rozdział 4
Nawet wyjątkowo mroźna zima w Stanach Zjednoczonych nie dała rady zgasić zapału i podekscytowania. Wejście do budynku, w którym miała odbyć się gala było strasznie zatłoczone, a dziesiątki dziennikarzy i paparazzi jeszcze bardziej utrudniały dostanie się do środka. Phoebe co chwile zatrzymywała się by podziwiać damy w szykownych sukniach i panów odzianych w drogie, nietuzinkowe garnitury. Wszystko wydawało się być niesamowicie wyjątkowe.
Cieszyła się, że nie jest tu sama, a starsza znajoma "po fachu" stara się nie spuścić z niej oczu i doprowadzić bezpiecznie na widownię. Gdyby nie Jade, Phoebe już dawno temu została by zgnieciona w tym tłoku. Miała tylko nadzieję, że dziś uda jej się nie złamać obcasów i nie potknąć o swoją - lub co gorsza, czyjąś - suknię. To byłoby szczytem żenady. Tym bardziej, że Michael na pewno wszystko by zobaczył. Nie mogła do tego dopuścić. Lecz pewne uczucie niepokoju nie chciało dać jej spokoju.
Uroczystość się rozpoczęła. Jade wiedziała, że musi pilnować by Phoebe nie zerwała się ze swojego miejsca kiedy tylko zobaczy tego całego Jacksona. Ona była już na to za stara, kiedyś... owszem, gdyby zobaczyła któregoś z Beatlesów najpewniej zaczęłaby krzyczeć, a później zemdlała, lecz nastoletnie zauroczenie czwórką z Liverpoolu już jej minęło. Owszem, nadal słuchała ich muzyki i śledziła dokonania ich dokonania jako solowych artystów, ale to nie to samo co 12 lat temu kiedy tak bardzo zaangażowana była w Beatlemanie. Wiedziała jak wiele znaczy dla siedemnastolatki ten chłopak, szanowała to. Mimo iż czasem Rossiter dziwnie wyrażała się o Michaelu (mówiła o nim jak o starym, dobrym znajomym) Jade to rozumiała. Sama jeszcze kiedyś wierzyła, że uda jej się wyjść za mąż za Paula McCartney, dlatego nie miała serca psuć marzeń młodej. Nie miała pojęcia jak bardzo myliła się co do przyszłej relacji wspominanej już wcześniej dwójki.
Nagrody były rozdawane jedna za drugą. Phoebe mało obchodziło kto otrzymał jaką nagrodę, ale by nie ośmieszyć się przed innymi i tak za każdym razem biła brawo. W końcu wypadało. Nareszcie! Michael Jackson dumnym krokiem wkroczył na scenę i podszedł do mównicy. Zapowiedział słodką, małą Janet, która w dość zabawny, ale niesamowicie uroczy sposób dołączyła do brata. Jackson ucałował Janet w głowę co wywołało jeszcze głośniejsze oklaski ze strony publiczności. Przedstawili nominowane w kategorii zespoły i grupy, a Janet wyczytała kto wygrał. Gladys Knight & The Pips. Nagroda została odebrana przez przedstawiciela grupy, który po króciutkim przemówieniu zszedł ze sceny razem z rodzeństwem Jacksonów. Reszta gali minęła już naprawdę szybko. Nagrody były wręczone, niektórzy artyści udawali wzruszenie. Nic nie zdziwiło Phoebe. Ona tylko chciała znaleźć w tym tłumie Michaela, miała okazję coś mu powiedzieć i nie mogła jej przepuścić. Następne spotkanie Bóg mógł zaplanować na za kilka lat. Czekanie byłoby ciężkie, tym bardziej, iż oboje z niecierpliwością oczekiwali ponownej możliwości rozmowy, a nawet czegoś więcej. Co jak co, ale dla Phoebe przepychanie się przez tabuny ludzi do idola mogłoby być dyscypliną olimpijską. Jade po pewnym czasie całkowicie zgubiła Rossiter, ale nie miała siły jej szukać. W końcu sama się znajdzie - stwierdziła i wyszła przed budynek aby trochę ochłonąć.
Jest! Tej czupryny nie mogła pomylić z żadną inną. To Michael. Rozmawiał Dianą Ross. Nie chcąc przerywać rozmowy (uznała, że byłoby to bardzo niegrzeczne) ustawiła się kawałek za Jacksonem i czekała, aż ten zakończy konwersację z przyjaciółką. Zawsze podziwiała Ross, uważała, że to bardzo zdolna i piękna kobieta. Wiele czytała jakoby Michael i Diana mieli być w sobie zakochani, ale zbyt wielka różnica wieku nie pozwoliła im na ujawnienie swoich uczuć. Nie wiedziała czy wierzyć w te teorie czy nie, ale co kolejna wydawała się dziwniejsza więc wiara w te bzdety nie miała sensu.
Wreszcie po kilku strasznie długich minutach Ross zauważyła Phoebe i uznała, że najwidoczniej dziewczyna ma zamiar porozmawiać z Jacksonem. Pożegnała przyjaciela całusem w policzek przy okazji szeptając mu coś na ucho. Kiedy tylko się oddaliła Michael zbyt gwałtownie odwrócił się za siebie. Wrodzona ciekawość nie pozwoliła mu zaczekać tak jak prosiła Dianę. Kiedy zobaczył kto za nim stoi otworzył usta ze zdziwienia. To była chyba najśliczniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widział. To była ONA. Nie czekając chwili dłużej podszedł do Phoebe i zrobił to co ona przy ich pierwszym spotkaniu. Phoebe po kilku sekundach otrząsnęła się z szoku i wtuliła mocniej w Mike'a. Znów to ciepło, poczuli je oboje. To była magiczna chwila, jedna z wielu, które ich czekały w przyszłości.
- Oh, Michael! - westchnęła dziewczyna. - Boże, tak długo na to czekałam. Nie zapomniałeś...
- Nie mogłem, ciężko byłoby zapomnieć o dziwnych rzeczach, o których wtedy mówiłaś. Teraz już możesz mi to wyjaśnić? - pełne nadziei oczy Jacksona spoglądały na jej śliczną elfią twarzyczkę. Wiele razy zastanawiał się o co chodziło Phoebe przy ich pierwszym spotkaniu. Zaczynanie od nowa, szansa od Boga... To samo w sobie wydawało się dziwne, wyjaśnienia zapewne byłyby jeszcze bardziej nienormalne.
- Hm, hmm. Ja... myślę, że to jeszcze nie czas Michael. - Phoebe odpowiedziała zażenowana. Nie wiedziała co powiedzieć. Tym razem nie miała żadnych ułatwień ze strony kogokolwiek. - Jeszcze nie czas, ale cieszmy się chwilą. Tak strasznie czekałam żeby znów cię zobaczyć. Tęskniłam... - ostanie słowo wypowiedziała z pod nosem myśląc, że Jackson tego nie usłyszy. Usłyszał. Zarumienił się i teraz stali speszeni naprzeciw siebie jakby bojąc się odezwać by nie wystraszyć się nawzajem.
- Ja też... chy- chyba. - dziewczyna zachichotała. - Nie uważasz, że skoro mamy zostać przyjaciółmi, to może powinniśmy się nieco lepiej poznać? No wiesz... to chyba byłoby okay.
- Oczywiście! To genialny pomysł! Kiedy byś chciał? Może dzisiaj... Nie! Może nie... - wiedziała jak żałosne jest jej zachowanie, ale nie mogła nic poradzić. Stała przed przyszłym Królem Popu, największą gwiazdą wszechczasów. Ciężko było zachować czystość umysłu.
- W zasadzie dzisiaj chyba mi pasuje. Tylko, że nie wiem gdzie moglibyśmy się wybrać... Może wyjdziemy i złapiemy taksówkę, a kierowcę zapytamy o jakąś cichą kawiarnię na obrzeżach, pasuje ci? - chłopaka zadziwiała jego pewność siebie. Nigdy nie zachowywał się tak pewnie, tylko czasem w towarzystwie rodziny. Miał przeczucie jakby dziewczyna rozumiała go bez słów, i czuł, że wcale nie musi się martwić o to co mówi. Towarzystwo Phoebe w tej chwili wydawało się być najlepszą opcją, a każdy czasem ma ochotę na szczerą, luźną rozmowę, jaką ta dwójka mogła odbyć.
- A może nie będziemy kombinować? Zróbmy coś szalonego! Chodź! - Phoebe złapała Michaela za rękę i pociągnęła za sobą w bliżej nieokreślonym kierunku.
Miała szczęście. Wejście na dach budynku odnalazła bez problemu, a co najważniejsze nikt go nie pilnował.
- Zwariowałaś?! Na dach!? A jak ktoś nas przyłapie!?
- No wiesz co? Nie panikuj! Przyda ci się trochę szaleństwa, zresztą mi też. Tam będziemy mieć spokój. - wreszcie po błaganiach udało jej się namówić Mike'a. - Wchodź pierwszy.
- Czemu ja? Może ty... a może nie. Masz sukienkę. - chyba zrozumiał o co chodziło Phoebe.
Zwinnie wspiął się po metalowej drabince i otworzył właz prowadzący na najwyższy punkt budynku. Phoebe miała drobny problem, ponieważ kreacja krępowała jej ruchy. Kiedy wreszcie udało jej się wdrapać do Jacksona odetchnęła głęboko.
- Wiesz, normalnie to wspinam się po drzewach i tak dalej, ale ta kiecka jest strasznie sztywna i niewygodna. - zaśmiali się. - Opowiedz mi o sobie.
- Mówiłaś, że wiesz o mnie więcej niż mi się wydaje. - dziewczyna wzruszyła ramionami i okryła się bardziej futrem. Silne podmuchy mroźnego wiatru coraz bardziej dawały się we znaki.
- To, że więcej niż ci się wydaje to nie znaczy, że dużo. Nie znaczy także, że wszystko co wiem jest prawdą. Dzisiaj trudno szukać prawdy, najlepiej dowiadywać się od źródła. No wiesz, to zawsze wydaje się znacznie bardziej rzeczywiste i nie masz aż tak wielkich wątpliwości co do tego, czego się dowiedziałeś z gazet czy telewizji. Media piorą mózgi. Niestety, mają taką siłę perswazji, że ludzie po pewnym czasie zaczynają wierzyć w brednie, które im się sprzedaje.
- Tak, to prawda. - westchnął Jackson skubiąc rękaw garnitura. - Kiedyś przeczytałem, że Diana zmusiła mnie do tajemnego małżeństwa. Śmialiśmy się z tego, ale znalazły się osoby, które w to uwierzyły. Kiedyś jedna dziewczyna krzyknęła do mnie coś w stylu, że zabije tą... no, nie ładnie powiedziała na Dianę i wiesz... to było przykre, bo jest moją przyjaciółką, a nikt nie lubi kiedy wyzywa się jego przyjaciół, prawda?
- Prawda.
Ich rozmowa mogłaby ciągnąć się znacznie dłużej. Nawet całą noc, ale pogoda z każdą sekundą pogarszała się bardziej i bardziej więc jedynym co im pozostało, było rozstanie się pod budynkiem, w którym jeszcze jakiś czas temu odbywała się gala. Wymknęli się tylnymi drzwiami, Phoebe wyszła na główną ulicę by złapać taksówki dla obojga. Nie chciała narażać Michaela na napad paparazzich.
- Dobra, nie wiem kiedy zobaczymy się następnym razem, ale teraz znów ci to mówię: proszę, nie zapominaj o mnie. Jeszcze nie czas abym powiedziała ci dlaczego tak bardzo tego chcę, ale dowiesz się. Już od następnego spotkania. Będę tęsknić, Mike. Żegnaj. - pocałowała go w policzek i prędko wsiadła do żółtego pojazdu. Wstrzymując łzy podała kierowcy adres willi i ciężko opadła na fotele pasażerskie z tyłu samochodu. Płacz w tej chwili nie miał najmniejszego sensu, ale emocje towarzyszące spotkaniu z człowiekiem, który znaczy dla ciebie więcej niż inni przy zakazie okazywania tego, są totalnie zwariowane i tego nie da się opanować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro