rozdział 6
- Więc sądzisz, że Bóg dał nam drugą szansę? W sensie, tobie by zmienić moje życie na lepsze?
- Michael, ja tak nie sądzę, po prostu to wiem. W życiu, które przeżyłeś już kiedyś spotkało cię wiele bólu i cierpienia. Będziesz kimś wielkim, tak jak już to się stało, ale tym razem ja będę przy tobie. Będę przestrzegać cię przed złymi wyborami i decyzjami. Ostrzegać przed fałszywymi ludźmi i robić wszystko byś był szczęśliwy. Takie jest moje zadanie od tego Pana na górze, stwierdził, że nie zasłużyłeś na to co cię spotkało i pozwolił nam zacząć od nowa. - mówiąc to, Phoebe patrzyła Michaelowi prosto w oczy. Póki co nie mogła powiedzieć mu więcej. Nie mogła mu nic zdradzić dopóki nie będzie po wszystkim, dopóki nie minie 1993, 2005 i 2009. Te lata kiedyś najbardziej się na nim odbiły, ale teraz to, co zdarzyło się kiedy trwały nie może mieć miejsca. Rossiter wiedziała, że zrobi wszystko i nawet więcej żeby tylko człowiek, który zmienił jej życie nie musiał cierpieć. - Po prostu musisz mi zaufać. Wszystko co zrobię, będzie tylko ze względu na twoje dobro.
- Ufam ci, ale dlaczego akurat ty? Dlaczego Bóg wybrał akurat ciebie? - pokręciła głową tym samym dając odpowiedź iż sama tego nie wie.
- Może dla tego, że kiedyś ty pomogłeś mi... albo coś. - szepnęła patrząc w gwieździste niebo.
- Pomogłem ci? Jak?
- Ohh, nie tak dosłownie. Tak jak już powiedziałam, byłeś... i będziesz kimś wielkim. Jesteś wyjątkowy, twoja kariera, sława... wymagają wielu poświęceń. Na przykład...
- Utracone dzieciństwo. - przerwał dziewczynie, a ta tylko smętnie pokiwała głową. - Ehh, myślę, że czas już kończyć tą... to przyjęcie. Zrobiło się trochę późno, długo rozmawialiśmy.
- Racja, będę musiała jakoś zaciągnąć Jade do domu. Pewnie trochę wypiła. - zaśmiała się blondynka wstając z chłodnej betonowej powierzchni.
W klubie panował istny chaos. Widać było, że połowa gości mocno zabalowała. Rossiter zaczęła rozglądać się za przyjaciółką. W końcu ją odnalazła w tłumie. Rozmawiała z jakimś mężczyzną, który na oko wydawał się być znajomy, ale Phoebe nie mogła w tej chwili przypasować jego twarzy do odpowiedniego nazwiska.
- Przepraszam, my już będziemy się zbierać. Jade, wstawaj. - dziewczyna położyła rękę na ramieniu rudowłosej delikatnie je ściskając.
- Oh, no proszę cię! Jest tak wcześnie, ale z ciebie sztywniara! Nie widzisz, że prowadzę bardzo ciekawą rozmowę z... z nowym znajomym? - Phoebe przewróciła oczami i bez problemu podniosła Jade z kanapy. Tamta nawet nie protestowała, po prostu cały czas się śmiała i machała na pożegnanie do mężczyzny, z którym jeszcze chwilę temu prowadziła - zapewne bardzo ciekawą - konwersację.
Przy wyjściu z klubu stał Michael. Chciał pożegnać przyjaciółkę. Był bardzo skołowany. Słowa Phoebe dały mu do myślenia. Ta dziewczyna była inna, widać to na pierwszy rzut oka. Nie przeciętna uroda, mądrość w słowach. Nie musieli nic mówić i i tak by się zrozumieli.
We trójkę wyszli z klubu. Jade, już o własnych nogach lekko zataczając się doszła do taksówki, którą Michael przed chwilą złapał dla nich.
- Dziękuję za dzisiaj. Cieszę się, że wreszcie mogliśmy na poważnie o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że do zobaczenia za nie długo.
- Jeśli chciałabyś się spotkać lub porozmawiać... to adres domu Diany Ross, a to numer jej telefonu domowego. - podał dziewczynie skrawek papieru, na którym krzywo zapisany był rząd liczb i adres.
- Dziękuję Michael, na pewno zadzwonię... albo coś. - uśmiechnęła się i przytuliła chłopaka. Jackson objął ją w pasie i jeszcze bardziej przysunął do siebie. Nie wiedział kiedy następny raz będzie mógł to zrobić więc chciał zapamiętać tą chwilę. Odsunęli się od siebie. - Michael, pamiętaj, że jesteś śliczny i mega przystojny. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej i sam też o tym pamiętaj. - powiedziała trzymając dłonie na policzkach Mike'a. Czytała i słyszała wiele. Wstydził się swojego wyglądu, nie podobał się sobie. To ją bolało, ponieważ to nie była prawda. Był samokrytyczny i to była jedna z jego tak naprawdę; najgorszych cech. Odchodząc pomachała mu jeszcze cały czas uśmiechając.
- Fajnie razem wyglądacie, ale jak cię skrzywdzi... nie ręczę za siebie. - blondynka zaśmiała się na słowa Jade. Podała kierowcy adres i oparła się o fotel wpatrując się w drogę za szybą. To była jedna z tych chwil w życiu, kiedy wszystko zaczynasz analizować od nowa. Szukać sensu w tym co się powiedziałeś. Zgodnie z sercem i umysłem stwierdziła, że dzień ten nie mógł być lepszy.
Nie będę stawiać warunków, że za tyle i tyle gwiazdek czy komentarzy dodam kolejny rozdział bo to było by głupie, ale jednak jeśli przeczytałeś czy tam przeczytałaś to proszę cię o zostawienie śladu po sobie bo to zawsze jakaś oznaka, że ludziom podoba się to co robię. Nie zajmie wam to długo, danie gwiazdki to dosłownie sekunda. O nic więcej nie proszę. Jeśli spodobał ci się ten rozdział to bardzo mi miło, już za niedługo dodam następny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro