Czy wierzysz w to, że pójdziesz do dyrektora? Wydasz mnie? I co powiesz, mój drogi. Jakie wytłumaczenie masz do tego, że znajdujesz się teraz w Komnacie Slytherina?

Harry wyrwał się spod dotyku starszego czarodzieja i odszedł kilka kroków. Nienawidził tego, że Tom Riddle zawsze wie co powiedzieć. Oczywistym jest, że nie poszedł by do dyrektora. Aktualnie powinien znajdować się gdzieś indziej, a nie w tajemnym pokoju gdzie tylko on - i żyjący gdzieś Voldemort - mieli dostęp.

Młody czarodziej zaśmiał się pod nosem, pomyślał jak interesujący reportaż mogłaby zrobić z tej informacji Rita Skeeter. "Harry Potter szuka samotności, czy możemy ufać Bohaterowi?" albo w drugą stronę - "Harry Potter znika ze szkoły, przesiaduje w Komnatach Slytherina - Czy planuje coś z wrogiem?". Wojna. Tylko to brzęczało w umyśle Harry'ego odkąd znalazł się w Hogwarcie. Ma być, ba, jest! Bohaterem. Wybawicielem. Czy to dlatego Tom chce jego pomocy? On też wierzy w "super moc" Harry'ego?

- Czemu? - zapytał cichym głosem, który nawet dla niego brzmiał wręcz żałośnie. On wręcz prosił młodego Voldemorta o odpowiedź, jakby w nadziei, że w czymś mu to pomoże, zwróci jakiś brakujący mu fragment. Zielonooki czuł się bezradny, nie wiedział jak się zachowywać czy to względem widma Toma Riddle'a, czy czarodziei i czarownic, którzy oczekiwali ratunku przed spustoszeniem jakie szerzył Voldemort i Śmierciożercy.

- Umiesz tylko zadawać pytania, a może ten jeden raz spróbuj sam znaleźć odpowiedź, mój dzielny gryfonie. - głos czarnowłosego młodzieńca był melodyjny. Miał w sobie pewną pokusę, która sprawiała, że nie jedne czarodziej był gotów oddać życie za starsze wcielenie tego z pozoru niewinnego chłopaka. Harry zadrżał, miał wrażenie jakby spojrzenie Toma przepalało go i wnikało wgłąb niego, w jego umysł i dusze. - Co mogę od ciebie chcieć... czego potrzebuję, a wręcz bym powiedział pożądam. Myśl, mój drogi. Co jest na tyle wartościowe, że jestem gotów ci pomóc z moim żyjącym, starszym "JA". Że posunę się do zdradzenia swoich najmroczniejszych tajemnic.

Wyższy młodzieniec krążył wokół młodszego, jak drapieżnik wokół swojej ofiary. Jego ruchy były pełne gracji, ciche i zabójcze. Spojrzenie zimnych oczy ani na moment nie oderwało się od kruchego chłopaka, który śledził go cały czas wzrokiem i najwyraźniej tylko czekał na atak. Tom miał się ochotę zaśmiać, gdyby miał siłę na coś takiego to by nie siedział w tej Komnacie, nie marnowałby swoich sił na jego osobę. Mógłby się poświęcić rzeczom ważniejszym.

- Nie jestem pewien...

- Gryfoni. Zero pomyślunku. - prychnął pogardliwie i zatrzymał się naprzeciwko niego, kolejny raz nawiązując kontakt wzrokowy i z satysfakcją wychwytując w zielonych tęczówkach żywszy błysk. Chłopak mógł się bronić, ale nawet słaba magia Toma Riddle'a oddziaływała na niego w ten sam sposób co na innych, przyciągała go do niego. Nie mniej chłopiec nie ulegał jej, po prostu pozwalał by ta przyprowadziła go bliżej młodego Voldemorta. - Życie, mały gryfonie...

- Ale przecież jesteś tu, ja czuję twój dotyk, mogę cię dotknąć... to znaczy przecież, że żyjesz! - Tom uniósł brew słuchając gryfona, który kolejny raz wydawał się znajdować na skraju szaleństwa. Zielone oczy wpatrywały się w niego z niezrozumieniem. Tak ograniczony umysł, pomyślał z obrzydzeniem Riddle, który nie umiał pojąć jak czarodziej może żyć w granicach normalności mugoli.

- Nie, Harry. To znaczy, że moja magia utrzymuje mnie w stanie tylko trochę lepszym niż hogwarckie duchu. Jestem tylko cieniem swojej potęgi. - chłodny wyraz twarzy nie uległ zmianie przy słowach, w których przyznawał się do swojej słabości. Tom Riddle przyglądał się ciemnowłosemu, widząc jak powoli dociera do niego sens jego słów. Źrenice chłopaka rozszerzyły się w szoku i zrobił on szybki krok w tył, tracąc na moment równowagę na śliskiej powierzchni kafelek.

- Chcesz wrócić. - szepnął zdrętwiałymi jakby ze strachu wargami. Myśl o tym, że Tom Riddle prosi go o pomoc w powrocie obudziła w nim wspomnienia z cmentarza i odrodzenia się Voldemorta.

================
Witajcie,
Przepraszam, że tak krótko i tak długo czekaliście, ale miałam zastuj i problemy z internetem. Nie zamierzam porzucić żadnej z historii x
Serafie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro