Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 6

- Więc sądzisz, że Bóg dał nam drugą szansę? W sensie, tobie by zmienić moje życie na lepsze?

- Michael, ja tak nie sądzę, po prostu to wiem. W życiu, które przeżyłeś już kiedyś spotkało cię wiele bólu i cierpienia. Będziesz kimś wielkim, tak jak już to się stało, ale tym razem ja będę przy tobie. Będę przestrzegać cię przed złymi wyborami i decyzjami. Ostrzegać przed fałszywymi ludźmi i robić wszystko byś był szczęśliwy. Takie jest moje zadanie od tego Pana na górze, stwierdził, że nie zasłużyłeś na to co cię spotkało i pozwolił nam zacząć od nowa. - mówiąc to, Phoebe patrzyła Michaelowi prosto w oczy. Póki co nie mogła powiedzieć mu więcej. Nie mogła mu nic zdradzić dopóki nie będzie po wszystkim, dopóki nie minie 1993, 2005 i 2009. Te lata kiedyś najbardziej się na nim odbiły, ale teraz to, co zdarzyło się kiedy trwały nie może mieć miejsca. Rossiter wiedziała, że zrobi wszystko i nawet więcej żeby tylko człowiek, który zmienił jej życie nie musiał cierpieć. - Po prostu musisz mi zaufać. Wszystko co zrobię, będzie tylko ze względu na twoje dobro. 

- Ufam ci, ale dlaczego akurat ty? Dlaczego Bóg wybrał akurat ciebie? - pokręciła głową tym samym dając odpowiedź iż sama tego nie wie. 

- Może dla tego, że kiedyś ty pomogłeś mi... albo coś. - szepnęła patrząc w gwieździste niebo. 

- Pomogłem ci? Jak? 

- Ohh, nie tak dosłownie. Tak jak już powiedziałam, byłeś... i będziesz kimś wielkim. Jesteś wyjątkowy, twoja kariera, sława... wymagają wielu poświęceń. Na przykład... 

- Utracone dzieciństwo. - przerwał dziewczynie, a ta tylko smętnie pokiwała głową. - Ehh, myślę, że czas już kończyć tą... to przyjęcie. Zrobiło się trochę późno, długo rozmawialiśmy.

- Racja, będę musiała jakoś zaciągnąć Jade do domu. Pewnie trochę wypiła. - zaśmiała się blondynka wstając z chłodnej betonowej powierzchni. 

  W klubie panował istny chaos. Widać było, że połowa gości mocno zabalowała. Rossiter zaczęła rozglądać się za przyjaciółką. W końcu ją odnalazła w tłumie. Rozmawiała z jakimś mężczyzną, który na oko wydawał się być znajomy, ale Phoebe nie mogła w tej chwili przypasować jego twarzy do odpowiedniego nazwiska. 

- Przepraszam, my już będziemy się zbierać. Jade, wstawaj. - dziewczyna położyła rękę na ramieniu rudowłosej delikatnie je ściskając.

- Oh, no proszę cię! Jest tak wcześnie, ale z ciebie sztywniara! Nie widzisz, że prowadzę bardzo ciekawą rozmowę z... z nowym znajomym? - Phoebe przewróciła oczami i bez problemu podniosła Jade z kanapy. Tamta nawet nie protestowała, po prostu cały czas się śmiała i machała na pożegnanie do mężczyzny, z którym jeszcze chwilę temu prowadziła - zapewne bardzo ciekawą - konwersację. 

  Przy wyjściu z klubu stał Michael. Chciał pożegnać przyjaciółkę. Był bardzo skołowany. Słowa Phoebe dały mu do myślenia. Ta dziewczyna była inna, widać to na pierwszy rzut oka. Nie przeciętna uroda, mądrość w słowach. Nie musieli nic mówić i i tak by się zrozumieli. 

  We trójkę wyszli z klubu. Jade, już o własnych nogach lekko zataczając się doszła do taksówki, którą Michael przed chwilą złapał dla nich.

- Dziękuję za dzisiaj. Cieszę się, że wreszcie mogliśmy na poważnie o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że do zobaczenia za nie długo. 

- Jeśli chciałabyś się spotkać lub porozmawiać... to adres domu Diany Ross, a to numer jej telefonu domowego. - podał dziewczynie skrawek papieru, na którym krzywo zapisany był rząd liczb i adres. 

- Dziękuję Michael, na pewno zadzwonię... albo coś. - uśmiechnęła się i przytuliła chłopaka. Jackson objął ją w pasie i jeszcze bardziej przysunął do siebie. Nie wiedział kiedy następny raz będzie mógł to zrobić więc chciał zapamiętać tą chwilę. Odsunęli się od siebie. - Michael, pamiętaj, że jesteś śliczny i mega przystojny. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej i sam też o tym pamiętaj. - powiedziała trzymając dłonie na policzkach Mike'a. Czytała i słyszała wiele. Wstydził się swojego wyglądu, nie podobał się sobie. To ją bolało, ponieważ to nie była prawda. Był samokrytyczny i to była jedna z jego tak naprawdę; najgorszych cech. Odchodząc pomachała mu jeszcze cały czas uśmiechając. 

- Fajnie razem wyglądacie, ale jak cię skrzywdzi... nie ręczę za siebie. - blondynka zaśmiała się na słowa Jade. Podała kierowcy adres i oparła się o fotel wpatrując się w drogę za szybą. To była jedna z tych chwil w życiu, kiedy wszystko zaczynasz analizować od nowa. Szukać sensu w tym co się powiedziałeś. Zgodnie z sercem i umysłem stwierdziła, że dzień ten nie mógł być lepszy. 


Nie będę stawiać warunków, że za tyle i tyle gwiazdek czy komentarzy dodam kolejny rozdział bo to było by głupie, ale jednak jeśli przeczytałeś czy tam przeczytałaś to proszę cię o zostawienie śladu po sobie bo to zawsze jakaś oznaka, że ludziom podoba się to co robię. Nie zajmie wam to długo, danie gwiazdki to dosłownie sekunda. O nic więcej nie proszę. Jeśli spodobał ci się ten rozdział to bardzo mi miło, już za niedługo dodam następny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro