Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział drugi

Stojąc przed budynkiem, czułam podekscytowanie, zdenerwowanie, nadzieje, strach i wiele innych uczuć. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek takie zdarzenie mogłoby mieć miejsce. Pragnęłam mieć tylko ciepły dom, a idąc z prądem dotarłam aż tutaj – ku bramom moich marzeń.

Byłam tu wcześniej, ale ponownie przybił mnie widok całego tego przepychu, jakim był przepełniony hall. Marmurowe posadzki rozchodziły się we wszystkie strony, poznaczone czarnymi żyłkami. Za ladą z mahoniu siedziała ta sama kobieta co ponad tydzień temu. Na meblu ustawiony był szklany wazon pełen białych, świeżych róż. Na sufitach były wielkie płyty, które oświetlały pomieszczenie. I najważniejsze: pełno platynowych, złotych, srebrnych i innego typu płyt wisiało na ścianach. Nie można było też zapomnieć o plakatach i zdjęciach zespołów, które współpracowały z Honoki. Serce biło mi jak oszalałe, a ręce pociły mi się, gdy wchodziłam do windy pokierowana przez recepcjonistkę. Ochroniarz przy wejściu przyglądał mi się podejrzliwie, jednak nie zareagował w żaden sposób widząc na mojej szyi przepustkę. Gdy metalowe drzwi zasunęły się za mną, a winda ruszyła do góry odetchnęłam głęboko. W żołądku czułam uścisk zdenerwowania. Poprawiłam skórzaną kurtkę na ramionach oraz czarną koszulkę pod spodem. Dwa naszyjniki zabrzęczały, gdy ruszyłam nią, a mój wzrok skupił się na nieśmiertelnikach. Widniały na nich dwie daty: moich urodzin oraz dnia, w którym dostałam nową szansę.

Miałam właśnie spotkać się z Akatsuki. Miałam z nimi pracować. Nie wiedziałam, czy jestem na to gotowa. W końcu myślałam, że jeżeli w ogóle, to będę występować solo. Jednak ta perspektywa wydawała się dla mnie o wiele ciekawsza i równie stresująca. W każdym momencie mogłam zostać niezaakceptowana i odwołana z wilczym biletem. Myślę, że to byłby dla mnie już ostateczny cios.

Odetchnęłam ostatni raz, gdy charakterystyczne piknięcie poinformowało mnie, że jestem na miejscu. Unosząc głowę do góry i zaciskając dłonie na pasku od pokrowca gitary wyszłam na korytarz. Przetrwałam, mimo że wielokrotnie pisane mi było nie przeżyć. Teraz również dam sobie radę.

Przeszłam wzdłuż korytarza odczytując nazwy partnerów zagranicznych, gdy dotarłam do tabliczki z napisem Studio 17. Drżącą dłonią zapukałam. Nie dałam sobie chwili na zastanowienie. Nie mogłabym być bardziej pewna niż teraz. Odczekałam dosłownie ułamek sekundy, gdy drzwi otworzył mi barczysty mężczyzna ze słuchawką w uchu. Jego wzrok był twardy i wręcz sprawił, że się spłoszyłam. Uciekłam wzrokiem w głąb pomieszczenia i dostrzegłam, że jest w nim jeszcze tylko dwójka mężczyzn, których rozpoznałam bez trudu.

– Sakura. Proszę, wejdź – mężczyzna, na którego już miałam okazję wpaść wstał z krzesła. Teraz jednak jego postawa wydawała się nieco inna, bardziej przyjazna i otwarta. Kiwnęłam niepewnie głową i przestąpiłam próg. Mój wzrok od razu przeszedł na czarnowłosego mężczyznę, który opierał się nonszalancko o biurko. Wpatrywał się we mnie oceniająco bez żadnego skrępowania. Podniosłam odważnie podbródek do góry wbrew wszystkim uczuciom, które się we mnie kłębiły i zacisnęłam dłonie. Ostatecznie zauważyłam, że na jego ustach pojawia się nikły uśmiech i podszedł do mnie, podając mi dłoń.

– Uchiha Itachi – kaskada czarnych włosów przesłoniła prawą część jego twarzy, gdy nieco opuścił ją w dół, w moją stronę. Poczułam dreszcz, gdy jego aksamitny głos dotarł do moich uszu.

– Haruno Sakura – uścisnęłam ją. Poczułam kontrastująco ciepłą skórę, w porównaniu do mojej. Ubrany był w czarną koszulę i czarne dżinsy. Wyglądał o wiele lepiej niż na tych wszystkich plakatach, jakie miałam okazję widzieć. Nie docierało jednak do mnie, że rzeczywiście znajduje się w tym pomieszczeniu. Z transu wyrwał mnie drugi głos.

– Kasai Takeda – wyciągnęłam z uścisku dłoń, by podać ją drugiemu mężczyźnie – nie poznaliśmy się oficjalnie.

– Miło mi – odparłam ze ściśniętym gardłem. Nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, jednocześnie nie zrażając ich do siebie. Nie mniej nie zamierzałam zachowywać się jak rozwrzeszczana nastolatka. Wiedziałam, czego chcę. Takeda wskazał na kanapę pod lewą ścianą, więc usiadłam na niej. On i Itachi zasiedli na dwóch, osobnych fotelach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu uważnie pierwszy raz. Naprzeciwko drzwi wejściowych, na tle ogromnych okien od sufitu po podłogę, stało białe biurko. Na nim ustawione były w rzędzie dwa stosy dokumentów. W tym kącie, w którym my siedzieliśmy, ustawiony był biały stolik i szary zestaw siedzisk. Nad nimi, na ścianie powieszone były zdjęcia albumów wydanych przez Akatsuki. W zgiełku wszystkich uczuć, to podekscytowanie górowało nad wszystkimi innymi.

– Powiedz więc Sakuro, skąd pochodzisz? – Spojrzałam zdziwiona na Takedę. Zaraz potem zrozumiałam, że jedynymi informacjami, które muszą posiadać jest moje imię i nazwisko. Oczywiście, jeżeli wcześniej nie zdążył dostać mojej dokumentacji. Nie chciało mi się wierzyć, że zaprosiliby mnie tutaj bez wiedzy kim jestem.

– Urodziłam się w Kioto, natomiast dorastałam w Tokio – wzruszyłam ramionami układając gitarę niedaleko. Założyłam nogę na nogę i oparłam się wygodnie o oparcie.

– W sierocińcu, prawda? – Skrzywiłam się słysząc to. Miałam więc rację podejrzewając, że najpierw mnie sprawdził. Kiwnęłam głową – powiedz mi, tam nauczyłaś się grać na gitarze i śpiewać?

– Tak. Byłam zapisana do klasy muzycznej, w szkole średniej.

– Z tego co mi wiadomo, to zdałaś wszystkie egzaminy. Nie myślałaś o jakiś studiach? – Przymknęłam powieki i wypuściłam uspokajająco powietrze z ust. Zaczynały się niewygodne pytania, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Nie mniej jednak wiedziałam, że na część z nich wypadałoby odpowiedzieć.

– Widzę, że miał pan już moją kartotekę w rękach. Powinien pan również wiedzieć co było dalej – on jednak pokręcił głową i postukał palcami o oparcie.

– Niestety wszystkie informacje o pani urywają się wraz z opuszczeniem sierocińca – uniosłam zdzwiona brwi do góry. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Przeczesałam włosy w zdenerwowaniu. Kątem oka rzuciłam spojrzeniem na Itachiego, który siedział obok. Nie odzywał się ani słowem, jednak słuchał uważnie.

– Z ukończeniem osiemnastego roku życia byłam zmuszona odejść. Tułałam się bez celu, aż mając dwadzieścia jeden lat przygarnęła mnie przyjaciółka – ominęłam wszelkie konkretne informacje. Nie były im potrzebne do niczego. Menedżer kiwnął głową – aktualnie pracuję w klubie Beru jako barmanka. Niestety nie stać mnie na studiowanie, więc pracuje tam, gdzie mam możliwość.

– I co robiłaś przez ten cały czas, przez trzy lata? – Drgnęłam, gdy Itachi głębokim głosem zadał to pytanie. Słyszałam, jak śpiewa, więc dźwięk jego głosu podczas normalnej rozmowy fascynował mnie. Był cholernie przystojnym mężczyzną, a to jak siedział, mając przed sobą te długie nogi, wywoływało we mnie przyjemne szemranie w podbrzuszu.

– Śpiewałam – odparłam krótko.

– I tylko tyle? Nie pracowałaś?

– A gdzie miałabym? – Odparłam opryskliwie nie przejmując się już tym, kim są. Nie lubiłam, gdy ktoś wchodził na ten grunt – nie miałam żadnych referencji ani doświadczenia w czymkolwiek. Jedyne oferty jakie otrzymywałam były od nocnych klubów dla mężczyzn – skrzywiłam się na samo wspomnienie – pozostawała mi więc muzyka. Grałam dla przechodniów.

– Niesamowite – przymknęłam oczy słysząc ten szept zachwytu z ust Takedy. Nie mogłam go rozgryźć, ale pomimo to, niezbyt miło odebrałam jego reakcję. Nie wiedziałam co w tym może być takiego niesamowitego. Podirytowana sięgnęłam do kieszonki pokrowca i wyłoniłam z niej płytę w czarnym opakowaniu. Wyciągnęłam ją przed siebie w jego kierunku.

– To chyba należy do pana. Nie sprawdzałam zawartości – wstał i odebrał ode mnie krążek.

– Wystarczy Takeda – kiwnęłam głową przyjmując do wiadomości jego prośbę. Widziałam, jak oddala się od nas i kładzie swoją własność na stole. Zaraz potem chwycił moją płytę – masz wspaniały głos. Było dla mnie szokiem, gdy odtworzyłem tamten dysk i zamiast zobaczyć swoje dane, usłyszałem Ciebie – zmieszałam się lekko, ale nie odwróciłam głowy, dziękując. – Wręcz idealnie wpadłaś na mnie w czas, gdy Konan odchodzi, a Akatsuki potrzebuje wokalistki. Nie wierzę, że coś takiego ma miejsce, ale widocznie tak miało być – w myślach przyznałam mu rację. To co właśnie się działo, nie miało racji bytu. – Widać, że nagranie jest zrobione bardzo przestarzałym sprzętem, który bardziej zaszkodzi nagraniu, jak mu pomoże. Mimo to, ty odwaliłaś kawał dobrej roboty – uśmiechnął się szeroko pierwszy raz od początku.

– Bylibyśmy w stanie cię zaakceptować, jednak wolałbym najpierw usłyszeć cię na żywo – Itachi wstał z miejsca. Widząc, że obydwaj stoją, ja też się podniosłam – również chciałbym się przekonać, czy podołałabyś naszym utworom. Choć muszę przyznać, że to – kiwnął głową na płytę trzymaną przez Takedę – jest łudząco podobne do naszych, jeśli chodzi o technikę.

– Byliście inspiracją – zarumieniłam się i uciekłam głową w dół. Niemniej jednak zarejestrowałam, jak przytaknął w zrozumieniu.

– Zapraszam więc do kabiny. Czas posłuchać Twojego uroczego głosu – Kasai podszedł do drugich drzwi, które były po przeciwległej stronie pomieszczenia. Wcześniej ich nie zauważyłam dlatego, że widoczna była tylko klamka. Skryła się w liściach, stojącej niedaleko rośliny.

– Reszta zespołu dołączy później – kiwnęłam głową i podążyłam za mężczyznami. Czułam nieco mniejszy stres ze świadomością, że nie będzie patrzeć na mnie cały zespół. Zostałam wpuszczona pierwsza do pomieszczenia. Zaraz potem westchnęłam w zachwycie. Pierwszy raz w życiu widziałam taki sprzęt. Przede mną był panel z mikserem, dodatkowo urządzenie rejestrujące dźwięk. Za szybą wisiały dwa mikrofony z popfiltrem, a niedaleko były słuchawki. Coś wspaniałego.

– Pozwoliłem sobie umieścić Twoją muzykę w systemie, więc gitara nie będzie Ci potrzebna – podrapałam się po policzku i bezradnie opuściłam ją na podłogę. – Chciałbym nagrać Cię, aby przesłać to do moich asystentów.

– W porządku – i tak nie miało to dla mnie znaczenia, co z tym zrobi. Jeżeli nie podpiszą ze mną kontraktu, w każdej chwili mogę zażądać oddania nagrania bądź jego usunięcia. Nic na tym nie traciłam.

– Na początek zaśpiewaj coś swojego, potem Itachi Ci coś wybierze – kiwnęłam głową i spojrzałam niepewnie na wcześniej wspomnianego mężczyznę. Stał z założonymi rękoma na piersi i śledził uważnie każdy mój ruch.

– Trójka z mojego nagrania – odparłam i weszłam przez szklane drzwi do kabiny. Przełknęłam ślinę i z ciężko bijącym sercem chwyciłam za słuchawki. Niech się dzieje co chce. Zamykając powieki westchnęłam cicho i rozluźniłam ramiona. Melodia rozbrzmiała w moich uszach. Od razu poczułam różnicę w jakości dźwięku. Nie miałam jednak za dużo czasu zachwycać się tym, gdy przyszedł czas na słowa.

Kuroi Namida (&feature=youtu.be)

Wishing tonight that tomorrow will never come
Countless dreams and loves and losses, I cry and cry and cry as though beaten down by rain

Don't display me, not like this

I need something to keep on living
If I can't even believe in myself, what can I believe in?
The answer is so close I can't even see it

Shedding black tears
I am nothing. Filled with sorrow,
Unable to say a word
The pain is welling up inside me, and
I can't bear this alone

I cried in the middle of the night, drew my face that isn't me,
That hides my weaknesses. I'm going to stop smiling...

Don't display me. Is the hardest thing in the whole world
To keep on living?
If it comes from you, then it's all right that it's intangible
I don't want things that can be broken anymore

Shedding black tears, crying out
Tomorrow comes with a face that I don't know
Struck with this same pain again
If I have to continue like this, every day,
Then I want to disappear forever, far away
I know it's selfish, but...

Shedding black tears
I am nothing. Filled with sorrow,
Unable to say a word
The pain is welling up inside me, and
I can't bear this alone

Shedding black tears, crying out
Tomorrow comes with a face that I don't know
Struck with this same pain again
If I have to continue like this, every day,
Then I want to disappear forever, far away
I know that it's selfish, but...

Ostatnie słowa wypłynęły ze mnie, a ja czułam, że jestem gdzie indziej. Miałam w sobie ogromny spokój, a jednocześnie smutek pamiętając, co czułam, gdy ta piosenka ujrzała światło dzienne. Czułam się wtedy pokonana, bez celu i samotna. Chciałam zawrzeć w tym cały swój ból i móc odciążyć się choć trochę. Odchyliłam głowę do tyłu i pozwoliłam emocjom spłynąć. To nie był czas i miejsce na powrót do tych bolesnych wspomnień. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby wybrać akurat piosenkę. Może spowodowała to ich dociekliwość? Nie potrafiłam mówić otwarcie o tamtym okresie. Ten utwór był dla nich podpowiedzią.

Zwróciłam się twarzą do mężczyzn i zauważyłam, że wydają się być zadowoleni. Itachi stał, trzymając rękę na podbródku i jeździł palcem po ustach. Jak zahipnotyzowana śledziłam ten ruch. Poruszył się, a ja oprzytomniałam. Pokręciłam nieco głową na boki i skupiłam się na mikrofonie przede mną.

– Dobrze – stłumiony głos Uchihy rozbrzmiał po kabinie. – Znasz Starless Night? – Kiwnęłam głową w potwierdzeniu, zerkając na niego przelotnie – w notatniku za sobą masz tekst – spojrzałam za siebie i zaskoczona dostrzegłam w przegródce, na ściance, oklejone kartki. Przewertowałam je i znalazłam odpowiednią. Uniosłam przed swoje oczy największe wyzwanie w swojej „karierze" muzycznej. Niejednokrotnie śpiewałam ten utwór sama w pokoju, jednak był dla mnie wyzwaniem. Byłam pełna podziwu dla Konan, że była w stanie tak pięknie przekazać te słowa. Ustawiłam tekst przed sobą na stojaku i założyłam słuchawki. Po raz kolejny zamknęłam oczy, a w uszach rozbrzmiały mi dźwięki. Wzięłam oddech, zanim zaczęłam:

Starless Night (&feature=youtu.be)

I reached into the sky

My love wouldn't reach you

The multi-colored balloons

Disappeared into the sky, growing smaller and smaller


I'm alone

I had no destination

But you gently held my hand


Starless night, I won't look back on the shadow of my past

I want to feel your warmth

Tears are falling down; even when I'm lost

I won't let go of your hand


Sometimes we fall apart

We become cowards

But surely we find something there


Take my hand

It's because the two of us are fragile and imperfect

That we'll stay holding hands forever


Starless night, Though complaints may cross my lips

I want to believe in your warmth

Endless love, I can love even my faults

Because you are my shining star


Starless night, I won't look back on the shadow of my past

I want to feel your warmth

Tears falling down; even when I'm lost

I won't let go of your hand


Starless night, Though complaints may cross my lips

I want to believe in your warmth

Endless love, I can love even my faults

Because you are my shining star

You are my shining star

Odczekałam, aż muzyka całkowicie się zakończy i dopiero wtedy ściągnęłam słuchawki. Pozwoliłam się porwać muzyce. Zmieniłam niektóre tony, dając coś od siebie. Chciałam pokazać, że stać mnie na więcej niż to, co dotychczas prezentowałam. Miałam nadzieje, że nie zostanie to odebrane na opak, jako zarozumialstwo. Odetchnęłam i odwróciłam się ponownie. Nerwowy węzeł w podbrzuszu na powrót mocno się zacisnął, gdy dostrzegłam, że słyszało mnie więcej osób, jak tylko dwójka. Hidan, Kisame i Deidara stali zbici niedaleko Itachiego. Każdy z nich uważnie mi się przyglądał. Pierwszy był ubrany w jasne dżinsy i biały podkoszulek, z kataną zarzuconą na plecy. Stał ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Kisame był cały na czarno, jak Itachi. Zaczął z nim o czymś rozmawiać. Ostatni natomiast stał oparty o ścianę z rękoma w kieszeni, a długa blond grzywka zasłaniała mu pół twarzy. Nie pasowało do niego tylko to, że miał na sobie klasyczny garnitur. Przymknęłam powieki i nakazałam sobie spokój. Jest dobrze.

– Ciekawie to zaprezentowałaś – Takeda musiał odnieść się do mojej improwizacji.

– Mam nadzieje, że to nie problem... - Skrzywiłam się słysząc niepewność w swoim głosie.

– W żadnym razie – kiwnął głową na zespół – chodźmy z powrotem do gabinetu. Musimy omówić parę kwestii – zrobiłam krok ku wyjściu. Na zewnątrz głosy mężczyzn były już wyraźniejsze i słyszałam, jak dyskutują ze sobą przyciszonymi głosami. Niepewność wykręcała mnie od środka, jednak starałam się zachować twarz. Chwyciłam rączkę od pokrowca na gitarę i wyszłam z pomieszczenia. Chwilę później dotarła reszta.

– Jestem Kisame – wysoki, granato-włosy mężczyzna podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią. Przywitałam się, a pozostała „nieznana" mi dwójka osób zrobiła to samo. Gdy puszczałam rękę Hidana, ten niezauważalnie puścił mi oczko i się odsunął. Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi.

– W porządku – Głos Itachiego rozpoczął kolejną część spotkania – jesteś naprawdę bardzo utalentowana, a my potrzebujemy kogoś takiego. Jak zapewne wiesz, Konan do nas nie wróci – przymknął powieki – więc mam nadzieje, że będzie nam się bardzo dobrze współpracowało.

To, jak szybko serce mi biło było nie do opisania. Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Czułam się tak, jak by to wszystko miało być snem. Byłam nikim, starając się przetrwać natrafiłam na Ino, dzięki której znalazłam się właśnie tutaj – miałam być członkiem Akatsuki. Gdy powtarzałam to w myślach, było to dla mnie absurdalne. Samo to, że stałam z całym tym zespołem w jednym pomieszczeniu było absurdalne.

Uśmiechnęłam się promiennie, nie mogąc pohamować swojej radości i uścisnęłam jego rękę.

– Również mam nadzieje.

Na zakończenie zostały spisane ostateczne reguły umowy między nami oraz zobowiązania. Od dnia, w którym miał odbyć się festiwal, miałam być uznana za pełnoprawną członkinię zespołu. Nieoficjalnie stałam się nią tam wtedy, w tym gabinecie. Nie zapomnę jednak nigdy tego wstydu, gdy podawałam moją starą komórkę innym, aby wpisali swoje numery telefonów. Nigdy nie odczuwałam potrzeby posiadania, jednak to pokazywało kim byłam – nie stać mnie było na żadne przyjemności. Mój strój był na granicy nieodpowiedniego, do takiego spotkania. Byłam jednak sobą i nie chciałam udawać przed nikim, że jest inaczej. To mój charakter i zachowanie definiowały jaką byłam osobą, nie to, co posiadałam.

Na następny dzień miałam skontaktować się z Itachim, aby rozpocząć sesje z zespołem. Przed wystąpieniem na scenie musieliśmy nie tylko poznać siebie nawzajem, ale i przeprowadzać próby. Czasu zostało bardzo mało, a czekało na nas, jak to określił menedżer, od groma pracy. Czułam podekscytowanie na myśl, że będę mogła śpiewać. Śpiewać i rozwijać się tak, jak tego pragnęłam od samego początku. Będę mogła poznawać ten świat muzyki z jeszcze innej strony. Był on dla mnie ważny. Najważniejszy.


– Ino, podpisałam to z nimi – głośny pisk doszedł z drugiej strony. Musiałam aż oddalić słuchawkę, ale miałam ochotę zrobić to samo co ona.

– Musimy to oblać! – zadecydowała i wiedziałam, że to jest mój czas.

Tego samego dnia siedziałam na kanapie w klubie, po zamknięciu i piłam piwo z Ino, Haną i Kibą. Czułam się szczęśliwa oraz tak, jakbym mogła osiągnąć wszystko. Wszystkie zmartwienia, troski, czy niefortunne wydarzenia odeszły w dal. Zdawałoby się, że nigdy nie istniały.

– Za Sakurę i początek jej kariery! – Ino podniosła butelkę w górę, a my wszyscy podążyliśmy jej śladem. Śmiałam się tak, jak nigdy wcześniej.

– Nie mogę w to uwierzyć – powiedział Kiba i objął mnie ramieniem za szyję.

– A co ja mam powiedzieć? – Zachichotałam w odpowiedzi i pociągnęłam spory łyk. Przyjemna goryczka wypełniła mi usta.

– Nie mogę się doczekać, aż zobaczę te wszystkie bilbordy z Tobą. Matko, moja przyjaciółka gwiazdą! – Szturchnęłam ją.

– Nie przesadzaj – oparłam się o kanapę – to wszystko mam dzięki Tobie – niekontrolowane łzy pojawiły mi się w oczach, zamazując mi obraz – nie wiem, jak ja Ci się odwdzięczę – poczułam, jak mocno mnie obejmuje. Przycisnęłam ją do siebie i tym chciałam jej pokazać, jak ważna była dla mnie. Płakałam jej we włosy, wdychając jej zapach.

– Pamiętaj o mnie – wyszeptała mi do ucha, a ja, bez tych słów, wiedziałam, że na zawsze pozostanie w moim sercu.


O osiemnastej wieczorem stanęłam przed ogromnym budynkiem z czerwonej cegły. Znajdowałam się w jednej z bogatszych dzielnic Tokio i czułam się nieco nieswojo. Nacisnęłam dzwonek i odczekałam chwilę. Dzwoniąc w południe do Itachiego otrzymałam adres, pod którym mam się stawić na próbę. Mieliśmy zacząć od zaraz.

Było jeszcze coś. Zawsze, gdy dostrzegałam jego skupiony wzrok na mnie, czułam, jak dziwny prąd przechodzi przez moje ciało. Jego ciemne oczy zahipnotyzowały mnie od samego początku, jak tylko weszłam do studia. Przed zaśnięciem, cały ten czas poświęciłam na przypomnienie sobie tych wszystkich wystaw i plakatów, jakie mijałam przez ostatnie lata, a na których się znajdował on. By jedną z najbardziej skrytych osób z zespołu, którego przeszłość została opisana zaledwie w jednym zdaniu. Cała rodzina zginęła w pożarze. Przeżył tylko on, gdyż w tym czasie znajdował się u znajomych. Ściskało mi się serce na samo wspomnienie tego, jak czytałam jego biografię u Ino. Był równie sam jak ja, jednak mu się powiodło nieco lepiej. Przygarnęło go wujostwo. Prychnęłam na myśl, jak wiele informacji można znaleźć w Internecie. Wiedziałam, że i mnie to nie ominie. Ludzie będą ciekawi kim jestem. Z pewnością nie byliby zachwyceni, gdybym przyznała się do swojej przeszłości.

Drzwi otworzył mi Uchiha. Przygryzłam wargę będąc świadoma o czym myślałam i przyjrzałam mu się uważniej. Opinający, biały podkoszulek idealnie mu pasował, a czarne dżinsy bez zarzutów leżały na nim. Zrobiło mi się gorąco, ale zignorowałam to uczucie. Było dla mnie zupełnie nowe.

– Cześć, wchodź – zaprosił mnie do środka, a ja przestąpiłam próg. Wnętrze było nowoczesne, ale nie jakoś szczególnie luksusowe. Zgarnęło to w moich oczach wielki plus.

– Hej, reszta już jest? – Zapytałam przestępując z nogi na nogę niepewnie. Nie wiedziałam, czego mam oczekiwać.

– Czekamy jeszcze na Deidarę – wskazał mi dłonią schody w dół. Zeszliśmy do piwnicy, a do moich uszu dotarły dźwięki gitary i basu. Ten drugi wygrywał ponury rytm.

– Miło – mruknęłam pod nosem. Dostrzegłam u Itachiego mały uśmiech w kąciku ust i się zmieszałam. Nie sądziłam, że to słychać. Stanęliśmy w łuku, który oddzielał korytarz od sporego pomieszczenia pełnego instrumentów. Na podłodze rozłożone były różnego rodzaju dywany. Od pstrokatych wzorów i kształtów, po zwykłe kolorowe. Kisame stał tyłem do nas i pochylał się nieco do przodu, a Hidan siedział na krześle z gitarą elektryczną na udach.

– Ohoo, witam naszą nową panią – zawadiacki uśmiech rozciągnął się na ustach gitarzysty. Odłożył instrument i wstał z krzesła. Stanął przed nami podpierając ręce na biodrach, a Kisame w międzyczasie odwrócił się w naszym kierunku. Kiwnęłam im głową na powitanie.

– Aleś Ty rozmowna – skomentował basista. Oparłam rękę o biodro i uśmiechnęłam się do niego.

– Jakoś tak wyszło – wzruszyłam ramionami. Poczułam rękę na barku i odwróciłam głowę w bok.

– Chodź do środka – Itachi uwolnił mnie i sam podszedł do reszty. Zbliżyłam się do mikrofonu ustawionego na środku i oparłam o krzesło obok własną gitarę. Nie wiedziałam, czy będzie potrzebna, ale wolałam ją wziąć ze sobą. W końcu może przydam się do czegoś więcej niż śpiewanie. Znałam samą siebie i wiedziałam, co chcę im przedstawić. Nie będę jedynie środkiem, którym muszą zapełnić lukę. Jeśli już tu jestem – chcę nadać temu własny charakter. Tylko pozostawało pytanie czy zostanie to zaakceptowane. Nie zdążyłam dobrze usiąść na krzesełku, gdy do pomieszczenia wparował zmachany blondyn. Miał ogromny uśmiech na twarzy, a w powietrzu obijał o siebie skrzyżowane pałeczki.

– No, dziewuszki. Czas zagrać!

– Jedynymi dziewuszkami jakie widzę to Ty i Sakura – rzucił mu kpiąco Hidan i gdy tamten przechodził obok, pociągnął za jego długą, wysoko upiętą kitkę.

– Ej! – Szarpnął się. Patrząc na nich nagle cała ta otoczka Wielkiego Zespołu zniknęła. Nagle miałam przed sobą po prostu grupę zaprzyjaźnionych mężczyzn. Itachi opierał się ramieniem o swoją czarną gitarę, a Kisame z Hidanem zaczęli dokuczać blondynowi.

– Wyglądasz jak moja przyjaciółka – wyrwało mi się i musiała minąć sekunda, gdy zrozumiałam, co powiedziałam. Zażenowana spojrzałam na wielkie lustro, wiszące na prawej ścianie. Niemniej nie mogłam pozbyć się wrażenia, że stoi przede mną męska wersja Ino.

– Ha-ha! Widzisz? Nawet ona uważa, że wyglądasz jak baba – zaśmiał się z niego Kisame i szturchnął w ramię. Tamten oburzony machnął rękoma i rzucając plecak pod ścianę, usiadł za perkusją. Mamrotał cały czas coś pod nosem.

– A właśnie – tak, jakby przed chwilą poprzednia dyskusja nie miała miejsca, blondyn oparł się o bęben i kontynuował – sama napisałaś Rose?

– Co? – Zapytałam zdezorientowana. Nie było jej na płycie, bo dopiero niedawno ją stworzyłam – skąd?

– To Ty nie wiesz? – Uśmiech rozciągnął się na jego ustach, gdy w międzyczasie wyciągnął z kieszeni swój nowiutki model telefonu. Parę sekund później szalone krzyki tłumu rozniosły się po pomieszczeniu, a potem mój głos. Wstałam aż ze swojego miejsca i podchodząc do niego, chwyciłam komórkę w dłonie. Kamerzysta stał zaraz pod sceną, więc było bardzo wyraźnie widać moją twarz, która była oświetlona przez reflektory. Włosy wirowały dookoła mnie tworząc, nie jeden raz, różową kurtynę.

– Niezłe – usłyszałam za plecami głos Itachiego, a potem również słowa aprobaty od Kisame i Hidana.

– Ma już prawie dziewięćdziesiąt tysięcy wyświetleń – wmurowało mnie i aż musiałam zminimalizować okienko, by się samej przekonać. Widocznie sprawdzał to jakiś czas temu, bo liczba wynosiła już 93 tys. wyświetleń. Uniosłam dłoń do czoła, a uśmiech pojawił się na moich ustach.

– Podbijasz Internet dziewczyno i nawet o tym nie wiesz – Kisame podszedł do mnie i dźgnął mnie w bok. Odskoczyłam nieco, ale dobry humor mnie nie opuszczał.

– Hm – odwróciłam się patrząc na Uchihę, który przejechał palcami po strunach. Miał już zawieszoną gitarę przez ramię. Chwilę później zaczął wygrywać melodię. Pasowała tak bardzo do wstępu do mojej Rose, którego brakowało, że aż wstrzymałam oddech. Zauroczyło mnie to, jak jego palce zręcznie przesuwają się po gitarze. Lekko uchylił usta i kiwał głową do przodu. Jego długie włosy opadły mu nieco na oczy, jednak nie przestawał. Dreszcz przeszedł po moich plecach, gdy tak patrzyłam na niego. Nagle urwał i spojrzał prosto w moje oczy. Coś niezrozumiałego dla mnie ścisnęło się wewnątrz mojego brzucha. Otrząsnęliśmy się dopiero, gdy gwizd Hidana przeciął salę.

– No, no – zaśmiał się i poklepał Itachiego po ramieniu – dla kogo to napisałaś?

– Dla nikogo konkretnego – zakręciłam lok włosów wokół palca. Zauważyłam, jak brunet ruszył się w bok i zaczął zapisywać coś na kartce. Oddałam telefon Deidarze, który wpatrywał się we mnie rozbawionym wzrokiem.

– Panowie, uwaga! – zaczął – kandydat dla kogo ma być Rose, poszukiwany! – Zaśmiał się grając krótką sekwencję i zakończył gwałtownym uderzeniem w talerz. Nie mogłam się powstrzymać i trzepnęłam go w ramię. Śmiechy rozbrzmiały dookoła.

– Już ją lubię – dotarł do mnie głos Kisame. Pokazałam mu znak peace w powietrzu i swobodnym krokiem ruszyłam na poprzednie miejsce. Nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby nagrać mój występ, prawie dwa tygodnie temu. Dwa tygodnie! A to już miało tak dużo odsłon.

– Zajmiemy się Rose po festiwalu. Jest warta uwagi – Itachi ustawił się po mojej lewej stronie – na razie naszym priorytetem jest ten występ. Mamy zagrać trzy utwory – wyciągnął dłoń na stojak między nami i wyciągnął stamtąd plik kartek. Podał mi go – to nie jest dużo, ale nie znamy się. Aby zagrać, jak zespół musimy nim być. Wykorzystajmy ten czas dobrze – przewertowałam strony i spojrzałam na tytuły. Znalazło się tam Starless Night, które śpiewałam w studiu, A little Pain oraz Recorded Butterflies. Potarłam kawałek papieru w miejscu, gdzie był ostatni tytuł.

Recorded Butterflies nie nam – przyznałam się i zagryzłam policzki od wewnątrz. W odpowiedzi uzyskałam długie spojrzenie bruneta. Hidan zaczął wygrywać coś na gitarze, więc uwagę przeniosłam na niego.

– Nie znasz tego? – Zapytał, gdy skończył. Rumieniec oblał moje policzki.

– Kiedy to wydaliście?

– W sumie to ostatni singiel, który nagraliśmy z Konan. Ma może z dwa miesiące? – Wyjaśnił mi Kisame, ale widać było, że są zaskoczeni tym, co powiedziałam. Podrapałam się po policzku.

– Słyszałam to może raz, czy dwa w klubie, gdzie pracuję. Ale tak, to nie – sięgnęłam do kieszeni spodni i z zażenowaniem uniosłam w górę mój telefon z innej epoki – jak widać nie mogę sobie pozwolić na kupno czegoś więcej niż taka cegła, więc ciężko bym była na bieżąco – przymknęłam powieki. Pierwszy raz odczułam, że było to aż tak uciążliwe. Irytujące, a jednocześnie poniżające było przyznawanie się do czegoś takiego.

– Raczej nie mogłaś sobie pozwolić. To się zmieni – Deidara odchylił się na krzesełku perkusji i podrzucił pałeczkę do góry. Zrobiła dwa obroty w powietrzu zanim ją złapał – wiesz, że będziesz musiała zrezygnować z tej roboty? – Kiwnęłam głową w potwierdzeniu.

– Złożę wypowiedzenie zaraz przed festiwalem. Nikt nie wie, kim jestem – wzruszyłam ramionami i zaczęłam się bawić kablem od mikrofonu – póki co, muszę się jakoś utrzymać.

– Rodzice Ci nie pomogą? Przecież możesz zamieszkać przez te dwa miesiące z nimi – widocznie Hidan i cała reszta nie znała mojej przeszłości. Z jednej strony byłam wdzięczna, że Itachi bądź Takeda nie rozpowiadali wszystkim tego. Ale musiałam w tym przypadku sama im opowiedzieć, a to było nieco trudniejsze.

– Nie mam rodziców, ani krewnych. Jestem sierotą – westchnęłam i przeczesałam włosy – tak naprawdę, odkąd wyrzucili mnie z sierocińca byłam zdana na siebie – widziałam, jak drugi gitarzysta nieco się zmieszał moją odpowiedzią.

– Sorry, że pytałem – machnęłam na to ręką.

– Skąd mogłeś wiedzieć? Z resztą. Gramy? Bo będziemy tak gawędzić do rana – wykręciłam się z tematu. Widziałam ich ciekawskie twarze, jednak nie miałam ochoty opowiadać im tego wszystkiego. Nie było sensu.

– Na razie skupimy się na tych dwóch utworach. Starless znasz. A A Little Pain?

– Tak.

– To dobrze. Popracujemy w dwójkę nad tym ostatnim – szturchnął palcami kartki, które trzymałam – z biegiem czasu opanujesz pozostałe. Dam Ci całą naszą dyskografię wraz z nutami i słowami. Nie musisz znać ich wszystkich na pamięć. Warto jednak, byś kojarzyła je i potrafiła zaśpiewać, gdy przyjdzie na to pora – kiwnęłam głową w zgodzie. Wiedziałam, że przyjmując stanowisko, które już wcześniej ktoś inny zajmował, będę zmuszona do pracy z poprzednimi tekstami. Wynagrodzi się to jednak tym, że będę mogła mieć wkład w następne. Na samą myśl, że Itachi wyszedł z inicjatywą do Rose fala podekscytowania przechodziła po mnie całej – okej. Zaczynajmy zgodnie z kolejnością.

Usłyszeć ich z jakiegoś odtwarzacza, a na żywo to było zupełnie inne uczucie. Gęsia skórka, która pojawiła się na mojej skórze, była tego najlepszym dowodem. Czułam się silna, czułam tę moc. Byłam częścią tej mocy. Obserwowałam z fascynacją, jak Itachi wygrywa pierwsze nuty, a pozostała reszta dołącza do niego. Czyste, pewne ruchy, aż przychodzi pora na mnie. Chwyciłam mikrofon w rękę, opuściłam jedną nogę na ziemie. Biorąc głęboki oddech zaczęłam śpiewać pierwsze słowa. To nie było moje dzieło, nie potrafiłam wczuć się tak dobrze w to, co Konan chciała przekazać. Ale starałam się i robiłam wszystko najlepiej jak mogłam.

– Stop! – Itachi przestał grać i zatrzymał nas. – Pamiętasz swoją wersję tego utworu? – Przekrzywiłam głowę w bok nie rozumiejąc – zaśpiewaj to tak, jak wtedy w studio. Wszystko jest dobrze – zapewnił mnie, a lekkie napięcie zeszło ze mnie – ale to jest Konan. Zaśpiewaj siebie. Tak, jak wtedy.

– Ale czy przypadkiem nie o to chodzi? To nie są moje teksty. To Konan i to jej ludzie będą oczekiwać.

– A potem będziesz uważana jedynie za jej kopię – założył ręce na gitarze – chcesz tego? – Otworzyłam oczy szerzej. Nie spodziewałam się tego, jednak...

– Nie, nie chciałabym.

– My wszyscy wiemy, że nie jesteś nią. Jesteś naszą szansą – chciałam zaprzeczyć, jednak nie dał mi dojść do słowa – szukaliśmy kogokolwiek na jej miejsce. Nikt nie był odpowiedni, a ja nie jestem w stanie zaśpiewać damskiego głosu.

– Tak naprawdę, gdybyśmy nie znaleźli nikogo do festiwalu, to byłby upadek Akatsuki. Nie bylibyśmy w stanie przebić się ponownie – dodał od siebie trochę również i Kisame.

– Może za parę lat – Deidara postukał pałeczką po talerzu – gdy ludzie zapomnieliby o nas i nagle pojawił się wielki comeback.

– Choć i wtedy to nie byłoby to – potwierdził ich słowa Itachi. Byłam zdziwiona tym. Przecież na pewno musieliby odbić się w końcu od dna. Dlaczego ustawiano na margines akurat teraz ten okres?

– Dlaczego w ogóle Konan odeszła? – Byłam tego ciekawa. W końcu byli w kwitnącym momencie swojej kariery. I nagle odchodzi kluczowy członek zespołu. Ciężkie westchnięcie wydobyło się z ust Uchihy.

– Sprawy prywatne – skrzywiłam się słysząc niejednoznaczną odpowiedź. Przez dłuższą chwilę trwała cisza, a atmosfera w pomieszczeniu stała się zdecydowanie cięższa. Chciałam już coś powiedzieć, by nieco ją rozładować, gdy uprzedził mnie Itachi.

– Jeśli zachowasz to dla siebie...

– Nie miałabym w tym żadnego celu, by rozpowiadać takie rzeczy. – Poczułam dobitnie jego oceniające spojrzenie. Nie ugięłam się, dając potwierdzenie moich słów. – Jednak jeśli to tak delikatna sprawa, to nie ma problemu. Nie pytałam – uniosłam lekko ręce w górę, nie wymagając niczego. Skoro nie był znany publicznie konkretny powód, musiało być to coś naprawdę poważnego. Nikt się nie odezwał. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Ostatecznie, po dłuższej przerwie, Itachi kiwnął głową.

– Poroniła miesiąc temu – zaczął delikatnie, a mnie od razu dopadły wyrzuty sumienia, że pytałam. – Lekarze mówili, że niemożliwym jest by miała kiedykolwiek dziecko. Gdy okazało się, że udało się im, ale niestety je straciła... – jego głos przez moment się ściszył. Przeczesałam z winą włosy. To nie była moja sprawa – załamała się tym tak bardzo, że odmówiła dalszej współpracy.

– Przykro mi. Przepraszam, nie powinnam w sumie się tym interesować – przygryzłam wargę nerwowo.

– Dobra, koniec użalania się – szalone podrygiwanie na bębnach rozproszyło ciężką atmosferę – dajesz maleńka. Tamto wtedy było naprawdę dobre – zachęcił mnie Deidara posyłając uśmiech.

Więc dałam się ponieść tak, jak wtedy. Nie znałam głębszego przekazu i tych uczuć, ale starałam się przerobić je na coś innego. Zwrócić uwagę na inne znaczenie słów. Śpiewałam trzymając mikrofon bardzo mocno w dłoni.

Jak urzeczona patrzyłam na solówkę Itachiego. Wydawał się tak władczy i pewny siebie. W każdym ruchu wiedział, co robi. Nie chciałam mu ustępować w tym, więc sama wstałam z krzesełka i zamknęłam oczy. Z nową motywacją ponownie zabrzmiały słowa z moich ust. Zacisnęłam mocniej powieki i dałam z siebie więcej, niż mogłabym przypuszczać. Gitara, którą później słyszałam wydawała się przyjąć moje wyzwanie i wręcz mogłam odczuć, jak Itachi stara się mi podbić poprzeczkę jeszcze wyżej. Otworzyłam powieki przy ostatnim chwycie i spojrzałam po reszcie, by ostatecznie zatrzymać się na brunecie. Uśmiechał się do mnie chytrze.

– No i o to chodziło, mała – Kisame wygrał tempo na basie. Wyraz twarzy gitarzysty wystarczał mi, by wiedzieć, że są to prawdziwe słowa.


Próba trwała do pierwszej w nocy. Gdy reszta się zbierała, Itachi wziął mnie na bok i podał pięć ich oryginalnych płyt. Chwilę później trzymałam również całą grubą teczkę z tekstami. Wiedziałam, że zdecydowanie będę musiała pożyczyć laptopa od Ino, jednak entuzjazm mnie nie opuszczał.

Następna próba miała się odbyć po jutrze, dlatego na następny dzień zostałam od razu zwerbowana, by pracować z Itachim nad Butterflies. Byłam mu za to wdzięczna. Wiedziałam, że będzie miał zupełnie inny pogląd na to niż ja. Zawsze również muzyka na żywo inaczej działała niż ta z nagrania.

Wychodząc zarzuciłam kaptur bluzy na głowę, bo lekko zaczęło kropić. To, co właśnie miało miejsce było nieprawdopodobne i wręcz miałam ochotę już od zaraz wziąć się do roboty. Czekała na mnie jednak praca. Uprzedziłam Ino, że mogę dopiero późno się zjawić, więc byli z Kibą sam na sam. Przyspieszyłam kroku, by dotrzeć do klubu jak najszybciej. Było mi nieco żal, że będę musiała zrezygnować z niego. Wiązałam z nim wiele miłych wspomnień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro