Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 8

  Nastawianie pięciu budzików było dobrym pomysłem. No... może nie do końca. Ich głośność przekroczyła oczekiwania Phoebe i kiedy zadzwoniły dziewczyna aż podskoczyła po czym boleśnie spadła na podłogę, ale był jeden plus całego zdarzenia: przynajmniej się nie spóźni. 

  Gotowa była już o 06:40. Sama dziwiła się sobie, że zdążyła wyrobić się w tak krótkim czasie. Może to było kwestią tego, że nie przywiązała większej wagi do ułożenia włosów... lub tego, że w ogóle nie użyła makijażu. Tak, to na pewno skróciło jej czas przygotowań. Nie chciała się stroić więc założyła rozszerzone u dołu spodnie jeansowe, cienki golf i na to - również jeansową -kurtkę. Na nogach natomiast miała zwykłe, białe tenisówki. Jej strój nie wyróżniał się niczym specialnym, był odskocznią od tego, co musiała zakładać na wybieg lub sesje. 

  Nim się zorientowała była już 06:55, czyli najwyższa pora by pożegnać się z przytulnym mieszkankiem i powitaniem nowej przygody. Co najmniej pięć razy sprawdziła czy drzwi na pewno są zamknięte, a kiedy już miała pewność, że są głośno odetchnęła i chwyciła rączkę walizki. 

  To, co zobaczyła przed wyjściem z apartamentu mijało się z jej oczekiwaniami spokojnego powitania Michaela. Na chodniku stał co najmniej tuzin nastolatek, dziewczyny przekrzykiwały się nawzajem. Domyślała się, że chodzi im o Michaela, ale skąd wiedziały o tym, że akurat tu i teraz się pojawi? Teraz naprawdę zaczęła doceniać problem sławy. Chociaż nie to było w tej chwili jej największym zmartwieniem, wolałaby wiedzieć jak wydostać się na zewnątrz i nie zostać poszkodowaną przez ten 'tłum'. W końcu wzięła głęboki wdech i pchnęła drzwi prowadzące na zewnątrz budynku. W jednej sekundzie wszystkie pary oczu skierowały się na Rossiter. Dziewczęta zaczęły się przekrzykiwać między sobą, poleciało nawet kilka wyzwisk w stronę blondynki, ale nie przejęła się tym nazbyt. Miłym zaskoczeniem było to, że jedna z nastolatek - wyglądała na najmłodszą z nich - o dziwo, poprosiła dziewczynę o autograf. Phoebe z uśmiechem podpisała się dziewczynie na okładce jednej z okładek magazynu modowego, na której widniało jej zdjęcie. 

- Mogłabyś pozdrowić Michaela ode mnie? - zapytała cichutko na koniec. Phoebe uśmiechnęła się ciepło. 

- Oczywiście, przekażę mu pozdrowienia. Mogę nawet dać mu przytulasa, tak od ciebie. Na pewno to doceni. 

- Dziękuję... oh, to chyba już pora na ciebie. - Rossiter odwróciła się w stronę, w którą wskazywała dziewczynka. Rzeczywiście, z czarnej limuzyny wyszedł mężczyzna i zaczął podążać w jej stronę. Kiedy już był na tyle blisko by mogła go usłyszeć zapytał:

- Phoebe Rossiter? - pokiwała głową. - daj mi swój bagaż i postaraj się wsiąść do auta jak najszybciej, będę cię asekurował. Gotowa?

- Tak, myślę, że tak... - oddała mu walizkę i szybkim krokiem podążyła w stronę tylnych drzwi luksusowego samochodu. Otworzyła je i bez namysłu wpadła do środka po czym natychmiast je zamknęła. Odetchnęła i odwróciła się w drugą stronę by ujrzeć uśmiechniętą twarz przyjaciela. 

- Cześć Mike. Twoje fanki są lekko szalone, wiesz? Jedna chyba pociągnęła mnie za włosy. - zaśmiała się. 

- Oh, wiem, że czasem ponoszą je emocje, ale naprawdę zrobiły ci krzywdę? 

- Nie, to nic. Jest okay. Jedna z tych dziewczynek była miła. Poprosiła mnie nawet o autograf, wiesz? - zapytała retorycznie wygodniej rosiadając się na fotelu. - I jeszcze miałam cię od niej uścisnąc więc... - wyciągnęła ramiona przed siebie. Chłopak przybliżył się do niej i objął delikatnie jakby była porcelanową laleczką. 

- Tak swoją drogą... nawet nie wiem jak ci dziękować. Bardzo cieszę się, że mogę z tobą pojechać. 

- Cała przyjemność po mojej stronie, Phoebe. Będzie naprawdę fajnie. Jeżeli chcesz, to możesz jutro pojechać ze mną do studia nagraniowego. 

- Zdajesz sobie sprawę, że to będzie spełnienie moich marzeń? - zaśmiali się. - Naprawdę, nawet nie wiesz jak wielką fanką twojej twórczości jestem. Twojej, twoich braci. Mam wszystkie wasze albumy i single. - Michael zarumienił się. - Oh, no co się buraczysz?! Mówię prawdę, poza tym masz niesamowity głos i uwierz mi... daleko dzięki niemu zajdziesz. 

- Nadal nie mogę przyzwyczaić się do tego, że no wiesz... znasz przyszłość. To takie dziwne, mówić o tym na poważnie. - szepnął. Logiczne było, że szofer nie mógł tego usłyszeć. - Nie mówię, że złe. Bardzo doceniam to, co chcesz dla mnie robić. W sensie, że... chronić mnie i sprawiać żebym był szczęśliwy. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. 

- W końcu od czego są przyjaciele, prawda? Tak swoją drogą... gdzie teraz jedziemy? - pytanie uznała za jak najbardziej na miejscu więc zdecydowała się je zadać.

- Teraz na lotnisko, stamtąd prywatnym samolotem Diany do Los Angeles. To kawałek drogi, dlatego musieliśmy tak wcześnie wyjechać. Mama chciała, żebyśmy zdążyli na obiad*.

- No właśnie, poinformowałeś rodzinę, tak? - Jackson pokiwał głową. - Dobra, trochę się stresuję. 

- Czemu? - zapytał radośnie. - Nie masz powodów, moja rodzina na pewno cię polubi. Wiem, że Joseph nie ma pochlebnej opinii, ale o to się nie bój. Nie będzie go, wyjechał... gdzieś. - Michael uśmiechnął się pokrzepiająco kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki. Phoebe syknęła cicho na dotyk. To było miejsce, na które spadła dzięki budzikom. Było stłuczone.

- Przepraszam! Nie chciałem... o Boże... 

- Co ty... patrz. - zdjęła kurtkę i podwinęła rękaw golfu ukazując sporego siniaka. - Spadłam dzisiaj z łóżka, a to tylko i wyłącznie moja wina, nie twoja. Jestem taką straszną niezadrą! - jęknęła blondynka pocierając obolałe ramię. 

- Ja jeszcze większą! Pewnego razu razem z Marlonem... - zaczęli opowiadać sobie historie ze swojego dzieciństwa. Co chwila auto wypełniały salwy śmiechu dwójki przyjaciół. Polepszali swoją relację, rozumieli się jeszcze bardziej. 

- Opowiesz mi trochę o nowym albumie? - zapytała, ale Michael nie zdążył udzielić jej odpowiedzi, gdyż w tym samym czasie kierowca oznajmił, iż są na miejscu. Phoebe nawet nie zorientowała się kiedy minęła dwugodzinna podróż na lotnisko.

- Podczas lotu będziemy mieć dużo czasu, teraz musimy iść. - wysiedli z limuzyny i dołączyli do mężczyzny, który akurat wypakowywał ich bagaże. 

- Dzięki Will, trzymaj się. - Jackson powiedział do kierowcy odchodząc i machając mu. 

- Nie ma za co Panie Jacks... to znaczy Michael. Przepraszam, cały czas zapominam! Do zobaczenia! - odmachał Michaelowi i uśmiechnął się do Phoebe. Wyglądał na miłego człowieka.

  Phoebe była zaskoczona. Nigdy nie było jej dane podróżować w takich luksusach, nawet w tamtym życiu. Eleganckie obicia foteli, droga wykładzina na podłodzę... Diana Ross musiała nie szczędzić na to pieniędzy, w końcu i tak było ją stać. Mike polecił Rossiter aby odłożyła swoją walizkę i wygodnie się rozsiadła, gdy ten pójdzie przywitać pilota. Włożyła walizkę na górną półkę, do której ledwo sięgnęła. Była niska. Często ludzie, którzy ją spotykali nie mogli uwierzyć, że jest modelką, ale jej się poszczęściło, przecież kiedy zaczynała nikt nie miał pojęcia, że już zawsze będzie taka niska. 

  Po dziesięciu minutach wrócił Michael i usiadł obok dziewczyny uśmiechając się do niej szeroko. Kochała ten uśmiech. 

- To... opowiedzieć ci o albumie? - zapytał. 

- Tak, już nie mogę się doczekać. Dawaj! - odparła wesoło. Mimo iż wiedziała o tym albumie tak naprawdę znacznie więcej niż nawet sam Michael, nie dała tego po sobie poznać. Z pasją opowiadał o procesie tworzenia, pisaniu tekstów i nagrywaniu piosenek. Mówił o współpracy ze Stevie'm Wonderem, Paulem McCartney'em i oczywiście Quincy'm Jones'em. Świeciły mu się oczy, a ekscytacja w jego głosie była niemalże namacalna. Otaczało go szczęście, kochał to co robił. Muzyka była czymś, co dawało obojgu radość. Mogliby mówić o niej godzinami i nigdy nie było by im mało, ale Phoebe bała się, że przez przypadek wymsknie się jej coś o przyszłość. Na przykład o legendarnym Thrillerze, a to mogło się źle skończyć. 

- Zaśpiewasz mi coś? - nagłe pytanie wywołało zdenerwowanie u Jacksona. 

- Nie wiem czy chcesz tego słuchać... w sensie, że... nie ważne. Co chciałabyś usłyszeć? - znów posłał jej ten piękny uśmiech. 

- Może... Oh, wiem! Ben, kocham tą piosenkę.

- Ja też, pokochałem ją kiedy tylko Don Black wręczył mi tekst. Jest wyjątkowa. A więc... 

  Ben,
the two of us need look no more
We both found what we were looking for
With a friend to call my own
I'll never be alone
And you my friend will see
And you've got a friend in me

  Phoebe, całkowicie oczarowana wpatrywała się w chłopaka. Miał zamknięte oczy, a z jego ust wydobywała się piękna melodia. Niezwykła, niesamowita. To właśnie to coś, za co w przyszłości Michaela Jacksona pokochają miliony ludzi - pomyślała Phoebe i oparła głowę o ramię przyjaciela cały czas wsłuchując się w jego kojący i piękny głos. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro