rozdział 10
Phoebe i Michael nadal stali jak słupy soli, a ludzie zgromadzeni w holu śmiali się między sobą i cicho szeptali.
- No i widzicie!? Przestraszyliście biedną dziewczynę! - Phoebe mogła się założyć, że roześmiany głos należał do Marlona Jacksona.
Michael w końcu otrząsnął się i zapytał:
- Co wy tu wszyscy robicie? Mama nic nie mówiła...
- Oj braciszku! Nie cieszysz się, że nas widzisz? Poza tym chcieliśmy wreszcie poznać twoją koleżankę! Gazety już się o was rozpisują... - zawołał Tito.
- CO!? - Phoebe i Michael zawołali jednocześnie po czym spojrzeli na siebie i spłonęli rumieńcem.
- No tak! Chodź, zaraz ci pokażę te artykuły...
- Hej, hej! Dzieciaki, spokój już tam! Dajcie im wejść na spokojnie, dopiero co przyjechali i już nie dajecie im żyć. - nagle przed wszystkimi zebranymi pojawiła się Katherine Jackson.
- Cześć Mamo, tęskniłem. - Michael podszedł do mamy i mocno ją uściskał. Kiedy już przywitali się Michael przedstawił przyjaciółkę:
- Mamo, to jest moja, uhmm... przyjaciółka Phoebe. Phoebe to moja mama, a oni to... zaraz cię z nimi zapoznam.
- Ogromnie mi miło panią poznać, Pani Jackson. - powiedziała nieśmiało Rossiter, a kobieta posłała jej ciepły uśmiech.
- Mi ciebie również, kochanie. Wchodźcie, zaraz podaję obiad, na pewno jesteście głodni.
Kiedy już na spokojnie Phoebe weszła do rezydencji Jacksonów, Michael zaczął zapoznawać ją ze swoim rodzeństwem. Po kolei: Randy, Marlon, Tito, Jackie i Jermaine, a później Rebbie, La Toya ( którą Phoebe przekreśliła już na początku, nigdy nie zapomni tego, co powiedziała o Michaelu gdy dowiedziała się o zarzutach - oczywiście nieprawdziwych - brata) i na koniec urocza Janet. Każdy uścisk dłoni wydawał się dziewczynie strasznie niezręczny.
- Dunk - Michael zwrócił się do siostry tak dobrze znanym Phoebe przezwiskiem - pokażesz Phoebe jej pokój?
- Jasne, Michael. Chodź Phoebe. - najmłodsza z Jacksonów złapała blondynkę i pociągnęła ją za sobą na wyższe piętro domu, by pokazać jej miejsce, które podczas pobytu w LA będzie pełniło rolę sypialni Phoebe.
Kiedy Phoebe poszła się rozgościć, bracia Jacksonowie zaczęli zawziętą dyskusję.
- Ej, ale pytam na serio. Co wy tu robicie? - Michael spojrzał na braci.
- No, a my odpowiadamy szczerze, że chcieliśmy poznać twoją nową koleżankę...
- Przyjaciółkę. - przerwał Michael.
- Okej, przyjaciółkę - Jermaine specjalnie podkreślił słowo "przyjaciółkę". - Od kiedy wy się w ogóle znacie? Nigdy was razem nie widziałem. Nikt z nas was nie widział. Co z Tatum? Nie umawiałeś się z nią? Myślałem, że to coś więcej, a tu masz kogoś nowego...
- Stop! Jermaine, za dużo gadasz. Znamy się od... sam nie wiem, kilku lat, siedmiu... może ośmiu...
- I nic nam o niej nie powiedziałeś?! - zapytał rozbawiony Tito.
- Nie, sam nawet nie widziałem jej przez kilka lat, ok? Dopiero nie dawno zostaliśmy przyjaciółmi. Natomiast co do Tatum... - zarumienił się lekko. - Lubię ją, ale... ona nie lubi mnie. Nie tak, jak ja ją lubię... No wiecie o co mi chodzi!
- Uuu, braciszek Mike ma złamane serce! - Randy poklepał brata po ramieniu. - Spoko, jeszcze sobie kogoś znajdziesz.
- Nie, żadna kobieta mnie nie zechce. Jestem paskudny...
- Nie jesteś. - niespodziewanie odezwała się schodząca po schodach Phoebe. - Według mnie jesteś bardzo przystojny. - kiedy to powiedziała bracia Michaela zaczęli śmiać się między sobą i pogwizdywać. Michael myślał, że jego twarz zaraz spłonie. - Jesteś przystojny, miły, kochany i masz niesamowity talent. Nie możesz myśleć inaczej. - blondynka uścisnęła jego dłoń.
Phoebe bardzo spodobała się atmosfera panująca w tym domu. Każdy chodził roześmiany, wszędzie słychać było wesołe rozmowy domowników, a gdzieś w tle leciała nawet muzyka. Właśnie skończyli jeść obiad i wszyscy rozsiedli się w salonie gawędząc między sobą.
- Phoebe, opowiedz nam coś o sobie. - zaproponowała Rebbie. Spojrzałam po wszystkich osobach znajdujących się w salonie.
- Tylko, że... nie wiem co. - wzruszyła ramionami. - Pochodzę z Nowego Jorku, pracuję jako modelka no i jestem fanką waszej rodziny od najmłodszych lat. Naprawdę. Wychowałam się na waszej muzyce, jesteście moim wzorem do naśladowania. Wszyscy osiągnęliście tak dużo w tak naprawdę młodym wieku i to mnie inspiruje.
- Jesteś słodka! Michael, Phoebe jest teraz moją przyjaciółką. - powiedziała La Toya, a Phoebe uśmiechnęła się niezręcznie. - Opowiedz nam coś jeszcze! Co lubisz robić?
- Umm, czasem gram na gitarze i pianinie... czego oczywiście nauczyłam się dzięki wam. - czuła się skrępowana, wszyscy gapili się tylko i wyłącznie na nią. - Chcielibyście wiedzieć coś jeszcze?
- Ile plakatów z nami masz w pokoju? - zapytał Marlon myśląc, że zawstydzi dziewczynę, ale ta zaśmiała się pod nosem i najzwyczajniej w świecie odpowiedziała:
- Ponad 20, jako nastolatka miałam ich więcej. Byliście moimi idolami. Nadal jesteście. - wszyscy myśleli, że to Rossiter spali tak zwanego buraka, ale było na odwrót. - No co? To normalne, cieszcie się, że nie mam obsesji i nie rzuciłam się na was kiedy tylko was zobaczyłam. Nigdy też nie wysyłałam wam listów... wiem, że czasem mają dziwną treść, no nie? - wszyscy chłopcy - a w zasadzie mężczyźni; ale czy to ważne? - przytaknęli opowiadając o listach, jakie otrzymywali i nadal otrzymują od fanów.
- Raz dostałem pierścionek zaręczynowy... - wspomniał Jackie. - Michael dostał ich ze 30. - wszyscy się zaśmiali. - I on mówi, że żadna go nie chce!
- To coś innego, Jackie. One mnie nie znają, a ja nie znam ich. Pamiętacie tę dziewczynę, tę z blond włosami? Była... bardzo, bardzo nie miła, a w liście zarzekała się jak bardzo mnie... kocha.
- Ta co zaczęła cię wyzywać kiedy nie pocałowałeś jej na lotnisku? - zapytał Tito, aby się upewnić.
- Ta blondyna przylepiła się do ciebie jak gówno do psiego ogona! - zawołał Randy. Wszyscy spojrzeli na niego w ciszy starając się nie roześmiać.
- Synu! - zawołała z oburzeniem pani Jackson wychylając się z kuchni.
- Przepraszam, mamo. Już nie będę tak mówił. - powiedział skruszony chłopak, a jego rodzeństwo zaśmiało się.
Po jeszcze godzinnych dyskusjach wszyscy zgodnie stwierdzili, że idą odpocząć. Phoebe i Michael byli szczególnie zmęczeni. Rossiter z małą pomocą Janet trafiła do swojego pokoju. Stwierdziła, że rozpakuje walizkę i zdrzemnie się chwilę przed kolacją, którą pani Katherine zapowiedziała na godzinę 18:30. Po kolei włożyła do dębowej szafy wszystkie pary spodni, bluzek, koszul, kurtek i i jeszcze kilka innych części garderoby. Na dolnej półce ustawiła buty, a w komodzie obok ułożyła bieliznę i piżamy. Wszelkie kosmetyki ustawiła na wcześniej wspomnianej komodzie. Rozejrzała się jeszcze po przestronnym pomieszczeniu i wyjrzała przez okno na piękny ogród po czym stwierdziła, że się położy bo oczy już same jej się zamykają. Po pięciu minutach wiercenia się na łóżku wreszcie odpłynęła do krainy snu.
Niby bracia Jacksonowie to już nie dzieci, ale kto powiedział, że to wiek świadczy o dorosłości człowieka? Na ten jakże zabawny pomysł wpadł nie kto inny jak Marlon - znany również jako Jokester* ( słowo to nie ma konkretnego tłumaczenia, ponieważ jest nazwą własną, ale chodzi o takiego; jakbyśmy to mogli powiedzieć, prankstera, żartownisia). Bracia znaleźli na strychu domu duże wiadro, do którego nalali zimnej wody. Mimo, iż na początku Michael nie był chętny do brania udziału w "spisku", to w końcu uległ namową braci. Po cichu zakradli się do pokoju Phoebe, tak aby jej nie obudzić. Randy i Jackie ledwo powstrzymywali się od wybuchnięcia głośnym śmiechem.
- Ej, najpierw budzimy naszą śpiącą królewnę, a po chwili wylewamy czy od razu? - zapytał najcichszym szeptem na jaki było go stać Marlon. Cała szóstka zgodnie stwierdziła, że trzeba to zrobić od razu po czym uciekać najdalej jak się da. Dzięki swoim żonom, wiedzieli, że kobiety potrafią się wściec za coś takiego i to nie na żarty. Podeszli do łóżka najciszej jak tylko umieli i nawzajem się uciszali co powodowało niepotrzebny hałas, przez który blondynka się nieco przebudziła. Zamarli w pół kroku, lecz gdy zauważyli, że nadal śpi, odetchnęli ulgą. Marlon najciszej jak tylko potrafił zakradł się do samego brzegu łóżka i przechylił całą zawartość wiadra na dziewczynę, która natychmiast się obudziła czując przenikający jej ciało chłód. Cała szóstka uciekła w popłochu przeraźliwie się śmiejąc. Phoebe mocno zdenerwowana nie panowała nad emocjami. Wybiegła z pokoju w poszukiwani sprawców tego incydentu. Nikogo nie zdziwił widok Phoebe w przesiąkniętych wodą ubraniach. Jacksonowie uwielbiali wywijać takie numery gościom. Rossiter zeszła ostrożnie po schodach i wiedziona swoim wrodzonym kobiecym instynktem wybiegła przed dom, skąd było słychać śmiechy. Po cichu zakradła się i wyjrzała zza jednej ze ścian domu. Niczego nieświadomi bracia skradali się właśnie przy tej ścianie, ale nie zauważyli stojącej za rogiem dziewczyny. Blondynka uśmiechnęła się złowieszczo do siebie. Gdy wszyscy po kolei zaczęli wychodzić zza owej ściany dziewczyna zamachnęła się kilka razy tak, aby każdemu odbił się na policzku ślad jej dłoni. Niczego nie świadomi bracia złapali się za twarze gdy Phoebe śmiała się łapiąc się za brzuch.
- Karma wraca, moi drodzy żartownisie. Zemsta musiała być słodka, rozumiecie. - patrzyli na nią z zaskoczonymi minami. Nie przyznała się do tego, ale Michaela uderzyła najlżej. - Okay, a teraz dzięki wam muszę iść się przebrać bo wyglądam... no po prostu źle.
Phoebe przebrała się, wysuszyła i rozczesała włosy i nałożyła lekki makijaż, po czym stwierdziła, że pomoże przyszykować pani Jackson kolację. Zeszła na dół i szybko odszukała drogę do kuchni. Pani Katherine i mała Janet krzątały się po kuchni wspólnie gawędząc i kołysząc się w rytm piosenki Beatlesów lecącej w radiu. Rossiter nucąc pod nosem Hey Jude podeszła do wysepki kuchennej i zapytała:
- Czy mogłabym w czymś pomóc? - uśmiechnęła się lekko.
- Oh, Phoebe, kochanie jesteś naszym gościem. Nie wypada tak... - zaczęła Katherine Jackson.
- Nie, nie. Ja naprawdę chciałabym pomóc, tak w formie podziękowania za udzielenie mi noclegu tutaj.
- No dobrze, razem z Janet możecie zastawić stół. - powiedziała kobieta i poklepała córkę po ramieniu. Phoebe i Janet razem przeszył do obszernej jadalni. Janet otworzyła dębową komodę, w której znajdowały się wszelkie naczynia i sztućce. Blondynka czuła się trochę niezręcznie, miała wrażenie jakby najmłodsza z Jacksonów była na nią zła.
- Janet, nie lubisz mnie? - zapytała w końcu bez żadnych ogródek. Nastolatka podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się.
- Nie, wydajesz się być fajna, ale... nie chcę żebyś skrzywdziła Michaela. Jest moim bratem i kocham go najbardziej na świecie, nie chcę żeby cierpiał. - powiedziała cicho.
- O to się nie martw, nigdy, ale to przenigdy nie skrzywdzę Michaela. Jest moim przyjacielem, a jego krzywda to ostania rzecz jakiej bym chciała. - odparła szczerze Phoebe. Janet podeszła do niej i mocno przytuliła. Czuła - tak samo jak Michael - że ta dziewczyna jest bardzo dobrą osobą.
Po skończonej kolacji każdy wszyscy udali się do swoich sypialni by przygotować się do snu. Phoebe z uśmiechem siedziała na łóżku rozczesując długie blond włosy po kąpieli. Myślała o wszystkim co zdążyło ją już spotkać, o poznaniu legendarnej - bynajmniej dla niej - rodziny Jackson, o przyjaźni z Michaelem, ale też o przyszłości. W pewnej chwili Phoebe usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała. Zza drzwi wychyliła się głowa Michaela.
- Mogę wejść? - zapytał. Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową. - Chciałem tak tylko porozmawiać... no i przeprosić za tą akcję z wodą. Marlon uwielbia to robić, on ogólnie uwielbia żartować.
- Nic się nie stało, wy zresztą dostaliście za swoje. - zaśmiali się oboje. - A tak konkretnie to o czym chciałeś pogadać?
- Jutro rano chciałbym jechać do studia i chcę się upewnić czy na pewno też chcesz jechać. Więc...?
- Tak! Oczywiście, marzę o tym od kiedy się poznaliśmy. - zażartowała. - Fajna piżama, tak swoją drogą. - wskazała na uroczą piżamkę Michaela z wizerunkami Myszki Miki. - Zagrajmy w 20 pytań.
- Co to? - zapytał Michael.
- Serio, Mike? 20 pytań? Nic ci to nie mówi? Po prostu będziemy zadawać sobie nawzajem po 20 pytań. Przy okazji dowiemy się o sobie czegoś więcej. Zaczynaj!
- Dobra, to może... - gra jakoś szła. Śmiali się z siebie i rozwijali tematy.
- Ok, ostanie dwa pytania i idziemy spać bo jutro nie wstanę. - stwierdziła Phoebe ziewając. - Teraz ja? - Jackson pokiwał głową. - Z której piosenki, którą dotąd napisałeś jesteś dumny najbardziej?
- Shake Your Body, dużo się nad nią napracowałem razem z Randy'm. Uważam, że jest nawet dobra. I w sumie jest jeszcze taka jedna... napisałem ją na następną płytę The Jacksons. Zatytułowałem ją Heartbreak Hotel lub This Place Hotel... jeszcze nie wiem.
- Może lepiej This Place Hotel, co? Jedna z piosenek Elvisa nazywa się Heartbreak Hotel, This Place Hotel to będzie coś innego, lepszego.
- Zapiszę to, jak tylko wrócę do pokoju. Dzięki za radę. Okay, a teraz moje pytanie... Umm, czy w twoim życiu zdarzyło się coś co chciałabyś zapomnieć? - Phoebe przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. - Nie musisz odpowiadać, albo po prostu powiedz tak lub nie. Jeśli nie chcesz, nie będę cię zmuszał...
- Nie. Za długo trzymałam to w sobie... w końcu jesteśmy przyjaciółmi, mogę ci powiedzieć, ponieważ mam do ciebie zaufanie. - Michael pokiwał powoli głową. - Miałam bulimię. - Jackson spojrzał na przyjaciółkę nie dowierzając. - To było dawno temu, jako dziecko nie należałam do tych "najmniejszych", zawsze mi to wypominali. Kiedyś jedna dziewczynka... chodziłam z nią do klasy; powiedziała, że... to dobry pomysł żeby zrzucić trochę kilogramów. Byłam głupia, uległam presji i durnym pomysłom. Nie trwało to długo, rodzice odkryli to szybciej niż mogłoby się wydawać. Dzięki pomocy wyzdrowiałam i teraz mogę śmiać się w twarz tym, którzy śmiali się ze mnie. - wytarła łzy, które bez pozwolenia popłynęły po jej rumianych policzkach.
- Oh, Phoebe... - Michael przygarnął przyjaciółkę do siebie i powoli gładził po włosach. Dziewczyna załkała cicho na wspomnienie bólu i upokorzenia jakie przechodziła. Przyrzekła sobie, że już nigdy tego nie zrobi i będzie starać się chronić inne osoby przed tą okropną chorobą, ale także przed anoreksją. - Proszę, nie płacz już. Phoebe... połóż się już spać, zapomnisz o tym, już nigdy do tego nie wrócimy. - pocałował ją delikatnie w czoło. Pokiwała głową na znak zgody i weszła pod kołdrę. Zgasiła lampkę i ułożyła głowę na poduszce wycierając o nią resztę słonych kropli. Michael wstał z zamiarem wybrania się do swojego pokoju, ale zatrzymał go głos przyjaciółki.
- Michael... zostaniesz ze mną? - gwałtownie odwrócił się i spojrzał na obejmującą swoje kolana dziewczynę, w której oczach błyszczały łzy. Przekrzywił głowę. - Nie myśl, że chcę wykorzystać sytuację czy coś, ale zawsze kiedy przypominało mi się o tym to ktoś ze mną zostawał. Mama, czasem tata.
- No... dobrze. To ja siądę na fotelu... - westchnął Jackson.
- Nie, głuptasie. Połóż się ze mną, przecież nic ci nie zrobię. Możesz nawet spać w najdalszym koncie łóżka jeśli boisz się, że cie zjem, ok? - chłopak zaśmiał się cicho pomimo niezręcznej dla niego sytuacji. Nigdy żadna dziewczyna go nie prosiła o coś takiego, a jako, że był nieco nieśmiały i tak pewnie by się nie zgodził. Phoebe... Phoebe to inna sprawa, wiedział, że dziewczyna nie chce zrobić nic złego i w jej zachowaniu nie ma żadnych podtekstów; tak więc ostrożnie położył się obok niej. Rossiter przewróciła się na drugi bok by spojrzeć na przyjaciela.
- Dziękuję, Mike. Dobranoc. - wyszeptała.
- Nie ma za co, dobranoc Phoebe. - odpowiedział i poszedł w ślady dziewczyny zamykając oczy. Już po pięciu minutach oboje zapadli w słodki sen.
________
Jest to mój - póki co - najdłuższy rozdział i jestem z niego dumna. Mam nadzieję, że się spodobał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro