Rozdział I
Wstałam z samego rana gotowa na następny dzień męki w moje jakże cudownej pracy. Dzięki bogu został mi już ostatni tydzień w tym piekle. Gdy położyłam wypowiedzenie na biurku tego buraka Harrisona, byłam najbardziej szczęśliwą osobą na świecie. Miałam już dosyć jego seksistowskiego gadania i dobierania się do mnie. Co najśmieszniejsze był to człowiek, który zaraz miał skończyć pięćdziesiąt lat i miał swoją rodzinę, a próbował poderwać mnie, dziewczynę, która ledwo tydzień temu skończyła dwadzieścia pięć. Z uśmiechem na ustach podniosłam się z łóżka. Podeszłam do fotela na którym leżały przygotowane przeze mnie dzień wcześniej ubrania. Podniosłam je i gdy miałam już ruszyć do łazienki usłyszałam jak Patrick rusza się na łóżku. Zamarłam, tak bardzo nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Nie chciałam mieć zniszczonego humoru tak wcześnie rano. Gdy się tylko uspokoiłam delikatnie odwróciłam głowę w jego stronę. Na szczęście spał. Patrzyłam przez chwilę na jego twarz, była taka spokojna. Prawdę mówiąc tylko gdy spał przypominał mi chłopaka, którego poznałam cztery lata temu. Wtedy był to zupełnie inny chłopak, ciepły, czuły. Nie to co teraz. Westchnęłam cicho zdając sobie sprawę z tego, że nie planowanie jednak popsułam sobie humor.
Jechałam ulicami Atlanty słuchając muzyki. Z głośników wydobywał się głos mojego ulubionego artysty, a mianowicie był to The Weekend. Uwielbiałam jego piosenki, były takie proste, ale chwytające za serce. Śpiewałam na cały samochód gdy nagle, muzyka zatrzymała się, a ja usłyszałam dobrze mi znany dźwięk dzwonka telefonu.
— Właśnie przerwałaś mi śpiewanie. Lepiej, żeby to było coś ważnego. — powiedziałam poważnym tonem do mojej przyjaciółki Sadie.
— To coś bardzo ważnego stara. Załatwiłam ci malutki występ w Stranger Things! — wrzasnęła mi do telefonu.
— Naprawdę?! O matko, tak bardzo się cieszę! — ledwo siedziałam na fotelu w samochodzie, zawsze marzyłam o tym żeby moja twarz chociaż przez chwilę była w filmie lub w serialu.
— Wiedziałam, że się ucieszysz. Ugadałam już z producentem, że będziesz w sobotę. Przyjadę po ciebie o ósmej.
— Dobrze. Już nie mogę się doczekać. Dziękuje kochana. — powiedziałam szczęśliwa.
— Nie ma za co. — zamilkła na chwilę. — Zadzwonię wieczorem. Pa. — nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ dziewczyna zdążyła się rozłączyć. Sadie była ode mnie młodsza, ale traktowaliśmy się jak siostry. Nawet gdy dostała rolę Max w Stranger Things została tą samą zwariowaną dziewczyną. Cieszyłam się, że mam ją w swoim życiu, była jedynym promykiem szczęścia. Uśmiechnęłam się do siebie w lusterku, po czym z powrotem włączyłam Spotify.
Po około trzydziestu minutach byłam już na miejscu. Dalej siedziałam w samochodzie nie mając ochoty z niego wychodzić. Bardzo dobrze wiedziałam, że gdy tylko przekroczę próg biura od razu zostanę wezwana na dywanik do szefa. Od czasu gdy położyłam wypowiedzenie na jego biurku nie było dnia, żeby nie próbował mnie zatrzymać, dlatego wiedziałam, że dzisiaj będzie tak samo. Z wielkim żalem otworzyłam drzwi od auta, gdy już miałam z niego wysiąść mój telefon zawibrował, wyjęłam go z torebki był tam sms od Patricka. Westchnęłam głośno odblokowując go.
Patrick
Następnym razem jak będziesz wychodziła to zrób mi śniadanie do pracy! Przez Ciebie musiałem iść bez jedzenia...
Wzięłam głęboki oddech czując jak nerwy zalewają moje ciało. Ścisnęłam telefon w dłoni tak mocno, że aż poczułam ból. Gdy w końcu wzięłam się w garść postanowiłam odpisać.
To nie jest moja wina. Następnym razem wstań wcześniej i zrób sobie jedzenie. Ja Ci tylko przypomnę, że jestem twoją dziewczyną, a nie gosposią.
Gdy kliknęłam wyślij całe moje ciało przeszedł dreszcz strachu. Wiedziałam, że gdy tylko wrócę do domu Patrick urządzi mi awanturę. Poczułam jak jedna maleńka łza spływa po moim policzku, od razu szybko ją wytarłam prostując plecy i biorąc się w garść zamknęłam samochód ruszając w stronę biura.
Weszłam do swojego gabinetu położyłam torebkę pod biurkiem. Włączyłam komputer i ruszyłam do kuchni. Miałam jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia pracy, więc postanowiłam poprawić sobie humor ploteczkami z Amy, koleżanką z pracy. Najgorsze było to, że kuchnia była blisko gabinetu szefa, więc chcąc nie chcąc musiałam przejść obok. Starałam się być niewidzialna, ale niestety nie wyszło. Usłyszałam za sobą głos Harrisona, odwróciłam się niechętnie.
— Dzień dobry. — powiedziałam przyklejając na twarz najbardziej sztuczny uśmiech na świecie.
— Dzień dobry Olivia. Chciałbym z tobą porozmawiać. Możesz wstąpić do mojego gabinetu na chwilę? — jego poważny ton głosu mnie zaskoczył. Dodatkowo wiedział, że nie przepadam jak mówi się do mnie Olivia, zawsze wolałam zdrobnienie na przykład Liv.
— Oczywiście. — bez słowa wskazał, że mam iść za nim, co też zrobiłam. Wchodząc do jego gabinetu jak zwykle uderzył mnie zapach mocnych męskich perfum. Usiadł przy biurku pokazując, żeby zajęła miejsce naprzeciw.
— Więc tak. Widzę, że żadne moja słowa nie zmuszą cię do pozostania w naszej firmie. Już się z tym pogodziłem. — uśmiechnął się do mnie tym swoim obrzydliwym, zwierzęcym uśmiechem. — Chciałem ci tylko przekazać to. — otworzył szufladę w biurku i wyjął z niej białą kopertę podając mi ją.
— Co to jest? — zapytałam grzecznie biorąc kopertę do ręki.
— Odprawa. Każdemu dobremu pracownikowi dają drobne upominki w formie pieniężnej. — patrzyłam na mężczyznę nie dowierzając. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że taki człowiek jak Harrison daję coś ludziom nie oczekując niczego w zamian.
— Dziękuję to bardzo miłe. — uśmiechnęłam się do niego.
— Nie ma za co Liv. Mam nadzieję, że te pieniądze ci się przydadzą. A teraz możesz wracać do pracy. Miłego dnia.
— Wzajemnie. — odpowiedziałam i wstałam kierując się w stronę drzwi.
Od razu ruszyłam do kuchni, aby nalać sobie kawy. Dalej byłam w szoku, ta cała sytuacja była naprawdę bardzo dziwna. Spojrzałam po raz kolejny na kopertę uznając, że czas najwyższy ją otworzyć. Wyjęłam z niej czek. Gdy tylko zobaczyłam kwotę opadła mi szczęka. Kilka razy patrzyłam czy mi się nie przewidziało. Czek był wypisany na kwotę dwudziestu tysięcy dolarów. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Wchodząc do kuchni nigdzie nie mogłam znaleźć Amy. Uznałam, że nie ma sensu do niej dzwonić, ponieważ zawsze gdy miała wolną chwilę siedziała właśnie tutaj. Podeszłam do ekspresu mając ochotę na Latte. Postawiłam kubek i czekałam, aż napełni się napojem. Gdy tylko było gotowe wróciłam do swojego gabinetu. Usiadłam na krześle, przed komputerem z zamiarem sprawdzenia poczty, ale mój telefon znów zawibrował. Dobrze wiedziałam kto to.
Patrick
Bawi mnie to jaka odważna jesteś przez telefon. Porozmawiamy w domu kochanie.
Ta krótka wiadomość przeraziła mnie tak mocno, że zaczęły trząść mi się ręce. Schowałam twarz w dłonie próbując się uspokoić. Wzięłam kilka głębokich oddechów, które pomogły mi opanować bicie serca. Zdjęłam dłonie z twarzy biorąc w nie kubek, mając głupią nadzieję, że kawa pomoże w tym problemie. Biorąc łyka mój wzrok zatrzymał się na małym zdjęciu w ramce, które stało na moim biurku. Byłam na nim ja i Patrick. Poczułam ukłucie w sercu gdy przypomniałam sobie dzień, w którym zostało zrobione. Pamiętam to jak dzisiaj chociaż było to cztery lat temu. Byliśmy na wycieczce w Londynie. Wtedy wszystko było cudownie. Patrick był wymarzonym chłopakiem. To on był przy mnie gdy zginęli moi rodzice. Pocieszał mnie, był czuły i kochany. Teraz jest zupełnie na odwrót. Ciągłe awantury z jego strony, wyzwiska, kilka razy zdarzyła się przemoc. Wiele razy chciałam już odejść, ale nie potrafiłam. Poza nim nie mam nikogo nie licząc Sadie, ale ona miała dla mnie dość mało czasu. Nie miałam jej tego za złe, w końcu spełniała marzenia. Poczułam jak moje policzki są całe mokre, nawet nie zauważyłam, że się popłakałam.
Wracając do domu bałam się tego co mnie spotka. Postanowiłam, że muszę rozluźnić atmosferę, więc skierowałam się po drodze do sklepu. Kupiłam wino oraz produkty spożywcze. Uznałam, że gdy powitam go kolacją w jakiejś ładnej sukience, nie zrobi awantury. Wysiadłam z samochodu otwierając drzwi od domu. Gdy tylko weszłam do salonu zamarłam. Patrick siedział na kanapie. Kurwa! Przecież powinien być w pracy!
— Patrick? Co tak wcześnie? Chciałam ci zrobić niespodziankę. — wzięłam się w garść próbując udawać, że się nie boję. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał. Biorąc głęboki oddech ruszyłam w stronę kuchni. Gdy zaczęłam wypakowywać zakupy poczułam ręce na biodrach. Zastygłam.
— Liv. — jego dłonie zebrały moje czarne włosy z szyi. Przeszły mnie ciarki. — Nigdy więcej się tak nie zachowuj rozumiesz? — zapytał po czym zaczął całować moją szyję. Ze strachu nie dałam rady wydusić z siebie ani słowa. — Rozumiesz!? — tym razem poczułam silne pociągnięcie za włosy.
— R..rozumiem. — odpowiedziałam płacząc. Nagle jak gdyby nigdy nic odwrócił mnie do siebie po czym wpił się w moje usta. Oddałam pocałunek bojąc się zrobić cokolwiek innego.
— Kocham cię Liv. Naprawdę. — wyszeptał w moje usta.
— J... ja ciebie też kocham. — niestety odpowiedział zgodnie z prawdą.
— Pomogę ci zrobić kolację. — odszedł ode mnie podchodząc do lodówki.
Jedliśmy kolację oglądając Netflixa. Razem z Patrickiem uwielbialiśmy serial Orange is the new black. Praktycznie codziennie nasze wieczory wyglądały właśnie tak. Najpierw afera, później jak gdyby nigdy nic kolacja i oglądanie. Gdy skończyliśmy jeść zabrałam nasze talerze zanosząc je do kuchni.
— Kochanie mogłabyś przynieść kieliszki? Napijemy się wina. — usłyszałam jego głos pochodzący z salonu.
— Oczywiście. — podeszłam do szafki i wyjęłam z niej dwa szklane kieliszki. — Proszę. — położyłam je na stoliku, który stał przed nami. Patrick od razu otworzył trunek i nalał nam do szkła.
— Za nas! — podniósł toast patrząc mi prosto w oczy.
— Za nas. — odpowiedziałam cicho biorąc łyk. Przez chwilę poczułam się jak kiedyś, przez co na moją twarz wpełzł uśmiech.
— Co cię tak ucieszyło? — zapytał spokojnym tonem.
— Ten moment. Jest tak jak kiedyś. — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
— Możesz sprecyzować?
— Między nami nie jest już tak jak kiedyś. Twoje wybuchy agresji mnie niszczą od środka. — nie wiem skąd się u mnie wzięło tyle odwagi. Patrick nic nie mówił tylko patrzył na mnie poważnym wzrokiem. — Przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. — ta cisza była tak okropna i straszna, że po mojej odwadze nie został nawet ślad.
— Nie przepraszaj. To wszystko moja wina. — odłożył kieliszek i złapał mnie za rękę. — Poprawię się, obiecuję. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś znów była ze mną szczęśliwa. — po tych słowach delikatnie pocałował mnie w usta. Oddałam pocałunek, ale nie skupiłam się na nim. Moje myśli były okropne. Podpowiadały mi, że jego słowa są fałszywe, w końcu to nie był pierwszy raz gdy je słyszałam.
Obudził mnie hałas dochodzący z dołu. Otworzyłam oczy, które po chwili przyzwyczaiły się do światła. Spojrzałam na drugą stronę łóżka. Połowa Patricka była pusta co oznaczało, że to on tak hałasował. Założyłam kapcie i powoli skierowałam się w kierunku dźwięków, które poprowadziły mnie do kuchni. Gdy zobaczyłam co się dzieję byłam w wielkim szoku. Przy kuchence stał Patrick przygotowując jajecznicę. Ostatni raz zrobił mi śniadanie prawie trzy lata temu na moje urodziny. Usiadłam na krzesełku barowym i przyglądałam się jak krząta się po kuchni. Patrzyłam jak nakłada jedzenie na talerz, gdy nagle poparzył się patelnią.
— Pokaż rękę! — wrzasnęłam przejęta podbiegając do niego. Podał mi dłoń delikatnie się uśmiechając.
— Jestem niezdarny. Bardzo. — zaśmiał się.
— Oj tak. Nie da się ukryć. Włóż rękę pod zimną wodę ja pójdę po krem. — puściłam jego dłoń i już miałam ruszyć po apteczkę, ale chłopak mnie zatrzymał.
— Skarbie nic mi nie będzie. To zwykłe delikatne oparzenie. — dalej się śmiał. Spojrzałam mu w oczy przez co również zaczęłam się śmiać.
— Trochę spanikowałam.
— I właśnie za to cię kocham. A teraz usiądź podam ci śniadanie. — ten poranek był naprawdę inny. Zaczęłam wierzyć, że może wszystko się ułoży.
Kochani!
Chciałam Was serdecznie powitać w świecie mojego nowego opowiadania. Mam nadzieję, że przyjmiecie je ciepło i zostaniecie ze mną do końca. Już w następnym rozdziale pojawi się Joseph Quinn i niektórzy inni aktorzy ze Stranger Things.
Wiem, że rozdział króciutki, ale chciałam wam w nim tylko przedstawić główną bohaterkę i jej życie :)
Buziaki :*
Rozdział nie sprawdzony! Mogą pojawić się błędy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro