Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 7

  Minęło kilka dni zanim Phoebe nabrała odwagi by zadzwonić do Michaela. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo się tym przejmuje, przecież wydawałoby się, że w swoim towarzystwie wręcz nie potrafią być skrępowani, ale jednak w coś musiało być na rzeczy. Może zwykły stres, a może jednak coś więcej. 

  Mimo dość późnej pory zdecydowała się zrobić to dziś, czuła, że jutro ta odwaga znów wyparuje, a ze spotkania będą nici. Podeszła do telefonu i lekko drżącymi dłońmi wykręciła numer, który chłopak jej podał. Czekała... jeden sygnał, drugi sygnał...

- Dobry wieczór, rezydencja Pani Diany Ross. W czym mogę pomóc?

- Do- dobry wieczór, ja chciałabym rozmawiać z Michaelem Jacksonem. Jeżeli to możliwe, oczywiście. - powiedziała nieco zbyt szybko.

- Mogę prosić o imię i nazwisko? 

- Phoebe Rossiter, jestem przyjaciółką Michaela.

- Proszę zaczekać minutkę. - owa minutka dłużyła się dziewczynie niesamowicie. W końcu, po drugiej stronie słuchawki usłyszała tak dobrze znany, ciepły głos.

- Witaj, Phoebe.

- Dobry wieczór, Mike. - niemalże wyszeptała.

- O czym chciałaś ze mną pomówić? - zapytał.

- Oh, no... Hmm, chciałam się zapytać czy może chciałbyś gdzieś ze mną jutro wyjść? Na kawę, albo coś...

- Jutro... przepraszam, ale jutro nie mogę... i chyba w najbliższym czasie też nie będę mógł. Jutro z rana wracam do Los Angeles, będę kończyć nagrywanie nowego albumu. Wiesz, nadal jest nad tym trochę pracy.

- Ojej, nie wiedziałam. Przepraszam, to może... kiedy indziej. Dasz mi znać kiedy będziesz w Nowym Jorku i tyle.

- Chyba, że... nie wiem czy chciałabyś, ale możesz lecieć ze mną... w sensie to chyba dobry pomysł żeby lepiej się poznać.

- To cudowna propozycja, ale nie wiem czy wypada...

- Nawet nie żartuj! Zamieszkasz ze mną i moją rodziną, w naszym domu, w Encino. Jest ogromny, na pewno znajdzie się miejsce, o resztę się nie martw. - bała się opowiedzieć. Mogłaby żałować odmowy, a życie jest zbyt krótkie i trzeba korzystać z niego tak bardzo, jak tylko się da. 

- Michael... dobrze, zgadzam się.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! Jutro koło godziny siódmej moja limuzyna będzie pod twoim domem. Tylko musisz mi podać adres.

- Oczywiście, już. Masz na czym zapisać?

- Tak, możesz już dyktować.

- Okej, więc...

Podała Jacksonowi adres i po krótkim pożegnaniu zakończyła rozmowę. Stwierdziła, że nie ma sensu odchodzić od telefonu, musiała poinformować kilka osób o swoim wyjeździe; Jade, rodziców, raczej powinni o tym wiedzieć. 

  Po trwającej niemalże pół godziny rozmowie z mamą, zdecydowała spakować się. Nie miała czasu do stracenia, a jeżeli chciała wstać jutro punktualnie z budzikiem, musiała położyć się dziś wcześnie. Wyciągnęła z szafy sporej wielkości walizkę i zaczęła pakować do niej najróżniejsze rzeczy. Od ubrań i butów, aż po wszelkie kosmetyki. Nie wiedziała jak długo tam zostanie, ale nie chciała dzwonić i znów zawracać czas Michaelowi. Po prostu spróbowała zmieścić się w ową jedną walizkę i nawet jej się to udało. Sprzątnęła jeszcze z podłogi ubrania i inne rzeczy, których nie spakowała i poszła wykonać tak zwaną 'wieczorną toaletę'. 

  Zanim położyła się do łóżka nastawiła wszystkie budziki, które znalazła na godzinę szóstą rano. Było to ubezpieczenie, gdyby jeden budzik nie zadziałał na jej twardy sen. Zasnęła z myślą, iż jutro zaczyna się jedna z jej największych przygód tego życia.

nie lubię tego rozdziału, jest po prostu nie taki jaki miał być, ale to Wam, czytelnikom pozostawiam ocenę. 

Gwiazdka motywuje! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro